69 Turniej Czterech Skoczni - półmetek

in Polish HIVE3 years ago

miniaturka.jpg

Kiedy zaczynam pisać ten tekst, mamy 1 stycznia 2021 roku już po drugim konkursie 69 Turnieju Czterech Skoczni w niemieckim Garmisch-Partenkirchen, ale tekst pojawi się pewnie za 5 lat, jak sobie o nim przypomnę. Jesteśmy na półmetku turnieju i została nam austriacka jego część: w Insbrucku i w Bisshofshoffen. Miałem już wcześniej coś napisać po Mistrzostwach Świata w lotach narciarskich, które odbywały się na początku grudnia w słoweńskiej Planicy, ale pewnie bym napisał prawie to samo co większość prasy sportowej, więc zaniechałem to przedsięwzięcie. Chciałem też relacjonować każdy z konkursów TCS z osobna, ale nie mam tak czasu żeby poświęcać kilka godzin na pisanie tekstu. Tym bardziej, że możecie wejść sobie na wiadomości sportowe na byle którym portalu sportowym. U mnie byłoby praktycznie to samo, ale pisane grafomańskim, nieskładnym piórem.

Jak pewnie wiecie (albo i nie) skoki narciarskie oglądam od chyba 1992/1993 roku, a na pewno od początku lat 90 XX wieku. To był okres przejściowy pomiędzy skakaniem z nartami równolegle, a stylem V, który zapoczątkował Szwed Boklew. Chociaż się mówi, że w latach 60 już stylem V skakał jeden z Polaków, ale nieważne. Pamiętam takich skoczków jak: Niemców Dieter Thomma czy Jens Weissflog, Czecha Jaroslava Sakalę, Japończyków Takanobu Okabe, Noriakiego Kasai, Masahiko Haradę, Fina Janne Ahonena który wtedy zaczynał karierę i bardzo go lubiłem, Austriaka Andreasa Goldbergera, czy też Norwegów: Tommy'ego Ibgebrigstena czy Espena Bredesena, a później w 1996 roku Słoweńca Primoza Peterkę. Wtedy też Adam Małysz odnosił swoje pierwsze zwycięstwo w Oslo, na długo przed nastaniem Małyszomanii. Chciałem tutaj zacząć pisać takie swoje blogi wspominkowe z ostatnich konkursów Pucharu Świata, ale to też zajmuje trochę czasu. Skoki oglądam praktycznie co weekend, ale nie mam czasu żeby potem to opisywać. Kiedyś nawet prowadziłem takie zeszyty (Jan Długosz pieprzony się znalazł, albo inny Wincenty Kadłubek), w których notowałem kto ile skoczył, jaka nota, ile spadł, ile awansował (trzeba mieć nawalone we łbie).

Jak dobrze wiecie, w tym roku mija 20 lat od początku tak zwanej "Małyszomanii". Właśnie wtedy Adam Małysz jako pierwszy Polak w historii wygrał Turniej Czterech Skoczni i jako pierwszy w historii tego turnieju zdobył notę łączną ponad 1000 punktów. Mnie się ten turniej będzie kojarzył ze śmiercią "Magika" z zespołów Kaliber 44 i Paktofoniki i chrzcinami mojego chrześniaka, chociaż miałem wtedy 17 lat i jak były prezydent Wałęsa nie chciałem, ale... zostałem "poproszony". Pamiętam wtedy, że Adam Małysz nagle odpalił przed tym turniejem, a w dwóch pierwszych konkursach był odpowiednio chyba czwarty i trzeci, a dwa ostatnie wygrał. Wtedy mój młodszy brat śmiał się z Małysza, że zajął czwarte miejsce. Ja mu powiedziałem, że z taką formą, o ile jej nie straci, niedługo zacznie wygrywać i być może wygra TCS. Mój brat mnie wyśmiał. Jak się okazało, miałem rację. Potem mu to wypominałem po konkursie w Bisshofshoffen jak wygrał TCS i po zdobyciu Kryształowej Kuli. Tamten konkurs w Bisshofshoffen zapamiętałem z powodu młodziutkiego, 15 letniego wówczas Austriaka Manuela Fettnera (teraz ma 35 lat), który obecnie jest bez formy i który wtedy zajął chyba 4 lub 5 miejsce. Ale był blisko podium.

W tym roku mamy nieco inne skoki niż jeszcze rok temu. Nie wiem czemu, ale rok 2020 nazywam 1 rokiem ery COVID-owej. W tym roku mamy pierwszy Turniej Czterech Skoczni w reżimie sanitarnym i w sumie cały sezon tak się zaczął. Rozbraja mnie to, że wszyscy łażą w tych maskach cały czas, oprócz chwili oddania skoku. Kiedyś, w latach 90 i na początku XXI wieku niektórzy skoczkowie skakali w takich plastikowych maskach, osłonach na twarz (np. Janne Ahonen na początku kariery, Takanobu Okabe, Hideharu Miyahira, czy Roberto Cecon na początku kariery, ja ich nazywałem Darthami Vaderami). Czemu by nie wrócić do tego zwyczaju, jak cały czas w maskach to cały czas w maskach.

Rozbraja mnie to, że niby chodzą w maskach, a o mały włos nasza reprezentacja nie zostałaby wykluczona z Turnieju Czterech Skoczni. U Klemensa Murańki niemiecki odpowiednik SANEPID-u zdiagnozował dodatni wynik na obecność wirusa SARS Cov-2, a raczej był on tak częściowo dodatni, czy niejednoznacznie dodatni. Niestety sposób w jaki dowiedzieli się nasi skoczkowie nie był elegancki, gdyż dowiedzieli się z... mediów. Zapewne były trener skoczków pan prezes Apoloniusz Tajner z panem dyrektorem Adamem Małyszem poruszyli Niebo i Ziemię i powtórzono testy naszym skoczkom. Tym razem wyniki okazały się ujemne i ostatecznie nasza reprezentacja warunkowo została dopuszczona do Turnieju Czterech Skoczni.

