Głodówka 9-cio dniowa

in #pl-kuchnia3 years ago (edited)

Kolejny wpis, być może bliski postanowieniom noworocznym, które wielu z nas przedsiębierze. Będzie o głodówce 9-cio dniowej, którą przeprowadziłem eksperymentalnie (nie próbuj tego w domu) na przełomie września i października 2017 roku. Będzie mi nieco łatwiej o tym pisać, z uwagi na fakt, że prowadziłem wtedy dziennik. Zapisywałem w nim uwagi dotyczące stanu zdrowia i innych zaobserwowanych u siebie objawów.

sid-balachandran-_9a-3NO5KJE-unsplash.jpg
Panda dla zasięgów

Zacznę od tego, że nie było to moje pierwsze podejście do głodówki w takim wymiarze. Wcześniej kilka razy próbowałem, ale wymiękłem – uczucie głodu było silniejsze i poddawałem się najczęściej drugiego dnia. Zaznaczę raz jeszcze (pisałem o tym przy okazji diety warzywno-owocowej), że gwałtowne skoki poziomu cukru we krwi nie są dla organizmu dobre; więcej – są niebezpieczne. A zatem, mając na uwadze tak drastyczne obniżenie poziomu cukru w przyjmowanych pokarmach (jest jasne, że na głodówce – pijąc samą wodę – poziom cukru jest zerowy), trzeba stopniowo obniżyć ten cukier przed głodówką. Tak też zrobiłem, kilka dni przed głodówką przeszedłem na dietę 100% ketogeniczną, a i wcześniej nie gustowałem w wysokowęglowodanowych posiłkach.

  • Pierwszego dnia sieknąłem sobie spore dawki witaminy C celem, li tylko, oczyszczenia jelit (coby nic tam niepotrzebnie przez 10 dni nie zalegało). Po wstępnej diecie keto, pierwszy dzień głodówki był ciężki. W dzienniku odnotowałem wtedy bardzo, bardzo mocne osłabienie i ból głowy.

  • Drugiego dnia (sobota) – stało się to szybciej niż przypuszczałem – odnotowałem oczekiwany brak głodu. Tak, dokładnie – po kilku dniach głodówki wcale nie odczuwa się głodu. Strzelałem, że to będzie trzeci lub czwarty dzień; był to dzień drugi. Widocznie wstępna dieta ketogeniczna i nienajgorsza kondycja fizyczna były moimi sprzymierzeńcami. Drugiego dnia także ból głowy się zmniejszył. W dalszym ciągu czułem osłabienie, jednak już nie takie jak dnia pierwszego. Siły fizyczne pozwoliły mi na drobne prace i skoszenie trawy (co zajmuje ok. 3 godzin) więc było całkiem spoko.

  • Trzeci dzień (niedziela) – osłabienie coraz mniejsze, w dalszym ciągu odczuwam brak głodu. Dodam, przy okazji tej krótkiej notki, że przez cały okres głodówki piłem ciepłą wodę mineralną niegazowaną. Cisowiankę, a jakże! Podgrzewałem sobie w metalowym kubku, coby oszukać żołądek, że dostaje zupę.

  • Czwarty dzień (poniedziałek) – brak głodu, zmęczenie coraz mniejsze. Tego dnia odnotowałem kłujący ból w okolicach pęcherza.

  • Piąty dzień (wtorek) – brak głodu, normalne samopoczucie. Sporo się tego dnia nachodziłem (około 8 km) więc lekkie osłabienie mogło wystąpić.

  • Szósty dzień (środa) – nic szczególnego.

  • Siódmy dzień (czwartek) – nic szczególnego.

  • Ósmy dzień (piątek) – nic szczególnego, ogólne osłabienie. Dodam jeszcze, że przez te dni, w których nic szczególnego się nie działo, spacerowałem 3-8 km dziennie. Wszelkie inne aktywności fizyczne zawiesiłem.

