Coś dla najmłodszych - kocia historia

in #polish3 years ago

Od pewnego czasu Agnieszka systematycznie zerkała z okna swojego pokoju do ogrodu, w którym parę dni temu pojawił się niecodzienny gość. Przyzwyczajona do swoich dwóch kudłatych, szczekających przyjaciół Meli i Beli, z zainteresowaniem spoglądała teraz na zwiniętą w kłębek puszystą kulkę schowaną w gąszczu ogrodowego skalniaka. Oprócz dwóch psów, które umilały życie Agnieszce i reszcie domowników w jej małym świecie pojawił się kot. Dla małego dziecka, ponieważ Agnieszka miała dopiero siedem lat i po wakacjach wybierała się po raz pierwszy do szkoły, pojawienie się dorosłego kotka było czymś niezrozumiałym. Pamiętała, że aby być dużym trzeba najpierw być małym i tak przecież było z pieskami, które tata przyniósł jesienną porą. Były wtedy tak maleńkie, że trzeba było je znosić na rękach do ogrodu. Również pamiętała jak mama wróciła ze szpitala z małym braciszkiem, który dzisiaj dreptał już po całym domu i wprowadzał ogromy zamęt wśród jej zabawek i skrzętnie przygotowanych szkolnych rzeczy, niecierpliwie czekających na rozpoczęcie roku szkolnego. Nawet ptaki, które pokazywał jej tata opuszczające własnoręcznie zrobiony przez niego domek, też były maleńkie. W świecie Agnieszki wszystko następowało zgodnie z kolejnością zdarzeń, żeby być kotem wcześniej należy być kotkiem. Obecność dorosłego kota, który nie wiadomo skąd się pojawił w przydomowym ogrodzie, zaburzyła nieco harmonię skwapliwie tworzonego dziecięcego świata. Na szczęście z pomocą przyszła babcia.
– Agusiu, wcale nie przegapiliśmy dorastania kotka. Zjawił się w naszym ogrodzie już dorosły i prawdopodobnie nie znalazł się u nas z własnej woli. Miał własny dom i to tam z maleńkiego kotka stał się okazałym, pstrokatym zwierzakiem. Z czasem jednak musiał stać się niewygodny i niepotrzebny.
– Niewygodny? – mała Agnieszka spojrzała na swoją babcię.
– Tak dziecko. Ludzie często pozbywają się zwierząt nawet tych najbardziej ulubionych mają do tego setki absurdalnych powodów. – tłumaczyła dalej babcia.
– Jakich powodów babciu? - dopytywało dziecko.
– Kochanie, duży kot to nie malutka, puszysta kulka. Nie wygląda już jak zabawka i z czasem jak dorasta przestaje cieszyć oczy swoim wyglądem, rozczarowuje domowników również swoim zachowaniem. Pamiętasz ilekroć krzyczałaś na Melę i Belę kiedy gryzły twoje zabawki? – zapytała spokojnie babcia Agnieszki.
– Tak, ale…
– Ty tylko nakrzyczałaś na nie i zawołałaś tatę, żeby coś zaradził. Dla innych to wystarczający powód, aby pozbyć się zwierzaka. Agnieszko powodów może być tysiące.
– Babciu, to co my teraz zrobimy?
– Nic specjalnego kochanie, możemy tylko zadbać o to, żeby kot nie był głodny. Pomożesz mi? – zapytała z uśmiechem babcia.
– Tak! – odpowiedziała z entuzjazmem, jednak po krótkiej chwili dopytała. – Ale czy on z nami zostanie?
– Sądzę, że skoro mi pomożesz to tak, ale nie mogę ci tego obiecać. – odpowiedziała babcia biorąc wnuczkę na kolana.

