Dziennik #175/2022 - brak mocy

in #polish2 years ago (edited)

Dzień dobry.

Wczoraj na mitingu było super. To w ogóle takie wspaniałe uczucie jak ludzie się cieszą, że przychodzisz i cieszą się, że wszystko u Ciebie w porządku. Serce mi roztopiła informacja, że często się zastanawiali co się ze mną dzieje, że nie przychodzę. To były bardzo miło spędzone dwie godziny i wyszłam dość naładowana energią.

Pojechałam do pracy i było znośnie. Nie będę jednak ukrywać, że noc była dla mnie wyjątkowo ciężka ze względu na przemęczenie. Z którym generalnie przegrałam. Koło północy zrobiłam sobie drzemkę i wypiłam kawę, żeby jakoś funkcjonować, ale niewiele to dało. Między kursami musiałam robić przerwy, żeby się trochę rozbudzić, ale finalnie pojechałam o czwartej do domu. Jestem zła, bo były kursy i można było zarobić, ale po prostu nie miałam siły i czułam się zagrożeniem na drodze. Ten tydzień jest katastrofalny jeśli chodzi o zarobek, bo inne słowa tego nie oddadzą. Jestem po prostu przemęczona. Totalnie, na maxa. Co z tego, że poświęcam dużo czasu na sen, gdy spać nie mogę. Mam nadzieję, że w piątek pani doktor coś na to wymyśli, bo przestaję sobie radzić. Muszę też pochwalić mojego szefa [wiem, kolejny raz], bo gdy mu napisałam, że skończyłam pracę szybciej to dostałam informację, że w ogóle luz, on wie, że bez powodu bym nie zjechała, więc nie muszę mu się w ogóle tłumaczyć. Bardzo doceniam go jako człowieka i jako szefa, naprawdę.

W nocy udało mi się znaleźć nowy mural poświęcony Franciszkowi Pieczce

20221001_214222.jpg
Źródło: fotografia własna

Jest piękny. I więcej słów tu nie potrzeba.

Jak wstałam to zjadłam śniadanie, trochę poleżałam i poszłam biegać. Było bardzo ciężko. Mój organizm cały czas krzyczy o sen, nic więcej i ma w dupie bieganie.

image.png

image.png

O dziwo, bo nie będę nikogo czarować, że skazywałam dzisiejsze bieganie na porażkę udało mi się zrealizować cele treningowe

image.png

image.png

Jestem zadowolona, że w ogóle wyszłam, bo naprawdę miałam w głowie milion powodów, żeby nie iść, a tak naprawdę nawet nie musiałam ich za szczególnie wymyślać. Jestem przemęczona i koniec, kropka. Niemniej włączyłam sobie wywiad z panem Robertem Makłowiczem, którego słucha się niezwykle przyjemnie i skupiłam się na tym, żeby po pierwsze nie umrzeć, a po drugie na tyle na ile to możliwe zresetować głowę. Oba cele udało się osiągnąć, więc trening zaliczam do udanych choć ciężkich. W parku czuję się najlepiej na takie krótkie wyjścia. Niech Was nie okłamie to słońce, napierdalało wiatrem gorzej niż w górach.

20221002_151813.jpg
Źródło: fotografia własna

Wróciłam do domu to nastała już taka rutyna: prysznic i szykowanie jedzenia. Wyznaczyłam sobie [z pomocą kolegi trenera], że będę spożywać 1800 kcal dziennie i nie ukrywam, że w śmieciowym żarciu mogłam pochłaniać kilkukrotnie więcej bez mrugnięcia okiem, a tu muszę czasami naprawdę w siebie wpychać. Niemniej nie chcę jeść mniej, chcę mieć minimalne spadki wagi, bo nie chcę podbijać sobie oczu skórą wiszącą na brzuchu. I tak rano wjechały płatki orkiszowe, na obiad ryż, warzywa [kalafior, brokuł, marchew], jajka sadzone i sałatka [papryka, sałata lodowa, ogórek, słonecznik, ser feta i sos miodowo - musztardowy]. Na kolację w nocy został mi serek wiejski. Jestem obżarta pod korek, jeszcze w trakcie pisania tego wpisu dojadam sałatkę. Jestem z siebie bardzo dumna i zadowolona, że tak dobrze i zdrowo się odżywiam.

20221002_162710.jpg
Źródło: fotografia własna

Miałam taki plan, żeby mieć jutro tradycyjnie produktywny poniedziałek, ale na szczęście powiedziałam sobie stop. Mój organizm daje mi wyraźny sygnał, że jest przemęczony dlatego jutro nie robię nic. Jedyne co to zrobię sobie posiłki [być może na kilka dni do przodu], wstawię pranie i resztę dnia będę się byczyć i spać. Zasłużyłam.

Jutro na pewno też chcę wrzucić podsumowanie miesiąca, bo nie ukrywam, że po prostu nie chciało mi się do niego przysiąść teraz w dni pracujące. Nawet nie tyle co pokonało mnie lenistwo, ale świadomie je wybrałam, bo wolałam sobie chwilę dłużej pospać czy nawet po prostu posiedzieć i nie robić nic, totalnie. Bardzo mi tego ostatnio brakuje.

Gdybym mogła cofnąć czas to nie wypiłabym kropli alkoholu, bo to, że teraz muszę tyle pracować jest wynikiem właśnie tego, niczego innego. Nie ma co jednak gdybać, narobiłam szamba to teraz metodycznie, tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu muszę je sprzątać. Tzn. nie muszę. Zawsze mogę podziękować wujkowi za wynajem pięknego mieszkania, oddać psa pod dobrą opiekę i wyprowadzić się na ulicę. Wszak jestem wolnym człowiekiem i nikt mi nie zabroni tak żyć. Jednak podjęłam dorosłą decyzję, że poniosę konsekwencję swoich czynów i postaram się te problemy rozwiązać najlepiej jak potrafię. Czy się uda, nie wiem. Mój plan pierwotny nie zakładał takiego krachu w pracy i aż tak galopującej inflacji, ale trudno. Będzie co ma być. Ja więcej w tej kwestii zrobić już nie mogę. Nawet pójście na etat nie jest rozwiązaniem, bo tak czy siak nie zarobię tyle co na Bolcie, więc cóż.. Robię co mogę i nie mam prawa sobie nic zarzucać.

Przerzuciłam sobie wszystkie HBD do oszczędności, bo w sumie nie wiem po co miałyby leżeć i nie rosnąć, ale generalnie i tak nie wiem co z nimi zrobić, więc whatever. W ogóle to jestem tu od grudnia i nie spodziewałam się, że moje konto tak urośnie. Nie ukrywam, ale czuję zalążki dumy. Hah.

Dopijam kawę, biorę psa pod pachę i idziemy na spacer.

Do jutra.


Instagram