Kiedyś pisałem że po utracie mojego wiernego przyjaciela, kupiłem małego owczarka, a żona i dzieci namówiły mnie jeszcze na małego kota. Na początku miałem obiekcje, odkąd pamiętam zawsze koty na mnie parskały i wyciągały pazury. Kiedyś w dzieciństwie kiedy ratowałem małego kociaka przed wielkim psem ten pazurami wbił mi się w pierś. Skończyło się pogotowiem i szyciem. Od tamtej pory omijałem koty wielkim łukiem, zresztą one też.
Całe życie chowany byłem z psami i pewnie mój zapach przesiąknięty psami odpędzał koty ode mnie. Kiedyś byłem u kolegi który miał dwa koty, po wejściu do jego domu koty nagle zniknęły. Po jakimś czasie koty na mnie zaczęły syczeć i się jeżyć. Próbowałem jednego pogłaskać ale walnął mnie pazurami. To tylko utwierdziło mnie w mojej decyzji i nigdy nie chciałem kota w domu.
Zgodziłem się po dłuższej namowie na kota pod warunkiem że kot będzie trzymał się odemnie zdaleka i nie bedę musiał po nim sprzątać. Powiedziałem też że jeśli kot gdzieś narobi po za kuwetą i będzie śmierdzieć wyleci z hukiem.
Mineło pół roku?
Kot ma 6 miesięcy, mial być tylko żony i dzieci, własnie miał być. Kiedyś na jednym filmie usłyszałem jedno zdanie "nakarm raz kota to więcej się od niego nieopędzisz", wtedy śmiałem się z tego, dziś mam wrażenie że kot jest mój a właściwie to ja jestem kota.
Od czego to się zaczęło? Na początku kot mnie omijał, nawet nie chciał odemnie jedzenia, nawet wtedy mi to pasowało. Kiedy rano wstawałem dawa łem psu jeść i przy okazji nakładałem kotu jego żarcie i miałem z głowy. Kiedyś kiedy leżałem w łóżku nie wiem czy się pomylił czy nie ale wskoczył na mnie i zwinął sie w kłębek kładąc się na moim brzuchu i to chyba był początek naszej wspólnej miłości.
Kot pozwolił mi się pogłaskać i nawet zacząl swoje mruczando. Od tamtej pory coraz częściej przychodził przytulał się do mnie zwłaszcza w nocy. Rano kiedy widzi że już się obudziłem szybko zeskakuje z łóżka i biegnie do kuchni, gdzie swoim "miau" woła mnie "zrób mi śniadane". Może to dlatego że ja siedzę całymi dniami, a może to dlatego że tak naprawdę kocham wszystkie zwierzęta, a może to nasza wspólna kocia miłość.
Przez te poł roku poznałem też kocie zwyczaje, kiedy kot ma duże oczy i stanie przedemną wiem że trzeba wypuścic go na dwór (nie robi do kuwety, załatwia się na dworzu), kiedy jego oczy są malutkie poprostu jest głodny, a co miziania tą opcję zawsze odbiera sobie sam:) po prostu wskakuje na mnie, na biurko na laptopa i mruczy, podstawiając głowę pod moja dłoń. Jedynie co mnie obrzydza, ale chyba już się przyzwyczaiłem to łapanie myszy i przynoszenie do domu. Sama mysz mnie nie rusza niejednokrotnie sam łapałem i wyrzucałem, ale to są myszy cześciowo zjedzone lub rozszarpane w czasie zabawy.
Wiem że to kocia natura, ale jest to paskudny widok i przeważnie to ja muszę sprzatać, bo żony nie ma w domu a nie chce aby widziały to dzieci. Plusem jest to że jest łowny nie leniwy i w domu nie mamy żadnej myszy. Zawsze o tej porze już musiałem rozstawiać pułapki i łapałoo się od 5 do 10 myszy. Teraz ta nie przyjemność mnie omija.
Podsumowując, dziś nie powiem że kot jest przezemnie nie kochany, nie lubiany i niech omija mnie wielkim łukiem. Pomimo że kilka razy mnie ugryzł, podrapał lubię jak przychodzi do mnie wtula się i włącza swoje mruczando. Tak poprostu to kochany "Kitek".
Mam tak samo. Przygarnąłem kotkę 4-5 dni temu i już 2 dnia mi zaufała. Jak brakuje jej mojej atencji to poluje na moją rękę. Mimo ran to uwielbiam kicię. Podczas moich sesji grania często wskakuje na kolana i zasypia. Co do myszy - u mnie też na szczęście problem minął. Wyczuły kota i jakoś już tak nie wychodzą. :D
Mój Kitek też czasami poluje na rękę ale częściej na stopę, zwłaszcza jak w nocy nie chce wypuścić go na dwór. Wtedy polowanie przenosi na moje kończyny :)
Kot zawsze znajdzie sposob, zeby sobie czlowieka oswoic :)
Dobrze powiedziane :)
Tak to już jest, że koty albo się ubóstwia i kocha albo nienawidzi. Rzadko kiedy zdarza się coś pomiędzy. Ale najpiękniejsze jest to, kiedy nienawiść przeradza się w miłość :) Potem to już tylko 99% zdjęć w telefonie to fotki kota haha :D Ja "cierpię" na totalny kociokwik, mam swojego kota, od niedawna służbowego kota (zatrudniłam się w firmie, która sprzedaje karmę dla psów i kotów i tam mieszka kotka) i jak mogę to dokarmiam wszystkie napotkane po drodze koty, w torebce staram się mieć zawsze trochę kocich chrupek. Miło słyszeć, że i Ty dołączyłeś do grona kociarzy :)