Recenzja serialu Netflixa "1670"

in #polish5 months ago (edited)


Produkcja popularnej platformy streamingowej ma być satyrą XVII-wiecznej Polski. Jest jednak mały haczyk.


Prawdopodobnie słyszeliście inne opinie, ale "1670" nie przekonuje jako dobry serial. Posługuje się bardzo bezpiecznym podejściem, precyzyjnie dostosowanym do poczucia humoru "inteligencji" klasy średniej i wyższej. Na wstępie należy zaznaczyć, że artykuł zawiera spojlery do wspomnianego wyżej serialu.

Już na samym początku widzimy ulubiony temat grona liberalnolewicowego, a mianowicie naśmiewanie się z kultu papieża Polaka. Głównym bohaterem jest szlachcic, właściciel wsi. Nic niezwykłego jak na realia XVII wiecznej Polski. Jest jednak mały szkopuł, nazywa się Jan Paweł Adamczewski. Adamczewski-Adamczyk, co nawiązuje do aktora, który odgrywał rolę wielkiego Polaka w jednym z filmów (hehe). No i Jan Paweł, wiadomo (hehe). Główny bohater serialu to stereotypowy rubaszny wujaszek z wesela, uosabiający wszystko to czym wedle „postępowych” inteligentów jest „typowa” polskość.

Chwilę zatrzymajmy się przy tym wuju - mężczyźnie w średnim wieku, który posługuje się seksistowskimi żartami, powtarzając „kiedyś to było”, popijając wódkę i przeżywając swoje kompleksy.

Nawiązując do zegarka jako znaku prestiżu i zamożności, Jan Paweł zabiera ze sobą wielki i ciężki zegar na sejmik. Zamiast rozmawiać ze swoim oponentem, a zarazem sąsiadem, Andrzejem, nie używa argumentów a odpowiada mu w sposób chamski i prostacki. Ostatecznie kończy debatę nawiązując do zagara, którego jego przeciwnik nie ma. Oczywiście głosowania idą po myśli Jana Pawła, który zawsze głosuje inaczej niż reszta. W ramach liberum veto udaje mu się obalić wszystkie wnioski. Gdy Andrzej przemawia po zakończonych głosowaniach, Jan Paweł wyśmiewa go oraz podatki, a szlachtę zaprasza do karczmy.

Andrzej mieszka w tej samej wsi co główny bohater, posiada nawet jej większą część. Jan Paweł sprzedał swoją większą część z powodu słabego gospodarowania i zapotrzebowania na pieniądze. Andrzej w przeciwieństwie do Jana Pawła jest dobrym gospodarzem i lepiej traktuje swoich poddanych, ale - jak już się dowiedzieliśmy - jest zagłuszany przez swojego sąsiada warchoła.

Jan Paweł jest również tchórzem i awanturnikiem. Wyzywa na pojedynek kuzyna Andrzeja, Jędrzeja i później próbuje uniknąć walki. Córka mówi, że nigdy nie użył szabli, którą wychwala jako symbol szlachectwa, po czym można wnioskować, że nigdy nie walczył. Inną sceną pokazującą jego niekompetencję w zakresie walki jest obcięcie palca matki narzeczonej jego syna.

„1670” przypomina wszystkie milenialskie klisze, tworząc płaską i przewidywalną narrację. W przeciwieństwie do fenomenu „The Office”, gdzie postać Michaela Scotta miała niestandardowe cechy i psychologiczną głębię, Jan Paweł Adamczewski to chodząca żenada, prowadzona kompleksami i megalomanią.

Synowie Jana Pawła reprezentują kontrasty - jeden jest zagubiony w życiu, a drugi jest cynicznym kapłanem. Żona Jana Pawła nie kocha go, a w średnim wieku odkrywa swoje tłumione pragnienie do kobiet. Jedyną możliwą do jednoznacznie pozytywnego odbioru postacią jest córka Jana Pawła - młoda, postępowa i elokwentna Aniela.

Starszy syn, Stanisław, jest zbuntowanym nastolatkiem. Ma nawet zespół i razem z kolegami gra „nowoczesną” muzykę. Myśli tylko o żeniaczce i cały czas patrzy w obrazki kobiet. Zresztą w serialu nie brak żartów o charakterze seksualnym, które wydają się tam po prostu nie pasować.

