1. Rozdział 25

in #pl-sztuka3 years ago

Evin czuł się zmęczony. Czuł też, że jego wierzchowiec więcej już nie wytrzyma. Odkąd ponad trzy godziny wcześniej chłopak rozstał się z karawaną, z którą podróżował z Pustyni bez przerwy na odpoczynek podążał na północ. Chciał jak najszybciej dostać się do domu, ale w tej chwili marzył tylko o tym, by wreszcie zeskoczyć z grzbietu wierzchowca i położyć się do łóżka. Na szczęście zza zakrętu wyłoniła się wreszcie karczma. Evin odetchnął z ulgą. Był już całkiem niedaleko domu. Mógłby jeszcze tej nocy tam dotrzeć, ale wiedział, że i jemu i szczególnie wierzchowcowi należy się porządny odpoczynek. Wolał też nie ryzykować. Nie dość, że był bardzo zmęczony, a jego koń ledwie trzymał się na nogach, to jeszcze po gęstej, zmrożonej, zasypanej śniegiem i ciemnej puszczy dzielącej karczmę od Inmaru czaiły się nieustannie wiecznie wygłodniałe śnieżaki. Evin od ostatniego razu nie chciał mieć już z nimi nigdy do czynienia. Dla chłopaka był to o jeden raz za dużo.
W końcu Evin dotarł do gospody. Z cichym jękiem zeskoczył z konia i poprowadził go do stajni. Tam wytarł go słomą z potu i wyczesał. Potem dał mu jeść i ruszył do gospody. Kidy sięgał do klamki od drzwi prowadzących do gospody, ktoś złapał go za ramię.
— Evin! Nareszcie!
Chłopak rozpoznał głos swojego młodszego brata.
— Gerat? Co ty tu robisz? — zapytał zaskoczony.
— Nocujemy tu od kilku dni… — Młodszy chłopiec zaczął tłumaczyć, ale Evin przerwał mu:
— Nocujecie? Kto?
— No ja, Sheila, Daphne i Mell… — odpowiedział Gerat.
— Co? Ale dlaczego? — przerwał mu znów straszy brat.
— Jakbyś był przez chwilę cicho i mi nie przerywał, to bym ci od razu wyjaśnił wszystko i dowiedziałbyś się wcześniej! — zawołał Gerat lekko poirytowany.
Evin pokiwał głową. Gerat, zanim zaczął opowiadać, rozejrzał się najpierw, by sprawdzić, czy nikt nie czai się w pobliżu. Wiedział, że jeśli ktokolwiek inny oprócz jego brata usłysz czy, to co ma zamiar powiedzieć, mogłoby to doprowadzić do śmierci ich wszystkich…
W końcu chłopak przeszedł do wyjaśnień. Opowiedział bratu, jak udał się na polowanie i jak uniknął niebezpiecznego spotkania ze śnieżakiem. Opowiedział tym, że kiedy wracał do domu spotkał Sheilę i dziewczynki, o tym, co mówiła starsza siostra o pożarze i o tym, że ich dom spłonął i nie są pewni, co dzieje się z pozostałą częścią rodziny.
— To wszystko sprawka Branna! — zakończył Gerat. — Kiedy ruszyliśmy do tej gospody, ścigał nas jakiś czas, ale ukryliśmy się i nie udało mu się nas znaleźć.
Evin przez dłuższą chwilę patrzył na Gerata. Czuł, że zaczyna ogarniać go panika. To wszystko stało się przez niego! Wszystko, co się stało, to jego wina!
— Jadę tam! — zawołał.
Nie ważne były już dla niego śnieżaki, ciemności i zmęczenie. Chciał jak najszybciej stanąć twarzą w twarz z Brannem. Zanim jednak chłopak cokolwiek zrobił, Gerat złapał go za rękę.
— Evin! Nie wydaje mi się, żebyś teraz się gdziekolwiek ruszał! Powinieneś zostać tutaj na noc! Przecież widzę, że ledwie stoisz na nogach! Zaraz przewrócisz się tu na twarz! I że o śnieżakach nie wspomnę! — mówił racjonalnie, jednak Evin nie chciał go słuchać.
— Muszę dowiedzieć się, co z rodzicami! — zawołał.
— Dowiesz się jutro! Porozmawiaj przynajmniej z Sheilą! Nie wiem… cokolwiek! — prosił młodszy chłopak. Evin westchnął.
— No dobrze.
Obaj bracia weszli do gospody. Ogarnęły ich przyjemne ciepło i gwar rozmów. Evin zmrużył na chwilę oczy nieprzyzwyczajone do jasnego światła. Gerat pociągnął starszego brata za rękaw i poprowadził do stolika w głębi sali jadalnej. Kiedy obaj chłopcy podeszli do sióstr, Sheila wstała i podchodząc do Evina przytuliła się do niego. Chłopak objął siostrę. Przez dłuższą chwilę trwali w uścisku. Potem Evin odsunął się od siostry popatrzył jej w oczy.
— Wszystko będzie dobrze — powiedział.
Następnego dnia, kiedy był jeszcze wczesny ranek i ledwie zaczynało świtać, Evin szybko osiodłał swojego konia. Chciał jak najszybciej dotrzeć do Inmaru i jeszcze tego samego dnia wrócić do karczmy. Evin wskoczył na konia i popędził go w stronę północy. Koń pognał galopem przed siebie.
