Edukacja społeczeństwa

in #polish4 years ago

Dziś jest pełnia, a to oznacza aktywizację otaczającej nas zewsząd energii. A ja nikogo od dawna nie rozjuszałem, więc nadarza się okazja.

Obraz a href=httpspixabay.complusersPrzemo_W-565147utm_source=link-attribution&utm_medium=referral&utm_campaign=image&utm_content=519832 Przemo_Wa z a href=httpspixabay.complutm_source=link-attribution&amp.jpg
Obraz Przemo_W z Pixabay

Przechodząc obok myjni samochodowej, dostaję nagle olśnienia w temacie woda. Otóż nasz prezydent namawia do jej oszczędzania i sugeruje zbieranie deszczówki. Mógłbym ten pomysł rozwinąć w następujący sposób.
Przycinamy pionową rurę odpływową na wysokość podstawionej beczki. Na rurze obowiązkowo montujemy wodomierz, pozwalający kontrolować poziom „ściąganej”, aczkolwiek niekoniecznie zużytej deszczówki. Mamy w ten sposób podstawę do pobierania opłaty deszczowej, której głównym celem byłoby uczyć społeczeństwo szacunku do drogocennych zasobów wody. W razie potrzeby zawsze można doliczyć podatek Vat.

Jednak w mojej głowie pojawiają się wątpliwości. Skoro nasza planeta stanowi zamknięty układ, to jakim cudem może jej zabraknąć? Można ją najwyżej zabrudzić, ewentualnie zmienić stan skupienia. Spłynie sobie do najbliższego morza, zmiesza ze słoną wodą, podwyższy poziom oceanu, ale ciągle się nie dematerializuje.

W oceanie paruje, zmienia stan skupienia i spaceruje po niebie w postaci chmur, które wcześniej czy później skondensują i deszczówka wylądują w naszej beczce. Może wypadałoby doprecyzować pojęcie deficytu wody jako wody pitnej. Więc może nie jest problemem deficyt wody jako takiej, lecz pewnego rodzaju zaniedbanie w jej gospodarce. Dopuszczam, że moja logika jest błędna, ale tak to wygląda z mojej strony.

Co z tą myjnią? Ano to, że wjeżdża brudny samochód, wyjeżdża czysty, a tak zwany brud spływa do swojego obiegu (kanał, rzeka, ocean lub morze). Załóżmy, że stacja ma własną oczyszczalnię lub spływa do takowej. Wtedy mój przykład jest spalony, ale gdyby tak przymknąć oko i wyobrazić sobie, że myjnia jest w jednym z byłych krajów bloku wschodniego, to już miałby on (przykład) sens.

Konkluzja jest następująca – mamy wodę, ale ją bezcześcimy tak, że nie nadaję się do powtórnego użycia.

Teraz zastanówmy się nad naszymi intencjami zanim zdecydujemy się zahamować przed myjnią. Dlaczego myjemy samochód? Aby był czysty oczywiście. Czym jest brud na masce samochodu? Pyłami, kurzem, drobinkami pochodzenia jak biologicznego i niebiologicznego. Cząsteczki te swobodnie wirują w powietrzu, a te bardziej ciężkie zalegają nawierzchnie, chodniki, trawę, balkony.... Zakładam, że nie są rakotwórcze, a zmieszane z wodą tworzą błoto. I teraz rzecz najważniejsza – dlaczego zależy nam na lśniącej masce samochodu i błyszczących felgach? Dlaczego nie akceptujemy na nich brudu, i dlaczego nam to przeszkadza? Oczywiście szyb i wnęrza nie dotyczy anarchia – muszą być czyste. Podobnie jak woda, niechciany przez nas brud fluktuuje w obiegu zamkniętym. Umycie samochodu musi być balansowane zanieczyszczeniem środowiska. W tym akurat przykładzie.

Odpowiedź na to pytanie w mojej wersji – przyjemność doznań zmysłu wzroku. A więc zużywamy nieodnawialną w sensie czystości wodę dla zadowalania oczu. Wzrok jest jednym z pięciu fizycznych zmysłów, pozwalających nam na kontakt ze światem zewnętrznym. Niestety, pozostałe cztery też się dopominają dopieszczania.

Należy przy tym rozróżniać potrzebę utrzymywania higieny od efektów wizualnych. Nikt rozsądny nie będzie oszczędzał wody na myciu nóg i zębów przed spaniem. Nieuchronnie zbliżam się do prowokacyjnego poglądu, stwierdzającego, że ten akurat przykład obnaża naszą, w pewnym stopniu nonszalancję w stosunku do otaczającego nas środowiska.

Cechuje nas niezdolność rozróżniania autentycznych potrzeb od rozrzutności. Poświęcamy dużo energii i czasu na aktywności nie przynoszące większego pożytku. Pracujemy coraz więcej, aby zarabiać coraz więcej i aby wydawać ciężko zarobione pieniądze na chwilowe przyjemności coraz więcej. Nieokiełznana konsumpcja zmysłowa jest jak ognisko, do którego dokładamy kolejne szczapy po których pozostaje jedynie popiół.

Perturbacje związane z epidemią uświadamiają fakt, że niektóre z dotychczasowych, konwencjonalnych rozwiązań (ogólnie) nie są optymalne. Rozwijając pomysł pracy zdalnej możemy dojść do wniosku, że pracodawcy bardziej opłaca się zainwestowanie w domowe mini biura swoich pracowników, niż utrzymywanie drogich powierzchni w budynkach. Połączeni siecią, mogą być równie, a nawet bardziej efektywni, niż jak ci, przykuci łańcuchem do przydzielonego biurka. I z uzbrojonym w groźną minę i pejczem ekonomem za plecami.

