1. Rozdział 23

in #pl-sztuka3 years ago

Podróż z powrotem na północ mijała Evinowi dużo szybciej i lepiej niż ta na południe. Nie przeszkadzał mu już nawet pustynny piasek.
To, co razem z Jaydenem odkryli w czasie ich wędrówki z Matrycą, napawało chłopców dziwnym podnieceniem. Nie byli w stanie przestać o tym rozmawiać. To, co usłyszeli od Spavnera, było całkowitym przeciwieństwem, tego, w co do tej pory wierzyli, lub nie, co do tej pory wiedzieli i co im mówiono… nie mieściło im się to w głowach.
Evin nie mógł się już doczekać, kiedy wreszcie powie o tym Malii. Jej musiał powiedzieć, mimo, że Spavner zabronił im mówienia komukolwiek. Ona była oczywiście wyjątkiem. Może nie powiedział jej dokąd i dlaczego wyruszył w podróż, ale o tym musiał jej powiedzieć.
Kidy na chwilę przestawał myśleć i rozmawiać z Jaydenem o magii, rozmyślał o rodzinie i o tym jak sobie radzą bez niego. Miał tylko nadzieję, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Zastanawiał się też co u Branna, przecież mieli ze sobą niedokończone sprawy… Chłopak modlił się w duchu, by Ryan nie mścił się przez niego na Malii i jego rodzinie… Nie zniósłby myśli, że coś im się stało, przez jego własną głupotę i brawurę…
Dlatego właśnie tak pędził w stronę domu. Chciał się tam znaleźć jak najszybciej. Zobaczyć znów Malię, małą Kristy, pomóc w czymś matce… Przecież obiecał jej, że obniży trochę sznury do wieszania wypranych ubrań, by starszej kobiecie łatwiej było do nich dosięgnąć. Chciał pomóc ojcu i bratu w tartaku… Wreszcie był wolny, więc mógł pędzić na spotkanie z ukochanymi, którzy na pewno zastanawiali się teraz, co się z nim właściwie dzieje?
— Hej! — zawołał Jayden. — Co tak pędzisz? Przecież dom nigdzie ci nie ucieknie! — zauważył.
Evin uśmiechnął się do przyjaciela.
— Wiem, ale i tak chcę już tam być — przyznał.
— W porządku, rozumiem, też już chciałbym tam być… to znaczy w moim domu… — Jayden westchnął.
— Więc jednak nie wybierasz się ze mną do Fortess? — zapytał lekko zawiedziony Evin.
Jayden uśmiechnął się.
— Tego nie powiedziałem. Po prostu parę dni posiedzę w domu i potem wyruszę z jakąś karawaną na północ — poinformował o swoich zamiarach. — Wiesz, matka się wścieknie, jak przyjadę do domu tylko po to, żeby powiedzieć, że jadę dalej… Muszę tam trochę posiedzieć, a poza tym, muszę jeszcze załatwić do końca i jak należy całą tą sprawę z tym cholernym ślubem.
Evin pokiwał głową.
— No dobrze — powiedział. — Będziemy na ciebie czekać w Inmarze. — Evin nie mógł sie powstrzymać i dodał: — Kto wie, może przyjedziesz ze swoją żoną raszplą?
— Wolałbym nie. — Jayden popatrzył krzywo na przyjaciela. — I to wcale nie jest śmieszne — dodał.
Evin wzruszył ramionami.
— Haha. Dla mnie jest i to nawet bardzo — przyznał.
— Ale dla mnie nie! Już o tym rozmawialiśmy! Jak ożenię się z jakąś panną z Pustyni, to na zawsze tam utknę! — zauważył Jayden.
— No… a jak ożenisz się z panną z Fortess, to na zawsze utkniesz w Fortess... Tak samo jakbyś znalazł sobie jakąś w Drungedonie, czy Kanionie — stwierdził Evin.
— To nie to samo. Drungedon, Fortess, Kanion… zawsze to jakaś odmiana od Pustyni. — Tym razem Jayden wzruszył ramionami.
— Może masz rację — mruknął Evin. Nie miał zamiaru wszczynać niepotrzebnej kłótni z przyjacielem, zwłaszcza, że niedługo mieli się rozstać i to na bliżej nieokreślony czas, biorąc pod uwagę sytuację, w jakiej znalazł się Jayden…
Evin westchnął. Mimo, że cała podróż mijała mu wcześniej bardzo szybko, teraz, kiedy otoczył uch pustynny, monotonny krajobraz znów zaczęło mu się okropnie dłużyć. Denerwowało go nieustanie prażące słońce, zimne noce i piasek, który był wszędzie, nawet unosił się w nieruchomym powietrzu.
