Dziennik #103/2022 - nic

in #polish3 years ago (edited)

20220709_184847.jpg

Źródło: fotografia własna


Dzień dobry.

Milczałam, bo trochę rzeczy musiałam sobie poukładać w głowie, bo sporo się działo ostatnio, ale może pokrótce od początku.

Odebrałam w końcu po pół roku mojego Predatora [taki laptop] z naprawy i powiem szczerze, że dawno mnie nic tak nie uszczęśliwiło. Oczywiście nie obeszło się bez frustracji wywołanej początkową konfiguracją systemu, bo mega tego nie lubię, ale i tak bardzo się cieszę. Bardzo już chciałam korzystać ze sprawnego, a przede wszystkim szybkiego sprzętu, bo mój stary komputer stacjonarny działał tak wolno, że w trakcie jego uruchamiania spokojnie szłam pod prysznic i robiłam kawę. Teraz dzięki dorzuceniu ramów i dysku SSD do laptopa nawet nie mam szansy pomyśleć o kawie w trakcie włączania komputera.

Wzięłam sobie też dwa dni wolnego, żeby trochę odpocząć. Wczoraj [pierwszy dzień wolnego] trochę mi to chyba nie wyszło, bo i tak spałam raptem z trzy godziny, ale sam fakt bycia w domu i nie użerania się z pasażerami zrobił mi robotę.

No i przechodząc do meritum mojego złego samopoczucia psychicznego to jego przyczyną jest członek mojej rodziny. I to nie pierwszy raz stąd bardzo mocno się zastanawiam czy po prostu nie chcę zerwać kontaktów. Z jednej strony jestem temu przeciwna, bo przeżywam, że będę sama, bez rodziny [poza dziadkami mamy bardzo luźne relacje w rodzinie lub wcale], ale z drugiej strony myślę sobie, że ta osoba na mnie działa tak toksycznie, że to chyba najlepsze rozwiązanie jakie mogę zrobić przede wszystkim dla siebie. Mam 30 lat, a przez niego co rusz czuję się jak małe, zastraszone, nieszczęśliwe dziecko bojące się tego co przyniosą kolejne godziny i myślę sobie, że to chyba nie tak powinien wyglądać kontakt z krewnym. Sam fakt, że człowiek, który pozornie powinien być mi najbliższy wywołuje we mnie takie uczucia daje mi też mocno do myślenia.

Przez ogół zawirowań ostatnich nie czuję się najlepiej psychicznie, a w zasadzie czuję się jakaś taka wypruta z emocji, jak jedno wielkie nic. Dlatego też postanowiłam w trakcie wolnego po prostu o siebie zadbać, bo wiem, że jak popłynę w zły nastrój to może się dla mnie źle skończyć, a bardzo tego nie chcę. Dlatego też wczoraj olałam zaplanowane sprzątanie i po prosty cały dzień snułam się po domu odpoczywając. Na kolację zrobiłam sobie pieczone ziemniaki, pieczonego kurczaka i sos z jogurtu greckiego i katowałam House of Cards. Muszę powiedzieć, że pierwszy raz upiekłam cyce z kurczaka i wyszły zajebiste. Co ciekawe do sosu dodałam szczypiorek choć zapierałam się, że go nie lubię, ale ostatnio miałam go w paczce, spróbowałam i okazało się, że jednak mega go lubię. Rozkład jazdy na dzisiaj jest podobny z tą różnicą, że mam w planach pograć w gierkę, którą ściągałam całą noc [mam mega słaby internet], a którą kocham całym swoim sercem.

20220712_011002.jpg
Źródło: fotografia własna

Nie wiem co przyniosą kolejne dni, ale doszłam do takiego punktu w życiu, że czuję się ważna sama dla siebie i mam silną potrzebę o siebie po prostu zadbać nawet jeśli będzie to kolidować z cudzymi potrzebami względem mojej osoby. Myślę, że też mam prawo mieć szczęśliwe i spokojne życie chociaż wiadomo, że łatwo się mówi, a jak przychodzi co do czego to w środku toczy się ciężka walka, że no przecież rodziny nie można odrzucić. Rozum jednak mi mówi, że jak ta rodzina jest toksyczna to można, a nawet trzeba, ale jeszcze muszę do tego przekonać serce.

Duży zamęt w głowie, ale cieszę się, że dziś, dzięki temu, że jestem trzeźwa wiem, co dla mnie będzie najlepsze i wiem do czego muszę dążyć.

Cieszę się, że mogę tu być. I cieszę się, że w końcu mam swój komputer i mogę zrzucać zdjęcia na kompa za pomocą sparowania z telefonem, a się już nie pierdolić kablami albo przerzucaniem za pomocą whatsappa.

Wszystkim życzę dobrego dnia, ja uciekam dopić kawę i po paczki do Biedry.