Ostatnio przeczytane : "Cynkowi chłopcy" - Swietłana Aleksijewicz

in Polish HIVE3 years ago

large_cynkowi.jpg
Źródło : Wydawnictwo Czarne

Witam wszystkich bardzo serdecznie w kolejnej "recenzji" książki na moim blogu. Dzisiaj chciałbym Państwu przedstawić książkę "Cynkowi chlopcy" autorstwa ukraińsko-białoruskiej pisarki i laureatki nagrody Nobla Swietłany Aleksijewicz. Jakiś czas temu miałem okazję przeczytać i "zrecenzować" inną książkę tej autorki "Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości". W chwili kiedy zaczynam pisanie tej notki, mamy sobotnie przedpołudnie 10 kwietnia 2021 roku i nie wiem ile czasu mi zajmie napisanie notki o "Cynkowych chłopcach". Z pewnością nie będą to 2-3 godziny, bo tyle czasu zajęło mi napisanie poprzedniej notki o książce "Masters of Doom" autorstwa Davida Kushnera. W tej chwili mam w głowie mętlik i nie wiem od czego zacząć pisanie tej notki.

Może na samym początku wyjaśnijmy znaczenie tytułu książki. Zwrot "Cynkowi chłopcy" odnosi się do poległych żołnierzy i nie tylko, których pakowano w prostopadłościenne trumny wykonane z cynku. Często też trumny te posiadały otwór, by można było w nim zobaczyć twarz zmarłego. Zwrot ten spopularyzował się w Związku Radzieckim po 1979 roku, kiedy Armia Czerwona podjęła interwencję w Afganistanie. Na początku interwencji brakowało tych trumien, ale z biegiem czasu zaczęto sprowadzać cynkowe trumny do Afganistanu. Trumny z poległymi żołnierzami były transportowane średnimi samolotami transportowymi An-12, potocznie zwanymi "czarnymi tulipanami". Ponadto transporty te nazywano w żargonie "Ładunek 200". Swoją drogą taki sam tytuł nosi mocny rosyjski film bodajże z 2007 roku, który dzieje się w ZSRR w latach 80. Polecam jeśli ktoś nie oglądał.

Jak we wstępie autorka podaje, wojna w Afganistanie trwała od (25 grudnia) 1979 do (15 lutego) 1989 roku. Ciągnęła się 9 lat , jeden miesiąc i 19 dni. W tym czasie wysłano do Afganistanu ponad 500 tysięcy radzieckich żołnierzy. Według autorki straty Sił Zbrojnych Związku Radziec­kiego wyniosły 15051 żołnierzy. Bez wieści zaginęło, bądź trafiło do niewoli 417 zolnierzy. Do roku 2000 los 277 żołnierzy nie był znany.

Przed napisaniem książki Swietłana Aleksijewicz postanowiła pojechać do Afganistanu i na własne oczy zobaczyć tę "bratnią pomoc" wojsk radzieckich w "bratnim" Afganistanie. Chociaż wcześniej zastrzegała się, że po napisaniu poprzedniej książki "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" autorka zastrzegała się, że nie chce więcej pisać o wojnie. Autorka książki spędziła około 20 dni w Afganistanie, od 5 do 25 września 1986 roku i widziała na własne oczy śmierć, okrucieństwo i bezsensowność wojny (w ogóle). Po powrocie do Związku Radzieckiego spotykała się na przestrzeni lat 1986-1987 z ludźmi, którzy doświadczyli koszmaru radzieckiej interwencji w Afganistanie: z żołnierzami, którzy tam służyli i udało im się stamtąd wrócić (czyli z weteranami), z pracownicami cywilnymi wojska, pielęgniarkami, oraz z matkami czy wdowami po zabitych żołnierzach. Wiele z tych rozmów było nagranych na taśmach magnetofonowych. Dzięki tym rozmowom mogło się ukazać pierwsze wydanie "Cynkowych chłopców" w 1991 roku. Rok później, w 1992, została przetłumaczona na język angielski i dzięki temu książka ta stała się bestsellerem.

Niestety też nie obyło się bez kontrowersji. Jeszcze przed ukazaniem się książki w 1991 roku, rok wcześniej bo w 1990 roku ukazały się fragmenty późniejszej książki w jednej z największych radzieckich gazet "Komsomolskajej Prawdzie". W czerwcu 1992 roku przeciw autorce książki zostały złożone pozwy cywilne w bialoruskim Sądzie Ludowym. Stroną oskarżającą była matka jednego z poległych żołnierzy i jeden z weteranów. Swietłana Aleksijewicz została pozwana o napisanie nieprawdy i znieważenie honoru i godności żołnierzy walczących w Afganistanie. Proces ciągnął się około półtora roku, bo do końcówki 1993 roku i zakończył się częściowym uniewinnieniem autorki od stawianych jej zarzutów. Jednym z dowodów odciążających pisarkę z zarzutów o pisaniu nieprawdy, były nagrane wcześniej rozmowy na taśmach.

