To dobre pytanie, kiedy wracasz do "świata normalnego". Nie ma "złotego sposobu". Nigdy nie przewidzisz reakcji innych osób, na taką wiadomość. Naturalnym odruchem jest zdziwienie, niedowierzanie, a nawet strach i podejrzliwość. Wszystkie te odruchy myślowe są zupełnie uzasadnione i powodują, że masz obawy do powiedzenia o tym innym. Obawa, że wezmą Ciebie za "psychola", odrzucą, będą dziwnie patrzeć na Ciebie, jest tak duża, że człowiek jest w stanie ukryć to głęboko w sobie i nigdy nikomu o tym nic nie mówić. Jestem to w stanie zrozumieć i wiem doskonale, co to za uczucie. Okropne, ale ... .
Wiecie, nawet polubiłem określenie "psychol" w stosunku do mnie. Zauważyłem, że im bardziej biłem się z myślami, żeby o tym nie mówić, tym gorzej było. To jakbyś miał gorączkę i wyszedł półnago na śnieg. Efekt wiadomy. W pewnym momencie stwierdziłem, że przecież właśnie uzyskałem doskonałe narzędzie do odsiewu ludzi, z którymi nie zajdę daleko. Uzmysławiając sobie, że to choroba, a nie mój własny wymysł i przecież sam sobie tego nie zafundowałem (może nie celowo), doszedłem do wniosku, że nie mam nic do stracenia. Albo zrozumieją, albo nie - i tyle.
Po głębokich traumatycznych przeżyciach świat się zmienia, jest inny i tamten, który znało się wcześniej nie wróci. Nie ma szans aby było tak samo jak wcześniej. To nie oznacza, że będzie gorzej. Będzie po prostu inaczej. Poznasz świat w inny sposób i będzie to taki "twardy reset".
Na początku zawsze jest rodzina. Oni najszybciej zrozumieją, przynajmniej ta najbliższa. U mnie reakcja była dość dobra. Spodziewałem się zupełnie czegoś innego i mile się zaskoczyłem. To pomogło. "Druga połówka" to zupełnie coś innego. Wiem, że dużo zależy od tej drugiej strony, ale trzeba przygotować się na każdą możliwość i zrozumieć. Pamiętajcie, że partner/partnerka mają prawo się przestraszyć, a jeżeli miałeś/łaś wizytę w szpitalu za sobą, to doskonała okazja aby wasz związek przeszedł lub nie pewnego rodzaju test na wytrzymałość. Przynajmniej wiesz jak by to było, gdybyście byli "na dobre i na złe" i co by było, jakby się to przytrafiło którejś stronie. Niezależnie od efekty nie ma tu winnego, są tylko wygrani. Pomyślcie nad tym i pamiętajcie, że to co się przytrafia wzmacnia Ciebie i otwiera oczy na rzeczywistość, którą może dopiero zaczniesz wiedzieć. Taki jest świat i trzeba to przyjąć.
Znajomi bliscy i dalecy to zupełna loteria. Serio. Nie przewidzisz reakcji, a w niektórych przypadkach może zaskoczyć zarówno pozytywnie jak i odwrotnie. Mi było to zupełnie obojętne, a odsiew był mocny. Jak reset to reset - myślałem. W każdym przypadku jest inaczej. U mnie tak to wyglądało. Oczywiście nie było tak, że wszystkim obwieściłem to jako nowinę miesiąca. Po prostu gdzieś w rozmowie wychodziło i na efekty nie trzeba było czekać długo, no chyba że ktoś miał ewidentny interes w tym, aby "zrozumieć". Tak też bywało.
To mówić czy, czy nie mówić?
W pierwszych momentach odpowiedział bym NIE, ale po dłuższym czasie widzę więcej plusów niż minusów, więc zdecydowanie TAK. Strach ma tutaj wielkie oczy i ku mojemu zaskoczeniu, to zupełnie nie znani mi wcześniej ludzie przyjmują to o wiele lepiej i poznaje się nowe osoby, które w o wiele zdrowszy sposób postrzegają Ciebie. Zaskoczysz sam siebie również tym, że zauważysz, iż w ostatnich fazach przed zdiagnozowaniem depresji byłeś/łaś zupełnie nie sobą. Ważne jest, aby nie wracać do tamtych wzorców. Nie można się też oszukiwać, że będzie łatwo. Będzie trudno (nie ciężko), ale jak się dało radę przetrwać w poprzednim stanie to ten nowy okres w życiu będzie łatwiejszy i moim przypadku widzę, że zmierza w dobrą stronę, chociaż jeszcze kawał drogi przede mną.
Ja zauważyłam, a przynajmniej jeśli chodzi o depresje, że ludzie najczęściej mówią "przesadzasz", " wyolbrzymiasz", "stwarzasz sobie problemy" , słysząc takie teksty po prostu przestaje się ufać, obawa o to, że nie zostanie się zrozumianym tylko się pogłębia...
Ja kiedy słyszę takie teksty, współczuje osobie, która je wymawia. Bardzo współczuje.