Źródło: ChatGPT
Dobry wieczór.
Jeśli wczoraj było źle to nie wiem jak jest dzisiaj..
W pracy jak to w pracy. Jako tako trzymałam fason, ale z każdą godziną czułam się coraz gorzej. O 12 wyszłam i pojechałam na terapię. Miałam indywidualną sesję z terapeutą. Zakomunikowałam mu, że kończę z terapią. Namawiał mnie, żebym jednak tego nie robiła, przedstawił mi trzy warianty jak mi ułatwić życie na terapii i ogólnie był bardzo zdeterminowany, żeby przekonać mnie do zmiany decyzji. Zachowałam się mało asertywnie i powiedziałam, że się zastanowię pomimo tego, że decyzję już podjęłam. Nie chciało mi się dyskutować na ten temat. W piątek po prostu zostawię informację w sekretariacie i tyle.
Wróciłam do domu i nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Chciałam iść spać, ale uznałam, że skoro i tak po godzinie muszę iść do lekarza to bez sensu. Zanim zasnę to już będę musiała wstać. Z każdą minutą psycha siadała mi coraz bardziej. Zdecydowałam, że do przychodni pójdę spacerem. Po drodze kilkukrotnie się popłakałam. Na szczęście nie musiałam czekać długo na wizytę, bo byłam bliska ucieczki. Nie znałam tego doktora, byłam u niego pierwszy raz. Z płaczem mu powiedziałam, że chora mama, że mutacja BRCA1, że pomóż, cokolwiek. Totalnie się rozpadłam. Jak zobaczyłam, że skierowanie nazywa się skierowaniem do poradni genetyczno - ONKOLOGICZNEJ to załamałam się już kompletnie. Wyszłam i popłakałam się jak dziecko. Jak trochę udało mi się uspokoić to poszłam spacerem do domu po drodze wstępując do Biedronki po ciastka. Kilka razy poleciały mi łzy.
Wróciłam do domu i czułam się paskudnie. Najgorzej w swoim życiu. W moim mieście takiej poradni oczywiście nie ma. Zadzwoniłam do Szczecina, ale niestety już nikt tam nie pracował, muszę dzwonić jutro. Boję się. Boję się jak nigdy w życiu. Tyle co przestałam pić i moje życie się zaczęło i już ma się zakończyć? Tak bardzo wszystko się układało i co, mam spędzić życie w ciągłym strachu, że umrę? Runął mi świat, po prostu runął mi świat na głowę, a najgorsze w tym wszystkim jest to, że zostałam z tym sama. Ludzie, których do tej pory uważałam za przyjaciół od dłuższego czasu nie zdają egzaminu, a teraz wyłożyli się kompletnie.
Bardzo boję się śmierci. Boję się nawet o niej myśleć. Myślałam, że teraz już wszystko będzie dobrze. Że nie piję, więc będę mogła cieszyć się życiem. Nie mogę, bo ciągle coś, ale takiego ciosu to się kurwa nie spodziewałam. Nie mogę się poddać, ale aktualnie sił starcza mi tylko na łzy..
Nie możesz się poddać, dobrze to wiesz
Trzymaj się! 😔 🌸
🐻