Młodszy syn Jakub to zachłanny ksiądz. Gdy ktoś umiera przeszukuje zwłoki pod pretekstem „żeby chłopstwo nie rozkradło”. Pomimo niewątpliwego wykształcenia jako duchowny wykazuje się ogromną głupotą i chciwością. Bierze jednego z chłopów za Jezusa oraz przeprowadza próbę, namawia chłopów do płacenia za specjalną „boską opatrzność”, która miałaby chronić ich od epidemii, próbuje zacierać ślady morderstwa przed przysłanym detektywem.

Wspomnianym detektywem jest ksiądz z Sandomierza, co jest oczywistym nawiązaniem do „Ojca Mateusza”. Jest to w zasadzie jedyna postać, która zachowuje powagę w jakikolwiek sposób i wykonuje swoje obowiązki we właściwy sposób.

Serial czasem próbuje zadrwić z własnego odbiorcy miejskiego, ale rzadko udaje mu się skutecznie unikać stereotypów. Wyjątkiem jest scena, gdzie Anielka edukuje wiejską dziewczynę na temat zmian klimatycznych - tu satyra na współczesną dynamikę klasową jest dobrze zrobiona. Oczywiście Aniela jest także zwolenniczką równouprawnienia i tolerancji. Walczy o prawo do przemarszu przez wieś mniejszości religijnych czy pracuje na gospodarstwie. Takiej postaci nie mogło zabraknąć w serialu Netflixa. Jak na typową przedstawicielkę „postępowych” kobiet przystało, jako jedyna kobieta nosi spodnie. Jest wykształcona i dba o higienę. Nie chce wyjść za syna magnata i zawsze chce robić na przekór rodzicom o czym sama mówi. Wydawać się może, że jest to postać wciśnięta na siłę.

Serial zawiera również żarty dotyczące „husarskiego” patriotyzmu. Szwagier Jana Pawła na sam dźwięk bitwy natychmiast rusza do boju (oczywiście z husarskimi skrzydłami). Bogdan, bo tak mu na imię, chwali się, że brał udział we wszystkich najważniejszych klęskach wojsk Rzeczpospolitej ostatniej dekady. Z góry traktuje chłopstwo pomimo, że sam nie posiada ziemi i mieszka w kuźni razem z pomocnikiem kowala. Bogdan chwali się, że kilka razy w czasie bitew błagał wroga o litość lub udawał martwego. Oczywiście jest także ksenofobem i antysemitą, zapytany przez szwagra co zaczyna się na „ż”i włada po cichu Polską od razu odpala, że są to Żydzi (w serialu nie brakuje również żartów na temat tej fobii Polaków). Jak sam tłumaczy, nie jest ksenofobem, ale uważa Polaków za lepszych. Niechętny jest również Litwinom i twierdzi, że oba narody, złączone ze sobą unią, działają w myśl „razem, ale osobno”.

Serial można uznać za „kontrę” do „Trylogii” Sienkiewicza. Pokazuje on Polskę XVII wieku w zupełnie innym świetle. Książki wybitnego polskiego autora miały pokazać dumną historię narodu oraz pokrzepić serca. Całkowicie przeciwne uczucia budzi serial. Zamiast napełniać się dumą, odbiorca staje się zażenowany, a nawet może się zawstydzić.

Mimo wszystko „1670” ma swoje chwile śmiechu, jednak wydaje się być bardziej nostalgiczny niż aktualny. Ucieka w świat żartów, które zatraciły swoją świeżość i w znacznej mierze są prymitywne lub „wciśnięte na siłę” . Ponadto nie wszyscy odbiorcy będą mieli wystarczającą wiedzę na temat XVII wiecznej Polski i mogą przeszłość naszej ojczyzny uznać za taki właśnie „żart”. Z serialu można się pośmiać niektórych momentach, ale ogółem trzeba stwierdzić, że z takich wytworów więcej jest szkody niż pożytku.
Tekst opublikowany pierwotnie na portalu narodowcy.net

Narodowcy.net