Wylegujący się w trawie kot z dnia na dzień stawał się ostoją ogrodowego krajobrazu, a dokarmiająca go babcia Agnieszki, czyniąc go spadkobiercą poobiednich resztek, postawiła kropkę nad i. Tym samym kot stał się panem tego rejonu ogrodu, do którego czworonożni i rozszczekani domownicy nie mieli wstępu. Pstrokaty przybysz miał o tyle szczęścia, że pogoda była dla niego łaskawa. Letnie noce były przyjazne, a przed deszczem mógł schować się w starych pomieszczeniach gospodarskich, które obecnie były składowiskiem niepotrzebnych rzeczy. O ile mówi się, że koty zawsze chodzą własnymi drogami, drogi naszego gościa ograniczyła się jedynie do okolic ogrodu. Przestronny, ze starymi zabudowaniami najwidoczniej wystarczał mu, a ani babcia, ani Agnieszka, ani pozostali domownicy nigdy nie zauważyli, żeby kiedykolwiek go opuszczał. Można było śmiało stwierdzić, że kot zadomowił się na dobre. To kurczowe trzymanie się ogrodzonego terenu być może wynikało ze strachu przed ponowną utratą miejsca zamieszkania. Zapewne trudności jakie wcześniej przeszło zwierzę, wyzwalało w nim reakcje obronne przed kolejnymi złymi doświadczeniami.
– To dziwny kot. Musiało mu się przydarzyć coś bardzo złego. – powtarzała wielokrotnie babcia.
Tak naprawdę choć nie oddalał się na krok od domostwa, to od domowników stronił, tolerował jedynie babcię. Była jedyną osobą, której dawał się pogłaskać, niestety o innych czułościach nie było mowy. Nikomu też z całej pięcioosobowej rodziny, oprócz babci, nie udało się wziąć go na ręce i przytulić. Z pozoru zadbany, oswojony kot był dla nas niedostępny. Najbardziej zawiedziona była Agnieszka, która po cichu liczyła na nową przytulankę, choć zdawała sobie sprawę z tego, że kot nie zamieszka razem z nami. Była mądrą dziewczynką i wiedziała, że miejsce w domu zarezerwowane jest wyłącznie dla psów i nowo przybyły gość nigdy nie zamieszka z nią pod jednym dachem. Wydarzenia jednak miały potoczyć się inaczej, a ich konsekwencje zaskoczyły wszystkich, wprowadzając przy tym sporo zamieszania w życiu Agnieszki.

Wbrew powiedzeniu “żyli jak pies z kotem” zwierzęta tolerowały się wzajemnie. Polegało to na tym, iż nie wchodziły sobie w drogę, każde z nich miało swoje miejsce. Ogród staranie przedzielony ogrodzeniem nie stanowił wprawdzie przeszkody dla nowego mieszkańca, a dla psów był zaporą nie do pokonania i dopóki kot nie przekraczał tej magicznej bariery, psy bezczelnie go ignorowały. Kot zaś zdawał się zupełnie nie przejmować ich obecnością. Obie ze stron wykazywały zupełną obojętność wobec siebie. Wydawałoby się, że zawarły między sobą jakiś przedziwny układ, którego skrzętnie przestrzegały. Nowy mieszkaniec ogrodu nazywany Rudym, otrzymał swój przydomek od Agnieszki. Przez różne kolory jakie posiadał, przebijały się delikatnie rude łatki i to one najbardziej rzucały się w oczy i tylko z tego powodu upstrzone kolorami stworzenie zostało właśnie Rudym. Można powiedzieć, że był kotem bezobsługowym, troska nad nim polegała jedynie na zaspokajaniu jego apetytu. Po słomianym zapale Agnieszki, to zadanie na dobre przejęła babcia i to do niej Rudy miał największe zaufanie, co do reszty domowników, to nie zwracał na nich żadnej uwagi. Bezustanne dokarmianie kota natychmiast zaowocowało jego obfitymi kształtami.
– Babciu, Rudy jest coraz grubszy! – skarżyła się Agnieszka.
– Kochanie, widocznie dobrze się u nas czuje. Zbliża się też jesień, więc na pewno przygotowuje się w
ten sposób na zimę. – tłumaczyła babcia.
Prawda była zgoła inna i babcia z Agnieszką miały niedługo rozwiązać zagadkę Rudego. Zanim jednak do tego doszło kot niespodziewanie przeniósł się ze starych zabudowań gospodarczych do nowej kryjówki, a stare miejsce odwiedzał tylko jak zgłodniał. Cała rodzina nie mogła go odnaleźć, dopiero udało się to Agnieszce. Obiecała, że za wszelką cenę wytropi Rudego.
– Babciu, nie martw się! Będę go śledzić! – zapewniała wnuczka.
– Kochanie, ale on się do ciebie nie zbliży. Wiesz jaki jest nieufny, tak długo go karmimy, a on ledwo daje się pogłaskać. - babcia westchnęła i spojrzała przez okno. – Ciekawe, gdzie się teraz ukrywa.

