Dziennik #217/2022 - ruch, ruch, więcej ruchu

in #polishlast year (edited)


Źródło: Pixabay


Dzień dobry.

Wstałam zmęczona, ale nie przeszkadzało mi to wcale. Nie będę się już szarpać ze swoim snem, jest jak jest, a nakręcanie w sobie spirali frustracji na tym gruncie tylko pogarsza moją i tak chwiejną kondycję psychiczną. Poranek rozpoczęłam od spaceru z psem i pomimo deszczu jestem z tego zadowolona, bo moim założeniem jest zwiększyć w życiu ruch.

Na śniadanie wjechała wielka micha serka wiejskiego z warzywami i od razu poprawił mi się humor. Zaczęłam pracować z dietetykiem i trenerem, bo to jedyna droga na to, żebym zmieniła swoje życie. Nie stać mnie na marnowanie pieniędzy, więc skoro zapłacone to korzystam. Z dietetykiem pracuje mi się spoko, totalnie polecam platformę potreningu gdyby ktoś miał takowe potrzeby. Po śniadaniu przyszedł czas na obowiązki czyli wyjazd do sądu, żeby pobrać zaświadczenie o niekaralności. Pierwszy raz pobierałam je w sądzie [do tej pory robiłam to drogą elektroniczną] i nie wiedziałam czego się spodziewać, a muszę powiedzieć, że cała wizyta przebiegła niezwykle sprawnie. Po pięciu minutach wliczając w to pogawędkę z ochroniarzem i wypisywanie wniosku miałam swój dokument w ręce, więc poszło naprawdę sprawnie.

Potem wykonałam czynność, która mnie bardzo boli czyli wystawiłam moje golfa na sprzedaż. Bardzo nie chciałam tego robić, ale prawda jest taka, że mając kredyty nie stać mnie na dwa auta. Gdyby nie to, że w lutym kończy się OC to jeszcze bym go potrzymała, bo kocham jego i kocham nim jeździć, ale trzeba być realistą i ciąć te koszty życia, które są totalnie zbędne lub nie przynoszą żadnych profitów. Boli mnie to strasznie, bo to moje pierwsze auto, więc przeżywam to jakby mi się nie wiadomo jaka krzywda działa. Postanowiłam jednak działać już, bo teraz mam zapas czasu i nie muszę schodzić z ceny, jeśli nie sprzedam go do lutego wtedy sprzedam za mniej, byleby nie przedłużać OC.

Odrobiłam też zadanie domowe, bo dzisiaj wracam na terapię jak córka marnotrawna tym razem z innym mindsetem. Którego w sumie nie ja jestem autorką tylko laska, którą obserwuję na insta. Opowiadała o swoich problemach z depresją i zaburzeniami odżywiania i o tym, że żadne leki ani żadna terapia nie pomogły jej tak jak to, że ona sama po prostu wzięła się do pracy. I nagle mnie oświeciło, że to był mój główny problem. Liczyłam na to [choć nieświadomie], że wystarczy, że będę brać leki i chodzić na terapię i mój świat się zmieni. No i tak liczyłam, a on uparcie zmienić się nie chciał. Dlatego teraz działam. Między innymi tym działaniem jest to, że zaczęłam chodzić na siłownię. Byłam dopiero raz, poszłam o północy, żeby nie spotkać ludzi, bo się wstydzę i mam lęki, ale byłam. I dzisiaj znów wypada mi dzień treningowy i choćby chuj na chuju stanął pójdę. Tym bardziej, że [obym nie zapeszyła] poczułam totalną zajawkę na ćwiczenia na siłowni. Z bieganiem miałam trudną miłość, chciałam, trochę lubiłam, ale czułam mimo wszystko jakiś przymus jak wjechał plan treningowy. Podczas mojej pierwszej wyprawy na siłownię jak tylko zaczęłam ćwiczyć poczułam szczęście jakiego nie czułam chyba nigdy w życiu. Poczułam to coś, co mogłabym nazwać nie wiem pasją? natchnieniem do robienia czegoś? Cudowne uczucie choć zupełnie mi wcześniej nieznane. Dlatego nie mogę się doczekać dzisiejszej wyprawy na siłownię, która też oczywiście odbędzie się w późnych godzinach ze względu na lęki społeczne. Martwię się tylko tym kiedy będę chodzić na siłownię jak wrócę do pracy, ale najwyżej jakoś będę musiała się przełamać i tyle.

Tu sobie pozwolę na taką zabawną dygresję. Jak jechałam w niedzielę na siłownię to prawie się popłakałam, że każdy mnie wytknie palcami, że ciuchy nie takie, że grubas, że brak kondycji, że nie zna się na ćwiczeniach ani sprzęcie i wiecie co? Każda z trzech obecnych osób miała mnie tak totalnie w dupie jakbym w ogóle nie istniała. I to było cudowne uczucie. Amen.


Pierwsze wiadomości po wrzuceniu ogłoszenia o sprzedaży auta napawają mnie optymizmem, że będzie to całkiem zabawna transakcja. Żeby nie było, że jestem chamem i prostakiem, ale ciężko na poważnie potraktować wiadomość negocjacyjną z 6000 na 2500.

image.png

Popołudniu poszłam na terapię, która była owocna tak jak każda jedna z tą psycholog, potrzeba jeszcze tylko mocy i siły, żeby wdrożyć wszystko w życie. A to już takie proste nie jest zwłaszcza, gdy z każdej strony atakują kolejne przeciwności losu. Dawno nie było mi tak ciężko na sercu.

Wieczorkiem relaks i szybko idę spać [po opublikowaniu tego posta], ponieważ postanowiłam tym razem się przełamać i iść na siłownię bardzo wcześnie rano. Od przyszłego tygodnia innego wyboru nie będę miała, więc chcę się powoli oswajać. Zobaczymy jak będzie.

I to tyle.


Instagram