Birmańskie wesele, perły Mandalaj i zachód słońca w Amarapurze (Mjanma #8)

Czternaście i pół godziny w podróży by pokonać nieco ponad 200 kilometrów oddzielających Hsipaw od Mandalaj, brzmi co najmniej kosmicznie. Jeśli do tego dodamy fakt, że moim kolejnym celem na birmańskiej mapie podróży wcale nie było Mandalaj, niektórzy pewnie strzelili by sobie "kulkę w łeb". W Mandalaj chciałam spędzić jeden cały dzień i ruszyć dalej. Co mnie tam przyciągnęło? Nie będę zdradzać szczegółów tak od razu ;) Zapraszam do ostatniego wpisu w tym roku =)

P_20181107_111035_BF-01_1-01.jpeg

A ku ku Mandalaj!

Pominę również jak dotrzeć z Hsipaw do Mandalaj - całą relację możecie przeczytać w moim poprzednim wpisie, poniżej link =]

https://steemit.com/pl-travelfeed/@lynxialicious/nowy-wymiar-podrozy-koleja-najslynniejsza-i-najwolniejsza-birmanska-trasa-przez-wiadukt-goteik-mjanma-7

Dodam tutaj tylko, że dopiero koło północy zajechałam do Mandalaj. Niby zmęczona, czy też trochę wykończona podróżą powinnam ją nieco odsypiać, ale nie. Szkoda czasu na sen. Poza tym jakoś nie wiem, w Mjanmie zegar biologiczny mi się przestawił i sama z siebie wstawałam ok. 6 rano, no max 7 ;) Nie chcąc tracić czasu, niedługo potem wyruszyłam "na miasto".

Mandalaj i dawne stolice Mjanmy

Zaraz po Rangunie, Mandalaj jest drugim co do wielkości miastem w Mjanmie. Wspólną cechą tych miejsc jest również fakt, że obie niegdyś były stolicami Birmy. Co więcej, wokół Mandalaj znajdują się cztery inne, starsze stolice: Amarapura, Inwa, Sagaing oraz Mingun. Nie wiem jak Wy, ale ja mam wrażenie, że tych stolic były sryliardy ;) Również obecna stolica, Naypyidaw jest świeżakiem, bo swoją pozycję piastuje od 2005 roku.

Podobno Mandalaj i okoliczne ex-stolice stanowią "jedną z największych atrakcji kraju". Ja natomiast ograniczyłam się jedynie do pierwszego miasta i Amarapury. Może i jestem ignorantką, ale trochę szkoda mi było czasu na pozostałe trzy miejsca =) Co więcej, w sumie to przybyłam tutaj głównie dla Amarapury. Dlaczego? Były dwa powody. Po pierwsze, gdzieś zawsze z tyłu głowy kołacze mi się myśl, że duże miasta są za duże i chcę jak najszybciej z nich uciekać. Takie też przeświadczenie miałam w związku z Mandalaj. Postanowiłam jednak dać temu miastu szansę, a w zasadzie kilka godzin z rana ;) O drugim powodzie będzie poniżej, obiecuję ;)

P_20181107_170715-01.jpeg

Jezioro Taungthaman w Amarapurze

Poszukiwanie slow boat ferry do Bagan

Swój spacer po Mandalaj rozpoczęłam nie w kierunku najsłynniejszych miejsc, perełek tego miasta, ale w kierunku rzeki Irawadi. Od spotkanego w Hsipaw Francuza dowiedziałam się, że są tanie slow boat ferry w kieurnku Bagan, gdzie chciałam się udać po Mandalaj. I kiedy mówię tutaj o slow boat ferry, to naprawdę mam na myśli mega slow boat - zawrotne około 180 kilosów (gdyby jechać normalną drogą) taka łódka pokonywała wzdłuż rzeki w około 16, a zazwyczaj i więcej godzin. Świetny pomysł zwłaszcza po 14 godzinnej podrózy z Hsipaw, a jak! Brawo ja! =]

