Dziennik #50/2024 - będę bogata dzięki PZU

in #polish3 months ago


Źródło: Pixabay


Dobry wieczór.

Pochwalę się, że udało mi się wstać dzisiaj z pierwszym budzikiem. Faktem jest, że jak się obudziłam w nocy to go lekko przesunęłam, więc takie to trochę oszukańcze, ale i tak jestem z siebie zadowolona. Źle spałam, wiele razy budziłam się w nocy i już nie mogłam usnąć, ale finalnie rozpoczęłam dzień całkiem pozytywnie.

Na terapię pojechałam autem, bo musiałam poprosić kolegów z terapii, aby pomogli mi ściągnąć tablice rejestracyjne w celu przerejestrowania auta. Ja wczoraj próbowałam pół godziny je ściągnąć i mi się to nie udało. Na szczęście koledzy okazali się bardzo pomocni i zajęło im to jakieś pięć sekund. Jednak mężczyźni są temu światu potrzebni i to bardzo.

Na terapii było mi bardzo ciężko, ponieważ czytałam dzisiaj pracę o najbardziej bolesnych doświadczeniach z alkoholem. Łamał mi się głos, w oczach stały łzy, ale się udało i zaliczyłam przedostatnią pracę na terapii. Został mi jeszcze plan zdrowienia do napisania, ale ta praca jest bardzo przyjemna. Po prostu planuję swoje funkcjonowanie na najbliższe trzy miesiące tak, aby dbać o trzeźwość. Łatwizna mi się wydaje.

Muszę się pochwalić Wam, że wczoraj złożyłam moje CV do restauracji KFC do pracy weekendowej. Mam już dość pracy na taksówce. Mam dość pracy po nocach i z niebezpiecznymi incydentami. Chcę z niej całkowicie zrezygnować dlatego pomyślałam, że gastronomia może być całkiem spoko. Kiedyś już pracowałam w pizzerii, ciężkiej pracy się nie boję, więc może z tego wyjść coś dobrego. Udało się umówić na rozmowę kwalifikacyjną na przyszły poniedziałek i jestem z tego faktu bardzo zadowolona. Mam nadzieję, że uda nam się porozumieć i że w marcu oficjalnie pożegnam taksówki. Praca w nocy bardzo źle działa na moją dwubiegunówkę dlatego traktuję tę zmianę, do której dążę jako zadbanie o siebie, po prostu. Poza tym wożenie pijanych i naćpanych ludzi nie należy do zjawisk przyjemnych dlatego już wolę ogień na kuchni. Trzymajcie kciuki, żeby coś z tego wyszło.

Wracając do domu otworzyłam skrzynkę na listy i z przerażeniem wyciągnęłam list z PZU. Gdy szłam po schodach w głowie miałam nadchodzącą katastrofę. Czy źle zgłosiłam sprzedaż auta? Czy trzeba coś dopłacić? Czy zapomniałam o czymś? Strasznie się bałam. Tymczasem okazało się, że nie ma czego, ponieważ po otwarciu listu okazało się, że źle naliczyli mi ubezpieczenie i mają dla mnie zwrot w wysokości 12 ZŁOTYCH. Nie gardzę żadnym groszem, ale za te chwile grozy mogłoby być tego więcej. Życia sobie od nowa nie ułożę, ale zawsze to lepiej mieć niż nie mieć 12 złotych. Jeszcze nie wiem co z nimi zrobię, może będzie promocja na kurczaka i uda się kupić zapas? Muszę to dobrze rozplanować, żeby nie przetracić tego na głupoty.

Poszłam z psem na spacer i porozmawiałam przez telefon z moją sponsorką. Bardzo się ucieszyłam na informację, że zostało jej jeszcze 1,5 tygodnia radioterapii. Bardzo się wycierpiała w ostatnich miesiącach dzielnie walcząc z rakiem i jestem z niej cholernie dumna dlatego tak bardzo się cieszę, że w końcu ten koszmar się kończy. Też to przeżywałam, oczywiście nie tak jak ona, dlatego tak bardzo się cieszę, że to już ostatnia prosta. To mnie też skłoniło do tego, że sama poszłam porobić sobie badania, które w kwietniu muszę powtórzyć, bo wyszły takie se. Na szczęście nic groźnego się nie dzieje tylko tarczyca coś chyba lekko próbuje fisiować. Mam nadzieję, że nie wyląduję znowu u endokrynologa. Czas pokaże.

Po powrocie do domu usiadłam na chwilę do komputera, ponieważ polska drużyna grała ważny mecz w Counter Strike. Mecz był emocjonujący i na szczęście wygrany co znacznie poprawiło mi humor. Potem zajęłam się domowymi obowiązkami. Popełniłam błąd, bo zapomniałam wcześniej rozmrozić mięso z kurczaka i musiałam mu trochę pomóc, aby nadawało się do obróbki termicznej. Jak już było zdatne to przyprawiłam je ziołami i usmażyłam z ryżem i ot obiad na kolejne dwa dni gotowy. Zanim się obejrzałam zrobił się wieczór, a mnie jeszcze czeka sprzątanie kuchni, żeby rano nie wstawać w syfie. Bardzo nad sobą pracuję, żeby wyrobić sobie nawyk sprzątania od razu, ale idzie mi to bardzo ciężko.

To za co mogę się natomiast dzisiaj pochwalić to nawodnienie. Zdałam sobie sprawę z tego, że ostatnio nie wypijam nawet szklanki wody dziennie. Czasem są to po prostu dwa kubki kawy i na tym się kończą płyny w moim życiu. Postanowiłam to zmienić i dzisiaj wypiłam na pewno ponad dwa litry wody. Jestem z siebie cholernie dumna, bo nie lubię pić wody, ale wiem jak bardzo jest to zdrowe dlatego muszę w sobie wyrobić ten nawyk. Na terapię wzięłam swoją litrową butelkę i regularnie małymi łyczkami sączyłam picie. Nie było aż tak strasznie trudno jak się obawiałam tylko irytuje mnie fakt, że jak tyle piję to non stop biegam sikać. No coś za coś, myślę, że moje organy bardzo mi podziękują za tę zmianę.

Jak jestem trzeźwa to robię dobre rzeczy, ciekawe.

Wieczór mam w planach spędzić przy Młodym Sheldonie. Zrobiłam dzisiaj chyba wszystko co miałam zaplanowane także odrobina lenistwa też się przyda.

Ludzie piszcie posty, bo nie ma co czytać, a chcę rozdawać głosy!

Sort:  

W tych fastfoodach może kokosów nie ma, ale jest kodeks pracy

Zycze powodzenia w nowej pracy bo pewnie ja dostaniesz

Dziękuję, oby się udało :)

Nawadnianie jest super ważne.
Dwa litry to dobra ilość, a organizm Ci za to podziękuje bardzo szybko.
Ze swojej strony dodam jedynie, że do takiej butelki wody warto wrzucić tabletkę Litorsalu (lub choćby szczyptę soli).
Sama woda jest OK, ale woda z dodatkiem sodu, magnezu, potasu, cynku itd itp to prawdziwy "gamechanger" :)

Trzymam kciuki za Twoje dobre samopoczucie, i dobre zmiany w Twoim życiu.
Powodzenia!

Dzięki bardzo :)