Trochę o przedszkolu, wciąż nowe pomysły, wciąż nowe wydatki

in #polish2 years ago

Postanowiłem dzisiaj napisać parę słów o przedszkolu do którego uczęszcza moja córka. Razem z żoną mamy nerwy, zdaje się nam że Panie które tam pracują uwielbiają spijać śmietankę z pracy rodziców. A one same wolą tylko wysuwać pomysły i pić kawkę.

IMG_20220427_160554_resize_52.jpg

Ale zacznijmy od początku. Od jakiegoś czasu zauważyliśmy że „wychowawczynie” z przedszkola nie lubią zbytnio pracować z dziećmi przy pełnej grupie dzieci. Aby trochę przesiać i pozbyć się przedszkolaków, wypuszczały dzieci na dwór w pogodę która według rodziców nie nadawała się na pobyt na „świeżym powietrzu”. Potem część dzieci nie przychodziła do przedszkola z powodu przeziębienia. Jak na dworzu było za zimno to Panie 3 razy po godzinie wietrzyły salę bo było za duszno i znów połowa grupy na chorobowym. No po co się przemęczać, przecież grupą 5-8 osobową łatwiej się zajmować niż 16.

Na początku tego roku, córka zaczęła się upierać żeby brać do przedszkola bidonik z piciem. Kiedy pociągnąłem ją za język, okazało się że po obiedzie nie ma picia, bo podobno Pani kucharka zamyka kuchnię i nie ma wody. Postanowiłem porozmawiać z dyrektorką. Pani dyrektor była zszokowana i rzekomo nic na ten temat nie wiedziała. Na drugi dzień picie pojawiło się i co można? Można.

Moja córka miała dużo nieobecności i myślę że nie tylko ona. Miesiąc temu zadzwoniła dyrektorka że chce porozmawiać z którymś rodzicem. Wybrałem się na wizytę. Okazało się że chodzi o nieobecności, w przyszłym roku moja córka idzie do szkoły i na jakiej tam karcie będzie to źle wyglądało. I że może być jakiś problem i że dobrze by było żebym złożył jakieś wyjaśnienie. Pomyślałem sobie że co to jest do cholery, co ja jestem na przesłuchaniu jakimś czy co. No to wygarnąłem. Opowiedziałem Pani dyrektor jak to pracownicy przedszkola pozbywają się dzieci i jak chce to mogę jej złożyć na piśmie właśnie takie wyjaśnienie z kopią wysłaną do kuratorium. I nagle problem zniknął. Można? Można.

Na Facebooku rodzice założyli „tajną grupę” odnośnie przedszkola i właśnie tam rodzice opisują dziwne sytuacje w przedszkolu. O wietrzeniu dzieci i nieobecności też mnóstwo informacji też tam jest. Tak samo jak o wzwaniach rodziców do dyrektorki odnośnie właśnie tych nieobecności.

Jak co roku na początku semestru płacimy radę rodziców, w porównaniu z innymi przedszkolami kwota ta była zawsze mocno zawyżona. Ale miały być dodatkowe atrakcje więc my rodzice zgodziliśmy się na to. Teraz mamy wrażenie że Panie wychowawczynie od stycznia postanowiły sobie chyba dorobić do pensji kosztem dzieci. Co chwilę coś wymyślają. Mało tego nie dość że wymyślają to jeszcze dzieci muszą w domu robić różne prace a one same tylko oceniają. W zeszłym tygodniu padł pomysł zorganizowania mody eko. Pomysł padł w środę a ocena miała być w czwartek. Ona miała popołudniową zmianę, więc ten pomysł miał paść na mnie.

Wkurzyłem się cholernie i powiedziałem że Amelka po prostu nie pójdzie do przedszkola bo ja niestety nie jestem w stanie nic wymyślić a tym bardziej pujść i coś kupić aby przygotować jakiś strój. Jak się później okazało w czwartek ponad połowa dzieci nie przyszła do przedszkola. Czy to powinno tak wyglądać? Przecież rodzice pracują i nie każdy z nich ma czas na te bzdurne pomysły. Inaczej by było gdyby Panie poprosiły o przyniesiecie jakiś materiałów i same z dziećmi by zrobiły te stroje.

Poza tym po co tyle płacimy za radę rodziców skoro i tak co chwilę musimy sami kupować materiały na tego typu pomysły. To nie koniec, czy wycieczki, czy jakieś wyjścia do teatru cały czas płacimy.

Rodzice w końcu zaczęli się burzyć. To teraz w piątek padł nowy pomysł „las w słoiku”, fajny pomysł! Dlaczego nie tylko… „Mamo, trzeba zapłacić 7 zł i przynieść duże szklane naczynie, nazbierać i przynieść szyszki, listki…. I tak dalej. Noż kurcze! Ja się pytam na co to 7 zł i dlaczego dzieci nie pójdą na wycieczkę do lasu i same tego nie nazbierają. Może ziemia wokół przedszkola będzie kosztować 7 zł. Mam zamiar dziś zapytać na co to 7 zł. Żona mówi żebym dał sobie spokój, że to już końcówka itd. Ja mówię że nie, to że to już końcówka roku to ie znaczy żeby ktoś robił nas w konia i wyłudzał kasę.

