Francuska perełka z Polską w tle

in #polish6 years ago (edited)


Plakat promujący film. Materiał prasowy Aurora Films

Dygresja

Amerykańska kultura od dłuższego czasu zdominowała praktycznie całkowicie o ile nie świat (nie jestem w stanie tego obiektywnie ocenić), to przynajmniej Europę, a nasz kraj nie stanowi tutaj wyjątku. Słuchamy amerykańskiej muzyki, oglądamy amerykańskie filmy i seriale, gramy w amerykańskie gry, czytamy amerykańskie książki. Zakończeniem zaś tego procesu jest postępująca amerykanizacja nie tylko naszej kultury a nawet sposobu myślenia i postrzegania świata. Kiedy ostatnio oglądaliście faktycznie europejskie kino (wykluczmy tutaj rodzimą twórczość)? Film produkcji francuskiej, niemieckiej, rosyjskiej czy dajmy na to chorwackiej? W powszechnym odbiorze kultury Europa przestała się praktycznie liczyć, nie tyle nie potrafimy tworzyć dobrej kultury, co nie jesteśmy powoli w stanie przekazywać sobie nawzajem kultury. Wielkie giganty filmowe i dystrybucyjne narzucają jeden, hollywoodzki wzorzec kinematografii, jedną, uniwersalną kulturę – bo przecież łatwiej szeroko rozpropagować dany towar w obrębie ujednoliconego rynku.

Jako, że „La promesse de l’aube” wydany w Polsce jako Obietnica Poranka jest tematem niniejszej recenzji, przejrzyjmy się na chwilę kinu francuskiemu. To właśnie ono, u schyłku zeszłego i na początku obecnego wieku było chyba najpopularniejszym kinem europejskim. Leon Zawodowiec (’94), Piąty Element (’97) czy Amelia (’01) to przykłady z francuskiego kina tego okresu które zdobyły sobie popularność i uznanie widzów z całego świata. Znacznie trudniej znaleźć analogiczny przykład dla ostatnich 10 lat. Na myśl przychodzą mi chyba tylko Nietykalni z 2011 roku. Tylko ze ten film jest skrojony już czysto na modłę amerykańską. A popularność w innych krajach zdobył dlatego że najpierw „siadł” w Ameryce. Gdyby nie wieża Eiffela w tle i język francuski, ten film równie dobrze mógłby zostać wyprodukowany w USA i toczyć się w praktycznie jakimkolwiek amerykańskim mieście (i symptomatyczne na pewno jest tutaj przekształcenie oryginalnie algiersko-arabskiego bohatera na czarnoskórego). Analogicznie zresztą wyglądają dzisiaj też popularne brytyjskie seriale – np. taki Sherlock to właściwie amerykański serial z angielską scenografią, mający tyle wspólnego z kulturą angielską co przygody Jamesa Bonda.

Na pierwszy rzut oka polskie kino tutaj radzi sobie znacznie lepiej. Przecież taki Wołyń czy Cicha Noc to filmy bardzo mocno osadzone w polskiej tożsamości. Ale właśnie dlatego nikt ich na świecie nie zna. I podobne sytuacją ma się z kinematografią innych krajów, tam też powstają ambitniejsze, bardziej ugruntowane w kulturze dzieła. I też analogicznie mało kto je w Polsce zna, bo multipleksach takich produkcji nie uświadczymy.

Na Obietnicę Poranka trafiłem mocno przypadkowo. Miałem wolny wieczór, popatrzyłem w repertuar krakowskich kin studyjnych, przeczytałem opis, rzuciłem okiem na opinie i stwierdziłem, że się wybiorę. I wychodząc trochę przed właściwą recenzję – najbardziej żałuje, że tą dygresjo-recenzję piszę dopiero ponad tydzień po obejrzeniu, kiedy film powoli i bez większego echa (jedynie lekko ponad 500 ocen na serwisie filmweb) zaczyna znikać z kin. Ale jeżeli się pospieszycie macie jeszcze szansę go dorwać :) W multipleksach go nie uświadczycie, ale np. w Krakowie ciągle jest grany nie tylko w mojej ulubionej Kice, w której miałem okazję go oglądać, ale też w kinach Kijów, ARS, Mikro i Pod Baranami. Czytelnicy z innych miast muszą sobie sprawdzić sami :P