Po prawie dwóch godzinach Evin zsiadł z konia i biegł obok niego, by dać zwierzakowi trochę odpocząć od dźwigania jego ciężaru. Po jakimś czasie Evin znów wdrapał się na grzbiet konia. W końcu, kiedy wreszcie dotarł do Inmaru było już prawie południe.
Evin naciągnął bandanę na twarz, by nikt go nie rozpoznał. Rozejrzał się. Życie w miasteczku toczyło się normalnie, jakby nigdy nic się nie stało. Chłopak skierował się w stronę, gdzie kiedyś stał jego dom, a teraz leżała tylko kupa spalonych belek i wznosiły się na wpół zwęglone ściany, częściowo przykryte już śniegiem.
Kiedy Evin dotarł na miejsce, zeskoczył z konia i ruszył między spopielałe ściany, które w czasie pożaru nie spaliły się całkowicie. Wewnątrz domu wszystko było doszczętnie spalone. Wszystkie meble, ubrania, żywność. Nic nie ocalało. W końcu wzrok chłopaka padł na dwa spopielałe kształty przypominające ludzkie ciała. Evin poczuł, jak nogi się pod nim załamują. Padł na kolana obok ciał zaciskając mocno pięści, tak, że aż pobielały mu knykcie, a paznokcie wbiły się w skórę dłoni. Przez kilka chwil czuł, że nie ma siły się ruszyć, że zaraz padnie na twarz i się już nie podniesie. Przytłoczony wyrzutami sumienia i poczuciem winy chciał położyć się obok rodziców i również umrzeć. W końcu po kilku dłuższych chwilach podniósł się z ziemi. Musiał jeszcze znaleźć starszego brata i jego rodzinę.
Evin ruszył powoli dalej w głąb spalonego domu. Patrzył uważnie po wszystkich kątach modląc się w duchu, by nie znaleźć kolejnych zwęglonych ciał. Idąc wśród na wpół spalonych pokoi prawie się przewrócił zahaczając o coś nogą. Kiedy odzyskał równowagę, odwrócił się, by sprawdzić, co to takiego było. Serce podskoczyło mu do gardła i w ostatniej chwili zasłonił mocno usta dłońmi, by nie krzyczeć na cały głos, choć z rozpaczy właśnie to chciał robić. Krzyczeć i krzyczeć. Evin patrzył z przerażeniem na spalone ciało swojego brata. Po chwili w drugim końcu pokoju dostrzegł jego żonę. Chłopak czuł, jak pod powiekami wzbierają mu łzy i zaczynają płynąć po jego policzkach. W końcu jego wzrok padł na miejsce, gdzie stała kołyska jego bratanicy. W spopielonym, przewróconym łóżeczku dostrzegł zwęglone, małe ciałko.
Tego było już dla Evina za wiele. Chłopak powoli osunął się na kolana i ukrywając twarz w dłoniach dał upust łzom. Czuł się całkowicie bezsilny, czuł, że zawiódł wszystkich. A co najgorsze, zdawał sobie sprawę, że to właśnie on sprowadził na swoich najbliższych śmierć. Jak mógł być tak samolubny? Gdyby odpuścił tamtego dnia Brannowi i pozwolił mu wygrać ten pojedynek, do niczego by nie doszło! Co by mu się stało, gdyby celowo przegrał? Nic by mu się nie stało! A przez to Brann chciał się zemścić…
Nagle w umyśle chłopaka, w którym od kilkunastu chwil panował totalny chaos pojawiła się jedna wyraźna myśl. A co z Malią? Młody nic o niej nie mówił…
W pewnej chwili Evin usłyszał jakiś hałas i czyjeś głosy. Otarł szybko łzy, nasunął bandanę na twarz i pobiegł po swojego konia. Razem ze zwierzęciem ukrył się wśród drzew rosnących niedaleko jego domu, miedzy którymi przewiązany był sznurek, na którym matka chłopaka miała w zwyczaju rozwieszać pranie. Wiszące tam jeszcze niedawno świeżo wyprane białe prześcieradła były teraz poczerniałe od ognia.
Po chwili na drodze Evin zobaczył dwie kobiety idące z targu. Obie w tym samym momencie umilkły patrząc na zwęglone belki domu chłopaka. W końcu jedna otworzyła usta:
— Straszne. Minął już prawie tydzień. Ktoś powinien się tym zająć… — mówiła.
Druga pokiwała głową.
— Słyszałam, że ten pożar nie był przypadkowy… — powiedziała konspiracyjnym tonem.
— Co ty opowiadasz? — zdziwiła się pierwsza.
— Tak. I podobno ma to związek z tym, że córka garncarza zniknęła z domu… — dodała druga pewnym głosem.
— Podobno zamieszkała w domu Oświeconego Larsa. Na targu ludzie mówią, że na wiosnę ona i jego syn mają brać ślub…
