[Jak ważne jest DB?]
Dragon Ball, jedna z najpopularniejszych marek naszego pokolenia. Serial / komiks, który od lat inspiruje ludzi w różnych aspektach życia. Niejednokrotnie słyszałem (zarówno od zwykłych ludzi, sportowców - tych bardzo znanych i mniej znanych), że Goku i Kuririn nie narzekali, gdy codziennie roznosili mleko wraz z Muten Roshim. Wartość tej marki wycenia się na 23, 24 miliardy dolarów. Pierwsza transformacja w Ssj1, która sprawiła, że wszystkim widzom pękły głowy podczas oglądania. Nie chcę nadużywać tego porównania, ale kiedyś z przyjacielem porównaliśmy ten moment do premiery Doom 1. Dodam, że przyjaciel nie jest fanem obu tytułów, wręcz za nimi nie przepada - woli bardziej ambitne battle shouneny i inny gatunek gier. Wg nas będzie bardzo, BARDZO trudno powtórzyć ten fenomen. Na sukces DB i Dooma złożyło się kilka czynników - wymieniając jeden z nich chociażby coś takiego, jak 1 odcinek na dzień / tydzień. W realiach Polski - 2, 3 odcinki dziennie na RTL7. W przypadku Dooma był to ograniczony dostęp do informacji, który budował wokół gry aurę tajemnicy.
Wpływ tej transformacji na popkulturę i nas samych był gigantyczny. Pomijając emocjonalne i nostalgiczne wspomnienia, czy zachwyt nad tą sceną (reżyseria, klimat, autentyczny gniew Goku, wybitny voice acting, wykorzystanie popularnych wówczas dźwięków <nie wiem, jak to nazwać - to samo jest w Stranger Things>), dzięki tej scenie dostaliśmy Złotego Sonica, którego widzieliśmy w 2 i 3 części Sonic the Hedgehog. A wraz z nim, mnóstwo innych nawiązań w przeróżnych mediach na CAŁYM świecie. Jak byłem nastolatkiem i dopiero poznawałem popkulturę i anime przez różne media (głównie gazety tworzone przez takich nerdów jak ja), widziałem mnóstwo różnych przykładów, których dzisiaj nie pamiętam. Dokładnie tak samo jak w przypadku Doom lub serii filmów Rocky - Sly mógłby uścisnąć rękę Goku.
[Moje podejście do DB]
Przez lata moje podejście do tej marki wielokrotnie się zmieniało. Wraz z poznawaniem nowych tytułów, miałem coraz bogatszą bazę porównawczą. Dzięki temu mogłem zobaczyć, co DB robi lepiej, a co gorzej względem innych anime. Potem dowiedziałem się, jak wygląda cykl produkcyjny w WSJ, poznałem podejście Japończyków do tworzenia contentu. Zwłaszcza w przypadku popularnych marek - w skrócie: "Możemy zrobić najgorszą tandetę, te świnie... Pardon, klienci kupią wszystko." Poznałem i zrozumiałem mocne i słabe strony Akiry Toriyamy jako autora. Mógłbym tak wymieniać, ale rozwinę to przy innej okazji.
Tak samo zmieniałem podejście do poszczególnych serii. Początkowo byłem zachwycony DBZ, jak większość nastolatków. Tak samo DBGT XD. Po latach, gdy zaczęło wychodzić DBS, odświeżyłem sobie pamięć o DB i DBZ. Pierwszą serię doceniłem po latach. Jako dziecko nie przepadałem za nią. Zaczęła mi się podobać od momentu poznania Tienshinhana i Chiaotsu. Widać, że Toriyama najlepiej czuje się w takiej konwencji. Trochę walk, trochę różnego humoru, trochę inteligentnych dialogów (wątek Roshiego i Tiena to złoto!), trochę dobrych zwrotów akcji, trochę brutalności. Anime jest bardzo niedoceniane z perspektywy czasu. Seria Z ma wzloty i upadki, ale widać, mimo kilku błędów, że Toriyama ma na nią pomysł i konsekwentnie go realizuje. Tak wiem, w dużej mierze to zasługa edytorów, ale nie psujmy narracji. Późniejsze arce czasem wznosiły się ponad poziom Saiyan Invasion i sagi Namek - Mr Satan w sadze z Buu to brylant! Niektóre etapy Androidów, Cyborgów i Cella były lepsze niż Namek! Akira czasem zaskakiwał kreatywnością, ale widać było że coraz bardziej męczy go tworzenie kolejnych rozdziałów. GT zignorowałem, bo poza początkiem, sagą z Babym i kilkoma dobrymi pomysłami w drugiej połowie anime, to słaba seria. Do premiery Daima uważałem ją za najgorszą. Znacznie bardziej podoba mi się Super, którą uważam za najlepszą serię DB pod względem animacji (jak ktoś protestuje, obejrzyjcie całe DBZ jeszcze raz i przyznacie mi rację). No przynajmniej od pewnego momentu, bo 1 i 2 arc to żenada. Dla porównania - w DBZ tylko saga z Buu wyglądała naprawdę dobrze. Fabularnie jest trochę gorzej niż w Z, ale nie ma tragedii. To jest jednak siła jednego twórcy. Tak czy inaczej, o każdej z nich mogę powiedzieć coś dobrego. Nawet o Daima, które od kilku tygodni uważam za najgorszą serię w historii Dragon Ball.
