Czytaj z Marcinem XVIII - „27 śmierci Toby’ego Obeda”, Joanna Gierak-Onoszko

in #pl-literatura3 years ago

01.jpg

Długo się zbierałem, by spisać swoje myśli po tej lekturze. Nie jest to książka, którą da się czytać ciurkiem, a kolorowa okładka z obrazkami jest jej zdecydowanie najweselszym elementem. Zagłębiając się w jej strony, doznamy szoku i dysonansu poznawczego. Mocnego szoku.

Kanada – kraj, w którym prawa człowieka kwitną. Kraj dobrobytu i szczęścia, w którym każdy jest mile widziany: Biały, Czarny, Azjata, hetero, homo, trans, chrześcijanin, muzułmanin, buddysta, żyd – wszyscy są równi. Taką Kanadę znamy, takie mamy skojarzenia, słysząc tę nazwę. I w sumie rzeczywiście tak było. Chyba, że jesteś najbardziej kanadyjskim ze wszystkich Kanadyjczyków. Chyba, że należysz do „Pierwszych Narodów”. To wtedy nie.

Wtedy miałeś przerąbane po całości. Zamiast rodzinnego domu – internat, zamiast kochających rodziców – kościelni wychowawcy, zamiast miłości – przemoc, molestowanie, wynarodowienie. Za posługiwanie się ojczystym językiem – surowe kary. Metody wychowawcze, jakich nie powstydziliby się oprawcy z nazistowskich obozów. Bicie, głód, tortury prądem, molestowanie, gwałty... wszystko to było przez wiele dekad codziennym losem dziesiątek, jeśli nie setek, tysięcy dzieci rdzennych mieszkańców.

Reportaż odsłania przed nami zaledwie niewielki wycinek problemu – jednak wystarczający, by móc sobie wyobrazić całość i przeżyć wstrząs. Poznajemy losy i przeżycia tych dzieci, poznajemy ich dalsze losy. Poznajemy skalę kulturowego ludobójstwa, jakie działo się na „dzikich” i dalekich od cywilizacji połaciach Kanady. Śledzimy walkę o swoje prawa, którą Pierwsi podjęli i doprowadzili do częściowo tylko satysfakcjonującego końca.

Dopiero niedawno fakty zaczęły wypływać na światło dzienne. Dopiero niedawno Kanada zaczęła brać na siebie odpowiedzialność za nieszczęście rdzennych dzieci i ich złamane życia. Dopiero od niedawna kolejne pokolenia mają szanse na godniejsze życie, niż ich rodzice i dziadkowie.

Niektórzy z nich dostali od państwa odszkodowania. Niektórzy dostali możliwość publicznego opowiedzenia o własnych krzywdach. Zostali przeproszeni – przynajmniej przez państwo, bo od Kościoła uzyskać choćby tyle – wydaje się zbyt wiele. Wszystko to dużo i mało zarazem.

Jednak by te gesty odniosły skutek, musi za nimi iść gruntowna i trwała reforma. Taka, która przerwie ten łańcuch nieszczęść, taka, która sprawi, że trauma nie będzie już przekazywana z pokolenia na pokolenie. Dzięki której młodzi Pierwsi nie będą więcej obywatelami niższej kategorii. Pierwsze kroki zostały zrobione. Nie wolno tego zmarnować.

02.jpg