Chłopak zakaszlał i rozejrzał się w poszukiwaniu jakiejś oazy, w której on, Jayden i ich wierzchowce mogliby ukryć się przed palącym słońcem południa. Po chwili w oddali zauważył kilka drzewek. Wskazał na nie ręką.
— Zatrzymajmy się tam. Południe się zbliża — powiedział do przyjaciela.
Jayden pokiwał głową.
— Może być. — zgodził się obserwując przez chwilę skupisko drzewek widniejące na horyzoncie.
Po kilku minutach nieśpiesznego truchtu konie wreszcie dotarły do niewielkiej oazy. Cienia było w niej wystarczająco dużo dla ludzi i zwierząt. Jeziorko wśród drzewek też było niewielkie, ale przyjaciele bez problemu uzupełnili zapasy wody.
Evin opadł na trawę porastającą brzegi jeziora. Położył się na plecach wpatrując w rozłożyste korony drzew. Oczy go bolały i coraz bardziej ogarniała go senność. Skrzyżował ręce pod głową i zamknął powieki. Było mu niezwykle dobrze leżąc sobie w cieniu i o nic się nie martwiąc.
Z przyjemnej drzemki wyrwał Evina koń, który postanowił parsknąć prosto w twarz swojego właściciela. Chłopak zerwał się do pozycji siedzącej i rozejrzał wokoło siebie lekko zdezorientowany.
— Co?— zapytał.— Co jest? Co się dzieje? Jak długo spałem? — zaczął zadawać pytania.
— Obstawiam, że ledwie kilkanaście minut… — mruknął Jayden, który z przymrużonymi powiekami opierał się głową o pień jednego z drzew. Evin otarł twarz z parsków swojego wierzchowca i znów położył się na trawie. Słońce wciąż stało w zenicie i paliło niemiłosiernie, wiec bez przeszkód mógł jeszcze przez pół godziny drzemać.
— Tylko mnie nie obudź za pięć minut — zwrócił się do konia i zamknął oczy.
Tym razem jednak nie spał. Nie mógł już zasnąć. Jego myśli znów skierowały się w stronę Malii, Branna i domu. Znów zaczął myśleć o tym, że w Fortess zostawił ważne, niedokończone sprawy. Jego świetny humor w jednej chwili rozwiał się na dobre i chłopak znów się nachmurzył. Nie lubił Myślec o tym, co nie napawało go dumą, jak każdy inny. Chłopak wiedział, że podjęcie decyzji o pomocy Mossowi i Staremu Timowi mimo wszystko nie była dobra. Powinien zostać w Inmarze i zakończyć te całą awanturę z Brannem, albo mógł po prostu wyruszyć trochę później. Dwa dni opóźnienia chyba nie sprawiłyby żadnego kłopotu…
W końcu wstał i podszedł do swoich rzeczy i wyciągnąwszy miecz zaczął go ostrzyć. Przez swoje myśli i uczucia, jakie go przez nie ogarniały robił to coraz szybciej i zacieklej.
— Może ja się nie znam, ale myślę, że jest już wystarczająco ostry — zauważył Jayden, który od kilku chwil obserwował przyjaciela. Evin wyrwany z zamyślenia przyjrzał się swojemu orężowi, jakby właśnie odkrył, co przed chwilą robił. Jayden podszedł do chłopaka i usiadł obok niego.
— Co jest? — zapytał. — Cały czas o niej myślisz?
Evin pokiwał głową.
— Tak. — Westchnął. — Pewnie już pytałem, ale miałeś kiedyś wrażenie, jakby pod twoją nieobecność w domu działo się coś bardzo złego?
Jayden wzruszył ramionami.
— Nie pamiętam, ale raczej nigdy tak nie miałem — przyznał. — A co? Dlaczego pytasz?
— Bo ja mam tak cały czas… odkąd wyruszyłem z Inmaru — powiedział Evin.
Jayden patrzył na niego w milczeniu przez dłuższą chwilę.
— W takim razie nie rozumiem, dlaczego jeszcze tu siedzimy — powiedział w końcu. — Zbieramy się i jedziemy do domu! — dodał wstając.
Evin również wstał i obaj przyjaciele zwinąwszy swoje prowizoryczne obozowisko ruszyli szybko w stronę północy.
Rozstali się wczesnym rankiem, kilka dni później. Jayden nieśpiesznie ruszył w stronę wiosek Pustyni, a Evin galopem popędził dalej na północ. Chciał jak najszybciej być już w domu, ale wiedział, że jego powrót zależy od tego, kiedy przyłączy się do jakiejś karawany. Musiał to zrobić. Samodzielnie nie miał szans przebyć długiego, niebezpiecznego szlaku.

stem905112020.jpg

SOUNDTRACK