[Wprowadzenie do DBD]
Gdy ogłoszono serię Daima, byłem zadowolony. 40-lecie marki, krótka seria tworzona na boku, czyli nie będzie miała problemów jak DBZ, czy DBS. Chodzi o to, że z uwagi na ilość odcinków, krótki czas na zrealizowanie zadania, napięty terminarz, nie dało się wszystkiego dopracować. Coś za coś - ludzie chcą oglądać długie serie, więc muszą się z tym pogodzić. Tak samo z fillerami, które są IMO mniej złe niż przeciąganie na siłę. Tylko że tutaj mówimy o krótkiej serii, która nie powinna mieć tego problemu. No bo nie będzie miała? Prawda? Prawda?! Ja rozumiem różne rzeczy, ale nawet w tej kwestii musi być aż tak źle? Mimo, że teraz krytykuję DBD, to bardzo na niego czekałem i przez kilkanaście odcinków broniłem go na różne sposoby. Czasem na siłę, bo łudziłem się że finał będzie udany. I był, częściowo. W pewnym momencie przestałem oglądać odcinki dzień po premierze, by się nie wkurzać.
Nie narzekam na dziecinny klimat, jak np. moi kumple, przyjaciele i wielu internautów. Rozumiem ich postawę. Zwracam wtedy uwagę na to, że DB takie było od zawsze. Nawet było bardziej komedią i serią przygodową niż bijatyką. Jasne, podobnie jak oni uwielbiam narzekać na DB, ale zwykle z innych powodów. Daruję sobie dokładne przedstawienie fabuły, bo nie dość, że jest prosta, to dodatkowo twórcy nie zwracają uwagi na wewnętrzną spójność. Nie robiłem jakiś głębszych analiz, bo te z uwagi na różnice w ilości odcinków nie mają sensu, ale stawiam tezę, że nawet krytykowane DBS, jest spójniejsze od DBD. Gdyby nie inne wady, pewnie zignorowałbym nadmierną dziecinność. DB to seria dla młodych nastolatków, która jest nastawiona na walkę, więc nie będę miał względem niej takich wymagań, jak wobec OP lub HxH.
Problem zaczyna się w momencie, gdy coraz częściej mówię do siebie: "Hej, DBGT nie było AŻ TAK ZŁE. Mogło być jeszcze gorzej..." Dodatkowo w momencie, gdy pisałem te słowa, pojawił się wywiad z Akio Iyoku (jedna z ważniejszych osób, jeśli chodzi o markę DB). Zdradził w nim, że zaczęli prace nad tym anime 6 lat temu. Dla porównania - DBS Broly miał swoją premierę 18 grudnia 2018. W tym samym wywiadzie powiedział też, że tworzyli odcinki od strony audio-wizualnej bez gotowej fabuły... No to wyjaśnia całą moją krytykę i niechęć do tego anime oraz potwierdza moje przypuszczenia, co do głównego grzechu tej serii. To wracamy do momentu, zanim o nim usłyszałem. Nie żartuję, to było dzisiaj - mój ulubiony twórca materiałów o DB, wrzucił ten wywiad wraz ze swoim komentarzem na YT. DBD ma mnóstwo problemów. Zacznę od tych najbardziej widocznych, płynnie przechodząc do kolejnych. Zapraszam Was na recenzję nowej serii!
[Moje problemy z Daima]
Son Goku i reszta pokonali Majin Buu. Na Ziemi znowu zapanował pokój. Goku i Vegeta trenują podczas urodzin Trunksa. W tym samym czasie Król Gomah, syn Dabury, czyli nowy król demonów, obserwuje ich. Siostra Shina przekonuje go do tego, że Ziemianie stanowią dla niego zagrożenie. Postanawia więc porwać młodego Boga Ziemi, przez co ziemskie smocze kule tracą moc. Przy okazji zmienia naszych bohaterów w dzieci. Teraz oni muszą udać się do Królestwa Demonów, by uratować Dendego. Nie jestem miłośnikiem takiej fabuły, ale tak jak mówiłem, jeżeli anime jest dobre, przemyślane i wewnętrznie spójne, mogę przymknąć oko na wiele rzeczy. "Story is the Queen", cytując Andrzeja Sapkowskiego.
