Klimat inwestycyjny jak w 2008 - jak to było

in #polish7 years ago (edited)

(to kontynuacja poprzedniego wpisu: https://steemit.com/polish/@ludwik/klimat-inwestycyjny-jak-w-2008-czy-historia-uczy)

Co tu się dużo rozpisywać? Polacy nie mieli zbyt dużego wpływu na to, kto i jak rozgrywał kryzys finansowy sprzed prawie 10 lat. Po prostu była płynność, to się na tej fali płynęło. Duzi gracze wykorzystywali różnice stóp procentowych do carry trade, mniejsi próbowali wystarczająco wcześnie kupić akcje i fundusze, żeby zarobić na wzroście wartości. Była to emocjonalna spekulacja, wystarczy spojrzeć na rekordowy poziom WIG20 (3900 pkt.) i dzisiaj (ok. 2400 pkt.) - czasem mogą minąć długie lata do kolejnego all time high.

bust-2794420_1280.jpg

Co napędzało ludzi do inwestowania w akcje i fundusze? Well, inni ludzie (czyli my też...). Nie wierzę w zorganizowany biznes 1%, wyciągający z reszty kapitał. Bardziej widzę to jako wielopoziomowe struktury, pędzące za zyskiem na swojej płaszczyźnie i może jeden level w dół lub w górę. Każdy w swoim otoczeniu, wg swoich możliwości.

Dotyczy to zarówno zwykłego mouth-to-mouth marketingu, gdzie pokazuje się rodzinie świetne wyniki kupienia jednostek funduszy inwestycyjnych lub informuje kolegów o platformie foreksowej online. Poinformowane osoby na pewno oprócz przyjęcia do wiadomości dobrej nowiny rozważą prędzej czy później dołączenia do grona inwestorów. Zdajesz sobie sprawę z odpowiedzialności?

Kolejnym poziomem byli tzw. naganiacze za prowizję. Strukturalne organizacje, które były zasilane ludźmi z deficytem pieniędzy i nadmiarem czasu, ułożone w drzewko, zapraszały kolejne poziomy inwestorów na kształt multi-level marketingu. Stawki wynosiły 10% wpłat w pierwszym roku, a minimalny miesięczny commitment to ok. 200 zł. Pamiętacie na pewno strukturyzowane produkty, z których nie można było zrezygnować przez 10 lat - prawo do dziś zamiata bałagan po nich i odkręca nienależne prowizje. Takim samym zjawiskiem byli tzw. doradcy kredytowi przy zakupie nieruchomości, skuszeni ogromnymi prowizjami za sprzedany kredyt hipoteczny, dochodzącymi do kilku tysięcy złotych (za jeden!). Nie dziwi zatem, że taka masa ludzi spowodowała konkretne ruchy na rynku. Kredyty walutowe to pochodna tego tematu, jeśli chcecie rozwinięcia, proszę o zagłosowanie w komentarzu...

Kiedy to się skończyło? Zabrakło pieniędzy, tych napływających od dołu. W USA, bańka na nieruchomościach pękła, gdy kredyty udzielono tym, którzy nie mieli pieniędzy na ich spłatę. To wywołało falę niewypłacalności instrumentów finansowych opartych na spłatach tych kredytów (MBS). W Polsce na giełdzie byli już studenci, emeryci i ludzie, którzy wpakowali pieniądze na mieszkanie w fundusz inwestycyjny MiŚ -kupujący udziały w małych i średnich spółkach. Fala strat wstrząsnęła gospodarstwami domowymi i rodzinami - rynki akcji i fundusze znalazły się permanentnie poniżej szczytów.

Co stało się z naganiaczami? Sami również stracili, bo często warunkiem wejścia było załadowanie się w rynek dużą ilością kapitału, żeby uwiarygodnić produkt w oczach potencjalnych klientów. Naganiacze na kredyty hipoteczne po prostu zmienili profesję. Fora internetowe opustoszały. Rynek akcji zamarł, fundusze zaczęły się zamykać lub biedować na negatywnym inflow. Zniechęceni ludzie zaczęli szukać innych dróg zarobku, wybierając pracę, emigrację, szukanie zdolności kredytowej. Frankowcy zostali niejako symbolem tego, co się działo - to wygodna, aczkolwiek nie do końca prawdziwa narracja, że winne są wielkie banki i politycy. Ta dobudowana story pozwala wszystkim spokojnie spać - wina jest gdzieś indziej. Jak to się ma do dzisiaj?