Dziennik #220/2023 - koniec relanium

in #polish8 months ago


Źródło: Pixabay


Dobry wieczór.

Ciężko było mi się podnieść z łóżka, a to za sprawą bardzo słabego snu. Wedle zaleceń pani doktor odstawiam to pieprzone relanium i zdecydowanie ma to przełożenie od razu na jakość snu. Muszę się z tym jakoś przemęczyć, jak będzie mi ten sen za bardzo dokuczał to w piątek na kontroli coś będziemy myśleć jak mnie wesprzeć z tym spaniem.

Na terapii było dziwnie. Nie było naszych terapeutów tylko zastępczy i jakoś nie mogłam się kompletnie skupić na zajęciach. Do tego człowiek, który mnie irytuje w grupie był dzisiaj w niesamowitej formie, więc irytowałam się podwójnie totalnie odlatując od sensu po co tam jestem. A muszę pamiętać, że jestem tam w swojej sprawie, w swojej trzeźwości, a nie jakiegoś buca. Przychodzi mi to z wielkim trudem.

Po terapii zabrałam psa na spacer i zadzwoniłam do przyjaciela, z którym ostatnio piłam i na szczęście jemu też udało się przerwać ciąg, ale jest uparty i nie chce iść ani na terapię ani na detoks. Ja świata nie zbawię, ale już powiedziałam, że jak wypije choćby piwo to urywam kontakt, bo ja naprawdę bardzo chcę być trzeźwa. Niczego tak w życiu nie pragnę jak trzeźwości i może musiałam zaryć ostatnio ryjem o glebę, żeby to docenić. Nie poddam się, nie ma bata.

Pod wieczór pojechałam na nasz babski miting i było fajnie jak zawsze. Zostało nam z rocznicowego mitingu dużo ciastek, więc rozmawiałyśmy sobie zagryzając słodycze. Czy może być coś lepszego niż grupka zaufanych kobiet i rozmowy o życiu przy kawie i ciastkach? No nie wiem. Mi miting bardzo pomógł i wróciłam do domu naładowana pozytywną energią.

Resztę wieczoru planuję spędzić na czytaniu książki Perry'ego i nawadnianiu się, bo prawie nic dzisiaj nie wypiłam dlatego katuję właśnie butelkę z wodą. Ot zwykły dzień trzeźwego alkoholika, nic szczególnego.

Do jutra.