Na rezultaty śledztwa Agnieszki nie trzeba było długo czekać. Do nowego legowiska Rudego doprowadziła ją wybita, maleńka szybka w piwnicznym okienku, w sam raz dopasowana do rozmiarów kota. Najwidoczniej stare zabudowania już mu się nie podobały i przeniósł się w wygodniejsze miejsce. Tata Agnieszki zwlekał z naprawą okna w piwnicy z czego skorzystał rudzielec porzucając dotychczasowe miejsce. Rudy rozgościł się na dobre w starej kuchennej części piwnicy, która dzisiaj już nikomu nie służyła i była zamknięta na cztery spusty. Za nowe legowisko posłużył mu stary kosz na pranie, wypełniony jeszcze starszymi kocami, które zalegały w piwnicy od niepamiętnych czasów. Warto podkreślić, że dla Rudzielca nie było rzeczy niemożliwych. Szybka adaptacja do warunków polowych to nie jedyna jego zaleta, największe zdumienie wprawił wszystkich mieszkańców, gdy pewnego dnia zobaczyliśmy obrazek wzięty niczym z kreskówki. Na szczycie dachu stodoły Rudy oddawał się porannej toalecie, by potem wylegiwać się tam w blasku porannego słońca. To co dla reszty rodziny było wprawdzie niecodziennym widokiem, ale na wskroś zrozumiałym, u Agnieszki wywołało niepokój.
– Tato! Tato! Zrób coś! On przecież spadnie! – krzyczało dziecko.
– Nie martw się Agusiu, nic mu nie grozi. On bardzo dobrze się tam czuje. Uwierz mi wygrzeje się w
słonku i zejdzie jak zgłodnieje. – zapewniał ją tata.
– Ale jak on zejdzie? - pytała z uporem Agnieszka. To była prawdziwa troska, bo w oczach małego
dziecka pojawiły się strach i maleńkie kropelki łez. – Pomożesz mu?
– Nic mu nie będzie, możesz mi zaufać. Dachy dla kotów to naturalne warunki. Popatrz. – tata wskazał na kota palcem. – On bardzo dobrze się tam czuje i ani myśli schodzić. Nawet gdybym tam wyszedł po niego, on i tak nie da się wziąć na ręce.
– Jak on tam się wyspinał? – wtrąciła się babcia.
– Po drzewach. Z drugiej strony budynku sięgają dachu i to jedyna droga, zapewne również nią wróci. –
odparł tata Agnieszki, po czym wziął córkę na ręce i podszedł z nią w kierunku starej stodoły.
Wystraszone i zaczerwienione od łez oczy dziewczynki czym dłużej obserwowały kota wylegującego się na szczycie dachu, tym szybciej wracały do normalności, a z czasem przyzwyczaiły się do tego niecodziennego widoku, czerpiąc z niego coraz większą rozkosz. Widok rudzielca ignorującego wszystko i wszystkich dokoła stopniowo uspokajał siedmiolatkę.
– Kochanie, jak myślisz skąd nazwa pospolity dachowiec? – zapytał córkę.
– Dachowiec? – Agnieszka zaczęła się zastanawiać.
– Tak potocznie określamy koty, które żyją na dworze. Koty nierasowe, najzwyklejsze, które możemy
spotkać na co dzień. – tłumaczył dalej tata. – W większości koty, które ludzie trzymają w domach i które nie wychodzą na podwórko, to koty rasowe. Są bardzo drogie i o takim futrzaku marzy właśnie ciocia Ewelina.
– Wiem ciocia pokazywała mi takiego kota. Był bardzo ładny, też bym takiego chciała mieć.
– Nie wystarcza ci już Rudy? – odrzekł tata i szybko musiał coś zrobić bo wiedział, że rozmowa z
dzieckiem schodzi na niebezpieczny temat.
– Bardzo lubię Rudego, ale nie mogę go nawet pogłaskać. - siedmiolatka posmutniała. - Czy on nas nie
lubi?
– Nie umiem odpowiedzieć ci na to pytanie, to bardzo skomplikowane. – tata zaczął się zastanawiać jak
dobrze wytłumaczyć to swojej córce. – My nic nie wiemy o tym kocie. Jego historia to wielka zagadka, jak i dlaczego się u nas zjawił. To będzie jego ulubione miejsce, nie masz się o co martwić. Zaraz zrobimy mu zdjęcie i poślemy cioci. Ona bardzo lubi zwierzęta, a widok kota na dachu na pewno ją rozweseli. – powiedział z uśmiechem do Agnieszki.
– Czy ja też mogę zrobić mu zdjęcie? – zapytała z nadzieją.
– Chcesz się pochwalić dzieciom w szkole jakiego masz tygrysa w ogrodzie? – zażartował tata.
– Tak! – odparła z radością.
– No to biegnij po swój telefon, porównamy kto zrobi ładniejsze zdjęcie.
Strach i łzy odeszły w zapomnienie, natomiast na ich miejscu pojawiło się zaciekawienie sytuacją, a możliwość jej utrwalenia wywołała u dziecka olbrzymi zachwyt. Wieczorem wspólnie z tatą Agnieszka na ekranie komputera przeglądała zrobione wcześniej zdjęcia. Kot na szczycie dachu prezentował się jak król, który obserwuje swoje królestwo. Rudzielec nie przestawał zaskakiwać, można było śmiało stwierdzić, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. To, że kot zadomowił się na dobre było widać jak na dłoni. Dodatkowo dokarmiany sowicie przez babcię zrobił się wręcz ponadwymiarowy, ale nikogo to nie dziwiło. Jednak to co pewnego dnia odkryła Agnieszka przeszło najśmielsze oczekiwania całej rodziny.

c.d.n.

Źródła zdjęć:
https://pixabay.com/pl/photos/kot-pet-spanie-imbir-zwierz%C4%85t-5727135/
https://pixabay.com/pl/photos/koty-zwierz%C4%85t-kitten-pet-kitty-2830769/