Ale też trzeba przyznać, że nasi skoczkowie przed rozpoczęciem 69 edycji Turnieju Czterech Skoczni nie byli zaliczani do kandydatów na zwycięzców turnieju, a raczej na pierwszą 10-kę. Wśród kandydatów do zwycięstwa byli wymieniani dwaj Norwegowie : Marius Lindvik i Halvor Granerud, oraz dwóch Niemców : Karl Geiger i Markus Eisenbichler, czy też Słoweniec Anze Lanisek. Na Polaków nikt raczej nie stawiał, w sumie ja też nie wierzyłem. Zeszłoroczny zwycięzca Dawid Kubacki nie był w takiej formie jak przed rokiem. Na dwa tygodnie przed turniejem, podczas Mistrzostw Świata w lotach narciarskich, które odbywały się w Planicy w najlepszych formach byli Piotr Żyła i Dawid Kubacki. W najsłabszej dyspozycji był Kamil Stoch. Ale ogromne brawa dla czwartego reprezentanta Polski, czyli Andrzeja Stękały, który po życiowych perturbacjach (śmierć ojca, wyrzucenie z kadry przez Stefana Horngahera) i kilku słabszych latach poza skokami, nie załamał się i wrócił do wielkiego skakania. OGROMNE BRAWA! Do historii chyba przejdzie moment gdy Polacy odbierali drużynowy brązowy medal, a Andrzej Stękała się rozpłakał. Przyznaję się, że łezka z oka poleciała. Od Andrzeja Stękały nie wymagam niczego, doszedł do solidnej formy ciężką pracą i hartem ducha, dzięki którym może zajmować miejsca w pierwszej dziesiątce.

Niestety konkursów indywidualnych w Engelbergu tuż TCS nie oglądałem, wiem przepraszam, nie przygotowałem się do lekcji. Ale z tego co wiem to nasi zajmowali miejsca w pierwszej dziesiątce. W jednym konkursie Kamil Stoch był drugi, w następnym konkursie Piotr Żyła był trzeci. Wiem, że w jednym z konkursów Andrzej Stękała był chyba siódmy, a w drugim piętnasty i to był jedyny przypadek jak jeden z medalistów MŚ w lotach był poza pierwszą dziesiątką. Dawid Kubacki też plasował się w pierwszej dziesiątce: w jednym z konkursów był chyba ósmy, a w drugim też gdzieś koło tego miejsca. Więc nasi skoczkowie byli tam w czołówce, ale ja ich nie zaliczałem jako kandydatów do zwycięstwa w TCS. Przepraszam chłopaki. Przepraszam też, że nie oglądałem Engelbergu, ale tak mniej więcej wiem, na których miejscach plasowali się chłopaki.

Obersdorf

Przed pierwszym konkursem w Obersdorfie, który rozegrał się 29 grudnia 2020 roku w godzinach wieczornych, dzięki zamieszaniu z polską reprezentacją, a raczej z Klemensem Murańką, anulowano serię kwalifikacyjną i w konkursie wystartowało chyba 62 zawodników. Zrezygnowano oczywiście w pierwszej serii z systemu KO (przegrany odpada oprócz 5 Lucky Loserów) i skakano normalnie. Niestety podczas trwania tego konkursu karty rozdawał wiatr, który mocno wiał, zwłaszcza w okolicach wyjścia z progu, przez co skoczkowie w pierwszej serii daleko nie latali. To była loteria. Na dodatek wiatr co trochę kręcił, ale nie było potrzeby przytrzymywać zawodników na belce startowej. W pierwszej serii skoczkowie nie skakali daleko, a jak któryś skoczył daleko poza pukt konstrukcyjny, to już było święto. Żeby dostać się do drugiej rundy, trzeba było skoczyć w okolice punktu K, czyli na 120 metr. Ci, którzy weszli do drugiej rundy za zwyczaj niedużo go przekraczali. Dużą rolę w awansie skoczków do drugiej rundy odgrywał wiatr, dzięki czemu dodawano, lub odejmowano punkty, które przesądzały o awansie. Różnice między odległościami skoków nie były duże, a te małe detale jak bonifikata za wiatr czy nota, mogły przesądzić o awansie. Na przykład norweski skoczek Robert Johansson nie awansował do drugiej rundy po krótkim skoku na odległość 115,5 metra. Oprócz Roberta Johanssona było jeszcze paru skoczków z czołówki, którym nie udało się awansować do finałowej rundy, albo po zakończeniu pierwszej rundy ledwo się zakwalifikowali do rundy finałowej. Najlepszy przykład to jeden z faworytów Niemiec Markus Eisenbichler, który po skoku na 118 metr zajmował dopiero 27 miejsce, ale...

Liderem po pierwszej serii był Niemiec Karl Geiger z notą 139,8 punktów i skokiem na 127 metr. Drugi za nim był Norweg Marius Lindvik ze skokiem na 126,5 metra i notą niższą o 1,3 punktu. O jedną dziesiątą punktu za Lindvikiem plasował się Austriak Philip Ashenwald, który oddał najdłuższy skok w serii, bo aż 130 metrów. Czwarty był Polak Kamil Stoch ze skokiem na 125 metr i stratą 3,8 punktu do lidera. Dopiero dziewiąte miejsce zajmował jeden z kandydatów do zwycięstwa Norweg Halvor Granerud ze skokiem na 122 metr i stratą 8,6 punktu do lidera. Trzeba przyznać, że tacy skoczkowie jak Austriak Jan Hoerl czy Słoweniec Domen Prevc ze skokami na odległość na 129 metr zajmowali dalsze miejsca w pierwszej dziesiątce (7 i 10), dzięki niższym notom i pynktom za wiatr. Kolejnym długim skokiem popisał się zwycięzca anulowanych kwalifikacji Słoweniec Ziga Jelar, który za skok na odległość 128 metrów zajmował 6 miejsce z notą 133,8 punktu. O 0,1 punktu mniej za piątym Austriakiem Stefanem Kraftem.