  • Dziewiąty dzień (sobota) – rano odczułem mały głód, minął po wypiciu wody. Dodam, że jest to na tyle ekstremalny stan dla organizmu, że często np. wstając po pozycji siedzącej trwającej ponad godzinę (zanotowałem w dzienniku „kilka godzin” – pracowałem wtedy intensywnie nad programem symulacyjnym i teorią do artykułów, więc zdarzało się siedzieć kilka godzin), było mi przez kilka sekund słabo. Nie uznałem tego za stan alarmujący, który skutkowałby przerwaniem głodówki, bo miewałem już takie mroczki przed oczami po kilku godzinach niejedzenia lub po dużym wysiłku fizycznym.

Na koniec dodam, że przez kilka środkowych dni (nie zanotowałem tego, były to chyba dni 4-6), zgodnie z różnymi poradnikami, które czytałem przygotowując się, doszło do intensywnego oczyszczenia nerek. Uczucie sikania żyletkami. Trzeba się mentalnie przygotować, że jeśli jest jakiś piasek w nerkach lub mikro kamienie, to trzeba będzie je „urodzić”. No nic przyjemnego, generalnie mówiąc.

mrjn-photography-YpZ2cj4s0oo-unsplash.jpg

Podsumowując – każdy w życiu robi jakieś mniej lub bardziej mądre rzeczy, osobiście nie jestem super dumny z tego, że zdecydowałem się na głodówkę i raczej bym tego nie powtórzył (a na pewno nie w takim wymiarze). Odnotowałem jednak kilka plusów. Przede wszystkim dobre samopoczucie, bystrzejszy umysł. Myślę, że działa tu czysta biologia, zmysły naszych przodków raczej się wyostrzały podczas szukania pożywienia lub polowania (generalnie, w stanie głodu). Kolejna sprawa – często miewałem zgagę, po głodówce miałem błogi spokój przez jakieś 2 lata, kompletnie żadnych objawów po zjedzeniu czegokolwiek. Niedawno problem zaczął wracać, ale łagodnie. Mam niemal niezauważalne schorzenie przewlekłe, bardzo drobna sprawa, ale odnotowuję, że zmiany cofnęły się w kolejności odwrotnej do chronologicznej – zaczynając od tych, które najpóźniej wystąpiły. Zniknęły bez śladu. Zgubiłem 6 kilogramów w trakcie tych 9ciu dni. Konkludując – głodówki nie żałuję, ale raczej nie polecam.

Photos:
[1] — Sid Balachandran, Unsplash
[2] — mrjn Photography, Unsplash

Sort:  

coby oszukać żołądek, że dostaje zupę

Cwany lis!

Kiedyś (jak mieszkałem w Damaszku Europy) Kamil Sz. przyjechał do mnie z jakimś Ukraińcem, którego zabrał autostopem, a który jechał do Monachium. Pił tylko herbatę z miodem. Nie jadł nic. Cały czas. Całkiem sprytne. Pojechać do kraju na Zachodzie Europy i nic nie jeść. Niezła oszczędność.

Fajnie, że prowadziłeś dziennik. Ja bym się chyba nie zdecydował. (na głodówkę, nie na dziennik)

Racja! Nie wspomniałem o ekonomicznych aspektach głodówki (no co tu dużo mówić - opyla się). Dodatkowo, pojawia się dodatkowa godzina (lub nawet dwie godziny; sprawa indywidualna) w dobie - nie trzeba przygotowywać posiłków :)

No, no... dobrze że nic Ci się nie stało :)
Ketoza z pewnością była Twoim sprzymierzeńcem i podczas głodówki nadal byłeś w tym stanie, dlatego nie czułeś głodu a Twoje samopoczucie było w miarę dobre. Ale na 9 dni głodówki raczej bym się nie zdecydowała ;)
Ciekawa jestem czy wracałeś jeszcze do ketozy.