To tyle na temat tego cholernego przedszkola, a jak jest u Was, jestem ciekaw?

Sort:  

IMHO przesadzasz, może choć trochę.
Co byś zrobił, gdyby się okazało, że w zimie dzieci morsują w strojach kąpielowych w śniegu? W innych krajach się tak robi.
Co do wietrzenia pomieszczeń to już któryś raz czytam o ogólnopolskim tajemnym spisku przedszkolanek, które chcą się pozbywać dzieci działając w kierunku poprawienia ich odporności. Wiem, że przedszkola czy żłobki to są istne miksery flory bakteryjnej i wirusowej, ale jeśli otwarcie okna załatwia pół grupy, to chyba bardziej mamy do czynienia z problemem przegrzewania dzieci.
A co do przyborów czy materialow na zajęcia plastyczne, to za moich czasów też wszystko musieli przygotować rodzice - mam flashbacki z dzieciństwa, niedziela wieczór, ja w aucie, a ojciec szuka po nocy w świetle reflektorów kasztanów do szkoły/przedszkola kurwując przy tym radośnie.

To by było na tyle moich teoretycznych uwag - może za kilka miesięcy, jak bōmbel pójdzie do żłobka, zmienię optykę

Co do wychodzenia - ja też jestem zdania, że trzeba wyjść na zewnątrz przy każdej pogodzie, żeby budować odporność i dobre nawyki.
Co do zajęć i materiałów to jednak jestem w szoku. Robienie w domu takich rzeczy przez rodzica to bzdura, a zwłaszcza z dnia na dzień. Oglądam zajęcia jakie mają dzieci w żłobkach prywatnych i to jest miazga, jakie fajne rzeczy robią na miejscu, w żłobku! Nie w domu rękami rodzica! To jakieś zamierzchłe zwyczaje chyba tam panują, albo kwestia tego, że paniom w żłobkach prywatnych się chce, a paniom w przedszkolu miejskim chyba już niekoniecznie.

Też jestem za wychodzeniem na świeże powietrze ale podam Wam dwa przykłady i jedno ale. W przedszkolu panuje temperatura od 23 do 24 stopni(sauna, mnie jest tam za gorąco) u nas w domu zimą jest od 21 do 22 stopni.
Dzieci mają zajęcia rytmiczne czy gimnastykę, w każdym razie ćwiczenia ruchowe, przy tym mocno się pocą bo jest im gorąco, po zajęciach co robi pani, sadza ich pod oknem na dywanie i otwiera okno aby przewietrzyć niby salę, czy to jest normalne, nie ważne że dzieci mówią że im zimno. Czy to okno nie powinno być otwarte przed takimi ćwiczeniami?
Jest zima -2, lub -3 stopnie, idę po córkę do przedszkola, dzieci biegają same po placu zabaw a nauczycielka siedzi w ciepłej szatni i sobie w najlepsze gada z koleżanką, woła Amelkę do domu i tu mnie mało szlag nie trafia. Bez czapki, szalika, kurtka niedopięta i buty ekspresy poodpinane. Od razu wiem że jutro będzie katar, kaszel i być może gorączka. Zwracam uwagę kobiecie odpowiedzialnej za dzieci a ona twierdzi przecież miała na sobie. A szalik i czapka w szafce same tam wróciły. Na drzwiach wejściowych wisi kartka "prosimy nie przyprowadzać dzieci z katarem lub kaszlem"
Teraz moje "Ale": dzieci i sala są wietrzone, dzieciom odbudowują odporność. Ale do przedszkola przychodzi zakatarzona pani jakaś tam do tego kaszle jak gruźlik, okno nie jest otwierane bo pani jest chora, już wiem że jutro Amelka zostaje w domu. Po trzech dniach w przedszkolu panuje choróbsko, frekfencja 30%.
Ja nie pracuje(na razie), a gdybym też pracował, to wywalili by mnie na zbity ryj z pracy albo moją żonę bo co chwilę ktoś z nas musiałby być na zwolnieniu. I to nie jest tylko moje zdanie, 90% rodziców co roku porusza ten temat, kiedy zwraca się uwagę dyrektorce ona tylko mówi że pouczy wychowawczynie, czy to robi, wątpię.
Dla mnie te panie nie są zbytnio skore do pracy, ja wiem że dzieci muszą być samodzielne, muszą umieć się ubrać i tak dalej, ale skoro biorą pod opiekę dzieci to przy wyjściu gdzie kolwiek powinny zwracać uwagę czy wszystkie dzieci są odpowiednio ubrane i na pewno nie zostawiać ich samopas nawet na ogrodzonym placu zabaw. Na grupę przypadają dwie kobiety a dzieci jest przy pełnej obecności 18 szt. To po 9 na łeb. Mało tego obie nic nie wiedzą o dzieciach, na pytanie czy dziecko zjadło obiad, czy zjadło może śniadanie, czy piło w ciągu dnia czy cokolwiek, one nie wiedzą. Dla pozorów mówią tak zjadły, ja pytam córki a ona że jest głodna bo nie jadła obiadu. Można by było książkę jeszcze napisać o uchybieniach, ale dam już spokój... To tylko nieliczne przykłady. Jaszcze tylko 2 miesiące i koniec :)

