Słuchane z 1998 roku - Top 10

in #polish4 years ago

Rok 1998 to w moim przypadku przewaga klasycznego metalu nad innymi gatunkami. Zapraszam na przegląd dziesięciu ulubionych albumów wydanych w tym właśnie roku, już u progu XXI wieku.

1998_1.jpg

Bruce Dickinson – The Chemical Wedding

Dwa lata przed powrotem do Iron Maiden Bruce Dickinson wydał płytę, która swoją jakością przerosła wszystko, co nagrał ze swym macierzystym zespołem po 2000 roku (może z wyjątkiem „Brave New World”). Muzyka ta mija nam pod znakiem Williama Blake’a – dzięki obrazowi na okładce („Duch pchły”) i sporej części tekstów. To ciężki, zagrany w niskich tonacjach heavy metal, oddający hołd wielkiej angielskiej literaturze.

Dare – Calm Before the Storm

Jeśli Dare, to AOR, czyli rock dla starszych panów i faktycznie nihil novi sub sole na tej płycie. Przestrzenne klawiszowe plamy, trochę klimatów późnego Pink Floyd, sporo bluesa, dużo ballad, nieco Bon Jovi czy innych pudli. Od tej muzyki wąsy rosną jakby szybciej, a „Teraz Rock” sam się kupuje. Tylko co zrobić, jeśli te dźwięki faktycznie potrafią oczarować? Warto jednak podpisać ten pakt z Weissem.

Entombed – Same Difference

Dostanie mi się, że nie wiem. Poprzednich płyt w zestawieniach nie ma, a wyróżniam jakiś punkowo-core’owy eksperyment kapeli, która wymyśliła szwedzki death metal? Album ten wielu fanów Entombed uznaje za najsłabszy i wiem nawet dlaczego. Potrafię również wyobrazić sobie, co czuli fani kapeli, którzy zamiast mrocznych bohomazów zobaczyli na okładce sympatycznego pieska. Trudno więc, death metalu tutaj nie ma (tak naprawdę już od dwóch wcześniejszych wydawnictw), jest za to solidny, krzykliwy punk z elementami alternatywnego rocka. Kopie jak cholera!

1998_2.jpg

Katatonia – Discouraged Ones

I kolejna zmiana, której fani nie lubią. Z drugiej strony jeśli ktoś nie toleruje czystego śpiewu w muzyce, chyba jest z nim coś nie tak. Gdy tak naprawdę przysłuchać się tej płycie – pod względem muzycznym metamorfoza nie jest radykalna – różni się tylko sposób produkcji. Jest bardziej rockowa, a konstrukcje i pomysły utworów są bardzo podobne jak na poprzedniej płycie. Największą zmianą jest wokal, który już nie charczy, ale śpiewa niczym Robert Smith. „Discouraged Ones” jest niczym połączenie The Cure z Nirvaną.

Labyrinth – Return to the Heaven Denied

Ultramelodyjny heavy metal to nie moja bajka. Takiej muzyce zazwyczaj brakuje mocy, a tempa piosenek są absurdalnie szybkie, co powoduje wrażenie jazdy na jednorożcu z kolegą gejem. Włosi z Labyrinth na swoim debiucie również grają tę odmianę muzyki, ale zrobili coś takiego, że nie tylko da się jej słuchać, ale można to robić z niekłamaną przyjemnością. Tempa są faktycznie szybkie, melodie – jak z kreskówek, ale pasja, z jaką to wszystko jest zagrane, powoduje, że rezultat jest nad wyraz pozytywny.

Mindrot – Soul

Szkoda, że zespół ten przebiegł przez metalową scenę niezauważony, tym bardziej, że grał bardzo oryginalnie i to w czasach, w których praktycznie wszystko w muzyce już było. Jak widać na „Soul”, niekoniecznie. Bo wyobraźmy sobie taką sytuację: wolny doom/death metal, nowojorski hardcore i gotycki rock jak na płytach Fields of the Nephilim. Czy taki osobliwy konglomerat może się udać? Otóż może i to jak! Jednak mało kto chciał kupować takie brzmienia, więc zespół poszedł do piachu.

1998_3.jpg

Rage – XIII

Szczytowe osiągnięcie Rage, a na pewno jedno z najlepszych. To również bardzo płodny i mocny jakościowo okres w twórczości tych niemieckich heavymetalowców. A że nie brzmią oni jak Niemcy, bo nie słychać u nich ani melodyjności Helloween, ani prostoty Accept, może być tylko zaletą. Rage brzmi jak Rage i chociaż to banał, to nie sposób pomylić tego zespołu z innymi wykonawcami. „XIII” to zestaw ciężkich kompozycji, jednak opatrzonych przebojowymi refrenami, które nijak nie chcą wyjść z głowy po wysłuchaniu.

Running Wild – The Rivalry

Dopiero teraz Running Wild? A gdzie klasyczne płyty? Sytuacja jest podobna jak w przypadku Entombed – po prostu z powodu silnej konkurencji ze strony innych kapel i wykonawców nie dostały się do ścisłej czołówki. „The Rivalry” to – można powiedzieć – kolejny album Running Wild, który jest zagrany na identycznych patentach. Ale czy obrażamy się za AC/DC czy Motorhead? Otóż to! Jeśli lubi się te tremolowe gitary, szantowe refreny i zdarty wokal Kasparka, „The Rivalry” często kręci się w odtwarzaczu.

Sinner – The Nature of Evil

Trzeci z rzędu niemiecki zespół heavymetalowy. Tym razem to reaktywacyjna płyta znanej z lat 80. kapeli, ale potem nieco zapomnianej. Brzmi nieco podobnie jak Primal Fear, ale nie bez powodu, bo obie kapele łączy postać Mata Sinnera – tu gitarzysty i wokalisty, tam basisty. Jest więc topornie, przebojowo, ostro, ale bardziej jak w przypadku Lęku Pierwotnego muzyka utrzymana jest w charakterystycznej atmosferze poprzedniej dekady.

1998_4.jpg

Solitude Aeturnus – Adagio

Żałuję, że poprzednie płyty tych doommetalowców z USA nie weszły do wcześniejszych dziesiątek. Przysięgam jednak, że w dwudziestkach by się zmieściły. Solitude Aeturnus to drugi, obok Candlemass, najbardziej znany zespół tworzący w tym hermetycznym gatunku. Jeśli więc mowa o doomie, przygotujcie się na wolne tempa utworów i patetyczne wokalizy Roberta Lowe. A jako przyprawę, znajdziecie tutaj kilka bardziej psychodelicznych momentów.

Sort:  

Congratulations @sindarin! You received a personal badge!

Happy Hive Birthday! You are on the Hive blockchain for 2 years!

You can view your badges on your board And compare to others on the Ranking

Do not miss the last post from @hivebuzz:

Hive Whale - Make it spray and get your badge!
Support the HiveBuzz project. Vote for our proposal!