Pozostałym polskim skoczkom po pierwszej rundzie nie poszło tak, jakby chcieli. Dopiero 12 miejsce po pierwszej serii zajmował triumfator zeszłorocznego TCS Dawid Kubacki ze skokiem na odległość 122 metry i notą 129,7 punktu. Trzeba też przyznać, że tego dnia Dawid Kubacki został ojcem, gdyż urodziła mu się wtedy córka Zuzanna. Moje gratulacje! Pewnie chłopak bardzo to przeżywał, do tego warunki na skoczni były takie jakie były. Kolejny reprezentant Polski Andrzej Stękała zajmował ex aequo 19 miejsce z jednym z kandydatów do zwycięstwa, Słoweńcem Anze Laniskiem, którzy mieli notę 126,1 punktu. O ogromnym szczęściu mogli mówić Piotr Żyła i Klemens Murańka, którzy wręcz wślizgneli się do drugiej rundy, zwłaszcza Piotr Żyła. Piotrek po skoku na 119,5 metr, ale dostał dobre noty i zajmował 25 miejsce z notą równych 123 punktów. Miejsce w drugiej rundzie zapewniły mu pewnie noty i te bonifikaty za wiatr. Klemens Murańka skoczył wprawdzie 3 metry dalej od Piotrka Żyły, ale notę miał nieco ponad o 2 punkty niższą (120,8), ale zajmował 29, przedostatnie premiowane awansem miejsce. Do drugiej rundy nie zakwalifikowali się Maciej Kot i Aleksander Zniszczoł, którzy po pierwszej rundzie zajmowali odpowiednio 44 i 45 miejsce. Chłopaki mieli trochę pecha, bo skakali na odległości 118 i 117 metrów, ale dostali niskie noty, ponieważ nad nimi byli artyści, którzy skakali bliżej, ale mieli lepsze noty.

W przerwie sędziowie postanowili podnieść belkę startową żeby skoczkowie mogli skakać dalej, ale niestety pododa trochę przypłatała figla i wiatr trochę zelżał. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Zajmujący 27 miejsce Niemiec Markus Eisenbichler wystrzelił na 142 metr i ostatecznie awansował na 5 miejsce w konkursie. Takiego powrotu z trzeciej dziesiątki już dawno nie widziałem. Nie liczę Mistrzostwa Świata dla Dawida Kubackiego, który z 27 miejsca awansował na 1, bo to było na tej małej skoczni. Ostatni taki awans pamiętam chyba jak w roku... 2004? Odpalił Daiki Ito, gdzie w drugiej rundzie skoczył daleko i chyba z 19 czy 18 miejsca awansował chyba na 2 lub 3. Już nie pamiętam, ale był taki konkurs. Wtedy właśnie pierwszy raz usłyszałem o Daiki Ito. Gdybym znalazł ten swój zeszyt z tymi moimi kronikarskimi "mądrościami", to bym wiedział, który to był konkurs. Ale wracając do Obersdorfu. Niestety działało to w drugą stronę. W drugiej rundzie jedyny bułgarski skoczek w Pucharze Świata Vladimir Zografski, którego lubię od kilku sezonów, zajmujący 16 miejsce, zepsuł swój skok w drugiej rundzie i spadł na 29 miejsce. Za nim uplasował się tylko Klemens Murańka. W drugiej rundzie swój skok poprawił Piotr Żyła, który skoczył na odległość 129 metrów i zakończył zawody na 21 miejscu. 15 ostatecznie był Dawid Kubacki, który w drugiej próbie poleciał na odległość 126,5 metra. Ale do niego nie mam pretensji, pewnie myślami był gdzie indziej. Jeszcze raz gratulacje z powodu narodzin córki. Ogromny awans zrobił Andrzej Stękała, który po próbie na odległość 136,5 metra awansował na 7 miejsce. Pod koniec konkursu zagotowało się w czołówce. Ostatecznie zawody wygrał Niemiec Karl Geiger po drugim skoku na taką samą odległość co Andrzej Stękała w drugiej próbie. Drugie miejsce zajął polski skoczek Kamil Stoch po drugim skoku oddanym na odległość 132,5 metra. Trzecie miejsce zajął borykający się z problemami zdrowotnymi Norweg Marius Lindvik, który oddał skok na odległość 135,5 metra, ale przegrał notami i spadł z drugiego na trzecie miejsce. Później jak się okazało, Marius Lindvik musiał się wycofać z Turnieju Czterech Skoczni ze względu na ból zęba, który musiał się skończyć operacyjnie. Wiem jaki to jest ból. Szkoda chłopaka, bo był jednym z kandydatów na zwycięstwo. W zeszłym roku przegrał z Dawidem Kubackim, a w tym roku wyeliminowało go zdrowie. Czwarte miejsce ostatecznie zajął Norweg Halvor Granerud, który skokiem na odległość 131 metrów awansował z 9 miejsca. Piąty był wcześniej wspomniany Niemiec Markus Eisenbichler, który oddał fenomenalny skok na odległość 142 metrów.

W pierwszej piątce pierwszego konkursu uplasowali się praktycznie sami faworyci. Jedynym zaskoczeniem dla mnie było drugie miejsce Kamila Stocha, który jeszcze kilka tygodni temu nie był w najlepszej formie. Zobaczymy jak to się potoczy w następnych konkursach.


