1.Rozdział 21

in #pl-sztuka4 years ago

Evin gwałtownie zatrzymał swojego wierzchowca. Już kilka dni wcześniej opuścili pustynię i zagłębili się w gęsty las. Teraz chłopak pilnie obserwował teren szukając jakichkolwiek oznak ludzkiej bytności i właśnie zauważył, że jeszcze całkiem niedawno, na niewielkiej polance obozowała grupa wędrowców.
Jayden widząc, że przyjaciel zatrzymał się, popatrzył na niego i również wstrzymał swojego konia od dalszego marszu.
— Co się stało? — zapytał.
— Ktoś tu niedawno był — mruknął Evin i zeskoczył z konia, by dokładniej zbadać teren. Jayden uczynił to samo.
Na niewielkiej polanie Evin zauważył wygniecioną trawę, którą ktoś bezskutecznie próbował podnieść z powrotem do góry, kilka połamanych gałązek, ślady na wilgotniej ziemi i inne tego typu oznaki, grupy, która na pewno jeszcze niedawno tam obozowała.
Chłopak podniósł głowę, by rozejrzeć się wokół i sprawdzić, czy ktoś nie kryje się w krzakach otaczających polanę. Tylko dzięki niesamowitemu refleksowi i spostrzegawczości uchylił się lekko w prawą stronę. Strzała minęła jego głowę dosłownie o kilka centymetrów. Ktoś chciał się popisać. Zupełnie jak Gerat…— przyszło do głowy Evinowi.
— Evin! — zawołał Jayden dobywając broni.
— Wiem… — mruknął chłopak.
Trzymał już w dłoniach napięty łuk i strzałę. Posłał ją w miejsce, skąd nadleciał pocisk przeciwnika. Po chwili odrzucił jednak łuk. Nie miało sensu strzelać na oślep i marnować strzały. Wyciągnął miecz. Stanęli razem z Jaydenem plecami do siebie, by móc się wzajemnie osłaniać i czekali, aż napastnik wyjdzie z ukrycia. Po chwili na polanie pojawiło się sześciu nieznajomych. Evin zacisnął dłonie na rękojeści miecza. Nieznajomi otoczyli przyjaciół. Chłopcy nie widzieli ich twarzy. Wszyscy mieli głębokie kaptury, które rzucały cienie na ich oblicza. Byli dobrze uzbrojeni, z wyjątkiem jednego, który nie miał żadnej broni i który właśnie zabrał głos:
— Rzućcie broń. Na nic wam się nie przyda.
Jayden i Evin zerknęli na siebie.
— Mamy się wam poddać? — Evin wbił spojrzenie w nieznajomego. — Nie ma mowy. Jeśli macie coś do nas, załatwmy to tu i teraz. Jeśli nie, pozwólcie nam jechać dalej. Trochę nam się śpieszy. Nie mamy czasu na bezsensowne potyczki.
— Oh, wieźmy zabijmy ich i chodźmy dalej! Nic nam nie zrobią, mamy trzykrotną przewagę! — zawołał któryś z otaczających chłopców przeciwników.
— Aż tak bardzo wierzysz w to, co mówisz? — zdziwił się Jayden. — Pozwól, że wyprowadzimy cię z błędu! Możemy walczyć!
— Zamknij się! — W tym samym czasie rozległ się dziewczęcy głos. — Nie idziemy na północ po to, żeby zabijać niewinnych ludzi! Powinniśmy zostawić ich w spokoju i iść dalej!
— Co wy tu właściwie robicie? — zapytał jeszcze ktoś inny zwracając się do Evina i Jaydena.
— Kogo to obchodzi? — zawołał drugi kobiecy głos.
— No właśnie! — zgodził się Evin. — Co was to obchodzi? To, co tu robimy, to nasza własna sprawa! My nie pytamy was o wasze.
— Ty głupku! — zawołał nagle ktoś jeszcze inny. — Nawet nie wiesz, do kogo się zwracasz!
— A ty wiesz? — odciął się Jayden. — Nie? Więc jesteśmy kwita!
Tamten zdenerwowany krzyknął wściekle i rzucił się do ataku. Zamachnął się mieczem znad głowy, ale Jayden bez problemu sparował jego uderzenie i przeszedł do kontry. Evin też nie próżnował. Również rzucił się do ataku. Mimo, że przeciwników było trzy razy więcej, Evinowi i Jaydenowi to nie przeszkadzało. Obaj byli świetnymi wojownikami.
