Testy na koronawirusa. Ile są warte?
Zdaniem czeskiego wiceministra zdrowia od 20 do 30 % szybkich testów na koronawirusa pokazuje błędny wynik. Dyrektor wojewódzkiej stacji sanitarno-epidemiologicznej w Ostrawie podaje, że jest to nawet 80 %. Ile w takim razie są one warte? Niewiele... albo wiele. Zależy z której strony spojrzymy. Czesi zapłacili za nie 54 milionów koron, co daje ok. 30 zł za jeden test. Co ciekawe nasi południowi sąsiedzi wiedzieli o tych danych - podobne wyniki zaobserwowano w Chinach - , a mimo to zdecydowali się na zakup nieskutecznego produktu. Do Polski trafi 100 000 testów na koronawirusa, który dostarczy ... firma z Chin Sinopharm International. Cena jednego testu to jedyne 3,5 dolara. W Chinach w lutym dyrektor Państwowej Chińskiej Akademii Nauk Medycznych podał informację, że używane wówczas testy sprawdzają się w 30-50 %. Rząd Hiszpanii również kwestionuje szybkie testy na koronawirusa. Ocenił ich skuteczność na 30 %. 640 000 testów trafiło póki co na Półwysep Iberyjski. Ministerstwo zdrowia kupiło również 52 000 000 maseczek ochronnych. Ktoś robi na tej panice niezłą kasę.
W Chinach od 5 do 10 % osób, którzy wyzdrowieli z koronawirusa, uzyskują pozytywny wynik kolejnego testu, nie mając objawów w postaci gorączki czy kaszlu. Okazuje się, że Państwo Środka nie wlicza takich przypadków w statystyki, a także pacjentów bezobjawowych.
Liczba testów, a przypadki zachorowań.
Weźmy np. 2 kraje leżące blisko siebie.
We Francji zrobiono 60 000 testów, przypadków 21 300.
W Niemczech 483 300 testów, przypadków 27 700.
Dlaczego w Niemczech jest więcej przypadków o 1/6 skoro zrobiono 8 razy więcej testów niż we Francji?
Albo porównajmy Austrię i Niemcy.
W Austrii 49 455 testów, przypadków 4600.
Prawie 10 razy więcej testów u Angeli Merkel i procentowo 60 % mniej przypadków.
W USA ok. 15 % testów daje wynik pozytywny. W każdym kraju te liczby są różne. W niektórych jest to zaledwie 2 %. Nic dziwnego, skoro szybkie testy mają skuteczność 30-70%.
Korzystałem z:
To wszystko to kosztowne zawracanie głowy. Należy zamiast gumy do żucia, żuć odkażający drogi oddechowe mały plasterek imbiru zamiast noszenia wątpliwej skuteczności maski. To jest działanie prewencyjne i wzmaga odporność o której nikt sobie wcześniej nie życzył słuchać. Teraz dopiero dociera, i nie do wszystkich. Ale to nie da władzy pretekstu do złapania obywatela za twarz i ograniczania jego swobód obywatelskich.
Dla Kowalskiego ten pomysł jest śmieszny, bo zbyt prosty. Każdy naród ma taką władzę na jaką sobie zasłużył.
Więc proszę narzekających o nie kwękanie i następnym razem zainteresować się wyborami zamiast bawić się w strzelanki.
Problem może być w tym, że zanim organizm wytworzy przeciwciała na koronawirusa może minąć kilka dni, więc test może nie pokazać, że ktoś jest zarażony.