CHRZEŚCIJAŃSTWO, NAUKA, EUROPA I NASZA PRZYSZŁOŚĆ. Część #1.

in #polish7 years ago (edited)

W dzisiejszym artykule poruszymy tematykę dla niektórych kontrowersyjną, dla innych oczywistą, a następnych niezrozumiałą. Podejrzewam, że nie będzie to tekst dla wszystkich, bo nie każdy ma potrzebę oddawania się takim przemyśleniom. Nierzadko spotykam się z różnymi opiniami, które niestety bardzo często są oderwane od rzeczywistości, a napędzane emocjami powodują skrajności w podejmowaniu niektórych decyzji. Prostoliniowe spojrzenie na Świat nigdy nie jest dobre, nawet najprostsze sprawy mogą mieć zupełnie odmienny wydźwięk w zależności od okoliczności. Zapraszam na część pierwszą!



WSTĘP


Pamiętajmy, że część osób tego nie rozumie, dlatego cywilizacje stworzyły pewne kodeksy postępowania, które mają być pomocą dla społeczności zamieszkujących konkretne tereny. Chyba najważniejszym przykładem są tutaj religie, które idealnie odwzorowują zbiór takich prawd życiowych, ale istnieje również wiele innych. Osobiście chyba jestem agnostykiem, ale ten temat nieustannie zgłębiam, ponieważ w swoim życiu miałem zarówno okres gorliwej wiary, jak i równie mocno związany byłem z podejściem ateistycznym. Natomiast obserwując otoczenie, zgłębiając od pewnego czasu bardziej filozoficzne spojrzenie na jego obraz, dochodzę do pewnych wniosków, wspierany wiedzą i spostrzeżeniami znacznie ode mnie mądrzejszych ludzi, mianowicie, że wiara (nie koniecznie religia) jest z nauką nierozerwalnie połączona, czy nam się to podoba, czy nie. Na wstępie pragnę przytoczyć słowa Stanisława Lema, chciałbym, aby towarzyszyły nam do końca lektury wszystkich części. Zapytany - Czy nauka daje odpowiedź na wszystkie pytania? - podczas jednego z wywiadów, odpowiedział:

Nauka nie daje odpowiedzi na prawie żadne pytania, nauka tylko zbliża nas rozmaitymi swoimi konstrukcjami hipotetycznymi do obrazu rzeczywistości, w takiej mierze w jakiej do tego zdolne są umysły społecznie pracujących uczonych, nic więcej nie można powiedzieć.

W tej konkretnej chwili znaleźliśmy się na platformie Steemit, ja mogę publikować, a Ty drogi czytelniku, możesz przeczytać o moich przemyśleniach. Blockchain Steema jest w pewnym sensie owocem nauki, a równocześnie połączyła Nas wiara. Ja wierzyłem, że ktoś przeczyta mój artykuł, że w lesie uda mi się złapać zasięg internetu, a mój laptop będzie działał. Ty wierzyłeś, że znajdziesz tu coś interesującego, może czegoś się dowiesz, zaspokoisz swoją ciekawość i Twoje narzędzia również zadziałają. To wszystko przecież rozmaite rodzaje wiary, mniej lub bardziej prawdopodobnej. Stanisław Lem pokazał mi pewne podejście, w którym wiedza i wiara stanowią dwa skrajne bieguny pewnego spektrum, swoistego „widma stanów”, które zawsze są wymieszane. Oznacza to, że z jednej strony znajdziemy czystą wiarę, dla przykładu świętych, którzy nie potrzebują dodatkowych dowodów na istnienie Boga, a z drugiej strony mamy czystą wiedzę, jak programista tworzy w pewnym języku oprogramowania, opiera się wyłącznie na swojej wiedzy dotyczącej znajomości konkretnego problemu, zagadnienia. Otóż większość naszych działań, jako ludzi, odbywa się na płaszczyźnie, gdzie wiedza z wiarą jest przemieszana, bardzo często w sposób wręcz niemożliwy do przefiltrowania i rozdzielenia. Według Lema, mówiąc najprościej, to taka „mieszanka” - zawsze możesz znaleźć w akcie wiary coś z wiedzy, i w akcie wiedzy, coś z wiary.