Evin nie słyszał, co kobieta mówiła dalej. Uznał, że dość się nasłuchał. Musiał teraz wrócić do gospody, do reszty rodzeństwa.
Całą podróż w stronę gospody Evin przebył jak w transie. Pamiętał, by co jakiś czas biec obok konia, by zwierzę odpoczęło, ale wszystko to robił automatycznie, odruchowo. Tak samo, kiedy po kilku godzinach dotarł wreszcie na miejsce i wprowadził konia do stajni, by go oporządzić. Kiedy skończył, stał przez chwilę opierając się o jego bok. Zastanawiał się, co ma powiedzieć rodzeństwu i jak ma to właściwie zrobić? Najchętniej nikomu nic by nie mówił, ale przecież muszą wiedzieć co się stało…
W końcu Evin uznał, że nie może wiecznie ukrywać się w stajni i ruszył w stronę wejścia do karczmy. Szedł powoli szukając w głowie odpowiednich słów, by przekazać bratu i siostrom straszne wieści. Kiedy wszedł do głównego pomieszczenia gospody, uderzyły w niego gwar rozmów, śmiechy i ogólnie wesoła atmosfera. Evin przeszedł miedzy stołami szukając wzrokiem Sheilii i pozostałych. Gdy wreszcie ich odnalazł i podszedł do stolika, otworzył usta, by coś powiedzieć, jednak słowa zamarły mu na wargach.
— Chodźmy na górę, do pokoju… — powiedział po chwili.
Sheila wbiła spojrzenie w brata. Chłopak był bardzo blady, a wyraz jego twarzy informował wyraźnie, że Evin nie przynosi dobrych wiadomości, a wręcz przeciwnie.
— Evin? — odezwała się powoli wstając, jednak zanim o cokolwiek zapytała, chłopak ruszył przez salę w stronę schodów. Rodzeństwo podążyło za nim. Kiedy wreszcie znaleźli się sami Gerat powiedział:
— Więc?
Evin nie patrząc na nich pokręcił głową. Zamknął oczy, by powstrzymać cisnące się łzy i powiedział:
— Nie ma do czego wracać… — głos mu się załamał. — Ani do kogo…
Sheila opadła na łóżko stojące pod ścianą. Już wcześniej domyślała się, co chciał przekazać im Evin, jednak póki chłopak tego nie powiedział, nie dopuszczała do siebie tej myśli.. Jeszcze raz na niego popatrzyła, ale chłopak znów pokręcił głową. Po chwili usiadł obok siostry i odetchnął głęboko. Objął ją. Ta oparła głowę na jego ramieniu i wstrząsana szlochem rozpłakała się.
Gerat usiadł po drugiej stronie siostry i chwycił jej dłoń. Jedyne czego teraz chciał to umrzeć z cierpienia, jednak starał się nie okazywać swojego żalu i smutku. Chciał być silny dla siostry, nie być kolejnym brzemieniem, którym musiałaby się zająć. W końcu przyjdzie też czas, kiedy będą musieli wytłumaczyć wszystko młodszym siostrom, które teraz w milczeniu siedziały na drugim łóżku i nie rozumiały, co się właściwie dzieje. Kiedy nadejdzie ten czas wszyscy będą musieli być silni i być dla siebie wsparciem.
— Jutro rano, jeszcze przed wschodem słońca, tak jak dzisiaj jadę do Inmaru — zaczął nagle Evin. — W tym czasie wy… — Wskazał na rodzeństwo rozglądając się po pomieszczeniu. — Wy musicie dołączyć się do jakiejś karawany i udać się na południe do Librey. Jayden powinien tam jeszcze być. Miał nas odwiedzić, ale znając go, pewnie jest jeszcze w domu i będzie tam jakiś czas…
— Nie! — przerwał starszemu bratu Gerat. — Jadę z tobą do Inmaru! — zawołał. Evin pokręcił głową.
— Nigdzie ze mną nie jedziesz! — powiedział stanowczo.— Dość już się narażałeś, wystarczająco zrobiłeś i świetnie się spisałeś. Teraz masz za zadanie zabrać siostry do bezpiecznego miejsca! — polecił.
— A co z tobą? Jak Brann cie dopadnie, będziesz potrzebował pomocy! — spierał się dalej Gerat.
— Właśnie jadę tam po to, żeby się z nim spotkać! I nie będziemy o tym dyskutowali. Wszyscy czworo jedziecie jak najszybciej do Librey. Koniec rozmowy! — zakomenderował Evin.

stem1205112020.jpg

SOUNDTRACK

Sort:  

Congratulations @minaris-4! You have completed the following achievement on the Hive blockchain and have been rewarded with new badge(s) :

You published more than 30 posts.
Your next target is to reach 40 posts.

You can view your badges on your board and compare yourself to others in the Ranking
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word STOP

Check out the last post from @hivebuzz:

Feedback from the February 1st Hive Power Up Day