W marcu jak w garncu.
Na początku marca miałam piękne lato w Egipcie na końcu miesiąca zima jak z bajki.
Jakoś tak, od niechcenia postanowiliśmy się wybrać z mężem na spacer w góry. Mówi mi coś tam poszukaj, jutro pojedziemy , bo ma być słonecznie. Patrząc przez okno, jakoś nie chciało mi się wierzyć, że bedzie ładna pogoda.
Gdzie tu pojechać? Może są już krokusy -pomyślałam. 🌷
Wujek Google podpowiedział mi, że te kwiatki znajdę w Beskidach na Polanie Lipowskiej. Mamy plan ruszamy. Jest środa jest słońce! Wszystko zgodnie z planem. Półtora godzinki na letnich oponach jesteśmy w Złatnej na parkingu Stara Huta. Parking słynie z tego, że przebijali tam gościom opony. Parkują tam miejscowi, więc miejsca nie za wiele. Zaparkowaliśmy pod kamerą monitoringu i juz spokojnie mogliśmy ruszyć na czarny szlak.
Widząc tyle śniegu moje marzenie o krokusach legło w gruzach. Kilka śladów na śniegu , troche mnie przestraszyło czy nie wpadniemy w zaspy.
"Nie lekacie się " pomyślałam gdy na naszej drodze zauważyłam kamienie ze stacjami drogi krzyżowej. Lepiej nie mogliśmy trafić , bo właśnie w tym roku przed Świętami Wielkanocnymi chciałam przejść drogę krzyżową w intencji moich zmarłych.
Moja modlitwa w myślach polega na wspominaniu zmarłego i dziękowaniu Bogu za to , że byli ze mną.
Myślę, że w życiu wszystko jakoś układa się w dziwny plan , tylko nie zawsze to potrafimy odczytać.
W czasie spokojnej wędrówki cztając słowa Jana Pawła II, skoczył na mnie Dżon.
Ostatnio oglądałam film Johnny, który też na mnie wpłynął emocjonalnie i bardzo go polecam. Dżon to był ogromny owczarek niemiecki.
Mój mąż wesoło się z nim bawił , bo on nie boi się psów( psy boją sie jego) mnie ta zabawa z psami się nie podoba. Toleruję, ale nie dotykam ani nie chcę by on mnie " witał"
Pies był młodziutki i był z Czechem na nartach.
Właściciel zagadał do nas, bliżej poznaliśmy się na szczycie przy piwku.
Mieliśmy zaplanowany szlak, który okazał się być zasypany. Zmiana decyzji i idziemy za śladami Dżona.
W lesie niesamowita cisza , biały puszysty śnieg. Słoneczko i piękny widok na Tatry. Miajają nas tylko trzy osoby, które zjechały obok nas na nartach.
Szkoda, że nie umię tak jeździć i żałuję, że nie zabrałam dupolota.
Najfajniejsze uczucie gdy już - SZCZYTUJĘ🔥
Nareszcie koniec , będzie piwko. Ciśnienie mam chyba 300, czerwona jak pulok( indyk) zadowolona i zaskoczona.
Hurra jest Rysianka 1322 m n.pm.
Miała być Hala Lipowska. W schronisku wita nas Dżon i inne pieski.
Nie wiem czy te piwo w schronisku jest tak dobre czy poprostu mi tak wyjątkowo zawsze smakuje. Cena 15 zł.
Miło spędzamy czas na rozmowie z ludzmi, którzy zjawjają się przy schronisku z różnych szlaków. Dzielą się informacjami, gdzie można przejść i jakie są warunki. Wszyscy są zachwyceni widokami i pogodą. Nie łatwo w jednym miejscu spotkać tyle zadowolonych z życia ludzi.
Powoli wszyscy biorą się w swoją stronę.
Czas na parking mamy 1.5 g. Na dół to zawsze lecimy jak lawina. Pod górę to idę jak żółw ociężale...
Mój mąż polubił reklamę -"Do biedronki idę" i całą drogę mi śpiewał do "lodówki idę"
Tak się nabija, gdy sobie w nocy czasami coś idę skubnąć z lodówki😉
Na dole jesteśmy bardzo szybciutko. Trasa zajęła nam ok. 4 godziny.
Opony letnie nie przebite, czyli wszystko super. Wkopaliśmy się w błotko. Wracając śnieg znikał i się topił w oczach. Udało nam się wyjechać. Po drodze obejrzeliśmy kościoł i kupilśmy lokalne produkty na kolację.
Wspaniały dzień, taki piękny wiosenny🌷, choć zimowy. Człowiek po nim na duchu spokojny i fizycznie zdrowy, chociaż zakwasy były. Na te krokusy pewnie jeszcze tam kiedyś się wybiorę, bo trasa łatwa i przyjemna i wszystkim polecam spontaniczne górskie wycieczki w środku tygodnia 💙