A tak szczerze, to naprawdę chciałam to zrobić ;) Jak dotarłam na brzeg rzeki, to się okazało, że jedyną opcją jest nieco szybsze slow boat. Kiedy próbowałam się dogadać z lokalsami próbując im wytłumaczyć, że szukam tańszej łodzi, to (jeśli dobrze zrozumiałam), takie publiczne łódki już nie funkcjonują od grudnia zeszłego roku. Jedyną opcją jest niby slow boat, ale zdecydowanie szybszy (jedyne 10 godzin na rzece), ale diametralnie droższy. Otóż slow boat ferry dla przeciętnego Birmańczyka (w tym również i mnie :P) kosztowało niegdyś 18,000 MMK (ok. 12 USD). Z kolei slow boat, ale ten szybszy (ja go nazwałam bardziej "fancy boat"), to już wydatek rzędu 42 USD. W tym uwzględnione są posiłki hahahaha - chyba to miało tłumaczyć cenę :P No takiej ekstrawagancji to ja nie wpisywałam do swojego budżetu. Zresztą, jak zobaczyłam owy droższy środek transportu, to stwierdziłam, że jak na mnie, to jest to zbyt burżujska opcja ;) Stąd fancy boat :P Pozostał mi zatem jedynie publiczny minibus w cenie 9,000 MMK i 36 dolków w kieszeni :P

Birmańskie wesele w środku ośmiodniowego tygodnia? Czemu nie!

Podczas mojego małego spaceru w kierunku Irawadi, zauważyłam kilka "otwartych" imprez wzdłuż ulicy. Warto tutaj napomknąć, że była może 9 rano :P Trochę dla mnie to było dziwne, zważywszy na fakt, że była środa. Pal licho, że 9 rano, muza na full'a, wszyscy pięknie ubrani i jazda! Mijając chyba już trzecią bibę z rzędu, podeszłam bliżej, by sprawdzić z bliska co to się tam dzieje ;) Okazało się, że były to wesela! Nieśmiało zapytałam, czy mogę zrobić zdjęcie, na co Birmańczycy zarzucili uśmiech numer chyba 100 kiwając głową, że oczywiście ;) Ba, od razu mnie złapali za ręce i zaprosili do środka!

P_20181107_084348-01.jpeg

"Sala" weselna

Jak wygląda weselicho? Całkiem spoko ;) Otóż jest multum stołów zastawionych kolorowymi lodami, ciastami i napojami. Alkoholu raczej tam nie dojrzałam - ludzie zresztą nie wyglądali na pijanych. Poza tym hej, w końcu była 9 rano w środę! Jak wyżej napisałam, muza grała na fulla, para młoda chodziła między gośćmi pozując do licznych zdjęć, ale nikt nie tańczył. Był również kamerzysta i zawodowy fotograf, a jak! W końcu podobno chajta się raz w życiu, więc trzeba upamiętnić takie wydarzenie ;)

P_20181107_084508-01.jpeg

Tak, to jest właśnie para młoda. I tak, ziomek był ubrany na różowo ;)

Ja tymczasem dostałam przepyszny pucharek lodów, kilka talerzy ciasta i towarzystwo zaciekawionych mieszkańców Mandalaj ;) Co więcej, miałam wrażenie, że ja byłam tam większą atrakcją niż sama para młoda :P - każdy chciał zrobić sobie ze mną zdjęcie i coś powiedzieć po angielsku. Aż mi się głupio zrobiło i jak tylko udało mi się opędzić od gości, to poszłam do pary młodej życzyć im szczęścia na nowej drodze życia - co prawda po angielsku, ale dwóch moich nowych ziomków chyba mnie zrozumiało i przetłumaczyło jak trzeba ;)

P_20181107_084648-01.jpeg

Słodkości weselne =]

A skąd ten ośmiodniowy tydzień? Mówiłam już, że Mjanma jest wyjątkowym krajem, prawda? Kolejną ciekawostką jest fakt, że ichniejszy tydzień składa się nie z siedmiu, a z ośmiu dni! Co więcej, dalej mamy do czynienia z tygodniem 168-godzinnym. Cud Harry'ego Pottera? Nie do końca ;) Otóż ośmiodniowy tydzień, to tzw. tydzień ceremonialny - każdy dzień tygodnia ma przypisany kierunek świata, odpowiednią planetę i charakterystyczny znak zodiaku. Zatem jakie dni tygodnia mają mieszkańcy Mjanmy? Poniedziałek, wtorek, środa rano, środa po południu, czwartek, piątek i resztę sami znacie ;) W życiu codziennym natomiast stosuje się normalny siedmiodniowy podział tygodnia :)

P_20181107_101206-01.jpeg

Tutaj już inna młoda para, również w różu, na sesji fotograficznej w Kuthodaw Paya