Garmisch-Partenkirchen

Tradycją już od wielu lat jest, że w Nowy Rok rozgrywany jest drugi konkurs Turnieju Czterech Skoczni w niemieckim Garmisch-Partenkirchen, zdrobniale też nazywanym Ga-Pa. Tym razem było tak samo, drugi konkurs Turnieju Czterech Skoczni został rozegrany 1 stycznia 2021 roku. Kwalifikacje, które zostały rozegrane w Sylwestra 2020 roku, wygrał Słoweniec Anze Lanisek po skoku na 139 metr, zyskując notę 138,6 punktu. Drugie miejsce zajął Norweg Halvor Granerud, który wprawdzie huknął 143 metry (przypomnijmy, że punkt K tutaj wynosi 125 metrów), ale notą przegrał ze Słoweńcem o 0,5 punktu. Trzeci był Niemiec Markus Eisenbichler, który skoczył wprawdzie 135,5 metra, ale notę miał tylko gorszą o 0,7 od zwycięzcy. Czwarte miejsce zajął austriacki skoczek Stefan Kraft, piąty był Niemiec Karl Geiger, szósty był Kamil Stoch ex aequo z japońskim skoczkiem Ryoyu Kobayashim. Za nimi uplasowało się dwóch Polaków : Dawid Kubacki i Andrzej Stękała. Dziesiąte miejsce w kwalifikacjach zajął norweski skoczek Johann Andre Forfang. Dalej reszta mnie nie interesuje. Tak szczerze mówiąc, to nigdy raczej się nie podniecałem sesjami kwalifikacyjnymi do konkursów Pucharu Świata i rzadko je oglądam. Z tego co pamiętam, to wszystkim polskim skoczkom udało się zakwalifikować do konkursu głównego. Jak się okazało Turniej Czterech Skoczni może się okazać zakończony dla norweskiego skoczka Mariusa Lindvika, który przeszedł zabieg stomatologiczny i najprawdopodobniej już się nie pojawi do końca turnieju. Szkoda chłopaka.

Konkurs główny rozegrał się tradycyjnie na Große Olympiaschanze w Garmisch-Partenkirchen w Nowy Rok, a główna seria była zaplanowana na godzinę 14:00. Początkowo skoczkowie skakali z belki ustawionej na 13 stopniu, później ją podniesiono na 14. Pogoda była ładna gdy rozpoczynano konkurs, później siętrochę zachmurzyło.

Tym razem obyło się bez żadnych problemów i powrócono do znanego systemu pucharowego, czyli systemu KO. Skacze 50 skoczków w 25 parach, zwycięzca kwalifikacji z miejscem 50, 2 miejsce z 49 i tak leci do środka. Do drugiej serii kwalifikuje się 25 zwycięzców par, oraz 5 przegranych z najlepszymi wynikami, czyli tak zwanych Lucky Loserów. W serii próbnej, która rozpoczęła się o godzinie 12:30, bardzo dobrze spisali się polscy skoczkowie, ale kogo obchodzą serie próbne. Mnie przynajmniej nie. Traktuję je jako kolejną sesję treningową. Nawet wyniki osiągnięte w niej nie są traktowane jako oficjalne (np. gdyby ktoś pobił rekord skoczni).

Gdyby kogoś to obchodziło, to Piotr Żyła zajął drugie miejsce przy skoku na odległość 141 metrów, trzecie miejsce zajął Kamil Stoch z odległością 139 metrów. Andrzej Stękała zajął ósmą lokatę przy próbie 132,5 metra, Dawid Kubacki zajął szesnaste miejsce przy skoku 129 metrów. Aleksander Zniszczoł był trzydziesty przy próbie na 122 metry. Maciej Kot był 35 przy skoku na odległość 123,5 metra i Klemens Murańka zajął 36 miejsce, ale skoczył poza punkt K i osiągnął odległość 126 metrów.

Główny konkurs rozpoczął się o godzinie 14:00. Jako jeden z pierwszych na belce startowej stanął Klemens Murańka, który rywalizował z japońskim skoczkiem Naokim Nakamurą. Polak skokiem na odległość 130,5 metra i notą 119 punktów wygrał z Japończykiem, który pofrunął na odległość 128,5 metra. Kwestia awansu wisiała na włosku, ale się udało. Ostatecznie w pierwszej serii Klemens Murańka zajął 15 miejsce. Japończyk ostatecznie zajął 32 miejsce z notą 108,5 punktu, tuż zaraz po chyba największym pechowcu, Bułgarze Vladimirze Zografskim, którego lubię.

W drugiej parze skakali Rosjanin Mikhail Nazarow i Niemiec Severin Freund. Zwycięzcą tej pary był Rosjanin ze skokiem na odległość 128 metrów i z notą 112,3 punktu. Freund skoczył 5 metrów bliżej i uzyskał notę 104,1 punktu.

W trzeciej parze mieliśmy austriacki bratobójczy pojedynek. Markus Schiffner skakał z Phillipem Aschenwaldem i do drugiej rundy awansował ten drugi ze skokiem 130 metrów i notą 126,7. Markus Schiffner skoczył 123 metry i uzyskał notę 108,4 punktu.

Niedługo potem na belce startowej zameldował się drugi polski reprezentant Maciej Kot, który zmierzył się z bardziej utytułowanym Ryśkiem Piątkiem z Niemiec. Maciej Kot oddał całkiem niezły skok tuż poza punkt K, a dokładniej 126,5 metra. Też trzeba przyznać, że nie miał najlepszych warunków, ale sobie poradził. Niestety Richard Freitag skoczył 3 metry dalej i to on zameldował się w drugiej serii. Maciej Kot osiągnął notę 108,2 i ex aequo zajął (uwaga spoiler!) 35 miejsce z Aleksandrem Zniszczołem. Natomiast Richard Freitag nie jest w takiej formie jak kiedyś i po pierwszej serii zajmował dopiero 25 lokatę z notą 114,9 punktów.