Tak, wracałem do ketozy, ale każdorazowe wejście w ten stan było jakimś wyzwaniem, nie było mi łatwo. No i motywacja już była słabsza. Jak się trafiła jakaś okazja/zaproszenie podczas ketozy to już trudniej było odmówić - polska gościnność :). Nie chciałem po prostu wybrzydzać i sprawiać komuś problem swoimi wynaturzonymi nawykami jedzeniowymi ;)
Wytrzymałem chyba maksymalnie tydzień. Plus miałem jeszcze kilka "sesji" po 3-5 dni bodajże.
A Ty stosujesz keto-dietę? :)

Tak, jesteśmy razem już prawie 2 lata :)
Po próbach różnych innych diet, postawiłam na low carb i to był strzał w 10 dla mojego organizmu, zareagował od razu spadkiem wagi i lepszym samopoczuciem. Potem nadszedł czas na ketozę i tak jest do dziś. Oczywiście miałam wpadki, często zamierzone dla sprawdzenia co się stanie - od razu następnego dnia waga i cukier w górę nawet po małym grzeszku.
Prawda jest taka, że do niczego mnie nie ciągnie a węgle wręcz mnie odpychają. Jedynie piwo ma jakąś przyciągającą moc ;)
Moje samopoczucie jest rewelacyjne, jestem pełna energii, zniknęły dolegliwości i alergie, cukier w normie (a było bardzo źle), nie jestem głodna, nie chce mi się spać - i to jest najważniejsze :) Przy okazji 20 kg na minusie :D

Wow, szacuneczek! A jak wygląda reakcja organizmu na okazjonalne piwko? Organizm od razu wybija się z ketozy czy jeśli ten stan trwa długo (stan ketozy) to jest to niewielkie zaburzenie? Długo później trzeba wchodzić w ketozę? Ale mnie zainteresowałaś, mam ochotę znów spróbować tej keto-diety :D

Z tego co wiem, to twardziele nie piją będąc w ketozie, chyba że jakiś czysty i szlachetny trunek w bardzo małych ilościach i bardzo rzadko. Piwo natomiast jest zdradliwe ;) Tak czy inaczej, każdy reaguje inaczej, wiadomo...
Wybicie z ketozy zależy od różnych czynników, podobnie jak samo wejście w ketozę. Na początku sama nie wiedziałam czy jestem czy nie, pierwsza adaptacja zawsze jest najdłuższa i chyba najmniej przyjemna chociaż i na to nie ma reguły. Potem, jeśli organizm już nauczył się korzystać z ketonów, wejście w ketozę jest łatwiejsze i szybsze.
Trzeba skorzystać z pomocy specjalisty, poczytać, pilnować codziennie makro, na początku korzystałam z apki, mam nawet tutaj kilka wpisów z okresu mojego odchudzania. Ja to zrobiłam sama i dla zdrowia, nie miałam innego wyjścia ;)
W Polsce jest łatwiej myślę, dieta keto jest na tyle znana że istnieją lokale gastronomiczne, sklepy itd. Grecy jedzą bardzo dużo węgli i dziwią się jak zamawiam np. gyrosa bez frytek i pieczywa ale nie zwracam na to uwagi, to moje zdrowie i moje życie :)

Trzeba skorzystać z pomocy specjalisty, poczytać, pilnować codziennie makro, na początku korzystałam z apki, mam nawet tutaj kilka wpisów z okresu mojego odchudzania.

Dzięki! Za motywację przede wszystkim :) Przejrzałem te wpisy i chyba czas na odkurzenie diety ketogenicznej, zwłaszcza, że do kwietnia chciałbym zrzucić około 10 kg xD

Ja też mam do zrzucenia parę świątecznych kilogramów a to kolejna nauczka dla mnie ;)
Obserwuj poziom cukru, z moich obserwacji wynika że musi spaść żeby schudnąć (nie wiem jak Ty ale ja mam problem z cukrem a daleka jestem od brania jakichkolwiek tabletek). Dlatego low carb i keto w moim przypadku się sprawdziły, na wege jadłam węgle i tyłam zamiast chudnąć.
Zawsze możemy pogadać na chacie jakby co, pozdrawiam :)