Książkowe trele-morele #3: Z zimną krwią

in #polish3 years ago

Książka od początku mnie bardzo wciągnęła. Tym bardziej, że doczytałem w internetach, że jest adaptacja filmowa (nie oglądałem). Nie wiem czy nie narzuciłem tym sobie pewnych okowów, ale każdy z początkowych podrozdziałów działał na mnie mocno filmowo – oczami wyobraźnie niemalże widziałem te ujęcia z farmy Clutterów i z otoczenia duetu Dick-Perry.
Akcja się zawiązuje dość mozolnie i – jak się później okaże – ta mozolność sprawia wręcz wrażenie, że na końcu coś jeszcze może się zdarzyć. Nie wiem czy to celowy zabieg Autora, ale mnie to denerwowało.

Tytuł „Z zimną krwią” ma swoje uzasadnienie już od pierwszych poczynań Dicka i Perry’ego. Zwłaszcza wtedy jak z pewną nieudolnością wybierają pończochy w sklepie. Jest to duet stereotypowych rzezimieszków z Kevina Samego w Domu, którzy są dostarczycielami humoru. Przyznam, że czasami parsknąłem śmiechem. Tak czy owak – to była ciekawsza gałąź fabuły w tej przeplatance.

scott-rodgerson-6EUytsLiw3U-unsplash.jpg

Zbrodnia wisiała w powietrzu od samego początku… w końcu dojrzała i znalazła swoje miejsce. Dreszczyk emocji podsycony jest brakiem chronologii zdarzeń, wrzuceniem jakiegoś randomowego podrozdziału w wartką akcję. Przypomina mi to trochę film „Na noże”, który oglądałem kilka miesięcy temu. Początek to istne zasypanie czytelnika informacjami, z których później Autor wyciąga wątek przyprawiając go o pozornie istotne kwestie. Wątek się ucina lub okazuje się poboczny i autor wyciąga kolejny.

Szeryf, który próbuje rozwikłać zagadkę jest także stereotypowym (w dobrym tego słowa znaczeniu) stróżem prawa. Ciągle myśli o tym, próbuje znaleźć nowe poszlaki, nie śpi po nocach itp. Czasami odnoszę wrażenie jakbym oglądał naprzemiennie sceny rodzajowe (podrozdziały opisujące życie mieszkańców miasteczka) i stanowczo przeciągający się w czasie film akcji (podrozdziały z Dickiem i Perrym). Sceny z Dickiem i Perrym nadają barwy. Śmieszy mnie ta dwukrotna odpowiedź Dicka („Stul pysk”) na głębokie wynurzenia Perry’ego. Ckliwość Perry'ego jest aż zanadto przejaskrawiona – zdaje się być człowiekiem, który nie zabiłby muchy, a okazuje się, że odsiadywał wyrok. Historia życia Perry’ego to złoto, nie będę się rozpisywał i spojlerował.

Gejm czendżer, który gdzieś tam się pojawia w połowie książki, przesądza o rozwikłaniu zagadki. Choć według mnie, jest słabo zaakcentowany – miałem cichą nadzieję, że nie jest to takie oczywiste i że ponad połowa książki nie jest o tym jak detektywi łapią rabusiów. Ogólnie zawiewało nudą, Autor nie oszczędził nam żmudnych czynności policyjnych (zbieranie zeznań, wizyta tu i ówdzie) – z drugiej strony nie jest to jakieś super męczące, ale mocno przewidywalne i z pewnością nie napędza akcji. Ta fabularna gąbka zdaje się już być wyciśnięta prawie do cna.

Przesłuchania policyjne – spoko pomysł na powtórzenie tego samego po raz kolejny i ulepienie nowych stron. Choć początkowo mnie to nudziło, muszę przyznać, że później niesamowicie mnie wciągnęło, dialogi były dynamiczne i nie obyło się bez ciekawych obrotów sprawy. Czasami miałem wrażenie, że wszystko zostało już opowiedziane, że punkt kulminacyjny tak naprawdę jest gdzieś w połowie książki. Dalsza część to łagodny spadek akcji, ale ciągle gdzieś w okolicy punktu K.

Problem podjęty w książce zostaje prosto wyłożony na końcu – dlaczego morderca morduje? Autor podał kilka innych przykładów ludzi, którzy doświadczyli przemocy w dzieciństwie lub innych ciężkich wydarzeń. Wydaje mi się, że poprzez portrety psychologiczne Dicka i Perry’ego, Autor chce przekazać, że nie ma ludzi zdrowych, są tylko niezdiagnozowani. Szeroki temat związany z praprzyczynami zbrodni.


Zdjęcia:
[1] — Scott Rodgerson, Unsplash

Sort:  


The rewards earned on this comment will go directly to the person sharing the post on Twitter as long as they are registered with @poshtoken. Sign up at https://hiveposh.com.