Jak już zaspoilerowałem wcześniej, Aleksander Zniszczoł skakał jako ostatni z Polaków w piątej parze od końca, ale nie zdołał się zakwalifikować do drugiej rundy i ostatecznie zajął ex aequo 35 miejsce z Maciejem Kotem skacząc równo na punkt K i osiągając notę 108,2 punktów. Rywalem Olka w parze był Austriak Stefan Kraft, który skoczył na odległość 132,5 metra i osiągnął ocenę 120,6 punktów. Stefan Kraft trochę spanikował i skrócił lot, co też jest niebezpieczne dla skoczka. Spadł na dwie nogi z wysokości około 3 metrów nad zeskokiem, ale nic mu się nie stało. Myślę, że Kraft mógł spokojnie walnąć ze 137 metrów i mógłby być liderem po pierwszej serii. Być może Stefan Kraft miał jakiś podmuch wiatru na samym dole i nie chciał ryzykować upadku, dlatego "klapnął" na dwie nogi. To też odbiło się na notach i na 11 miejscu w tamtej chwili. Aleksander Zniszczoł był ostatnim Polakiem, który skakał w pierwszej serii i powinien być wymieniony na końcu, ale...

W następnej parze po Macieju Kocie mieliśmy bratobójczy słoweński pojedynek. Bor Pavlovic skakał z Peterem Prevcem, którego lubię i któremu też kibicuję. Nie wybaczę młodemu Tepesowi tego, że mu w Planicy sprzątnął tuż z przed nosa Kryształową Kulę, ale niewąne... Zwycięzcą tej pary okazał się mój faworyt ze skokiem na odległość 129,5 metra i notą równych 119 punktów.

W kolejnej parze mieliśmy ciekawy, szwajcarsko-fiński pojedynek. Gregor Deschwanden skoczył 128 metrów, o pół metra dalej niż Fin Antii Aalto, ale przegrał z fińskim skoczkiem o 1 punkt. Antti Aalto osiągnął notę 116,8 punktu, Szwajcar natomiast 115,8. Z taką notą spokojnie mógłby się znaleźć wśród "Lucky Loserów", ale jeszcze poczekajmy.

W kolejnej parze mieliśmy kolejny ciekawy pojedynek. Niemiecki skoczek rywalizował z Japończykiem Junshiro Kobayashim. Obaj panowie skoczyli tyle samo - 128,5 metra, ale zwycięzcą zpstał Niemiec z notą 123,1 punktu i wyprzedzając Japończyka prawie o 6 punktów. Kobayashi z notą 117,4 jest jednym z kandydatów na "Lucky Losera", o ile inni nie będą dalej skakać.

W kolejnej parze mieliśmy pojedynek niemiecko-fiński. Niemiec Pius Paschke zdemolował wręcz Niko Kytosaho i to on awansował do drugiej rundy ze skokiem na odległość 127,5 metra i notą 122,8. Skoku Fina lepiej nie komentować.

W następnej parze oglądaliśmy niemiecko-kanadyjski pojedynek. Niemiec Mortiz Baer rywalizował z Mackenziem Boyd-Clowsem. Ten skok pokazał jak sprawiedliwy jest system KO. Parę wygrał Kanadyjczyk Mackenzie Boyd-Clowes ze skokiem na odległość 125,5 metra i notą 112,1. Skoku Niemca lepiej nie komentować.

W kolejnej parze mieliśmy ciekawy i wyrównany pojedynek. Słoweniec Cene Prevc skakał z moim ulubieńcem Bułgarem Vladimirem Zografskim. Wprawdzie Zografski skoczył pół metra dalej (122,5 m), ale dostał notę o 0,3 punktu niższą (111,9) i przegrał ze Słoweńcem. Ostatecznie Zografski zajął chyba najbardziej ulubione miejsce przez skoczków - 31.

Następnie byliśmy świadkami pojedynku Ziga Jelar - Daniel Huber i zwycięzcą był Austriak ze skokiem na odległość 132 metry i notą 121,9. Ziga Jelar nie skoczył źle (122 m), ale dużo mu odjęli za wiatr i do drugiej rundy się nie zakwalifikował.

Następnie byliśmy świadkami niemiecko-japośskiej pary Konstantin Schmid - Yukiya Sato. Powoli chmury zaczynały nadciągać nad Grosse Olympiaschhanze i pogoda zaczynała się psuć. Skoku Niemca nie ma co komentować i tylko kataklizm lub spadek na bulę mógłby odebrać Japończykowi zwycięzstwo. Ostatecznie wygrał Yukiya Sato z zawrotnym skokiem na odległość 121,5 metra i notą 106 punktu, zajmował zawrotne 17 miejsce. Szkoda, że z nim nie skakał Vladimir Zografski, albo Maciej Kot.

W kolejnej parze mieliśmy pojedenek czesko-norweski. Cestimir Kozisek rywalizował z będącym bez formy Robertem Johanssonem, ale to Norweg awansował po skoku na odległość 124,5 metra i notą 115,5 punktu. Skok Czecha pominę milczeniem.

Kolejnym Polakiem, który zameldował się na belce startowej, był Piotr Żyła, który rywalizował w parze z Austriakiem Michaelem Hayboeckiem. Piotr osiągnął odległość 129,5 metra i wygrał tę rywalizację z notą 124,3 punktu. Ostatecznie Piotr Żyła zajął 8 miejsce po pierwszej serii. Michael Hayboeck skoczył 122 metry i z notą 108,3 punktu uplasował się tuż przed Maciejem Kotem i Aleksandrem Zniszczołem na 34 miejscu.

