Dziennik #260/2024 - czas działać

in #polish3 days ago


Źródło: Pixabay


Dobry wieczór.

Długo spałam. Szybko padłam i długo spałam. Co prawda wstałam na spacer z psem, ale po spacerze wspólnie zawinęliśmy się jeszcze w kołdrę i kimaliśmy. Jestem ostatnio strasznym śpiochem, naprawdę. Nie wiem z czego to się bierze, ale intuicja mi podpowiada, że powinnam zrobić choćby podstawowe badania krwi dlatego na urlopie chcę to załatwić.

W pracy coś dzisiaj w nas pękło. Nie da się dłużej pracować z moimi kierownikami dlatego postanowiliśmy działać i chcemy wykorzystać fakt, że przyjechała do nas kierowniczka z HR. Co z tego wyjdzie nie wiem, mocno obawiam się, że nic, ale wiem, że jak będziemy siedzieć cicho na dupie to nie wyjdzie nic tym bardziej. Jestem na jutrzejszą rozmowę przygotowana bardzo merytorycznie dlatego jestem dobrej myśli. W samej pracy ogólnie nuda. Bardzo mało pracy i szybko się ze wszystkim obrobiłam. Wyjątkowo nie miałam ochoty szukać sobie dodatkowego zajęcia dlatego lwią część czasu pracy spędziłam po prostu na plotkowaniu z kierowniczką. Wypytywała mnie jak to jest być uzależnionym, bo ona tego nie rozumie. No.. niefajnie jest. I nie wiem czy da się wytłumaczyć komuś co znaczy przymus korzystania z używki. Chyba tak w pełni nie zrozumie tego ktoś, kto takich problemów nie ma. Tak mi się przynajmniej wydaje. Albo może to ja nie umiem tego odpowiednio wytłumaczyć? Nie wiem.

Tata do mnie napisał, żebym wpadła do nich po zupę dyniową. Bardzo mnie to ucieszyło, bo mega lubię zupę dyniową, a nigdy nie chce mi się jej robić dla samej siebie. Zresztą ostatnio w ogóle odżywiam się skandalicznie, ale to już inny temat, za który chcę się wziąć i to solidnie. Sądzę, że moja ospałość może mieć też konkretny związek z tym jak beznadziejnie się ostatnio odżywiam. Prawie w ogóle nie spożywam ostatnio białka, a ja się najlepiej czuję, gdy tego białka mam w diecie dużo, więc sądzę, że to może być jedna z przyczyn. Jak zwykle odpłynęłam od tematu. W każdym razie zupką nie pogardzę, totalnie.

Spacerek z psem wieczorem dość krótki, bo mam lęki. Boję się chodzić wieczorem na spacery, bo rodzą mi się w głowie różne paranoje, nad którymi nie umiem zapanować. Drżą mi ręce, oglądam się za siebie, po ciele spływają stróżki potu, serce wali jak szalone. Nie lubię takiego stanu. Najchętniej po powrocie z pracy już bym nie wychodziła z domu, ale nie mogę sobie na to pozwolić, pies potrzebuje na dwór. Źle się z tym czuję, że nie jestem w stanie dać mu wieczorem długiego spaceru, ale jest to dla mnie nie do przeskoczenia. Już jakiś czas było trochę lepiej, ale dzisiaj znowu lęki powaliły mnie do gleby. Może pregabalina czyli ten nowy lek musi się jeszcze lepiej wchłonąć, żeby sytuacja była bardziej ustabilizowana? Bo na razie to taka trochę loteria. Sama nie wiem. Na szczęście już w piątek mam kontrolę u psychiatry to zobaczymy. Tak czy siak czuję się trochę lepiej, więc nie będę narzekać.

Idę wszamać kolację, ale nie przyznam się jaką, bo wstyd i idę spać, bo rano pobudka na terapię. Niestety. Na pewno będę się jutro na terapii wkurzać, bo wracamy do tematu sprzed kilku tygodni. Meh.

Do jutra.