Dziennik #212/2022 - coraz mniej czasu

in #polishlast year (edited)


Źródło: Pixabay


Dzień dobry.

Nocka upłynęła mi bardzo nerwowo w pracy z tego względu, że co klient to gorsza kanalia. Najgorsze jest w tym wszystkim to, że masę energii kosztuje mnie zamknięcie ryja, a nie wygarnięcie takiemu osobnikowi, że jest zjebany. Naprawdę przyciągałam dzisiaj samych nawalonych i naćpanych patusów. Nie pamiętam kiedy ostatnio z aż tak wielką ulgą zakończyłam pracę. Z dobrych rzeczy to muszę pochwalić mojego golfika, że bardzo ładnie dzisiaj odpalił mimo mrozu i nie ukrywam, że to zrobiło mi dzień i już się patusami nie przejmowałam wcale.

Po powrocie do domu miałam szybki, misterny plan: spacer z psem, mała kawka i bieganie. Nie chciało mi się. Oj jak bardzo mi się nie chciało to nie wie tego nikt. Jednak zebrałam się w sobie, bo tak naprawdę jeśli chcę się komfortowo dzisiaj wyspać przed pracą to musiałam trening wykonać właśnie rano, bo popołudniu mam terapię. Był raptem lekki mróz, ale bardzo silny i wręcz arktyczny wiatr skutecznie odebrał mi chęci do treningu. Nie wiem z czego wynika fakt, że jak mam dłuższe wybiegania to zawsze robię je na ocenę "Jest pole do poprawy". Nie wiem o co Garminowi chodzi i jak spełnić jego wysublimowane oczekiwania względem mojej osoby, ale taki grubas jak ja więcej z siebie nie wyciągnie. No dobra wyciągnie jak nie będzie leniem, ale o to na razie trudno.

image.png

image.png

Ten pomarańczowy pasek to bezczynność, bo musiałam zrobić foteczkę, bo przecież trening bez zdjęcia się nie liczy

20221122_071321.jpg
Źródło: fotografia własna

image.png

Zabawne było to, że zaczynałam bieg, gdy było bardzo ciemno jeszcze i momentalnie zaczął wstawać dzień przez co miałam jakieś dziwne poczucie jakbym biegała kilka godzin.

Po powrocie do domu cudowny prysznic i cudowna, wielka micha owsianki.

Dzisiaj mają mi przyjść dwa itemy niezbędne na nową drogę życia, a ja nadal chodzę obsrana czy ta nowa droga życia się w ogóle rozpocznie i czy wszystko na niej będzie chociaż okej, nie mówiąc o dobrze. Zjada mnie stres i strach dlatego bardzo się cieszę, że mam dzisiaj terapię, bo dzięki niej udaje mi się jakoś chociaż trochę, małymi kroczkami układać ten chaos we mnie. Przed spaniem po pracy muszę jeszcze zrobić zadanie domowe na terapię na temat uczuć [jakie ostatnio odczuwam najmocniej i w jakim natężeniu] i choć wydaje się to banalne to czuję, że trochę czasu spędzę głowiąc się nad nim, bo nie chcę zrobić tego na odwal się. Chcę się w pełni angażować w terapię, bo wiem jak bardzo mi to służy.

Tymczasem lecę spać przed pracą.


Zjadłam tak dobry obiad, że jestem sama z siebie dumna, że tak zadbałam o swoje odżywianie. I to już kolejny dzień z rzędu. Służy mi technika małych kroków w ogarnianiu tego bajzlu dookoła mnie, który zrobiłam.

Bardzo się cieszę, że zaraz śmigam na terapię, bo choć wolałabym godzinę dłużej pospać [lub po prostu się polenić] to jednak widzę duży potencjał w spotkaniach z panią psycholog. Pani psycholog działa tak, że w końcu idę na terapię bez stresu [pomimo tego, że wiem, że nie będzie łatwo], bo pamiętam jak chodziłam do tego oszołoma to bywały dni, że najzwyczajniej w świecie bałam się iść, bo bałam się co znowu usłyszę. A tutaj tego nie ma pomimo tego, że łatwo nie jest [i nie będzie].

Nie chce mi się dzisiaj nic, zresztą jak w każdy dzień, kiedy muszę pracować na nockę. Jak pracowałam na magazynie to kochałam nocki i świetnie w ich trakcie funkcjonowałam, a teraz pomimo dobrego funkcjonowania czynnikiem, który mnie rozbija jest stałe poczucie zagrożenia i wjechało mi to na głowę na tyle mocno, że trudno mi pracować, po prostu. Gdy los da i będę pracować na swoim to na pewno nocki z tygodnia znikną, nie ma takiej opcji. W weekendy to co innego, ale też w weekendy wozi się innych ludzi. W weekendy wozi się głównie imprezowiczów, a w tygodniu? W większości przypadków dość szemrane towarzystwo, dopiero nad ranem ludzie zaczynają jeździć do pracy. Chcę już być sama sobie sterem, okrętem i żeglarzem, a jednocześnie bardzo się tego boję. Ot kolejne moje dziwactwo.

Koniec skamlenia, do jutra!


Instagram

Sort:  

Ale za to jaka satysfakcja z treningu, jak się go zrobi mimo niechęci :).

Tez mnie ostatnio wkurza praca, ale z innych powodów - upitolili mi większość zadań (ktorych i tak bylo niezbyt wiele, a teraz... Pomijając czasaaaaaamiii pomoc innym na magazynie, robię moze 8h w tygodniu, tak realnie xD). Nie powinienem narzekac bo pensja niezła jak na małe miasto w Polsce A (dolnyslask),nic nie musze robić, moge pisac wpisy i grac w homm i inne gry z gog-a w pracy, ale to już męczy. Chętnie bym zmienil pracę, ale tu mam hajs, lajcik, pewność no i perspektywe wieloletniej pracy. A nie są to dobre czasy i lepiej raczej nie bedzie.

A to akurat prawda, taki trening liczy się podwójnie do samopoczucia :)

Kochałam pracę na magazynie i kocham do tej pory, ale no finanse nie dawały mi spokoju, żeby tam siedzieć. I właśnie przez to co napisałeś, że lepiej raczej nie będzie szukam nowych opcji zarobkowych, bo się właśnie tej przyszłości nieciekawej boję :/

Nie dziwię się. Magazyny fajna praca dla chłopa, zwłaszcza jak hajs dobry, ale łatwo zwinąć taki interes, a Ty zostajesz na lodzie. Lepiej z tego interesu samemu się zawinąć.