W następnej parze mieliśmy pojedynek norwesko-japoński. Daniel Andre Tande skakał z Keiichi Sato. Wprawdzie Japończyk skoczył o 1,5 metra dalej (127,5 m), ale notą przegrał z Norwegiem o 1,4 punktu. Ale na szczęście Sato później znalazł się wśród pięciu szczęśliwych przegranych.

W następnej parze mieliśmy pojedynek austriacko-norweski. Jan Hoerl przegrał z Johannem Andre Forfangiem, ale minimalnie. Forfang skoczył 2 metry dalej (128,5 m), ale dostał większą bonifikatę za wiatr. No i Austriaka nie zobaczyliśmy w drugiej rundzie.

Kolejnym Polakiem, który miał startować, był Andrzej Stękała, który miał się zmierzyć ze Słoweńcem Domenem Prevcem. Szczerze mówiąc, to trochę się bałem tej pary, ale niepotrzebnie. Andrzej Stękała zdeklasował przeciwnika oddając skok na odległość 133 metrów, przy 122 metrach Słoweńca. Ostatecznie Andrzej Stękała przy skoku na odległość 133,5 metra i nocie 125,3 punktu zajął 6 miejsce po pierwszej serii. Domen Prevc zajął dopiero 37 miejsce tuż za dwoma Polakami, osiągając notę 107,2 punktu.

Następnym Polakiem, który zameldował się na belce startowej był Dawid Kubacki, którego rywalem był fiński skoczek Artti Aigro. Patrząc na tę parę było mi trochę żal Fina. Gdyby ktoś mi powiedział te 20 lat temu, że fińskie skoki teraz będą w ogromnym kryzysie, to bym go chyba wyśmiał. Kiedyś Finlandia była potęgą w skokach, a my jeszcze w początkach Małyszomanii pukaliśmy do światowej elity, w czołówce już byliśmy, ale do elity trochę nam brakowało. Natomiast Finowie tam byli. Podobnie było z Norwegami kilkanaście lat temu, kiedy byli w ogromnym kryzysie. Wtedy przygarnął Norwegów były fiński trener Mika Kojonkoski i wyprowadził ich z kryzysu. Może Finom przydałby się powrót Miki Kojonkoskiego, bo żal na nich patrzeć. Wracając do pary. Dawid Kubacki odpalił i skoczył na odległość 139 metrów i wygrał tę parę. Po pierwszej serii zajmował drugie miejsce z notą 137,7 punktów. Artii Aigro wprawdzie przegrał, ale znalazł się w gronie "Lucky Loserów" i zajął 21 miejsce przy skoku na odległość 127,5 metra i osiągając notę 116,8 punktów. Nie, wróć... Artti Aigro jest Estończykiem, tylko trenuje z Finami.

W następnej parze oglądaliśmy Szwajcara Dominika Petera i Japończyka Ryoyu Kobayashiego. Pomimo niesprzyjających warunków, triumfator Pucharu Świata będący w nieco słabszej formie, nie zapomniał jeszcze jak się skacze i zwyciężył oddając skok na odległość 133,5 metra i osiągając notę równe 125 punktów.

Ostatnim z naszych rodaków, którzy zameldowali się na belce startowej był Kamil Stoch, który w swojej parze rywalizował z czeskim skoczkiem Viktorem Polakiem. Niestety Czech oddał jeden z najkrótszych skoków w pierwszej serii i z odległością 116 metrów i notą 92,9 punktu uplasował się na 48 pozycji. Kamil Stoch skoczył na odległość 135 metrów i z notą 131,5 punktu uplasował się na 3 miejscu.

W następnej parze mieliśmy pojedynek austriacko-niemiecki. Austriak Thomas Lackner rywalizował z faworyzowanym Karlem Geigerem i nietrudno było wytypować zwycięzcę. Ale Austriak postawił się faworyzowanemu Niemcowi i skoczył na odległość 126,5 metra osiągając notę 114,7. Karl Geiger natomiast skoczył 131 metrów, ale odjęto mu dużo punktów i osiągnął notę tylko 119,7, co dawało mu na tę schwilę 11 miejsce. Szkoda Austriaka, bo skoczył nieźle, ale nie udało mu się awansować do pierwszej 30-ki.

W następnej parze skakał Aleksander Zniszczoł ze Stefanem Kraftem, ale już tę parę zaspoilerowałem wcześniej.

W kolejnej parze mieliśmy pojedynek rosyjsko-niemiecki. Niestety też zaczęły dawać o sobie znać pogarszające się warunki. Evgeniy Klimów, którego lubię i którego żartobliwie nazywam "Gienkiem", dostał mocny podmuch wiatru i spadł na bulę. Oczywiście Markus Eisenbichler to wykorzysyał i skoczył 137,5 metra, osiągając notę 129,4 punktu.

W kolejne parze mieliśmy bratobójczy pojedynek norweski. Sander Vossan Eriksen rywalizował z Halvorem Egnerem Granerudem. Wygrał oczywiście ten drugi, oddając skok o 20 metrów dłuższy od rywala (137 metrów) i osiągając notę 138,7 punktu.

Pierwszą serię zamykał Słoweniec Anze Lanisek, który swoim skokiem na odległość 138,5 metra musiał ratować się podpórką przed upadkiem i sędziowie byli bezlitośni. Rywalem Laniska był niemiecki skoczek David Siegel, który oddał skok na odległość 117,5 metra i zdobył 93,5 punktu. Anze Lanisek po pierwszej serii zajmował ex aequo 17 miejsce z austriackim skoczkiem Janem Hoerlem zdobywając notę 118,1 punktu.

