Dziennik #213/2023 - muszę wcześniej pisać

in #polish9 months ago

Dzień dobry.

Muszę wcześniej pisać dzienniki, bo po lekach robię się taka senna, że zasypiam niemal w locie. Relanium robi swoje, stan się trochę ustabilizował także jest przyjemne światełko w tunelu.

Wczoraj doznałam załamania nerwowego, ponieważ zdechł mi akumulator w aucie i okazało się, że gość sprzedał mi akumulator nieodpowiedni do hybrydy. Koszt nowego? 1000 zł. Oczywiście nie mam takich pieniędzy, więc będę bez auta co jest dramatem choćby dlatego, że obie prace mam na wygwizdowie wielkim. Załamałam się konkretnie. Mam przynajmniej nadzieję, że to akumulator, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi na to wskazują. Jestem zapożyczona zarówno u taty jak i u brata, więc nie chcę brać od nich kolejnej kasy. Jestem w dupie mówiąc obrazowo. Podłamało mnie to na tyle, że nawet relanium nie dawało rady, a to już coś.

Dzisiaj wstałam bez przekonania, że w ogóle warto wstawać, ale mój kudłaty kompan musiał siku, więc nie było wyboru. Na śniadanie wpadła owsianka z czego się bardzo cieszę, bo lubię tak zaczynać dzień. Nie byłam dzisiaj produktywna w ogóle. Chwilę poczytałam książkę, a potem mnie tak zmuliło, że musiałam się położyć. Nie wiem jak ja na tych lekach będę pracować skoro nie jestem w stanie funkcjonować kilku godzin bez drzemki. Mam nadzieję, że jak się organizm przyzwyczai to będzie trochę lepiej, bo na razie jestem trochę zombie.

Na obiad zjadłam makaron z kurczakiem i muszę się pochwalić, że jako tako trzymam się rozpiski dietetycznej. Trochę lipa, że nie bardzo mam apetyt i jem lekko na siłę, ale coś jeść trzeba.

Na spacerze z psiakiem szukaliśmy oznak jesieni i były na wyciągnięcie ręki. Mam wrażenie jakby zrobiło się żółto w ciągu jednej nocy, gdzieś mi umknęła ta zmiana. Lubię jesień, świat ładnie wygląda w obecnych kolorach i nawet ten deszcz mi za bardzo nie przeszkadza.

20231028_094017.jpg
Źródło: fotografia własna

I chyba tyle. Czuję się nadal źle, ale wciąż kurczowo trzymam się tego światełka w tunelu, które się pojawiło i mam nadzieję, że nie zgaśnie. Samochód mnie bardzo dobił, ale trudno, nic nie poradzę. Cieszę się, że umarł na parkingu pod blokiem, a nie gdzieś na jakimś odludziu. Jedyny plus tej sytuacji. Dobrze, że mam Biedronkę blisko i robię ostatnio małe zakupy na 2-4 dni, nie więcej to nie będzie ciężko nosić w plecaku. Chciałabym, żeby świat przestał na mnie srać, ale mam wrażenie, że to zbyt pobożne życzenie. Eh. Dobra, nie użalam się nad sobą. Idę pograć w Farmeramę i Plemiona póki jeszcze kontaktuję i mogę czerpać fun z gry. Nie jest mi lekko, ale zajmowanie głowy przyziemnymi pierdołami jest całkiem pomocne.

Depresjo wypierdalaj, że tak grzecznie poproszę.