I już w tym momencie mogę Wam zdradzić, jak jednym prostym trickiem zlikwidować wiele wad DBD, nawet bez większej ingerencji w fabułę. Pomysł nie jest mój. Początkowo sam nie byłem do niego przekonany, ale po kilku tygodniach zmieniłem zdanie - wystarczyłoby zrobić z tego film kinowy. DBS: Super Hero i Broly trwały godzinę i 40 minut. Niech nawet trwają 2 godziny - 1h 40 min to będzie "mięso", a pozostałe 20 minut opening i napisy końcowe. Tyle czasu wystarczy na 6 odcinków trwających 20 minut. Niby mało, ale w serii jest tyle zbędnych rzeczy, że można ją lekką ręką skrócić o połowę. Czyli nie mielibyśmy 20 odcinków, a 10. Gdyby skrócić kilka wątków o zbędne kwestie, a 1 lub 2 wyrzucić, raczej bez problemu zmieściłbym ten serial w godzinę i 40 minut. Jednym prostym trickiem zamieniamy duże wady serialu telewizyjnego na rzeczy, które można zignorować. Jak to powiedział mój kolega Paweł, z którym przegadałem wiele godzin na temat Battle-shounenów i innych anime - "Trudno mieć pretensje do twórców o rzeczy, których nie zaplanowali."
Co w tym anime zrobił Piccolo? Totalnie nic. Nie miał walki, zapomniał języka Nameczan, mimo że umie się nim posługiwać (a nawet jeśli zapomniał, ma w sobie Naila i swoją drugą połówkę). Totalnie zmarnowano okazję do interakcji z Nevą lub reakcje na planetę swoich przodków. Ta scena była już w DBZ i moim zdaniem wyszła lepiej. Gomah na początku został ustanowiony jako silny demon, którego nie powinniśmy lekceważyć. Aha, szkoda że serial nie pokazał tego w ani jednym momencie. Najgorszy antagonista w historii tej marki. Pilaf przy nim to naprawdę ciekawa kreacja. Bulmie zawdzięczamy jeden z najlepszych gagów w historii DB, a co za tym idzie, liczne memy, więc mogę jej wybaczyć. Co zrobił Degesu? Jeszcze mniej. Totalnie zbędna postać, która nic nie zrobiła. Arinsu coś tam niby zrobiła, ale pod koniec jej działania były wymuszone przez scenariusz, nie będąc konsekwencją jej wcześniejszych działań. Glorio? Serio lubię tę postać za design, głos (Meruem na zawsze w moim sercu, najlepsza wersja Cella <3), ale mógł wprowadzić znacznie więcej do tej serii. No i co z jego intrygą z Arinsu? Co zrobiła Panzy? Nic poza kopiowaniem Bulmy i bohaterki z Sandland? Aha. Jakim cudem ojciec Panzy pozbył się obroży? Dlaczego bohaterowie nie latają, mimo że mogą? Aha bo scenariusz tak chciał. Szkoda, że twórcy mając totalną dowolność z tworzeniem świata przedstawionego i mogąc uzasadnić wszystko, zrobili tak nędzną robotę.
Wszystkie te błędy można byłoby naprawić, wystarczyłoby jedynie sprawdzić scenariusz. Nie ma w tym nic złego, że w trakcie pisania wstępnego skryptu pojawią się jakieś błędy. Popełniają je wszyscy, ot dwa przykłady - Eiichiro Oda i Brandon Sanderson. Co prawda nie znam twórczości tego pisarza, ale słyszałem różne rzeczy od ludzi, którzy znają się na pisaniu. Pan Brandon ma armię beta-testerów, która zajmuje się tym zamiast niego. Trzy osoby jednak w zupełności wystarczą - autor, edytor i osoba odpowiadająca za redakcję tekstu. Czasem wiąże się to z kilkukrotnym czytaniem skryptu scenariusza. Czasem jedno zdanie, które dodaliśmy potem, może wpłynąć negatywnie na wcześniejsze i późniejsze strony scenariusza. Co najwyżej może być problem w przypadku finałowych lub kluczowych scen, którym trzeba poświęcić więcej pracy (dlatego często powstają przed zakończeniem prac scenariusza - w Amerykańskich filmach jest to samo). No ale jeśli reszta jest dopracowana, to można to wybaczyć.