CYWILIZACJA ZACHODU


Filozofia daje nam wielkie możliwości tłumaczenia pewnych rozmaitych dywagacji, ta współczesna może nam pomóc w sprawie dzisiejszego chrześcijaństwa. Ogromnie się ucieszyłem, gdy trafiłem na wykład profesora Bogusława Wolniewicza, w którym wytłumaczył mi, jak dziś wygląda porozumienie między nauką i religią na terenach zamieszkiwanych przez europejczyków i nie tylko.

W wykładzie tym profesor na samym wstępie posiłkuje się cytatem z książki napisanej przez Benedykta XVI pt.: „Benedykt XVI. Ostatnie rozmowy.”, wspomnienia i historie byłego papieża. Rozmawia w niej z niemieckim dziennikarzem, Peterem Seewaldem, a na jej końcu pada istotne dla naszych rozmyślań stwierdzenie. Joseph Ratzinger zapytany o jego postrzeganie przyszłości chrześcijaństwa, odpowiedział:"To, że nie przystajemy już do współczesnej kultury, jest oczywiste. Dlatego też, społeczeństwo zachodu po prostu nie będzie chrześcijańskie". Tego typu słowa padające z ust niegdyś głowy Kościoła, raczej brzmią dramatycznie. Niestety, nie otrzymujemy pełniejszej odpowiedzi i nie dowiadujemy się, dlaczego tak uważa, więc musimy sami się nad tym zastanowić.

Bardzo podoba mi się koncepcja, w której chrześcijaństwo jest jedną z ław fundamentowych, na których stoi cała cywilizacja zachodu. Można tej religii nie lubić, mieć do niej osobisty wstręt, problem z jej obecnością w codziennym życiu, nie rozumieć, komu jest potrzebna i jaką rolę odgrywa w życiu człowieka, ale nie można zaprzeczać faktom. Jeżeli ktoś tego nie widzi, koniecznie musi zweryfikować swoją wiedzę historyczną. Druga ława to nauka, ale dotycząca dziedzin ścisłych, tzw. prawdziwa, czyli fizyka, chemia, biologia, matematyka oraz ich wszystkie rozgałęzienia praktyczne, takie jak inżynieria i medycyna. Całość tworzy fundament cywilizacji zachodu. Zastanówmy się, jakie są powody tego „nieprzystawania”, o którym mówił Benedykt XVI.



Pierwszym powodem może być pewna anomalia, która na przestrzeni wieków występowała rzadko, a na pewno nie w takim stopniu. Ławy tego fundamentu były w przeszłości zawsze w równowadze, czasami chwiejnej, ale jednak. Dziś obserwujemy, jak ława nauki potężnieje, jest rozbudowywana, a ława chrześcijaństwa systematycznie słabnie, co powoduje jej kruszenie i ciągły rozpad. Prowadzi to do zachwiania całej cywilizacji, bo wszyscy zgodzimy się co do kwestii konfliktu między naukowym, a chrześcijańskim poglądem na świat, ten rozdźwięk właśnie jest naszym powodem numer jeden.

Numerem drugim śmiało może być bezradność Kościoła wobec takiego stanu rzeczy. Kompletnie się pogubił, nie wie co robić, a jego reprezentanci często swoimi czynami nie pomagają, chociaż jakby nie patrzeć, są tylko ludźmi, posiadającymi wolną wolę, z której nie zawsze w przyzwoity sposób korzystają. Muszą ewidentnie podjąć jakieś działania, ale nie bardzo wiedzą od czego zacząć. Tu zgadzam się z tezą profesora Wolniewicza, który niemoc podaje za powód abdykacji Ratzingera, był bezradny i skapitulował. Nikt w Kościele nie wie, jak uzgodnić te dwa obrazy świata.