Pierwszą serię bez większych niespodzianek wygrał norweski skoczek Halvor Egner Granerud, który oddał skok na odległość 137 metrów i miał notę 138,7, czyli wyprzedzał dokładnie o 1 punkt Dawida Kubackiego. Granerud skakał w parze ze swoim rodakiem Sanderem Vossanem Eriksenem, który zajął ostatecznie 41 miejsce ze skokiem na odległość 117,5 metra i zdobywając notę 104 punkty.

Na czwartym miejscu tuż za polskimi skoczkami uplasował się Niemiec Markus Eisenbichler, który oddał skok na odległość 137, 5 metra i osiągając notę 129, 4 punktu. Piąty był Austriak Philipp Ashenwald, który skoczył równo 130 metrów i uzyskał notę 126, 7 punktu. Siódme miejsce tuż za Andrzejem Stękałą zajął Japończyk Ryoyu Kobayashi ze skokiem na odległość 133, 5 metra i uzyskując równe 125 punktów.

Dziewiąty był norweski skoczek Johann Andre Forfang, który uplasował się za Piotrkiem Żyłą i skoczył 128,5 metra, oraz zdobył notę 124,2 punktu. Dziesiąty po pierwszej serii był Niemiec Martin Hamann, który uzyskał odległość 128, 5 metra oraz notę 123, 1 punktu.

Druga seria skoków miała się rozpocząć w okolicach godziny 15:30, ale warunki były mniej sprzyjające niż w pierwszej serii. Sędziowie postanowili pozostawić belkę na 14 stopniu.

Jako pierwszy na belce startowej zameldował się Japończyk Yukiya Sato, który skoczył Yukiya Sato 122 metry. Następny był Kanadyjczyk MacKenzie Boyd-Clowes, który skoczył 126 metrów i objął prowadzenie w konkursie. Kolejny skakał Słoweniec Cene Prevc, który oddał skok na odległość 123,5 metra i przedzielił Kanadyjczyka i Japończyka. Następny w kolejce był Rosjanin Michaił Nazarow, który oddał skok na odległość 129,5 metra i objął prowadzenie w konkursie. Następny skakał Austriak Thomas Lackner, który odnotował odległość 130 metrów i w tej chwili był drugi. Kolejny skakał Richard Freitag, który skoczył krócej, 126 metrów i spadł na 4 miejsce. Kolejny na belce startowej zameldował się zajmujący 24 miejsce po pierwszej serii Norweg Robert Johansson, który skoczył 127,5 metra i utrzymał swoją lokatę. Następnie skakał Japończyk Keiichi Sato, który oddał skok tylko na odległość 123 metrów i spadł na 5 miejsce. Następnie skakał Szwajcar Gregor Deschwanden, który po skoku na odległość 129,5 metra spadł o jedno miejsce. Jako następny skakał zajmujący 21 miejsce Fin Antii Aalto, który oddał skok na odległość 123 metrów i spadł na 6 miejsce. Po pierwszej dziesiątce prowadził Robert Johansson osiągając notę 237,5, a ostatnie miejsce zajmował Japończyk Yukiya Sato ze stratą 25 punktów.

Drugą dziesiątkę otwierał Norweg Daniel Andre Tande, który po fantastycznym skoku na odległość 133,5 metra utrzymał swoją lokatę i była szansa na awans. Następny był Japończyk Junshiro Kobayashi, który po skoku na odległość 131 metrów wprawdze spadł za Norwega, ale była szansa na poprawę pozycji, gdyby ktoś z następców zepsuł skok. Następny na belce startowej zameldował się Jan Hoerl, lecz wiatr dawał coraz bardziej o sobie znać i musiał być zdejmowany z belki. Pomimo ładnego skoku na odległość 130 metrów spadł na 6 pozycję. Następny w kolejce był zajmujący ex aequo 17 miejsce a Austriakiem Anze Lanisek, który po skoku na odległość 135 metrów objął prowadzenie z 250,7 punktami. Gdyby nie podpórka w pierwszej serii, pewnie byłoby zwycięstwo. Następny był Peter Prevc, który po fantastycznym skoku na odległość 139 metrów... był drugi. Niestety przy lądowaniu miał problemy i nie wyprzedził Laniska, osiągając notę 249,1 punktu. Następny był zajmujący po pierwszej serii Polak Klemens Murańka, ale przy niezłym skoku na odległość 126 metrów, spadł na 9 miejsce. Następny skakał Niemiec Karl Geiger, który skacząc na odległość 138 metrów utrzymał swoją pozycję. Następnie skakał zajmujący 13 miejsce po pierwszej serii Austriak Stefan Kraft, ale sędziowie najpierw musieli zdjąć go z belki ze względu na szalejący wiatr. Ostatecznie sędziowie puścili Austriaka, ale w locie wiatr go trochę "wbił" w zeskok i Kraft z odległością 124 metrów spadł na 16 miejsce. Następny skakał Austriak Daniel Huber, który oddał ładny skok na odległość 133 metrów, ale spadł na 4 pozycję. Drugą dziesiątkę zamykał niemiecki skoczek Pius Paschke, który skokiem na odległość 127 metrów spadł na 6 pozycję. Po dwudziestu skokach liderem był Karl Geiger, który wyprzedzał Azne Laniska i którzy mieli szansę na awans do pierwszej dziesiątki, o ile ktoś z czołówki zepsułby skok. Na dole tabeli bez większych zmian, na 28 miejsce spadł Stefan Kraft.