Jakaś tam część kierowniczej kadry jest tak skostniała w swoich archaicznych, wręcz prymitywnych schematach zarządzania, że aby wymusić jakieś zmiany w jej umyśle musiało dojść do pandemii. Po dobremu oczywiście nie docierało. A przecież dysponujemy już odpowiednią technologią, zastępującą osobisty, nie zawsze komfortowy, fizyczny kontakt z innymi. Potrzeba było epidemii aby to zrozumieć? Przecież w pracy chodzi o efekty, a nie bycie w pracy.

Nie jestem naiwny sądząc, że zaoszczędzone w ten sposób środki trafią do kieszeni pracownika, ale w połączeniu z opamiętaniem w bezmyślnej konsumpcji, może skutkować ograniczeniem podaży dóbr niekoniecznie do życia niezbędnych. A więc i marnowania potencjału materiałowego i ludzkiego. Nie jestem zwolennikiem założenia, że zatyranie pracą jest warunkiem pozwalającym na w miarę przyzwoite życie. Praca w obecnym kształcie, to zniewolenie przez uzależnione zmysły, domagające się wciąż nowych doznań, gdy poprzednie się znudziły.

Marzy mi się sytuacja, w której wraz ze przemianą społecznej świadomości, będzie możliwe utrzymanie dobrostanu obywateli na dotychczasowym poziomie, bez potrzeby walki o przetrwanie. Po to przecież mamy rozum aby z niego korzystać. Rozumnie zarządzane społeczeństwo może niwelować nierówności społeczne, rozwijając przy tym opiekę socjalną. Wszystko to dzięki przekierowaniu energii dotychczas ukierunkowanej na przesadną konsumpcję.

Korci mnie moja własna wizja genezy pandemii (epidemii) bez dociekania czy jej istota jest oszustwem. Spełnia ona bardzo pożyteczną dla nas wszystkich rolę cepa, mającego pobudzić myślenie. A szukanie szczepionki wydaje mi się infantylnym działaniem, skoro wirus czas mutuje, jakby chciał przekazać, że nie tędy droga, że działanie na objawach nie ma nic wspólnego z przyczynami.

Aktywność wirusa doprowadziła do pewnych skutków, mogących być uważanymi za pozytywne. Mam tu na myśli działanie cepa. Jako Homo Sapiens (podobno) odkryliśmy, że ograniczenie produkcji ma związek z regeneracją środowiska. A możę o to właśnie chodziło? Jakaś forma inteligencji straciła cierpliwość i próbuje ukierunkować nas na przyczyny? Jeśli wrócimy do starych nawyków możemy oczekiwać drugiej fali? Może trzeciej, jeśli będzie taka potrzeba? Do skutku, aż do głuptaka dojdzie, że jednak nie on tu rządzi i ktoś go wprowadził w błąd stwierdzeniem, że wystarczy usadowić się na szczycie piramidy żywieniowej aby podporządkować swoim kaprysom cały świat.

Oczywiście, będę obserwował poczynania ludzików, których nazwałbym Homo Emo lub Homo Ego (człowiek emocjonalny, człowiek egoistyczny). Zakładam, że przybycie drugiej fali będzie zależne od naszej reakcji na pierwszą.

Sort:  

Mam szczerą nadzieję, że pewne zmiany wywołane epidemią wejdą w nasze życie na zawsze. Ileż czasu i zasobów można zaoszczędzić, rezygnując z dojazdów do pracy - jeśli nie jest to konieczne rzecz jasna :)

Pozwól, że odniosę się do pracy zdalnej, która mnie również dotknęła.

Od blisko dwóch miesięcy pracuję w systemie 2 tygodnie na miejscu, czyli normalna praca, a potem 2 tygodnie pracy zdalnej z domu.

Podczas pracy zdalnej mogę wykonać co najwyżej 5-10% swoich zwykłych obowiązków i szefostwo jest tego w pełni świadome. Jednak z racji wprowadzenia takiego systemu pracy w innych działach, stwierdzili, że my również powinniśmy tak pracować. O efektywności takiej pracy nie muszę chyba nic pisać.

Oczywiście dla wielu moich kolegów, których praca ogranicza się do tworzenia i realizacji projektów przez opracowanie dokumentacji i niezliczone ilości meetingów to taka praca zdalna jest niemalże idealnym rozwiązaniem.

Mimo tego, że teleworking nie był niczym nowym u mnie w Agencji, to jednak dotyczyło to niewielkiej ilości ludzi, czy liczba ta zwiększy się po zakończeniu paniki? Czas pokaże. Ja osobiście nie mogę się doczekać powrotu do normalnego cyklu pracy.

Oczywiście masz rację, ponieważ w każdej dziedzinie występują odcienie szarości. Nic nie jest absolutnie czarne i nic nie jest absolutnie białe. W moich popisach zwróciłem uwagę na możliwości, które można wykorzystać w zależności od uwarunkowań. Zauważ, że większość moich postów ma charakter prowokacyjny, tak aby pobudzić zainteresowanie innowacyjnością W moim pojęciu oznacza to ciągłe doskonalenie już stosowanych rozwiązań, bez konserwowania dotychczasowego status quo. Praca zdalna, jest chyba jednym z pierwszych elementów innowacyjności, przełamującej pewne stereotypy, ale nie należy jej traktować jak receptę na wszelkie bolączki. Minusem może być problem z samodyscypliną, ale skoro potrafimy się zamachnąć na Marsa, to nie uważam tego za przeszkodę nie do pokonania.
Dziękuję za komentarz i życzę miłego weekend-u.

Nów :)

Jpr rzeczywiście. Ale wtopa. Na wilkołaka to ja się nie nadaję przy takich pomyłkach.