Zapytacie pewnie, dlaczego wesele jest środę? Ja też się nad tym zastanawiałam i próbowałam wyjaśnić tą zagadkę z uczestnikami wesela. Usłyszałam jedynie "happy day" i "after full moon". Wywnioskowałam zatem, że musi to być ściśle związane z astrologią, która zajmuje bardzo ważne miejsce w życiu każdego Birmańczyka. Pamiętacie mojego przewodnika podczas trekkingu z Kalaw? Podpytałam jego jeszcze o co chodzi z wyborem dnia tygodnia w związku z weselem - czy wszyscy Birmańczycy chajtają się w środy? Czy może czekają aż księżyc będzie w pełni? Okazuje się, że jeśli chodzi o wybór dnia i czasu ceremonii zaślubin, ba, nawet koloru kiecki panny młodej, Birmańczycy pytają astrologów o poradę. Nawet czasem konsultują czy dana para powinna się ochajtać - chodzi o "odpowiednią" kombinację dnia tygodnia, w której potencjalni przyszli małżonkowie się urodzili. Również mieszkańcy Mjanmy są przesądni jeśli chodzi o miesiąc zaślubin - najlepsze miesiące to luty, kwiecień, maj, czerwiec, październik oraz listopad. Te miesiące są powszechnie uważane za bardziej szczęśliwe dla długiego i udanego pożycia małżeńskiego =]

Uff, tyle info udało mi się zebrać. A ja myślałam, że weselicha w Polsce mają skomplikowane zwyczaje i przesądy ;)

Perły Mandalay

OK, wróćmy z powrotem do normalnego dnia powszedniego pod tytułem środa i mojego zwiedzania Mandalaj. Znad rzeki jeden bardzo sympatyczny Birmańczyk zabrał mnie za zawrotną kwotę 1,5 tysiaka MMK do mandalajskiego zagłębia... stup ;) Tak, tak, znowu stupy ;)

P_20181107_100328_BF-01.jpeg

Mandalajski taxi driver ;)

Jako że miałam dość ograniczony czas, który chciałam spędzić w Mandalaj, również starannie wybrałam miejsca, które chciałam zobaczyć. Na samym początku odpuściłam Pałac Królewski - ogromny i trochę drogi (10k MMK). Dla mnie nawet nie tyle szkoda kasy, co czasu. Dlatego też na pierwszy ogień poszła stupa Kuthodaw Paya.

P_20181107_102301.jpg

Jest to o tyle wyjątkowe miejsce, że można tam znaleźć największą na świecie książkę. Książka ta składa się z 729 kamiennych małych hmm... grot/jaskiń tudzież stup. Każda taka mała jaskinia w środku zawiera marmurową płytę, gdzie z obu stron znajduje się tekst z Tripitaki (najświętszy tekst buddyzmu Theravada). Sama stupa Kuthodaw jest ozłocona i całkiem okazała.

P_20181107_101345-01.jpeg

Małe "jaskinie" ze stronami największej książki na świecie

Niedaleko Kuthodaw Paya znajduje się podobna Paya - Sandamuni, nieco mniejsza niż swoja sąsiadka. Również tutaj znajduje się multum białych stup zawierających Tripitakę :)

P_20181107_105744-01.jpeg

P_20181107_111256_BF-01.jpeg

Przechadzając się po wyżej wymienionych stupach cały czas wasze oczy będą się zawieszać na wzgórzu Mandalaj. Nieważny gorąc i ukrop mandalajskiego słońca - super spacer na samą górę, to trochę taki must-do. Jak już pokonacie chyba kilkaset stopni i uiścicie wjazd w wysokości tysiaka kiatów będziecie mogli podziwiać panoramę Mandalaj. Mnie widok jakoś super nie urzekł, ale wspinaczka na górę sama w sobie była świetna :)

P_20181107_123753-01.jpeg

Widok ze wzgórza Mandalaj

P_20181107_124300-01.jpeg

Ciężkie życie celebrytki w Mjanmie ;)

Prawdziwy powód mojej wyprawy do Mandalaj

Drugim, a zarazem głównym powodem mojej niekończącej się podróży kolejowej do Mandalaj była Amarapura, a dokładniej most U-Bein. Cóż poradzić, ja po prostu uwielbiam mosty ;) Tym bardziej, jak zobaczyłam na zdjęciach jak piękny jest tam zachód słońca, stwierdziłam, że absolutnie nie może mnie tam zabraknąć :) Jak wspomniałam wyżej, miałam dość ograniczony czas na Mandalaj i Amarapurę, więc zaraz po zejściu ze wzgórza, wyruszyłam, by zdążyć na zachód słońca na moście. Najtańsza opcja to złapanie lokalnego songthaew. Koszt to zaledwie jeden tysiąc.