Nie jest to jedyny problem scenariusza. DBD jest totalnie nieprzemyślane pod względem strukturalnym. Z każdym kolejnym odcinkiem, coraz lepiej widać, że Toriyama dał materiał na około 10 odcinków, a Toei bezmyślnie rozciągnęło go do 20 epizodów. Ewentualnie rozpisał skromny scenariusz na większość odcinków. W efekcie połowa DBD, jak nie więcej, to zapychacze, które absolutnie nic nie wnoszą. Akcja porusza się zbyt wolno, gdy powinna lecieć szybciej i pędzi na złamanie karku w miejscach, które wymagają spowolnienia tempa. Odcinki które nie mają krytycznego znaczenia dla scenariusza, ale mogłyby posłużyć jego ubogaceniu, np. przez world building lub wrzucenie elementów fanserwisu, korzysta z tego w sposób minimalistyczny. Wręcz marnuje czas, którego potem zabrakło na te udane elementy, które wywołały we mnie radość.
Gdyby zrobić 2,3 100% fillery, w których twórcy mogliby się pobawić i powiedzmy 3,4 pół-fillery rozwijające najciekawsze wątki, myślę że fani by nie narzekali. Te najmniej istotne odcinki można dać uczącym się scenarzystom, reżyserom, animatorom etc. by mogli szlifować swoje umiejętności. W końcu gdzieś muszą ćwiczyć w "wojennych warunkach". Prosty przykład, planeta Namek. Podczas walki z Freezerem, Piccolo zareagował symbolicznie, bo nie miał czasu. Teraz była najlepsza okazja do nadrobienia zaległości! Jeżeli nie mieli pomysłu, to trzeba było podpytać stosownych pracowników Toei. Przecież na przełomie dekad wyszło kilkanaście, jak nie więcej, książek które rozwijają lore i dostały oficjalne przyzwolenie od wydawnictwa. W najgorszym razie mogli wziąć 2,3 motywy z takich podręczników i zrobić odcinek komediowy. Tak jak robi się odcinki plażowe w Bleachu, Hajime no Ippo lub innych anime. Trzeci świat również wręcz się prosił o jakieś interakcje z demonami podobnymi do potworów Piccolo Daimao. W drugim świecie mogli zrobić jakąś fillerową historyjkę, w której uczestniczyłaby trójka "naszych" Gurindian. Ich drzewa umarły, ale skoro Shin wspominał przeszłość, to czemu tego nie dodali? Rozwinęłoby to relacje między nimi, moglibyśmy zobaczyć jacy byli w przeszłości. Nie rozumiem czemu nie zrobili z tego 15-odcinkowej serii. Materiał od Toriyamy (ten który oceniam jako niezły lub lepszy) szacuję na 7 odcinków bez dłużyzn. Może 5. Wymieszaliby te przyjmijmy 6 odcinków z 9 fillerowymi. Seria jedynie by na tym zyskała. W tym obiedzie jest o wiele za dużo ryżu, a za mało mięsa i warzyw.
Zamiast tego dostaliśmy wątki bez znaczenia, które odznaczały się leniwym scenariopisarstwem. No i statki, które psuły się cały czas. Wszystkie te sceny powinny zostać wyrzucone lub okrojone na rzecz ważniejszych przy jednej z pierwszych rewizji scenariusza. Bo co powiedziały nam o postaciach? Przypomniały chociaż istotne informacje? Przyczyniły się do rozwoju serii w jakikolwiek sposób? Nie. Fabuła poza kilkoma momentami, jest napisana w fatalny sposób. Nie wiem, jakie są standardy w polskiej szkole filmowej, ale nie wydaje mi się, by zostało to korzystnie ocenione. A jeśli wziąć pod uwagę znajomość uniwersum, to jest wręcz fatalnie! Zapomniano (poza sceną mającą być żartem) o Instant Transmission. To że nie wzięli Kibito, nie jest błędem. Nie tylko on potrafi Kai Kai, umie to też Shin wbrew słowom niektórych fanów DB.
Jeśli chodzi o retcony, to... Najpierw powiem, co o nich myślę. Moje zdanie tyczy się każdego medium - gier, seriali, filmów, książek. Nie wszystkie są potrzebne, ale wiele tak. Czemu? Bo w latach '80, '90 inaczej opowiadało się historię. Czy to znaczy, że dawniej powstawały filmy etc. z niedopracowaną, nie pełną fabułą? Nic z tych rzeczy. Po prostu zmienił się styl opowiadania, mamy większą wiedzę ogólną, lepiej wiemy czego nie wiemy, wyrosło nowe pokolenie twórców, które chce dodać coś nowego od siebie, a co za tym idzie, zmiany idą jeszcze dalej. Czasem retcony są potrzebne, by uzupełnić fabułę o elementy, których ewidentnie zabrakło. Albo potrzebny jest dodatkowy impuls emocjonalny, gdy scena była nieudana. Generalnie dobry retcon to taki, który uzupełnia stare informacje, ale nie neguje ich totalnie. Niektóre retcony w DBD uważam za dobre, inne za złe. Jeszcze innych nie oceniam, bo musiałbym sobie odświeżyć całe DB. Na pewno nie przeszkadza mi pomysł z Marvą. Nowa geneza Buu nie kłóci się z wersją z poprzedniej serii, a jedynie ją uzupełnia. Tak samo w kwestii Smocze Kule ze świata Demonów vs. Super Smocze Kule od Zaramy. Oba mogą być oryginałami w swoich światach. Nie daję plusa z uwagi na to, że nie jest to jednoznacznie dobre.