Recenzja Właściwa

Czym właściwie jest Obietnica Poranka? To adaptacja autobiograficznej książki Romaina Gary’ego o tym samym tytule. Nie miałem okazji ani jej, ani innych książek autora nigdy wcześniej przeczytać więc porównania z oryginałem nie będzie. Ale na pewno można tutaj wspomnieć, że jako dzieło samodzielne sprawdza się, podobnie jak np. taki Forest Gump (wiedzieliście w ogóle, że jest na podstawie książki?) bez potrzeby znajomości pierwowzoru. Tak prawdę mówiąc w ogóle nie kojarzyłem wcześniej tego, podobno popularnego i wielokrotnie nagradzanego autora, po raz pierwszy dowiedziałem się o nim czytając opis filmu. I chyba nie jestem w tej kwestii osamotniony, np. w popularnym serwisie LubimyCzytać jego debiutancka książka „Edukacja Europejska” (której proces tworzenia odgrywa znaczącą rolę w filmie) posiada oszołamiającą ilość… 7 ocen. "Obietnica Poranka" wypada tutaj zdecydowanie najlepiej z ilością 290 ocen, ale to i tak nie jest wynik zbyt oszołamiający. Prawdopodobnie jednak we Francji jest on bardziej popularny. Najwyraźniej ponownie kwestia barier i amerykanizacji kultury.

Jak zostało to zasugerowane wyżej film jest biografią postaci pisarza. Brak większej rozpoznawalności zarówno filmu jak i postaci pisarza nad Wisłą jest bardziej zaskakujące, jeżeli przyjrzymy się jego losom. Ten francuski pisarz pochodzenia żydowskiego urodził się jako Roman Kacew w Cesarstwie Rosyjskim (nie do końca wiadomo czy w Moskwie, czy w Wilnie), wychowywał się natomiast na pewno w Polsce – w Wilnie. W 1927 roku wyemigrował wraz z matką do Francji, gdzie potem zmienił nazwisko.


Pierre Niney jako Romain Gary. Kadr z filmu

Obietnica Poranka jest filmem bardzo przekrojowym, przedstawiającym różne etapy w życiu pisarza: wileńskie dzieciństwo, okres dojrzewania w końcu stawania się mężczyzną i artystą. Z konieczności więc postać Romaina Gary’go grana jest przez kilku aktorów. Jako dziecko występuje tutaj Paweł Puchalski i biorąc pod uwagę, że z jednej strony jest to dziecko, a dziecięce epizodyczne postacie bardzo często w filmach wypadają po prostu sztucznie, z drugiej zaś że film jest w reżyserii francuskiej (o tym zagadnieniu poświęcę potem osobny akapit), Puchalski wypada naprawdę dobrze. Jest to nie tylko najlepsza rola dziecięca w tym filmie, a także jedna z lepszych spośród polskiej obsady (o tym też będzie za chwilę), a do tego to jego debiut filmowy! Némo Schiffman jako dorastający Romain, jest najgorzej wypadającym z Romainów. Niby wszystko jest poprawnie, ale ciężko byłoby mi wskazać jakikolwiek pozytyw tej roli. Pierre Niney z kolei wypada już bardzo dobrze, byłem wręcz zaskoczony, że wszystkie dorosłe sceny gra jeden aktor (ale to w dużej mierze kwestia dobrej charakteryzacji) - to świetna, autentyczna rola, przy której ani razu nie miałem wrażenie że jakaś scena „nie gra” albo jest sztuczna.


Charlotte Gainsbourg jako Nina Kacew. Kadr z filmu

Jednak film nie jest typowym filmem biograficznym z dominującym nad całym filmem głównym bohaterem. Bo pomimo że całość filmu „obserwujemy” z perspektywy Romaina, to tak naprawdę głównych bohaterów mamy tutaj dwóch. Romaina i jego matkę Ninę Kacew. To właśnie ta relacja pomiędzy matką a synem jest tutaj osią całego filmu. I choć Nina, grana przez Charlotte Gainsbourg dostaje mniej scen w filmie niż Romain, to zawsze, gdy już jest dominuje tak naprawdę nie tylko syna, ale też i scenę. Gainsbourg gra tutaj po prostu po mistrzowsku. W sposób lekko przerysowany, ale zawsze wywołuje emocje jakie ma wywoływać – irytuje, kiedy ma irytować, bawi, kiedy ma bawić, budzi współczucie, kiedy ma budzić, a bardzo często łączy wiele z tych (i innych) emocji na raz.
Obietnica Poranka jest w ogóle filmem bardzo mocno stylizowanym. Zdjęcia same w sobie są bardzo poprawne, ale charakter wszystkich scen dodatkowo jest bardzo mocno podkreślany nie tylko przez aktorów, scenografię, ale też na etapie post-produkcji przede wszystkim przez odpowiednią kolorystykę scen. Nie jest to poziom Wesa Andersona,a le też nie taki był zamysł artystyczny filmu – pomimo mocnej stylizacji (choć czasami idącej jednak zbyt daleko) Obietnica Poranka pozostaje jednak filmem trzymającym się realizmu.


