Widmo nad Innsmouth – refleksje

in #polish3 years ago
Niektórzy mają dziwaczne, wąskie głowy, płaskie nosy i wyłupiaste, wytrzeszczone oczy, które chyba nigdy się nie zamykają; skórę też mają jakąś dziwną, szorstką i parchatą, a na szyi, po bokach, kompletnie pomarszczoną i pofałdowaną. Bardzo młodo łysieją. Im starsi, tym bardziej paskudni – chociaż prawdę mówiąc, nie widziałem chyba jeszcze stamtąd nikogo, kto byłby naprawdę stary.

spojler_alert.png

Kolejne opowiadanie Lovecrafta zabiera czytelnika do Innsmouth – opustoszałego miasta, w którym dzieją się różne dziwne rzeczy. Mieszkańcy okolicznych miejscowości trzymają się z dala od tego miejsca. Wyjątkiem jest bohater opowiadania, który zaintrygowany historią oraz specyficzną biżuterią, pochodzącą z tamtych rejonów, postanawia wyrobić sobie własne zdanie na ten temat poprzez krótki pobyt. Akcja toczy się dość nierównym tempem. Czasami odnosi się wrażenie znacznego przyspieszenia, po to by później przystanąć za zakrętem fabuły. Złapać oddech. Delektować się wizją nakreśloną przez Autora.

Przechadzając się po Innsmouth razem z bohaterem, niemal organoleptycznie można odczuć rybi odór w gęstym, zepsutym powietrzu. Tak jakby miała to być atmosfera – aura dla całej obrzydliwości, którą podskórnie się wyczuwa. Świątynie w miasteczku zostały już dawno zaadaptowane dla nowej religii. Ezoteryczny Zakon Dagona musiał skutecznie „przekonać” do siebie mieszkańców.

Nie należy na przykład kręcić się przy rafinerii Marshów ani w pobliżu żadnego z czynnych jeszcze kościołów czy siedziby Zakonu Dagona przy New Church Green. Przedziwne były to świątynie – brutalnie zbezczeszczone przez zmianę nazw i wprowadzenie dziwacznych obrzędów oraz szat liturgicznych, stanowiły teraz siedlisko innowierczego, tajemniczego kultu. Kult ów odnosił się aluzyjnie do jakichś cudownych cielesnych transformacji, rzekomo prowadzących do swoistej – doczesnej, ziemskiej – nieśmiertelności. (…) [Mieszkańcy] wyglądali porażająco – zwłaszcza ze swymi wyłupiastymi oczyma, które nigdy się nie zamykały ani nie mrugały – i mówili ohydnymi głosami. Najwstrętniej brzmiały ich zaśpiewy dochodzące nocami z kościołów, zwłaszcza gdy obchodzili swe najważniejsze święta, przypadające na 30 kwietnia i 31 października.

Nie trzeba dużo szukać by połączyć kropki. Autor instaluje tutaj zarys jakiejś sekty, która nieprzypadkowo najważniejsze święta obchodzi 30 kwietnia – w tym dniu u dawnych Germanów obchodzono noc zmarłych lub złych duchów – oraz 31 października, czyli Halloween. Kolejna dawka mroku do tworzonej historii.

Innsmouth stanowiło doskonały, przesadny wręcz przykład miasta upadłego.

Innsmouth jest u Lovecrafta ikoną społeczeństwa bez wartości, w którym panuje dekadencja czystej postaci. Autor nie szczędzi słów pod adresem miasta, opisując je jako milczące, tchnące obcością i śmiercią. Jednak nawet w takim mieście żyje świadek jego upadku, niemal stuletni Zadok Allen, którego bohater opowiadania określa jako wpółobłąkanego pijusa. Ten jednak okazuje się skarbnicą wiedzy. Obnaża fakty, które pod przysięgą złożoną Zakonowi Dagona, obiecał nie wyjawiać. Tajemnicze obrzędy sprawiane w noc 30 kwietnia oraz 31 października okazują się obrzędami, na których mieszkańcy ofiarowywali swoje dzieci morskim potworom, w zamian za dobry połów.
Kolejnym dopalaczem dla fabuły była informacja, że te morskie stwory są powiązane z ludźmi – z racji tego, że wszystko co żyje, wylazło kiedyś z wody i trzeba tylko trochę pokombinować, a do wody wróci. Rozpoczął się eksperyment krzyżówki człowieka z tymi potworami. Zyskiem dla ludzi miała być nieśmiertelność ciała. Kilkadziesiąt lat życia na ziemi, stopniowa transformacja w rybopodobne stworzenie i życie wieczne w głębinach mórz i oceanów…
Opowiadanie jest pełne przerażających opisów wyglądu tych stworów. W pościg za naszym bohaterem wybrało się całe Innsmouth – mieszkańcy na różnym etapie transformacji.

Czułem, że jakaś zatrważająca siła krok po kroku próbuje wyrwać mnie z rozumnego świata i wciągnąć w nienazywalne otchłanie najczarniejszej nieludzkości.

cthulhumythos4556768_1920.jpg

Prywatne śledztwo bohatera opowiadania prowadzi go do wniosku, że niepewna gałąź drzewa genealogicznego najprawdopodobniej jest związana ze wspomnianą krzyżówką jego przodków z tymi morskimi stworami. Zaczyna odczuwać pierwsze dolegliwości transformacji. Nie może zamknąć oczu, ma problemy z poruszaniem się. Rozum zaczyna go opuszczać, uprzednie przerażenie zostało zastąpione przez zachwyt nad wizją życia wiecznego. Nie jest już w stanie dostrzec minusów. Akceptuje swoją przemianę, mimo, że jeszcze niedawno zemdlał na widok tubylców z Innsmouth. Albo to skrzętnie zakamuflowana koncepcja igrania ze złem i zeń konsekwencji albo jawny determinizm, który osadził w opowiadaniu Autor. Kto wie…

Photos:
[1] — Waldkunst, Pixabay