W Polsce książka ta, podobnie jak inne publikacje Swietłany Aleksijewicz, ukazała się dzięki Wydawnictwu Czarne w sierpniu 2015 roku. Nie mogąc dostać wersji fizycznej, kupiłem sobie tę książkę jakiś czas temu na stronie wydawnictwa w postaci e-booka za około 34 złote. Jest to drugie wydanie tej książki, gdyż pierwsze ukazało się w 2007 roku. Na okładce książki widzimy zdjęcie jednego z ostatnich żołnierzy wyjeżdżających z Afganistanu. Zdjęcie to zostało zrobione w lutym 1989 roku w Kabulu, a jego autorem jest Shepard Sherbell. Projektem okładki zajęła się pani Agnieszka Pasierska / Pracownia Papierówka. Natomiast przekładem książki na język polski zajął się pan Jerzy Czech. Sam e-book liczy sobie około 315 stron, czyli bardzo podobnie jak wersja papierowa.

"Cynkowi chłopcy" jest to książka-reportaż, która swoją formą niewiele odbiega od "Czarnobylskiej modlitwy", ale jest bardziej wstrząsająca. Podobnie jak w poprzednich publikacjach, także w tej książce Swietłana Aleksijewicz stara się "zmniejszyć" historię do jednego człowieka, do jednostki. W książce tej na próżno szukać faktów historycznych czy dat, a raczej dostajemy historie z frontu opowiedziane przez zwykłych ludzi, którzy albo służyli w Afganistanie, albo stracili tam bliskich. Jak już wcześniej wspominałem rozmówcami byli weterani wojny w Afganistanie, pielęgniarki, lekarze, pracownice cywilne, ale także rodziny ofiar. "Cynkowi chłopcy" jest to chyba jedna z najbardziej wstrząsających, antywojennych książek, jakie przyszło mi przeczytać w swoim życiu, chyba tuż obok "Rzezi Nankinu" autorstwa Iris Chang, którą polecił mi @lesiopm i którą omawiałem jakiś czas temu. "Cynkowi chłopcy", podobnie jak "Czarnobylska modlitwa" jest książką obnażającą i krytykującą radzieckie władze, które nie liczyły się z losem swoich obywateli, zupełnie jak za czasów stalinowskich. Pomimo faktu, iż książka ta powstawała za urzędowania Michaiła Gorbaczowa i za czasów tak zwanych "głasnosti" i "pierestroiki", to radzieckie media nie mówiły prawdy o sytuacji na południowych rubieżach Związku Radzieckiego. Kłamały o Czarnobylu (do pewnego momentu) i kłamały o Afganistanie, karmiąc naród patriotyczną propagandą. Dzięki temu nie brakowało "mięsa armatniego" wysyłanego na front. Zwykle to byli wysyłani normalni chłopcy w wieku 18-20 lat, tuż po szkole (ale też zdarzali się starsi) i zwykle bez przeszkolenia wojskowego. Chociaż czasem zdarzali się studenci szkół wojskowych, albo czynni żołnierze, którzy zgłaszali się na ochotnika. W książce hest opisane jak ich dowódcy w stopniach majorów namawiali ich, żeby wycofywali swoje podania o przeniesienie do Afganistanu, ponieważ są zbyt cenni aby ginąć w walce. Lepiej żeby za nich wysłać jakiegoś niewykształconego ze wsi. Ale zwykle oni nie słuchali, karmieni propagandą, że jadą spełnić swój obowiązek, że jadą z bratnią pomocą do innej republiki radzieckiej (a nie na wojnę) i wyjeżdżali do Afganistanu. Byli mamieni tytułami bohaterów ZSRR, bogactwem, nowymi mieszkaniami. Ale wśród żołnierzy byli tacy, którzy nie chcieli tam jechać i byli zmuszani wbrew swojej woli. Zwykle bywało tak, że gdy żywi wracali po wojnie do domu to albo okaleczeni fizycznie, albo psychicznie, albo okaleczeni i fizycznie i psychicznie. Los weteranów wojny afganskiej był obojętny zwykłym ludziom. Władze się od nich także odwracały tłumacząc, że "myśmy was tam nie wysyłali". Ludzie patrzeli na nich nie jak na bohaterów, a raczej na morderców. Było w tym trochę prawdy, gdyż interwencja w Afganistanie była solą w oku dla radzieckich władz (jakby Czarnobyla było mało), podobnie jak interwencja w Wietnamie dla Amerykanów. Później wracali weterani wojny afganskiej do domów okaleczeni psychicznie (podobnie jak weterani wojny w Wietnamie), że nie mogli się na nowo odnaleźć w normalnym życiu. Większość wariowała, niektórzy mordowali innych ludzi, niektórzy popełniali samobójstwa. Ponadto też na stan psychiczny żołnierzy mogło mieć zjawisko tak zwanej "fali", która także miała miejsce tam w Afganistanie, w warunkach bojowych. I to była ostra odmiana "fali". "Dziadkowie" wręcz się znęcali nad swoimi "kotami", bili ich, a nawet kazali robić uwłaczające rzeczy jak... wylizywanie skarpetek. Rozumiem wyprać, ale wylizywać. Od razu przychodzi na myśl radziecki film "Na mój rozkaz" z 1989 roku w reżyserii Andrieja Malukowa, opowiadający o zjawisku tak zwanej "fali" w radzieckim wojsku. Najprawdopodobniej Władysław Pasikowski i Feliks Falk obejrzeli go przed nakręceniem "Krolla" i "Samowolki". Jeśli ktoś nie oglądał, to gorąco polecam ten film. Wracając do zjawiska "fali" w Afganistanie. W książce jest opis jak młody żołnierz nie wytrzymał psychicznie szykan ze strony swoich "dziadków", więc wrzucił do ich namiotu... granat ręczny. Siedmiu chłopaków się rozerwało, a ten "kot" chwilę potem strzelił sobie w łeb. Czasem się zdarzało, że podczas wymarszu wojska (dziadkowie osłaniali młodych), albo podczas bitwy, młodzi strzelali swoim "dziadkom" w plecy. A potem pisano w akcie zgonu, że zginął zastrzelony w bitwie. Kto potem udowodni, że został zabity przez swojego "kota". Poza tym wstrząsające są opowieści rodzin zabitych żołnierzy czy też sanitariuszek. Głównie byli to rodzice, ale także żony. Często bywało tak, że żołnierze osieracali małe dzieci. Ale byli oni tylko mięsem armatnim, które trafiło w trybiki machiny polityczno-urzędniczej. Nikogo nie obchodziło, że mają małe dzieci czy chorych rodziców. Dostawali rozkaz i musieli lecieć. Potem matki zabitych żołnierzy chodziły do WKU i robiły awantury oficerom, którzy ich wysyłali. Jeszcze cynicznie odpowiadali, że "myśmy ich tam nie wysyłali", to kurwa kto? Krasnoludki?

