Krótka historia:
Już około 4000 lat temu kakao było używane przez pre-kolumbijskie cywilizacje na półwyspie Jukatan (obecny Meksyk) oraz przez Majów, jak i Olmeków. Jeden z żołnierzy przebywających u boku Hernána Cortés’a, podczas konkwisty w Meksyku tak opisywał obiady wystawiane przez Montezumę II, Azteckiego władcę: podczas posiłku sięgał on po czekoladę serwowaną w złotej czarze. Była podawana z wanilią oraz przyprawami. Napój był tak jednolity i gładki, że rozpływał się w ustach, a sam władca wypijał co najmniej 60 porcji napitku dziennie. Jego nadworna szlachta potrafiła spożywać do 2000 porcji każdego dnia.
W 1528 Hernán Cortés powraca z konkwisty do Hiszpanii i przywozi kakao, które w połowie XVII w. staje się na tyle popularne, że w 1657 roku w Londynie powstaje pierwszy sklep z czekoladą.
Drzewa kakaowca możemy spotkać w gorącym, deszczowym, tropikalnym klimacie do 20 stopni szerokości północnej i południowej, mierząc od równika.
Poniższa mapka przedstawia 8 największych eksporterów kakao na świecie.
Tyle słowem wstępu, teraz pokażemy w jaki sposób udało się nam przygotować własnoręcznie robioną czekoladę.
W Kolumbii, dzięki stronie workaway (tej samej przez którą poznaliśmy Gabrielę) trafiliśmy na gospodarstwo niedaleko miejscowości Anapoima, gdzie mieliśmy nadzieję nauczyć się czegoś nowego.
Proces przetwarzania ziaren kakaowca w przepyszną czekoladę:
Na terenie farmy rośnie kilka drzew kakaowca, którego owoce zostały zebrane i wysuszone kilka dni przed naszym przyjazdem, więc mieliśmy możliwość, by wziąć udział w ostatnim etapie przetwarzania.
Z dojrzałych owoców kakaowca wydłubuje się ziarna wraz z miąższem i odkłada ułożone w stosy na kilka dni, żeby zaczęły fermentować. By nasiona nam nie zgniły, trzeba je oczyścić z miąższu i zostawić do wyschnięcia. Następnie, ziarna są prażone. Nasze prażyliśmy na najzwyklejszej patelni na kuchence elektrycznej. Każda z manufaktur posiada swój unikatowy przepis na prażenie, bo od tego procesu zależy smak powstałej czekolady.
Po uprażeniu, łuskamy ziarna i wrzucamy do maszyny, która je miażdży. Mieliśmy okazję pracować z niezawodną, mającą wiele lat, ręczną wyciskarką. Pod wpływem tarcia, ziarna się rozgrzewają i zaczynają zamieniać się w masę pełną grudek. Zapach czekolady zaczyna rozpościerać się dookoła, niebezpiecznie łechtając nozdrza sąsiadów. Mielimy wszystkie ziarna, a powstałą masę przepuszczamy jeszcze 7 razy przez maszynę z kołowrotkiem, aż otrzymamy idealnie gładką i jednolitą masę czekoladową.
Nasz gotowy, gorzki i pozbawiony wszelakich ulepszaczy przysmak przekładamy do foremek na lód i chowamy do lodówki, by stężał. Już następnego dnia możemy delektować się smakiem mlecznych shake’ow, owsianki czy podgrzać nasze czekoladowe cudo z mlekiem, goździkami, cukrem i wypić przy ulubionej książce.
Oczywiście, to nie wszystko! Maszynę trzeba jeszcze wyczyścić i to co pozostało, by się nie zmarnowało nakładamy na buzię. I tak oto kakaowa maseczka wylądowała na naszych licach. Najlepsze, bo w 100% ekologiczne i naturalne SPA.
Jako iż jest to konkurs kulinarny, a powyżej jedynie przedstawiliśmy proces przemiany nasion kakaowca w czekoladę, to czas zaprezentować Wam oryginalny przepis na pitną czekoladę, którą raczyli się arystokraci na Hiszpańskim dworze. Przepis znaleźliśmy w Muzeum Czekolady w Ekwadorze, które znajdowało się na równiku.
Do przygotowania napoju będziemy potrzebować:
- 700 gram sproszkowanego kakao
- 56 gram cynamonu
- 14 gram goździków
- garść anyżu
- piżmo (musk), bursztyn oraz płatki kwiatowe
- 750 gram białego cukru
- 14 gram pieprzu
- 3 laski wanilii
- orzechy włoskie
Niestety, nie mieliśmy okazji przygotować tego zacnego napoju. Być może, ktoś z Was miałby dostęp do wszystkich magicznych składników i mógł przygotować ów napar?
@grecki-bazar-ewy i @hallmann, co myślicie? 😉
Na zakończenie, kilka ciekawostek:
W czasach pre-kolumbijskich nasiona kakaowca były używane przez Azteków jako waluta. Za 10 sztuk można było kupić królika, a za 100 dobrze zbudowanego niewolnika.
Około 1000 kwiatów przypominających mini orchidee zakwita dwa razy do roku na każdym drzewie kakaowca. Ale tylko 3-4% z nich zamienia się w owoc, który przypomina kolbę.
Tubylcy kruszyli zebrane ziarna kakaowca, do powstałego proszku dolewali wody i przelewali go pomiędzy naczyniami tak długo, aż otrzymali pienisty napój gotowy do picia.
Quetzalcoatl (Aztekowie) i Ek-Chuan (Majowie) byli uważani za bogów czekolady.
Do usłyszenia,
Suchy i Moniś
Hi @suchy, I'm @checky ! While checking the mentions made in this post I noticed that @hallman doesn't exist on Steem. Did you mean to write @hallmann ?
If you found this comment useful, consider upvoting it to help keep this bot running. You can see a list of all available commands by replying with
!help
.60 porcji? Ale musiał mieć odlot po tym! Przez jakiś czas chrupałem same ziarna - bardzo smaczne acz gorzkie. Taki lekki energetyk :)
Prażone ziarna są pyszne i ta gorzkosc idealnie pasuje do nich :)
Dokładni tak jak mówisz, miałem pół kieszeni wypachej ziarnami, a wszyscy się dziwili, jak mogę to chrupać :) Choć chyba tanie to nie było, bo to superfood :)
Prawdziwy superfood to surowe ziarna kakaowca ;)
To już super-super foods :)
Serio? Oni to piją? :D
Chyba pili i to dość dawno :)
Weźcie sprawdźcie, gdzie @hallmann mógłby zamówić tonę ziarna. Ja bym przy okazji też przytulił z kilo. Do chleba.
Pewnie z Afryki najtaniej :)