— Dosyć! — zawołał ten nieznajomy, który nie miał broni. — Dosyć, wy durnie! W tej chwili przestańcie! — Próbował przywołać swoich towarzyszy do porządku. — Nie pomyśleliście, że może to właśnie są oni? Może to z nimi mieliśmy się spotkać?
Napastnicy w jednej chwili zaprzestali ataków i wycofali się. Jayden i Evin popatrzyli na siebie niepewnie.
Nieznajomy, który zatrzymał pojedynek podszedł do nich unosząc ręce, dając przyjaciołom do zrozumienia, że nie ma złych zamiarów. Evin obserwował go uważnie. Zastanawiał się, kim takim jest, że nie nosi ze sobą żadnej broni.
— Możecie schować swój oręż. Moi przyjaciele nie będą już was atakować — zapewnił.
— Pozwól, że nie dostosujemy się do tego — odpowiedział Evin ze zdecydowaniem.
— No dobrze… jak wolicie. Powiedzcie nam jednak, co tu robicie? Czekamy na wędrowców z północy, może to wy? — zapytał.
Evin i Jayden wymienili spojrzenia i jednocześnie wzruszyli ramionami.
— Szukamy Areny — powiedział Jayden.
— Czekajcie! — zawołał nagle Evin. — To wy jesteście z Areny? Jesteście od tego całego… Herlega?
Jayden popatrzył z uniesionymi brwiami na przyjaciela, a nieznajomy bez broni pokiwał głową.
— Znasz ich? — zapytał mieszkaniec Pustyni.
Evin pokręcił głową.
— Nie, ale Moss mówił, że możemy na nich trafić — wyjaśnił.
Nieznajomy ożywił się.
— Znasz Mossa? — zapytał, a kiedy Evin przytaknął, zawołał: — No to jesteśmy w domu! Dlaczego Mossa nie ma z wami?
— Zatrzymały go inne sprawy. — Evin popatrzył po kolei na każdego z nieznajomych. — Możecie pokazać swoje twarze? — zaproponował.
Wśród nieznajomych zapanowało ożywienie.
— Spokojnie! — zawołał do nich ten bez broni i zwrócił się do Jaydena i Evina:
— Bardzo proszę — powiedział i ściągnął kaptur.
Evin wstrzymał oddech. Chłopak stojący przed nim wyglądał jak człowiek, ale wcale nim nie był. Miał lekko wydłużone, trochę spiczaste uszy, a jego skóra oznaczona był niemal błękitnymi liniami, jakby nieznajomy wytatuował je sobie na ciele. Chłopak uśmiechnął się do Jaydena i Evina.
— Jestem Spavner… i jestem ellesatem. — Przedstawił się i obróciwszy się w stronę swoich towarzyszy przedstawił wszystkich po kolei:— Ron i Grara, elfowie, Mikks, Serba i Helson, ludzie. Jesteśmy z Areny. A wy? — popatrzył na Evina i Jaydena pytająco.
Chłopcy przedstawili się.
— Ja jestem z Fortess, a on z Pustyni — dodał Evin wskazując najpierw na siebie, a potem na przyjaciela.
Evin popatrzył na przyjaciela. Wyraz jego twarzy mówił sam za siebie. Właśnie cały jego świat obrócił się do góry nogami. On sam nie czuł się lepiej. Oczywiście, chłopacy słyszeli już o elfach i innych magicznych istotach, ale to tej pory uważali je za baśniowe stwory, wymyślone tylko po to, by historie były ciekawsze i bardziej niesamowite. W ogóle nie wierzyli w ich istnienie i nawet nie brali pod uwagę takich możliwości…
— Czyli Stary Tim mówił prawdę. Zawsze… — mruknął do siebie. Spavner uśmiechnął się. — Stary Tim to mądry człowiek. Świetnie zna się na magicznych istotach.
— Ale Oświeceni…— zaczął, ale Ron, ten który pierwszy zaatakował, przerwał mu:
— Oświeceni to banda tchórzy i oszustów! Wszystkie cuda jakie czynią nie są łaską Niebios, tylko zwykłą magią! Wmówili wam, że jest czymś bardzo złym, podczas, gdy jest wręcz przeciwnie!
— Czyli krasnoludy, smoki, gobliny i inne takie istnieją?— zapytał Jayden. Mieszkańcy Areny pokiwali głowami.
— Z wyjątkiem smoków — wtrącił Helson. — Te starożytne bestie wyginęły wiele lat temu.
— Dobrze, dobrze! — powiedziała Mikks, ten, który proponował zabić Jaydena i Evina. — Co z Matrycą? Macie ją? — zapytał.