Żeby problemem była tylko taka niespójność... Seria zaprzecza sama sobie w kilku momentach lub brakuje jej konsekwencji. Dlaczego Gomah nic nie zrobił z Nevą, mimo że na początku traktował go z wyższością i raczej mógł sobie na to pozwolić (tak to zostało przynajmniej zasugerowane / ja to tak zrozumiałem)? Dlaczego Król Kadan stracił obroże, jak pojawił się w 1 świecie? Dlaczego skoro 1 i 3 świat mają króla, to czemu drugi go nie ma? Jasne, to akurat mogli olać, ale wystarczyło dać jedno zdanie wyjaśnienia. Nie raz, nie dwa, scenarzyści całkiem sprytnie tłumaczyli różne "problemy", które wskazywali fanów różnych uniwersów. Power levele to kolejny błąd. O ile mógłbym na to przymknąć oko na początku, bo w większości te sceny nie miały znaczenia, o tyle w finałowej walce, ten błąd wręcz do nas krzyczał. Niemniej niektóre wcześniejsze sceny bolały - Goku który ciągle jest zbyt potężny, Vegeta który jest ciągle zbyt słaby. Mogę natomiast pochwalić świat Demonów za to, że jego mieszkańcy są odczuwalnie silniejsi od Ziemian, ale... No jest jeden problem XD. Fakt, niby to nie są te same demony co sadze Króla Piccolo (mimo, że wyglądają tak samo), ale jakim cudem Piccolo Daimao miał tak słabe potwory, które pokonał nawet Yajirobei? No ale dobra, nie będę się już czepiać o takie detale.
Skoro skrytykowałem DBD za niemal zerowe wykorzystanie lore (nowe informacje są ważne, ale na ten moment nic z nich nie wynika w większości przypadków) i inne rzeczy, to czas na trochę pochwał. Ironią losu jest to, że największymi zaletami DBD są postacie, których główną cechą jest to, że zostały wymyślone jako żart. Jestem zdziwiony, że było tak mało rozmów między Bulmą, Vegetą, a Hybisem. To były uniwersalnie chwalone gagi, które były w duchu żartów Toriyamy, a jednocześnie autentycznie śmieszyły. No i nie były powtarzalne, jak żarty o jedzeniu i robieniu kupy jak u Goku. Jeszcze mocniej mogę pochwalić Duu i Kuu, którzy na początku byli wyśmiewani (również przeze mnie), a pod koniec są chwaleni. Toriyama zapomniał większość rzeczy ze swojego komiksu, ale całkiem nieźle wykorzystał cechy Majin Buu. Ma niezwykłą zdolność do adaptacji, mimo śmiesznego wyglądu, potrafi być groźny i straszny, nie jest też kompletnym kretynem jak Gluttony z FMA. Tzn. jest, ale jego mózg jest nieco częściej używany. Oglądając duet braci, przypomniałem sobie, jak zachwalałem Buu podczas rewatchu DBZ dekadę temu. Nadal mi przeszkadza fakt, że to ostateczny przeciwnik, ale nie jestem już zły. Buu nie jest aż tak prosty jak myślałem, a jego umiejętności nie ograniczają się do super-regeneracji. Bardzo miłym akcentem było też to, że wysili się trochę bardziej niż minimalnie przy wymyślaniu choreografii do ich walk. Atakowanie własnym dupskiem, jak Bo'Rai'Cho w Mortal Kombat lub modyfikowanie swojego ciała.
[Walki i animacja]
Z racji, że recenzja jest już długa, wspomnę o 3 starciach. Generalnie zaletą DBD jest to, że seria wygląda naprawdę ładnie. Mówiłem to już kilkanaście odcinków temu oraz powtórzyłem kilka tygodni temu. DBD to najładniejsza seria w historii tej marki. Jasne, zdarzają się gorsze momenty, ale to nie są takie same słabe fragmenty, jak w DBZ, GT czy DBS. Nie powiem, że najbrzydszy odcinek DBD jest lepiej zaanimowany i narysowany niż najlepszy epizod DBZ, DBS bo byłoby to kłamstwo. Wydaje mi się, że najsłabszy odcinek DBD pod względem animacji, jest na poziomie niezłego odcinka w/w serii.
