Luksus kosztuje, czyli pan kup auto, francuz płakał jak sprzedawał.

in #polish2 years ago

W poprzednim roku mniej więcej o tej samej porze moja żona postanowiła zmienić samochód. Do tej pory jeździła leciwym oplem Astrą z 1994 roku. Samochód mechanicznie był sparwny, niestety czas robił swoje i korozja wchodziła na tylnie nadkola i progi. Ja chciałem zrobić remont blacharski, ona upadła się na coś lepszego bo koleżanki miały super fury. Astra była w gazie więc bardzo ekonomiczna. Na miesiąc żona wydawała około 200 zł na gaz, a jeździła nie mało.

IMG_20220428_195011.jpg

Poprosiła mnie abym pomógł jej wybrać auto rodzinne i w miarę luksusowe. Szukałem, szukałem i wszystko co wybrałem niestety niepodobało się żonie. Ja upierałem się na Citroenie Berlingo w ubogiej wersji. Samochód pojemny i mało palił. Żona na początku się zgodziła. Rozpoczeliśmy łowy, szukaliśmy gdzie tylko można. Niestety okazało się że samochód jest chodliwy i ciężko go upolować. Jak już znalazłem, to było za późno. Samochód był albo zarezerwowany albo kupiony. Szkoda.

Po majówce tamtego roku postanowiliśmy pojeździć po komisach. Znalazłem jeden egzemplarz w Pabianicach. U gościa na posesji stało kilka różnych Citroenów do sprzedania. Niestety większość to podpicowane szroty. Jednak wtedy mojej żonie wpadł w oko jeden model C4 Picasso Grand. Faktycznie auto piękne, wygodne, wszechstronne. Moja żona powiedziała "takiego szukaj". Zapytałem czy wie ile będzie kosztowała ekspoatacja. "Damy radę, szukaj".

Wracaliśmy do domu, po drodze był komis , postanowiliśmy zajrzeć, popatrzeć niezaszkodzi. Chodziliśmy, oglądaliśmy i w samym końcu stał czarny Picasso c4. Zaczeliśmy oglądać i po 20 minutach podpisywaliśmy umowę kupna. Żona bała się jechać nowym samochodem, więc wsiadłem za kierownicę i pojechałem do domu.

Jazda, to faktycznie coś pięknego, Citroen nie jechał on po prostu płynął. Fotele super, nagłośnienie też, silnik pracował regularnie i cicho. Samochód pierwsza klasa. Marwiło mnie tylko spalanie i przyspieszenie. Moja żona ma ciężką nogę, wracając do domu przy jeździe energicznej samochód palił 0d 14 do 17 l/100km. Ale przy płynnej jeździe spalanie spadało do 7 litrów. Super. Tylko że moja żona nie wie co to płynna, oszczędna jazda.

Następnego dnia pojechała sama do pracy, kiedy wróciła powiedziała że chciała sprawdzić jakie przyspieszenie ma samochód i jak mocno wdepnęła w gaz zapalił się serwis. Wkurzyłem się, prosiłem o ekonomiczną jadę i efekt był odwrotny. Zadzwoniłem do gościa z komisu żeby powiedzieć co się stało z autem. Sprzedawca poprosił żebym przyjechał do zaprzyjaźnionego warsztatu i podłączymy samochód do komputera. Pojechaliśmy razem z żoną.

Mechanik po podłączeniu się do komputera, stwierdził że to nic takiego i skasował błędy. Powiedział tylko żonie że to nie wyścigówka i żeby raczej tak nie jeździła.

Po tym wydarzeniu, gdzieć w lipcu postanowiłem założyć odcięcie zapłonu i światła do jazdy dziennej. Znalazłem blisko nas warsztat i pojechałem. Poprosiłem żeby mechanik przy okazji przejrzał auto i zrobił diagnostykę. Okazało się że auto jest sprawne i wszystko z nim ok. Pomyślałem wtedy że mieliśmy szczęście.

Wrzesień, Odwoziłem rano córkę do przedszkola i pech na środku skrzyżowania kiedy ruszyłem z zielonego światła, samochód zaczął zwalniać aż w końcu się zatrzymał, usłyszałem jak mechanizm zaciąga hamulec ręczny. Zgasiłem go i odpaliłem ponownie, wyświetlił się komunikat o awarii skrzyni biegów, próbowałem zwolnić hamulec ręczny i nic. Auto stało jak wryte ani do przodu ani do tyłu. Inni kierowcy wściekali się na mnie a ja nic nie mogłem zrobić.

Zadzwoniłem do znajomego mechanika, ten przyjechał do mnie i złapał się za głowę. Znaleźliśmy miejsce mechanizmu do ręcznego zwalniania hamulca ale niestety nie działało. Jedynym rozwiązaniem było przecięcie fleksem linek. Tak jak pomyślał tak zrobił, hamulce puściły a ja pojechałem wściekły do domu.

Umówiłem się z mechanikiem (tym od odcięcia zapłonu) na wizytę i naprawę. Ten jak zobaczył co zrobił mój zaprzyjaźniony mechanik, zaczął klnąć jak szefc. Powiedział że gość nie miał pojęcia wogóle o takim samochodzie. Wystarczyło położyć się pod samochodem i pod siedzeniem kierowcy odkręcić śrubę która napinała linkę. Noż k..a mać. Koszt naprawy z wymianą linek około 1000 zł. Przyczyną blokady hamulca ręcznego była awaria czyjnika ABS. Wymieniłem go sam, koszt około 150 zł i około 60 minut roboty w moim przypadku. Postanowiłem kupić też moduł do komputera i program do odczytu błędów. Każdy mało ważny błąd kasowałem sam i nie musiałem płacić 150 zł.

Przy okazji umówiłem się na wymianę olei i filtrów. Po wymianie mechanik stwierdził że niedługo będę musiał pomyśleć o wymianie rozrządu, bo według niego nie był wymieniany od nowości. i tak minęło do kwietnia tego roku. Wstawiłem samochód na rozrząd, naprawa trwała prawie 7 dni, mechanik nie mógł dostać części. Koszt to 3000 zł. Ból w kieszeni.

Jak odebrałem samochód, następnego dnia rano żona dzwoni że nie może ruszyć z miejsca i wyświetla się błąd skrzyni biegów, pomyślałem że znów jakiś czujnik szlag trafił. Dzisiaj odczytałem błędy i okazało się że tym razem to awaria manetki do zmiany biegów, sprawdziłem na allegro i cena mnie załamała, od 720-600 zł używana. Usunąłem błędy, ale nie wiem czy to coś da. Zobaczymy.

IMG_20220428_195426.jpg

Zaczyna mnie martwić ten samochód, oby to nie była maszynka bez dna, zasugerowałem żonie sprzedaż i kupno innego, ale ta nie chce o tym słyszeć. Powiedziałem jej że niedługo koszt napraw będzie równy wartości auta. Tym bardziej że mamy do wymiany też jakąś rurkę w silniku od chłodzenia, podobno się poci i po mału ucieka płyn chłodniczy. Pewnie tak jest bo żona powiedziała ż co jakiś czas dolewa płunu do zbiorniczka wyrównawczego. Obym tylko nie miał racji, co jej przeszkadzało w tej kochanej leciwej ale nie zawodnej Asterce?