Romain i Nina. Kadr z filmu

A sam Eric Barbier na stołku reżysera zasługuje na nagrodę w kategorii żonglowania. Bardziej ambitne produkcje często mają tendencję do zbytniego „przeciążania” widza. Film trwa ponad 2 godziny, jest filmem poważnym i głębokim, a jednak praktycznie w żadnym momencie nie czułem się nim przygnieciony – bo to także film pełen humoru i ciepła. Mamy tutaj całą plejadę scen poważniejszych, czasem dramatycznych, ale też całe sceny komediowe, rzucane tu i tam gagi, a także fragmenty optymistyczne, emanujące w widza ciepłem i spokojem. I wszystko to wykonane w sposób bardzo zgrabny, organiczny, bez żadnych szwów i nie powodujących poczucia, że coś tu jest wrzucane na siłę. I tak samo ma się sprawa także z kadrami – ich scenografią (od ciasnych wileńskich domostw po szerokie kadry afrykańskiej pustyni) jak i kolorystyką. I wszystkie te elementy skomponowane są ze sobą w bardzo zgrabny sposób. Całości dopełnia przyzwoita oprawa muzyczna z kilkoma naprawdę wpadającymi w ucho kawałkami.


Scena batalistyczna. Kadr z filmu

Gdybym miał nadać Obietnicy Poranka jakiś filmowy epitet nazwałbym go prawdziwie męskim kinem. I to nie dlatego że są tutaj motywy wojenne i sceny batalistyczne (wykonane poprawnie, ale nie zwalające na ziemię), że jest tutaj o honorze i dumie, o ambicji twórczej, o walce za ojczyznę czy nawet poszukiwaniu miłości w ramionach kobiet (przedstawionym zresztą z pewnym zacięciem psychoanalitycznym). Jak wspomniałem wcześniej to film przede wszystkim o miłości pomiędzy matką i synem. Relacji dojrzewającej wraz z głównym bohaterem. To temat na tym poziomie bardzo rzadko poruszany przez film. A to właśnie relacji z matką, jej oczekiwaniom, wymaganiom, trosce i włożonej pracy w większości zawdzięczamy kim jesteśmy w życiu. W filmie przechodzimy przez wszystkie etapy tej relacji – od dzieciństwa, przez okres dojrzewania, kiedy Romain próbuje zrzucić z siebie toksyczną opiekę Niny aż po dojrzałą więź. I choć relacja pomiędzy bohaterami tutaj jest przerysowana i wręcz teatralna to wydaje mi się, że większość mężczyzn, zwłaszcza na pewnym etapie dojrzałości emocjonalnej będzie umiała się w niej odnaleźć. Brakuje mi na tyle empatii, żeby stwierdzić czy z kolei piękniejsza część widowni będzie posiadała na tyle empatii, żeby ten film w pełni poczuć i docenić.


Romain podczas pisania powieści. Kadr z filmu

No i jak wspomniałem na początku to film autentycznie francuski. Przepełniony francuską wrażliwością, w którym nikt nie próbuje amerykańskiemu widzowi tłumaczyć ani tym bardziej pod jego wiedzę kastrować filmu z motywów politycznych czy historycznych. I nikt by tak nie nakreślił desperacji czekających w koszarach żołnierzy francuskich czekających na możliwość walki z wrogiem i zmycia hańby własny krwią. A prawdziwą wisienką dla torcie było dla mnie jednozdaniowe nawiązanie do afery Dreyfusa, raczej zupełnie nieczytelne dla przeciętnego widza poza Francją.

Sprawa polska

I byłby to pewnie film zasługujący na mocne 9/10. I pewnie taką ocenę bym wystawił gdybym… nie był Polakiem. Około ¼ filmu toczy się w Polsce. Już pal licho, że nie pokuszono się o kręcenie scen z Wilna faktycznie w Wilnie, przez co przedstawione miasto nie posiada żadnych właściwych faktycznemu Wilnu cech. Prawdopodobnie kwestia budżetu – zwłaszcza że nawet większość widzów w Polsce prawdopodobnie się nie poczuje dyskomfortu.