Widać, że najwięcej uwagi poświęcono pierwszej walce z Tamagamim. Szkoda, że kolejne były znacznie uboższe od tej. Nie mówię o animacji, choć w jej przypadku to też prawda (chodzi o to, że była bardziej wymagająca pod względem choreografii i animacji od walki z 2 Tamagaim). Mam na myśli otoczenie i nastrój. Jeżeli graliście w Tsushimę lub znacie klimat Japońskich pojedynków z filmów Akiry Kurosawy, to pewnie zauważyliście to samo co ja. Podobne kadry z w/w gry i filmów. Charakterystyczne drzewo przypominające wiśniowe drzewo Sakury, badanie przeciwnika, generalnie budowa nastroju przed pojedynkiem.
Początkowo był tutaj akapit, w którym krytykowałem Vegeta vs Tamagami 2, ale postanowiłem go skasować. Czemu? Bo mimo mojej krytyki finału, Vegeta zapewnił mi dużo radości biciem Gomaha po jego paskudnej mordzie. Nadal uważam, że walka z Tamagamim 2 mogła być lepsza, ale mogła być też gorsza. Była ładnie zaanimowana, czułem siłę i szybkość charakterystyczną dla Ssj3.
[Finałowa bitwa]
Finałowa walka to żenada i kpina z fanów. A mówiąc bardziej profesjonalnie, był to totalny standard. Niezbędne minimum by uznać to za "poprawnie" zrealizowaną robotę. O ile jest to dopuszczalne w "zwykłej", fizycznej pracy, o tyle tworząc sztukę nie. Albo inaczej - mogę to wybaczyć biednemu studiu lub początkującym twórcom, którzy mieli dobry pomysł, ale porwali się na zbyt głęboką wodę i nie zdołali dostarczyć obiecanego efektu. Twórcy gier mogą chociaż dostarczyć darmowe DLC, duży patch lub coś w tym stylu. Anime, serial, film, muzyka, obraz czegoś takiego nie oferuje. Toei Animation nie jest biedne i nie są studiem, jak David Animation, które przed zaadaptowaniem 1 i 2 sezonu Jojo's Bizzare Adventure, zrobili jedynie 3 krótkie anime mające 11 lub 12 odcinków i jedno długie mające 27 epizodów (nie liczę Level E, bo to koprodukcja z Pierrot).
Ok, pójdę Toei na rękę, ignorując fakt, że Gomah nic nie pokazał do momentu finałowej walki. Dlaczego nie pokazał żadnych czarów? Przecież było powiedziane, że to potężny demon, którego nie wolno lekceważyć. Tego co pokazał nie liczę, bo widać że twórcy wymyślali to dla bieżących potrzeb. Ograniczyli się do powtórzenia motywu z Cell Max - całe party walczy przeciwko jednemu gigantowi. To byłoby dobre, gdyby seria była od początku konsekwentna. Przed premierą filmu, krytykowałem taki pomysł na walkę z Cellem. W trakcie seansu zrozumiałem, że to było sensowne podejście. Scenariusz był wypełniony ważniejszymi rzeczami i w zasadzie nie potrzebowaliśmy finałowej batalii. W DBD było mnóstwo przestrzeni na rozbudowę Gomaha, którą Toei Animation zmarnowało. Ok, walka wygląda ładnie, animacja jest płynna i w ogóle, ale to jest jedyna rzecz, za którą mogę ją pochwalić.
Tak, animacja, choreografia, 1 i 2 runda Gomah vs reszta - wygląda naprawdę ładnie mimo licznych, fabularnych niedopracowań. Poziom najlepszych odcinków HxH, poziom dobrych odcinków FMA:B. W paru momentach byłem wręcz zachwycony. Duu inspirujący się Goku, to prawdziwe złoto! Gdyby tylko Gomah nie był tandetną wersją Pilafa... Gdyby tylko ta seria była spójna tonalnie. Gdyby tylko lepiej przedstawili jego rosnący power level. O, tego jeszcze nie powiedziałem! Niektórzy narzekali na to, że Gomah jest zbyt silny dzięki 3 oku albo że raz jest słaby, a potem jego moc przytłacza naszych bohaterów. Odwołam się do Granoli z DBS. On też dostał super moc za darmo i podobnie jak Gomah, uczył się jej. Tylko w przeciwieństwie do Wielkiego Demona, ten wątek Granoli został konsekwentnie napisany. Ale nawet ten Gomaha dałoby się obronić, przynajmniej początkowo (bo potem było za dużo takich momentów, że najpierw Gomah był słaby, chwilę później miażdżył wrogów) - całe życie był kurduplem, więc nie wiem co to znaczy być silny i może zachowywać się jak błazen. Jeżeli nigdy nie byliście mali lub słabi, to nie znacie tej perspektywy. A tego też trzeba się nauczyć, nikt poza Freezerem nie urodził się silny. Tak jak Freezer musiał się nauczyć ciężkiej pracy.
