Nadszedł dzień wyjazdu do Trethevy
i choć za oknem leje zbieramy swe manele,
chce się gdzieś wyrwać, by zapomnieć co wokół się dzieje...
Podczas jazdy leci audiobook - „Potęga Podświadomości”
o tym jak myśli mają wpływ twórczą
i za sprawą szczerej wiary potrafią się urzeczywistnić.
I tak za radą Josepha Murphy wierzę że tam nie będzie padać
a spadnie tylko kropel dla ochłody
i tak przede mną topiły się deszczu lody.
Im bliżej miejsca tym deszcz ustawał,
kreowany wyobraźnią czas nastawał.
A miejsce to niesamowite.
Namiot rozłożony na niewielkim szczycie
Trethevy i widoczne okolice czekały na odkrycie.
Ocean Atlantycki, góry i polne kwiaty
a wokół mewy krążyły i czekały na ochłapy.
Jedna nawet nas polubiła
bo codziennie przylatywała
i obok nas była.
Kiedyś nawet kiełbaskę grilowaną zakosiła.
Alfred, to imię tego ptaka
jak przyleciał inny to była już draka.
Bo ten teren należał do Alfreda
a on pilnował by nie zbliżyła się już inna mewa.
Po prawej stronie od miejsca pobytu
wąskimi dróżkami nad przepaściami
oglądaliśmy ocean a w nim góry
co miały różne kształty i przypominały jakieś figury.
To miejsce z oknem w górach
przypadło mi do gustu,
było też takie podobne do biustu,
fragment góry przypominający misia
i taka postać co leży na wodzie wpatrzona w chmury
-beztroski relaks na łonie natury.
W tym pięknym miejscu stał nawet dom.
Na jednym z szczytów był biały budynek
a nad nim chmury blasku dodawały
i sprawiały wrażenie jakby był zaczarowany.
Zachody i wschody robiły wrażenie
sprawiały że miejsca już widziane
były na nowo odbierane.
U rzekła mnie nad oceanem dzika roślinność,
wyrastająca nawet ze skał,
była w niej jakaś niewinność...
Zaś po lewej stronie od pola namiotowego była plaża,
lecz zejść na nią nie było proste.
Przepaście sprawiły że ustałam w połowie
i lęk wysokości zagrodził mi drogę.
Za sprawą potęgi podświadomości
wyobraziłam sobie że tam już jestem,
i skoro inni mogą to ja też tam być mogę.
I za drugim podejściem już miałam w sobie siłę,
pokonałam lęk i to było miłe.
A to co ujrzałam było tego warte!
Wodospad i ocean tak czysty
ktoś leżał na jednej z płaskich skał
i ręką łapał ryby.
Zejście po linie z supłami na plażę było ekscytujące
a skały tam strome i śliskie
i nie trzymając się można stracić zęby wszystkie.
Był przypływ i zalewało wejścia do jaskiń.
I wyjście z oceanu nie było już proste,
musiałam wspiąć się na pobliski fragment skały
a że był śliski z powrotem jak foka wpadłam w wodę.
Zeszliśmy z plaży bo przypływ zalewa ją całą
by po paru godzinach odsłonić na nowo
i pokazać co w sobie ciekawego skrywa.
A są tam skały obrośnięte glonami
i ciekawymi wzorami.
Wracając chmura szła za nami
i zasłaniała obraz cały.
Byłam więc w chmurze
to przeze mnie przenikała
i sprawiała że to miejsce z innej strony odkrywałam.
A gdy odsłoniła widoki znów
pełnia szczęścia dla oczów i duszy nastała.
Ocean ukoił mnie swymi kolorami i cichymi odgłosami,
ugościł niezapomnianymi wrażeniami.
Warto było pokonać swe ograniczenia
żeby zobaczyć to co było do zwiedzenia.
Trethevy nie mówię ci żegnaj lecz do zobaczenia.
The best photography.. amazing anggel
Congratulations @dorotti! You have completed the following achievement on the Hive blockchain and have been rewarded with new badge(s) :
Your next target is to reach 10000 upvotes.
You can view your badges on your board and compare yourself to others in the Ranking
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word
STOP