1. Rozdział 18

in #pl-sztuka4 years ago

Dzięki temu, że zakupili konie na targu, mogli przebyć zdecydowanie dłuższą drogę, niż gdyby szli pieszo. Pod koniec dnia Evin i Jayden nie widzieli już nawet ciemnego zarysu Librey na horyzoncie. Otaczała ich tylko rozległa pustynia. Tylko od czasu do czasu mijali nieduże oazy, gdzie mogli odpocząć i schronić się przed piekącym słońcem.
W końcu, kiedy słońce zaszło już za horyzont i zapanowały ciemności, przyjaciele postanowili zatrzymać się na noc. Szli jednak jeszcze jakiś czas, by znaleźć oazę, w której mogliby to zrobić. Wreszcie dotarli do niewielkiego skupiska drzew.
Evin rozpalił nieduże ognisko, a Jayden w miarę możliwości oporządził konie i nakarmił je. Potem przyjaciele wspólnie zasiedli do skromnego posiłku, składającego się głównie z suszonych owoców.
— Poważnie miałeś zamiar wpaść do Inmaru, czy wymyśliłeś to wtedy, kiedy spotkaliśmy się na targu? — zapytał nagle Evin.
— Już wcześniej o tym myślałem. Wiesz, pomijając już to, że dawno nie widziałem się z tobą i… resztą twojej rodziny, chciałem uciec przed moimi rodzicami — wyjaśnił Jayden.
— Uciec przed twoimi rodzicami? Czemu? — Evin popatrzył pytająco na przyjaciela.
— No wiesz. Mam dwadzieścia lat. Matka codziennie, kiedy wychodzi na miasto, rozgląda się za jakąś żoną dla mnie. — Jayden zaczął wyjaśnienia, ale Evin przerwał mu:
— No to chyba dobrze? — zauważył. — Gdybym ja miał możliwość wziąć już teraz ślub z Malią, nie wahałbym się nawet chwili…
— Tyle że ty i Malia sami się wybraliście, a ja tę dziewczynę zobaczę w dniu ślubu. I pewnie w dodatku okaże się jakąś raszplą! Nie chcę się ożenić z raszplą! — zawołał Jayden.
Evin wybuchnął śmiechem.
— Pustynia to najdziwniejsza kraina w tym Świecie — stwierdził z rozbawieniem.
— Zgadzam się z tym. — Jayden z westchnieniem oparł się o pień drzewa i zapatrzył w rozgwieżdżone niebo. Księżyc znajdował się w nowiu, ale mimo to noc dzięki gwiazdom była dość jasna. Evin również spojrzał w niebo.
— Jak myślisz… — zapytał nagle Jayden — jak długo będzie trwała ta podróż?
Evin wzruszył ramionami.
— Nie wiem. Ale mam nadzieję, że jak najkrócej. Zostawiłem niedokończone sprawy w Inmarze — mruknął.
— Coś się stało — domyślił się Jayden.
Evin znów wzruszył ramionami.
— Sam nie wiem… Pamiętasz Branna? — Jayden pokiwał głową, a Evin kontynuował: — Sprawy między nami pogorszyły się jeszcze bardziej…
— To znaczy? — Jayden nie do końca rozumiał. Evin szybko opowiedział przyjacielowi o swoim ostatnim spotkaniu z Brannem i o ich pojedynku.
— Wiesz, Brann jest bardzo mściwym człowiekiem. Może powinienem pozwolić mu wygrać, a nie popisywać się przed zebranymi na targu ludźmi… Boję się o Malię. Nie powinienem jej zostawiać samej. W ogóle niepotrzebnie poszedłem wtedy ze Starym Timem. Mógłbym być teraz z nią i z moją rodziną i chronić ich wszystkich…
Jayden uniósł brwi ze zdziwieniem.
— Poważnie? Myślisz, że aż tak bardzo wziął tą przegraną do siebie? Że tak bardzo się tym przejął, że aż będzie się mścił na Malii i na twojej rodzinie?
— Nie wiem, ale dobrze go znam. Wszystkiego można się po nim spodziewać… a poza tym nasze rodziny i tak mają ze sobą na pieńku, odkąd ojciec Branna pozbawił mojego stanowiska posła…
— Może mógłbym ci jakoś pomóc? — zaoferował się Jayden.
Evin pokręcił głową.
— Nie, to sprawa między mną a nim. Nie ma sensu, żeby cie w to mieszać… No dobra. Obejmuję pierwszą wartę. Prześpij się. Jutro wyruszamy jeszcze przed świtem. W południe będziemy musieli się schować przed słońcem w jakiejś oazie — zakomenderował.
— Tak jest, szefie! — zawołał Jayden z uśmiechem i ułożył się w miarę wygodnie na twardej ziemi.
Evin tymczasem skupił się na obserwowaniu terenu. Jego myśli znów popłynęły w stronę domu. Jak tylko wróci, od razu będzie musiał rozwiązać tę całą sprawę z Brannem… o ile nie będzie za późno…
Kiedy minęło kilka godzin, podniósł się ze swojego miejsca i podszedł do śpiącego Jaydena. Obudził go. Chłopak otworzył oczy i podniósł się do pozycji siedzącej.
— Co? Moja kolej? — zapytał trochę sennie.
Evin pokiwał głową.
— No dobrze. To miłych snów w takim razie — dodał i podniósł się z miejsca.
Evin z lekkim uśmiechem położył się na twardej ziemi, jednak nie zasnął od razu. Jakiś czas później wreszcie udało mu się, jednak miał same koszmary. Umysł Evina we śnie podsyłał chłopakowi same najgorsze wizje tego, czego może dopuścić się Brann wobec Malii i jego rodziny. W pewnej chwili Evin poczuł mocne szarpnięcie i głos Jaydena:
— Evin! Obudź się!
Chłopak otworzył oczy i popatrzył na przyjaciela lekko zdezorientowany.
— Co się dzieje? — zapytał.
— Czas w drogę. — Jayden pomógł przyjacielowi wstać.
Evin rozmasował mięśnie obolałe od długo trwałego leżenia na twardej ziemi.
— Tak szybko? — zapytał.
Jayden uśmiechnął się do niego lekko.
— Tak ci się tylko wydaje. Minęło parę godzin, ale coś mi mówi, że źle spałeś — powiedział.
— Bardzo źle — mruknął Evin i podszedł do niedużego paleniska, gdzie dzień wcześniej mieli rozpalone ognisko, i rozniecił je na nowo. Jayden tymczasem zajął się końmi, by po skromnym posiłku były gotowe do dalszej drogi.
Śniadanie jedli w milczeniu. Słońce jeszcze nie wstało zza horyzontu, jednak na wschodzie niebo było już lekko jaśniejsze. Dzień zapowiadał się upalny. Na niebie nie pojawiły się jak dotąd żadne chmury… Z południa wiał lekki wietrzyk.

r 17.jpg

SOUNDTRACK