Ssj4... O ile mogłem próbować go bronić po tym, jak Neva dał mu prezent, o tyle transformacja Goku odcinek później to wszystko zepsuła. Wybaczyłbym nawet brak odpowiedniego build-upu, gdyby zatrzymali się na Nevie. Szczerze? To w sumie nawet lepiej, że to tymczasowy boost do siły, tak jak Luffy-Zombie w Thriller Bark. Przynajmniej mamy sensowny powód dlaczego nie pojawia się później. Brak odpowiednio build-upu przed osiągnięciem tej formy mi nie przeszkadza. Fakt, byłoby lepiej gdyby był, ale na tle pozostałych błędów, to przeszkadza mi najmniej. Bardziej irytuje mnie to, że nie czuje jakichkolwiek emocji oglądając ten finał. Nawet Bleach TYBW, którego nie lubię z uwagi na liczne błędy fabularne, wykrzesał ze mnie więcej emocji. Podsumowując finał - choć jest efektowny i dopracowany, to jednocześnie podkreśla wszystkie najgorsze wady DBD. Brak planu na całą serię, nadmierne ignorowanie poprzedniej serii (liczne błędy), niespójność tonalna (idziemy w komedię, czy ciut poważniejszą historię? Jakby co, to można pogodzić, Toriyama już to kilkukrotnie pokazał.). Szkoda, bo choreografia i team-upy są tak ciekawe, że gdyby to było dobrze zrobione, to teraz skakałbym z radości jak małpa. Z grzeczności pomijam fakt, że Goku rozwijał Ssj3 przez kilka lat harując jak wół w niebie, a Ssj4 osiągnął po miesiącu, może dwóch.
Przyznam szczerze, zakładałem najgorsze, więc część recenzji dotyczącej finału, napisałem jeszcze przed obejrzeniem 19 odcinka. Jak się okazało na końcu, była to słuszna decyzja, bo Toei zesrało się na sam koniec psując świetny odcinek. Nie wierzyłem w to, że Vegeta dostanie dobrą walkę. Zakładałem, że pojedynek z Tamagami to max, co dostanie, a dostał naprawdę satysfakcjonują walkę 1vs1. Mam wobec niej drobne zarzuty, ale nie zamierzam narzekać, byłoby to niesprawiedliwe z mojej strony. Choreografia nie jest tak dopracowana, jak w filmie z Brolym, ale widać różnice między Goku, a Vegetą. Książę zadaje brutalniejsze ciosy i nie żartuje. A właśnie, żarty. Jak Bulma powiedziała, że ma swoje sposoby na ogarnięcie Vegety, to wiedziałem co się szykuje. Mimo to, zostałem zaskoczony. Scena bardzo nas rozbawiła, zwłaszcza mnie, płakałem ze śmiechu. Vegeto, wszyscy męscy mieszkańcy planety Ziemia zgadzają się z Tobą. Jak to się mówi, co w rodzinie, to nie zginie, a mama Bulmy... Powiem to delikatnie, podrywała każdego przystojnego mężczyznę, który został przyprowadzony do domu Państwa Briefs. W bardzo sugestywny i jednoznaczny sposób.
Mimo, że seria poruszyła mnie emocjonalnie (moja partnerka, która oglądała razem ze mną / była w domu podczas oglądania 70% odcinków, może to potwierdzić) i cieszyłem się jak dziecko podczas oglądania, to przepraszam, ale nie mogę ocenić tego pozytywnie. Toei nie sprawi dwoma, czy nawet trzema odcinkami, że mój odbiór tej serii się zmieni. Tak, odcinki dały mi czystą, pierwotną radość. Nawet wątek z Glorio i Arinsu był odrobinę satysfakcjonujący (ciągle źle go oceniam, ale przynajmniej nie był fatalny lub kiepski jak większość wątków DBD), ale jak sobie tylko przypomnę ile zmarnowano czasu i możliwości, to większość tej radości ulatuje. Gdy oglądałem 19 odcinek, byłem zachwycony. 18 dał mi mnóstwo radości, ale był wyraźnie słabszy. Mnóstwo fanserwisu (liczne nawiązania do kultowych scen z DB, DBZ, DBS, głos Kaiokena) pięknych scen na poziomie NAJLEPSZYCH ODCINKÓW FMA: Brotherhood. A nie, przepraszam, 19 odcinek jest jebanym BANGEREM przez prawie cały runtime. Twórcy gier dostali mnóstwo contentu do wykorzystania przez najbliższą dekadę. Tuż przed tragedią powiedziałem do Asi: "No, piękny to był odcinek, cieszę się jak mały Tomek oglądający DB." Nagle stało się coś okropnego. Goku po przecudownej transformacji, zmienił się w dorosłego Ssj4. Mój uśmiech zniknął w ciągu chwili, a ja powtórzyłem kilkukrotnie: "No ja pierdolę. Byliście TYLE od skończenia tego odcinka w piękny sposób! TYLE! Musieliście się zesrać na sam koniec i wszystko zepsuć!"