P_20181107_144259-01.jpeg

A ku ku!

Nie dojedziecie bezpośrednio w okolice mostu, ale w kilkanaście minut dotrzecie tam o własnych nogach ;) Wjazd na most jest za friko i jeśli przybyliście dość wcześnie, to polecam przejść go całego.


P_20181107_155828-01.jpeg

Most U-Bein

Jako że ja byłam w porze suchej, to trochę mało wody było w okolicznym jeziorze. Ale nie ma tego złego - tam gdzie było sucho na jeziorze, można było przysiąść, odpocząć, napić się bądź najeść, ponieważ nie brakuje tutaj prowizorycznych restauracji ;)

P_20181107_170735-01.jpeg

Most sam w sobie jest konstrukcją dość... lichą ;) w sensie, że zbudowany jest z drewna. Jednocześnie jest to najdłuższy most tekowy na świecie (1,2 kilometra). Jako że dotarłam tam względnie późno, na moście było już muuuultum ludzi dość leniwie przechadzających się wte i wewte. Pomijając mały tłok, dzień chylił się ku końcowi i niebo pokazało całą plejadę barw jaką tylko posiadało. Widok zapierający dech w piersiach. Pomimo licznych turystów, warto było się tam wybrać. I warto było się tarabanić kilkanaście godzin w pociągu ;)

P_20181107_171028-01.jpeg

Cały spektakl dobiegał powoli ku końcowi i przed 18 trzeba było włączyć szybkie trampki, co by złapać ostatni busik z powrotem do Mandalaj. Po drodze spotkałam kolejnego Francuza (ta nacja wśród turystów/podróżników zdecydowanie dominuje w Mjanmie), z którym próbowaliśmy wyłowić songthaew. Niestety bez skutku. Za to nawet nie zdążyliśmy zacząć łapać autostopa, gdy jedna przemiła kobitka z super dzieciakiem zatrzymali się i zaproponowali nam podwózkę do miasta! =) Wyjaśniła nam, że po zachodzie słońca nie ma już publicznego transportu :P Szczęście mnie nie opuszczało ;)

P_20181107_204712_1-01.jpeg

Trochę zmęczona po tym całym dniu pełnym przygód, udałam się już tylko na zasłużony odpoczynek. Nazajutrz miałam wyruszyć na południowy zachód, do Bagan (Pagan). O tym jednak napiszę nieco więcej już po Nowym Roku ;)

Korzystając z okazji życzę Wam szampańskiej zabawy sylwestrowej oraz Szczęśliwego Nowego 2019 (już!) Roku!

Buźka!

Karola

P_20181107_103526-01.jpeg

Sort:  

Gratulacje! Twojej wysokiej jakości treść podróżnicza została wybrana przez @saunter, kuratora @pl-travelfeed, do otrzymania 100% upvote, resteem oraz podbicia całym trailem @travelfeed! Twój post jest naprawdę się wyjątkowy! Artykuł ma szansę na wyróżnienie w cotygodniowym podsumowaniu @pl-travelfeed. Dziękujemy za to, że jesteś częścią społeczności TravelFeed!

komentarz.png

Dowiedz się więcej o TravelFeed klikając na baner powyżej i dołącz do naszej społeczności na Discord.

Dziękuję bardzo za wyróżnienie! =)

Wow, ten most! Wygląda niezwykle klimatycznie. Nie widzię się, że chciałaś tam specjalnie dotrzeć! Jak go odkryłas?

Prawda, że jest superancki? :) Rozumiem, że nie dziwisz się, a nie "nie widzię się" ;)
A znalazłam bardzo prosto - przed przekroczeniem granicy birmańskiej zrobiłam mały research i szkic planu co bym chciała tam zobaczyć :) No i most U-Bein był jako jeden z priorytetów :)
pozdrawiam!

Ach, jak pięknie! 😊😍Szczęśliwego Nowego Roku! I jeszcze więcej podróży 🎉

Posted using Partiko Android

Dziękuję bardzo i wzajemnie samych najlepszości w nowym roku! :) pozdrawiam!