Pierwszą dziesiątkę otwierał zajmujący 10 miejsce Niemiec Martin Hamann, który skokiem na odległość 135,5 metra jednak nie wyprzedził Karla Geigera i zajmował tylko 2 miejsce. Następny kakał Johann Andre Forfang, który oddał kapitalny skok na odległość 139 metrów, ale lądował na dwie nogi i sędziowie to bezlitośnie ocenili i "Forfi" spadł na drugą pozycję. Karl Geiger nadal utrzymuje pozycję lidera. Następnie na belce startowej zameldował się zajmujący 8 miejsce po pierwszej serii Polak Piotr Żyła, który po skoku na odległość 137 metrów utrzymał prowadzenie, dzięki ładnemu lądowaniu telemarkiem i wyprzedził Karla Geigera o 0,5 punktu. Następny na belce startowej zameldował się japoński skoczek Ryoyu Kobayashi, który skokiem na odległość 132 metry spadł na 3 miejsce. Jako kolejny na belce startowej zameldował się polski skoczek Andrzej Stękała, który po próbie na 133 metry spadł na 5 miejsce. Następnie na belce startowej zameldował się zajmujący piąte miejsce Austriak Philipp Aschenwald, który po ładnym skoku na odległość 136,5 metra jednak spadł na 3 pozycję. Austriak dostał podmuchów wiatru w środkowej części lotu i musiał się ratować przed upadkiem. Całe szczęście, że udało mu się wyciągnąć ten skok. Została jeszcze 4-ka. Zajmujący 4 miejsce Markus Eisenbichler oddał ładny skok na odległość 134,5 metra, ale nie wystarczyło to na wyprzedzenie Piotra Żyły. Następny skakał zajmujący 3 miejsce po pierwszej serii polski skoczek Kamil Stoch. Po próbie na 132 metr przegrał ze swoim rodakiem Piotrem Żyłą o 0,4 punktu i spadł na 2 miejsce. Została dwójka. Zajmujący 2 miejsce po pierwszej serii Dawid Kubacki wystrzelił na odległość 144 metry i próbował jeszcze na płaskim lądować telemarkiem, na co też nabrali się niektórzy sędziowie i Polak utrzymał swoją pozycję. Po skoku Polaka poza rozmiar skoczni sędziowie zaczęli się zastanawiać nad obniżeniem belki startowej na 12 stopień, ale ostatecznie postanowiono ją zostawić na 14 stopniu. Pozostał tylko ostatni skoczek, Norweg Halvor Egner Granerud, który ostatecznie skoczył 136 metrów i przegrał z Dawidem Kubackim.

Zawody wygrał Dawid Kubacki z notą 282,1 punktu. Drugi był Norweg Halvor Egner Granerud ze stratą 7,2 punktu. Trzeci był Piotr Żyła ze stratą 21,7 punktu. Czwarty był Kamil Stoch ze stratą 22,1 punktu. Pięty był Karl Geiger ze stratą 22,2 punktu. Szósty był Austriak Phillip Aschenwald ze stratą 24,4 punktu. Ex aequo siódme miejsce zajęli Markus Eisenbichler i Ryoyu Kobayashi ze stratą 24,9 punktu. Dziewiąty był Norweg Johann Andre Forgang ze stratą 25,9 punktów. Ostatnią dziesiątkę zamykał Andrzej Stękała ze stratą 28,4 punktu.

Niestety w czasie trwania konkursu doszła do nas wiadomość, że norweski skoczek Marius Lindvik raczej nie pojawi się do końca trwania Turnieju Czterech Skoczni i zostanie w szpitalu przynajmniej do niedzieli. Potrzebna była jednak potrzebna operacja usunięcia tak zwanego "zęba mądrości", a też wiem jaki to jest ból. Trochę przykro i nie pozostaje nic, jak życzyć powrotu do zdrowia. Parafrazując do cytyatu z filmu "Wesele" Wojciecha Smarzowskiego - "Że też ... nie mógł poczekać do 7 stycznia".

Na półmetku turnieju prowadzi Granerud (już ne będę pisać pełnych nazwisk i narodowości) z notą równych 555 punktów. Drugi jest Geiger ze stratą równych 4 punktów. Trzeci jest Stoch ze stratą 6,7 punktu i notą 548,3. Czwarty jest Kubacki z notą 546,4 i stratą 8,6 punktu. Dalej jest przepaść i zajmujący 5 miejsce Eisenbichler ma stratę 15 punktów do zajmującego 4 miejsce Kubackiego i aż 23,5 do lidera. Szósty jest Aschenwald z 530,7 punktów i stratą 24,3 punktu do lidera. 7 jest Andrzej Stękała z dorobkiem równych 527 punktów i stratą równych 28 punków. Dalej są: Ryoyu Kobayashi, Anze Lanisek, Piotr Żyła, a pierwszą dziesiątkę zamyka Austriak Daniel Huber.

Pierwsza połowa turnieju za nami. Zobaczymy co przyniosą nam konkursy w Insbrucku i Bishoffshoffen. Ale na pewno emocji nie zabraknie do samego końca.

Sort:  

Szanuję za taki długi tekst.
Ja urodziłem się w 1997 roku i pamiętam, że w 2002 roku oglądałem Małysza na igrzyskach w Salt Lake City na dużej skoczni.
Potem pamiętam 2 konkursy z 2004 roku - słynny zjazd Wolfganga Loitzla po skoczni w Zakopanem, oraz konkurs w Hakubie gdzie Małysz po raz pierwszy od kilku lat nie wszedł do drugiej serii.
W sumie te igrzyska w Salt Lake City to jedno z moich najstarszych "pewnych" wspomnień, jeśli nie w ogóle najstarsze. Pamiętam też ostatnią pielgrzymkę Jana Pawła 2 do Polski, ale to był sierpień 2002.

Ja jestem 14 lat starszy, ale powiem Ci, że z lat 90 sprzed "Małyszomanii" niewiele pamiętam.
Gratuluję, że ze z najstarszych wspomnień pamiętasz IO w Salt Lake City. Mając 5 lat. Ja najstarszą imprezę jaką pamiętam, to był mundial we Włoszech w 1990 roku. Miałem wtedy 6,5 roku, ale niewiele z tego pamiętam. :)