Przepraszam, bo już się zaczynam denerwować. Może będę przechodził do podsumowania. O "Cynkowych chłopcach" słyszałem już wcześniej i ta książka była na mojej liście "must read", ale w końcu się udało. Pomógł przy tym zepsuty laptop, przy którym spędzałem za dużo czasu, a na PS4 czy na tym The C64 Maxi często nie grywam, po prostu mi się nie chce. Dlatego wykorzystuję ten czas na czytanie zaległych książek. "Cynkowych chłopców" można powiedzieć "sączyłem" w tym tygodniu po trochu, po przyjściu z roboty, ale jak jest się zmordowanym, to się ciężko czyta. Książkę tą ukończyłem w ciągu pięciu dni, od poniedziałku do piątku. Ale myślę, że gdybym zaczął ją czytać w sobotę rano, to pewnie pochłonąłbym ją w ciągu jednego dnia. To bardzo wstrząsający reportaż, który zapewne otworzył oczy części radzieckiego społeczeństwa na temat działań w Afganistanie i na propagandowe kłamstwa władz w radzieckich mediach, które wręcz zatajały prawdę. To jest jedna z tych książek, które "must read", jeśli interesujesz się literaturą, a zwłaszcza historią. To jest wręcz lektura obowiązkowa. Ja gorąco polecam tę książkę, choć nie jest to przyjemna lektura.

Sort:  

No i namówiłeś :D

Mam tylko nadzieję, że nie złapiesz po tym jakiejś traumy, chociaż wiem, że byłeś zawodowym żołnierzem i mam nadzieję, że się nie zawiedziesz. :)