[Podsumowanie]
Ograniczę się do podsumowania swojej opinii w dwóch kwestiach. "DBD na tle innych anime" oraz "DBD na tle innych serii". Czym różni się ocena DBD vs inne serie DB od porównania 20 odcinków Daima z innymi arcami? To proste. Jako całe anime, uważam że GT jest lepsze, mimo posiadania gorszych arców. Bo ma mniej błędów i wad oraz więcej zalet.
Zacznę od podsumowania mojej recenzji. W kategorii "Najlepsza / Najgorsza seria DB", oceniam DBD na 3.5/10. DB nadal jest najlepszą serią przygodową z elementami walki, zaś GT, Super oraz Daima (wszystkie 3 były reklamowane jako "mix DB i DBZ") jedynie próbują jej dorównać. Mimo, że bardzo lubię DB, to preferuję bijatykę od serii przygodowej. Nadal podtrzymuję opinię, że DBS jest najlepszą serią DB pod względem animacji (pierwsza połowa, to faktycznie śmierdząca padlina, ale potem jest lepiej, zwłaszcza od Z). Fabularnie jest gorsze od arcu z Saiyanami, Namek, Freezere, Androidami, Cyborgami. Arc z Buu moim zdaniem jest gorszy niż cokolwiek w DBS pod względem fabuły. Miał kilka mocnych zalet, ale był niepotrzebnie przeciągany + zrobiono z Gohana totalnego idiotę i jeszcze większego pyszałka. Najgorszą dotychczas serią było GT, ale od teraz jej miejsce zajmuje Daima. Umiejscowiłbym je tak: DBZ >= DBS > DB >> GT > Daima.
= oznacza - równy lub lepszy, >> wyraźnie lepszy, > lepszy.
Jeśli chodzi o ocenę DBD jako anime... W tym przypadku ocena będzie przybliżona, bo DB to jedno z najważniejszych anime w moim życiu i nie jestem w stanie tego odrzucić. Nie mogę jej polecić ludziom, którzy nie lubią niedopracowanych lub mało ambitnych tytułów. No chyba, że szukają bezmózgiej produkcji do relaksu po pracy - pomijając fatalny środek anime, początek i koniec DBD doskonale spełnia to zadanie. Jeżeli ktoś patrzy tylko na kreskę, animację i walki, to poza walkami mamy proste designy, a piękna animacja nie jest aż tak piękna, gdy skończą się ważne odcinki. Jest ładnie, ale nie na tyle by nie-fan DB chciał to przeżyć. Wydaje mi się, że w tej kwestii ocena 5 lub 7 na 10 (w zależności od Waszych potrzeb), będzie adekwatna.
Zalety:
- Kilka ładnych odcinków.
- Generalnie ładnie animacja. Zdarzały się gorsze chwile, ale generalnie wyglądało to dobrze.
- Opening mi się podoba.
- Hybis jako jedyna postać została konsekwentnie poprowadzona od początku do końca. To jest jednak Comic Relief, klaun który ma nas rozbawić i rozładować napięcie.
- Finał był MEGA ładny wizualnie.
Wady:
- Totalnie zmarnowany potencjał widoczny w każdym aspekcie serialu.
- Nadmiar fillerów, zapychaczy, słabego pisania scenariusza.
- Totalne niewykorzystanie możliwości lore lub absolutny minimalizm w tej kwestii.
- Większość tych nowości i tak nie ma znaczenia dla rozwoju lore, moim zdaniem. Czemu? Bo są jeszcze bardziej niekonsekwentne niż w pozostałych seriach.
- Niewykorzystanie potencjału postaci.
- Wewnętrzna niespójność.
- Nuda.
- Serial można było skrócić co najmniej o połowę bez strat.
- Kilka błędów względem DBZ.
- Serial dla nikogo. Ani to dobra bijatyka ani seria przygodowa. W DBS mieliśmy chociaż i to i to.
- Ssj4.
Link do wywiadu:
Oryginał -> https://mantan-web.jp/article/20250210dog00m200064000c.html
Tłumaczenie 1. Dałem je jako pierwsze, bo Herms ma większą wiarygodność. ->
Tłumaczenie 2 -> ~~~ embed:1889088937165267149 twitter metadata:VmVuaXh5c3x8aHR0cHM6Ly90d2l0dGVyLmNvbS9WZW5peHlzL3N0YXR1cy8xODg5MDg4OTM3MTY1MjY3MTQ5fA== ~~~