Czerwcowe wycieczki

in #polish2 years ago (edited)

To były bardzo dobre dwa miesiące intensywnego oprowadzania. Bardzo zróżnicowane grupy. Bywały dni gdy rano Trójmiasto pokazywałem dzieciom ze szkoły podstawowej a wieczorem spacerowałem wzdłuż morza z seniorami-turystami.

Okres największego ruchu dla mnie się już skończył, ale przyznaję, że organizm jeszcze czuje to szaleństwo.

To będzie powiedzmy, że mały fotoreportaż:

Czerwcowy czwartek zaczął się od długiego czekania na grupę. Długiego.

image.png

Grupa w końcu przybyła, ale okazało się, że na starcie trzeba im organizować sposób przemieszczania wraz z rezerwacją biletów. Oczywiście wszystko się udało.

image.png

Na mej drodze stanęły jednak te żelki. Opiekunowie i dzieci stanowczo powiedzieli "przerwa w zwiedzaniu!" - klient nasz pan. Była przerwa. Strasznie w tym sklepie kroją dzieci. Dzieci kupują tam na wagę kubełki i miseczki z kolorowymi żelkami w fantazyjnych kształtach. Płacą za to 40-70 złotych.

image.png

Tak wyposażeni kontynuowaliśmy zwiedzanie, ale przyznaję, że słodycze potrafią tak pobudzić i rozkojarzyć, że czułem się trochę jak Don Kichot. Tak to była najbardziej męcząca wycieczka tej "wiosny" (=maj plus czerwiec). Może to też z racji tego, że wycieczkę zakończyłem na dalekim Westerplatte, z którego powrót komunikacją był wyjątkowo wówczas męczący.

Po czwartku mieliśmy piątek. Okazało się, że piątkowa grupa była przeciwieństwem poprzedniej. Tak to jest, że nigdy nie wiadomo kogo spotkamy. Niesamowicie empatyczne dzieci z niesamowitymi historiami wojennymi prosto z ich rodzin. Wtedy chyba usłyszałem o "Złodzieju Piorunów" i związkach tegoż z Gdańskiem. Aż sięgnąłem po tą młodzieżową książkę.

image.png

Sobota była dniem wcześniejszego niż zwykle spaceru z seniorami nad morzem w Jelitkowie:

image.png

Niedziela była pierwszym od kilkunastu dni dniem wolnym.

Przyszedł nowy tydzień i był to tydzień grup z ciekawych miejsc. Ciekawe było miejsce pochodzenia grup lub miejsce gdzie nocowali.

Pierwsi przyjechali z Pucka i jest to dość nietypowe bo najczęściej grupy przyjeżdżają z Jastrzębiej Góry, Władysławowa lub z Mierzei Wiślanej.

image.png

image.png

Poniedziałek zrobiłem sobie dniem wygodnym. Najpierw poprosiłem o podwiezienie mnie do pracy (Westerplatte) a po zwiedzaniu do domu wracałem tanimi wtedy hulanogami (20 groszy za minutę). Aż zaszalałem wstępując na wyżerkę.

Wtorek kojarzę, z tego, że sporo było spacerowania po Śródmieściu. Pilot wycieczki snuł się gdzieś tam na końcu grupy i dopiero na koniec wystrzelił, że "Jeszcze tam idźmy!". Ok - klient nasz pannn! 😃 No i grupa była z rodzinnych stron co w sobie jakoś tak mocno przeżywałem. Świat jest po prostu bardzo mały.

image.png
Punkt widokowy z Europejskiego Centrum Solidarności

Wieczorem czekał mnie jeszcze spacer z turystami-kuracjuszami na molo w Brzeźnie. Ptaki dawały nam koncert.

image.png

Kolejny dzień mnie już absolutnie zszokował pochodzeniem grupy. Byli z miejsca do którego tego dnia wieczorem miałem jechać. Dosłownie wymienialiśmy nazwiska i ulice oddalonej od Gdańska o 200 km miejscowości. Fantastyczna młodzież. Z wycieczki kojarzę, że udało się wówczas pięknie wszystko zgrać czasowo. Udało się być perfekcyjnym 😀

image.png

Jak widać płynęliśmy zadaszonym galeonem na Westerplatte (Galeon Czarna Perła):
image.png

No i doszliśmy do upragnionego wolnego. Organizm już się tego domagał. Rodzinny odpoczynek odreagowanie. Cztery dni luzu.

Oczywiście tak nie można. Od razu drugiego dnia złapało mnie takie przeziębienie i gorączka, że jeszcze w poniedziałek po powrocie było ciężko. Tak to jest gdy narzucimy sobie wysokie tempo. No, ale w tej branży trzeba.

Trochę schorowany wchodziłem w finisz miesiąca i poniedziałek, który na papierze wyglądał na najtrudniejszy dzień oprowadzania. Czekała mnie długa wycieczka, potem teleportacja i wieczorny spacer z kuracjuszami po Jelitkowie.

Wycieczka oczywiście odwiedziła Westerplatte. Bardzo fajna młodzież. To był dość trudny organizacyjnie dzień bo tej grupie organizowałem także grę miejską. Pamiętam też posiłek w Forum Gdańsk i oburzenie grupy, że nie mogli sobie swobodnie pochodzić po sklepach. Stęsknieni za czymś takim bo u nich nie ma tak wielkich obiektów handlowych. Taki urok wycieczek zorganizowanych.

image.png

image.png

Ratowały mnie różne warzywa i herbata zimowa na statku, którym płynęliśmy. Wieczorem jeszcze wsiadłem na rower i pojechałem oprowadzać kuracjuszy z Jelitkowa.

Na szczęście dla zdrowia kolejny dzień okazał się być dniem wolnym. Dość niespodziewanie grupa "wypadła". Czasem się zdarza.

Kolejny dzień to była jedynie krótka wycieczka-spacer po Jelitkowie z kuracjuszami. Zaprowadziłem ich do falowca na Przymorzu. Rano to organizowałem.

image.png

image.png

Jak widać w południe widok był ładniejszy niż wieczorem. Na to już wpływu nie mam.

Kolejne dni okazały się być dniami wolnymi choć w planie było kilka dni wycieczki łącznie z wyjazdem do Łeby lub na Półwysep Helski. Z jednej strony szkoda, ale z drugiej strony dobrze się złożyło. Nie można mieć wszystkiego.

W ten właśnie sposób sezon wycieczek szkolnych podczas, których zapotrzebowanie na usługę przewodnicką wydaje się być największe mijał.

W międzyczasie wystartowały wycieczki na Westerplatte dla turystów indywidualnych.

NA koniec miałem przyjemność oprowadzać fajną wycieczkę z Opola. Prawdziwe "żywiołaki" w żółtych koszulkach - a każda z imieniem. Wycieczka była na wysokich obrotach, ale podziwiam zaangażowanie kadry. Mają z tej wycieczki mnóstwo zdjęć.

image.png