To masz rację - raczej powinno się przewietrzyć przed ćwiczeniami niż nastawiać na zimno spocone dzieci. Dorosłego by przewiało, a co dopiero dziecko...

i dlatego jestem pewien że panie nie chcą się napracować tylko zmniejszyć grupę aby miały więcej czasu dla siebie :)

Ja też nie raz z rodzicami robiłem różne prace, ale nie raz w tygodniu i za każdym razem jakaś kasa i jakieś zakupy, przecieź prawie 200 załaciliśmy na radę rodziców, przy całości dzieci w przedszkolu to jest kupa kasy, takie rzeczy jak papier kolorowy, jakieś tam dodatki powinny iść właśnie z tej kasy. Żłobek to jeszcze nic zobaczysz przedszkole. Chociaż rozmawiam nieraz z rodzicami o innych tego typu placówkach to nikt nie ma takich fanaberii, wszędzie jest raczej normalnie i nikt nie płaci tyle na radę. W necie to moje przedszkole ma w tej chwili takie sobie opinie, nie wiem co się zmieniło, dwa lata temu jeszcze tak nie było.

Moje dzieci już bliżej niż dalej końca podstawówki, ale jeszcze coś tam z przedszkola pamiętam. :)

Już przy zapisywaniu dzieci każdy dostawał informację o założeniach programowych pracy przedszkola. Jednym z punktów było to, że dzieci wychodzą codziennie, niezależnie od pogody (wyłączając tylko warunki skrajne - burze, wichury), na przykład w czasie lekkiej mżawki idą na spacer, gdy jest sucho bawią się na placu zabaw. Czy chorowały? Moje niezbyt często - może 1-2 razy (za to teraz łapią jakieś trzydniówki, które również potrafią wymieść połowę klasy), ale ogólnie w ich grupach były tego typu fale zachorowań. Wietrzenie sal jest obowiązkowe, ale pewnie można by to zrobić inaczej - na przykład duże wietrzenie zrobić wtedy, gdy dzieci wychodzą zjeść posiłki w jadalni, gdy wychodzą na spacer. Rytmikę moi mieli w osobnej sali wietrzonej własnym trybem.

Czy robiło się coś w domu? Tak. Pamiętam, że był jakiś konkurs, na który robiłam z dzieckiem świnkę z butelki po płynie do prania, jakieś kwiaty z papieru na pierwszy dzień wiosny, kartki świąteczne na gminny konkurs.

Składki na radę rodziców zależą od rodziców i dysponowanie tymi pieniędzmi jest również w wyłącznej gestii rodziców. Czy w "tajnej grupie" jest jakiś rodzic, który jest członkiem rady? Jeśli nie, to może warto po prostu zapytać podczas zebrania o rozliczenie (każda rada takowe ma), a czasem warto przez jakiś rok po prostu być w radzie - chociażby po to, żeby nieco tonować zapędy niektórych "nadaktywnych" rodziców, którzy nie wiadomo co by chcieli kupować i fundować z zebranych składek.

Może większa grupa rodziców byłaby za tym, żeby to z pieniędzy rady rodziców kupować bardziej podstawowe materiały - plastelinę, papiery kolorowe, pędzelki itp. U moich dzieci było różnie. W grupie córki rodzice sami kupowali tego typu rzeczy. W grupie syna składaliśmy się po 10 zł miesięcznie, a pani robiła potrzebne zakupy (tu zaznaczam, że uważam ją za złotą kobietę, bo to był jej poświęcony na zakupy czas i jej dobra wola). Było to znacznie bardziej sensowne - pani kupiła na przykład 4 bibuły czerwone i 4 zielone i cała grupa robiła kwiatki, a tak, to każdy musiałby przytargać po dwie. Podobnie plastelina, plakatówki czy akwarele - zestaw na każdy stolik i lepimy, malujemy, zużyto - kupujemy następne, świeże; a nie, że każdy ma swoje, a większość zaschnięta na kamień, bo się pudełka albo słoiczka nie domknęło.

Niepokojące jest to, że dzieci są na placu zabaw bez opieki. To akurat jest obowiązek nauczyciela i w żadnym wypadku nie powinien być zaniedbywany. To jest zresztą odpowiedzialność karna, więc nie wyobrażam sobie aż takiej lekkomyślności.

Przy rekrutacji do klasy pierwszej frekwencja w przedszkolu nie jest jakimś czynnikiem decydującym, bo to jest normalne, że bardzo duża część dzieci po prostu sporo choruje w tym wieku. Najważniejsze jest, czy Twoja córka miała przeprowadzoną diagnozę gotowości dziecka do podjęcia nauki w szkole.