Evin pokiwał głową. Sięgnął do swojej torby i wyjął niewielki przedmiot.
— Udało mu się! — zawołały jednocześnie Grara i Serba. Spavner chwycił delikatnie Matrycę. Przedmiot pod wpływem jego dotyku zalśnił delikatnie na niebiesko.
— Co się dzieje? — zapytał Jayden.
Evin wzruszył ramionami, a Spavner odpowiedział krótko:
— Uaktywniłem ją.
— Jak? — dopytywał się Jayden.
Spavner uśmiechnął się.
— Jestem magiem. Potrafię posługiwać się magią.
— Dlatego nie masz żadnej broni? — domyślił się Evin. — Potrafisz walczyć i bronić się za pomocą magii.
Spavner pokiwał głową, a Evin wypytywał się dalej:
— Więc, do czego wam jest potrzebna ta Matryca?
Mieszkańcy Areny popatrzyli po sobie. Milczeli przez chwilę wszyscy, aż w końcu wyjaśnienia podjął Mikks:
— Słyszeliście, co dzieje się w Drungedonie?
Evin i Jayden pokiwali głowami.
— Mają wojnę domową. Jakieś bunty i zamieszki. — Jayden wzruszył ramionami.
— Niby inne krainy im pomagają, ale okazuje się, że każdy interesuje się tylko sobą… Kanion już się od nich odwrócił… że niby mają swoją wojnę — dodał Evin.
— A jak myślicie? Czemu to wszystko? Jaki jest powód? — zapytała Serba i nie czekając na odpowiedź kontynuowała: — Magiczne istoty i zwolennicy magii próbują przejąć w Drungedonie władzę!
Evin i Jayden popatrzyli na siebie.
— Co? — zawołali jednocześnie.
— A co do Kanionu… — wtrąciła Grara. — Wcale się od nich nie odwrócili. I tak. Mają inną wojnę. Z nami. A raczej mieli. Wszystko wyjaśniło się całkiem niedawno.
— Miało dojść do rozlewu krwi, ale zdobyliśmy dość silnego sojusznika, który wpadł na lepszy pomysł, niż bezsensowna rzeź. Pojedynek jeden na jednego rozstrzygnął wszystko — opowiedział krótko Helson.
— Jeśli wygrałby nasz przedstawiciel, Kanion miał wysłuchać prośby naszego króla o sojuszu, jeśli ich, mieli dać nam spokój, a my im. Na szczęście dla nas, że ten Zmiennik miał przyjaciela Druida, który potrafił leczyć śmiertelne rany — dodał Ron.
— Poważnie? — zawołali znów jednocześnie Evin i Jayden.
Mieszkańcy Areny pokiwali głowami.
— No dobrze… — powiedział w końcu Evin zmieniając trochę temat. — Ale wciąż nie powiedzieliście nam, po co wam ta Matryca… — zauważył.
Tym razem wyjaśnienia podjął Spavner:
— Jak jej sama nazwa mówi, jest magiczna. Jeśli potężny mag uwolni jej magię, będzie mógł dokonać niezwykłych rzeczy! Kimś takim właśnie jest między innymi Stary Tim. Wiem to, bo jestem jego uczniem… Wiemy jaka jest sytuacja z Oświeconymi w Drungedonie i do tego właśnie jest nam potrzebna Matryca. Potrzeba będzie dokonać na prawdę niezwykłych dzieł, by pokazać tamtejszym ludziom, jaka jest prawda…
— Chcecie obalić rządy Oświeconych w Drungedonie? — zdziwił się Jayden.
— W każdej z krain Czterech Mocarstw Północy — uściśliła Serba.
Evin uniósł brwi lekko zaskoczony.
— Musicie być bardzo pewni siebie i mieć ogromną wiarę w powodzenie, tego, co macie zamiar zrobić — stwierdził.
— A ty, po tym, co właśnie usłyszałeś i zobaczyłeś nie masz? — zdziwił się Ron.
Evin wzruszył ramionami.
— Z natury jestem sceptykiem — powiedział z lekkim uśmiechem.
— Trudo… ale zobaczysz, że nam się uda. — Spavner był większym optymistą.
— Więc… możemy dla was coś zrobić? Jakoś wam pomóc? — zapytał Evin.
Mikks pokręcił głową.
— Najlepiej, jak nikomu o niczym, co właśnie usłyszeliście i zobaczyliście nie powiece. Przynajmniej póki co... — powiedział.
Evin i Jayden pokiwali głowami.

r 21.jpg

SOUNDTRACK