Nie ma w Polsce zbyt wielu prac Jana Henryka Rosena, które można oglądać publicznie, dlatego pokaz ogromnego fryzu Polska – Matka świętych, tarcza chrześcijan na Zamku Królewskim w Warszawie jest wyjątkową okazją, żeby poznać lepiej tego artystę. Nie byłem do końca przekonany czy warto oglądać wystawę jednego kartonu przygotowaną z powodów okolicznościowych, to znaczy setnej rocznicy Cudu nad Wisłą ale z całą pewnością warto było się wybrać. Jeżeli ktoś ma podobne opory to powinien się ich pozbyć i wybrać do Zamku. Dzieło Rosena jest całkowicie wyjątkowe a sam artysta z pewnością powinien być uważany za jednego z najwybitniejszych polskich artystów XX wieku, mimo że milczy o nim oficjalna historia sztuki nowoczesnej.
Fryz świętych i bohaterów otwiera święty Jan Kanty. Warto byłoby dłużej zastanowić się nad programem ikonograficznym obrazu, bo jest on niewątpliwie ważny i ciekawy.
Centralną postacią jest ksiądz Ignacy Skorupka ukazany w chwili śmierci.
Pierwszą rzeczą, która zwraca uwagę jest niekonwencjonalna technika. Obraz jest gigantycznym rysunkiem wykonanym kredkami o trzech kolorach: czerni, sangwiny i bieli. Tło zostało pozłocone a konturowy rysunek, który wygląda jak sgrafitto został namalowany na pozłoconym tle chyba gwaszem. Efekt dekoracyjny takiego połączenia jest olśniewający. Ale tym co szczególnie zwraca uwagę jest mistrzostwo Rosena w przedstawianiu postaci ludzkich, które są monumentalne ale jednocześnie pełne emocji. Oglądając je z bliska można mieć wrażenie pewnej teatralności, ale Rosen tworząc swój historyczny teatr nie popada w przesadę co sprawia, że to dzieło zachwyca
i dziś. Koniecznie trzeba zobaczyć. Będzie eksponowane jeszcze do 31 października 2020.
P.S.
Trwa głosowanie. Co prawda nie ma nagród, ale warto sprawić żeby wygrał ulubiony malarz.
Kolory są świetne, takie stare. Szczególnie, że to tylko 3 kredki.
Z jednej strony tak, ale z drugiej nie kojarzę żadnego podobnego dzieła z XVIII wieku, do którego tą techniką Rosen miałby się odwoływać. Przypomina mi się raczej cykl z Perseuszem Burne-Jonesa. W latach trzydziestych XX wieku właściwie też już dawna sztuka.