I z jednej strony zawsze doceniam, jak film stara się być realistyczny w kwestii językowej. I tak Polaków w filmie grają Polacy i mówią po polsku, Anglicy po angielsku itd. Itd. Budżetu jednak zabrakło też na lepszych polskich aktorów. Fakt, że największymi gwiazdami w polskiej obsadzie są tutaj Piotr Cywrus i Marta Klubowicz mówią tutaj same za siebie. I dla mnie jako polskiego widza pierwsze pół godziny to była podróż przez dolinę niesamowitości. Bo z jednej strony mamy bardzo dobrze nakręcony i wyreżyserowany film, w którym występują aktorzy, którzy niby wizualnie prezentują się dobrze, ale jak tylko coś powiedzą to o mój Boże. Prawie całkowity brak ekspresji głosu albo jego nienaturalny charakter, bardzo często niechlujnie i ciężkie do zrozumienia zdania były tym co po prostu rozwalało mi seans. I prawdopodobnie widz zagraniczny nawet nie zwróci na to uwagi, ale ewidentnie francuski reżyser nie był w stanie z czystej bariery związanej z specyfiką obcego dla siebie języka tej sprawy odpowiednio dograć.


Marta Klubowicz jako hrabina Podolska. Kadr z filmu

Z polskiej obsady zdecydowanie najlepiej wypada Marta Klubowicz jako mało sympatyczna hrabina Podowska. Dobrze spisał się także wspomniany już wcześniej Paweł Puchalski. O reszcie nie ma nawet co wspominać. Nadmienię tylko że gdybym miał wskazać trzecią najlepiej zagraną polskojęzyczna postać byłaby to… Nina Kacew. Tak, Charlotte Gainsbourg nie tylko mówi w tym filmie w naszym języku, ale wypada w tej roli naprawdę dobrze, docenić można to zwłaszcza na tle większości polskiej obsady, ale też np. znacznie gorzej wypadających prób władanie jeżykiem Słowackiego, podejmowanych przez Pierre Niney’a.

Ale poza sferą artystyczną mam także pretensje do filmu o wymiarze wręcz politycznym. Film nie ukazuje ani Polski ani Polaków w pozytywnym świetle. Już jedna z pierwszych scen filmu prezentuje niezbyt delikatną rewizję mieszkaniu Kacewów przez polską policję, zakończone jego zdemolowaniem. Wszystko na podstawie fałszywego donosu złożonego przez niezbyt przyjemnych sąsiadów, a którego głównym powodem jest żydowskie pochodzenie Niny. Wątek antysemicki wraca jeszcze kilkukrotnie, a jego zwieńczeniem jest bankructwo zakładu Niny i wyjazd do Francji. I od razu po pojawieniu się bohaterów we Francji film zaczyna zmieniać swoją estetykę – o ile sceny w Polsce kręcone są w ciemnych i ponurych barwach a w filmie nigdy nie świeci słońce, to już we Francji wita nas słoneczna pogoda i feeria barw. W całym posępnym etapie wileńskim chyba jedyną pozytywną postacią jest gospodyni Kacewów.


Romain i polski oficer. Kadr z filmu

Wątek polski w filmie wraca jeszcze potem dwukrotnie. Po raz pierwszy w postaci malarza Zaremby, granego tutaj przez Jean-Pierre’a Darroussinna i jest to relacja czysto personalna bez motywów narodowościowych (oszczędzono nawet widzowi sprawdzenia umiejętności władania polszczyzną przez francuskiego aktora). Ostatnim epizod ma miejsce w Wielkiej Brytanii, gdzie trafia Romain podczas wojny. W lokalnym, barze bohater wchodzi w zatarg z polskimi lotnikami – ukazanymi tutaj jako banda chamów i ochlaptusów, chętnych do bijatyki i zbereźnie obmacujących niewiasty na końcu zasłaniających się honorem oficerskim i wyzywających Romaina na pojedynek.

I nie wiem na ile to kwestia reżysera i scenarzystów, a na ile materiału źródłowego. O ile mi wiadomo sam Gary bardzo ciepło wspominał życie w Polsce i do nasz kraj bardzo chętnie odwiedzał.

Podsumowanie

Ot cała Obietnica Poranka. Film ambitny, psychologiczny, bardzo emocjonalny i zmuszający do przemyśleń. A przy tym kino naprawdę francuskie i to kino bardzo dobre artystycznie zarówno aktorsko jak i reżysersko. Wzrusza, bawi, trzyma w napięciu, świetnie żonglujące różnymi motywami artystycznymi i emocjami. Jeżeli jesteście w stanie dać pewien margines dla francuskiego reżyseria w kwestii polskiej obsady, a pewne antypolskie elementy filmu nie przysłonią wam większej całości, to bardzo polecam film. Lećcie do kin studyjnych, dopóki jeszcze grają :)

Końcowa ocena cyferkowa: 8/10


Polski zwiastun