Całe to zamieszanie zaczęło się od naszego rodaka, Mikołaja Kopernika, pięć wieków temu. Pogłębił je niezaprzeczalnie Darwin w wieku XIX, ale wiek XX i XXI nie pozostały próżne i również dołożyły swoje trzy cegiełki, które zupełnie odmieniły nasz sposób postrzegania i rozumienia otoczenia. Pierwsza cegiełka należy do fizyki i chemii, a jest nią dyscyplina zwana mechaniką kwantową, która pozwoliła człowiekowi zajrzeć do wnętrza atomu, zaobserwować prawa w nim obowiązujące, a przekształciło to przecież cały fizyczny pogląd na świat. Drugą cegiełkę dostawiła biologia i chemia, która zajęła się genetyką molekularną. Dzięki niej wniknęliśmy w wielką tajemnicę życia, w związku z tym odkryciem powstały ogromne możliwości, a wielu po dziś dzień twierdzi, że są to szanse już nie na naszą miarę, stworzyliśmy coś, co nas przerosło. Według Stanisława Lema, dzięki tym odkryciom nastąpiła inwazja technologii w ludzkie ciało, przecież dotychczas przeistaczała nasze środowisko, tu nagle rozpoczęła przerabiać nas samych, sposób myślenia i rozumy, które posiadamy, nie są do tego przystosowane. Trzecia i ostatnia cegiełka należy się ewidentnie matematyce i fizyce, przez sprzężenie informatyki z elektroniką, dająca możliwość maszynowej imitacji procesów myślowych. W książce profesora Wolniewicza pt.: „Filozofia i Wartości IV” znaleźć można test na postmodernizm, jako ciekawy przykład tezy, że jeżeli coś nie jest trudne, to nie jest naukowe i odwrotnie. Podaje w nim dwa teksty filozoficzne, jeden napisany przez postmodernistycznego profesora polskiego uniwersytetu, pokroju Baumana, a drugi wyprodukował komputer, za pomocą programu The Postmodernism Generator opartego na Dada Engine, autorstwa naszego rodaka Andrzeja Bułhaka (Andrew Bulhak, tak jest przedstawiany, napisał go podczas pobytu w Australii), z tym że opanowuje on teksty dla maszyny najprostsze, czyli właśnie postmodernistyczne. „Dzieła” na tym poziomie i tej długości człowiek pisze około piętnastu minut, a maszyna produkuje go w ciągu ułamka sekundy. Zadaniem czytelnika jest rozpoznać i dopasować autorów. Polecam.

W następnej części zastanowimy się, jakie były desperackie próby wyjścia z takiego zamętu od strony Kościoła, co proponował Jan Paweł II, jak powinna wyglądać praca myśli filozoficznej w tym kierunku oraz spojrzymy na zagadnienie ponownie od strony nauki i zobaczymy, czy rzeczywiście radzi sobie lepiej od religii, czy może to nasza silna wiara w jej skuteczność buduje taki obraz. Do zobaczenia już niedługo, Drodzy Steemowicze!

Dzięki za poświęcony czas, wpisy pojawiają się regularnie.

Pozdrawiam
@eferto



CHRZEŚCIJAŃSTWO, NAUKA, EUROPA I NASZA PRZYSZŁOŚĆ. Część #2


Wykorzystane grafiki: I, II.


O MNIE: I, II i III część.


Jeżeli Ci się podobało, nie bój się kliknąć FOLLOW, możesz też zostawić KOMENTARZ. Ale jeszcze fajniej jeśli ten post również UPVOTUJESZ i RESTEEMUJESZ dalej!

Sort:  

Super tekst, a ten wykład Wolniewicza o cywilizacji, to oglądałem chyba z pięc razy :)

Świetny tekst podoba mi się i chętnie poczytam więcej.
Osobiście uważam, że religie używają słowa Bóg jako waluty która kupują ludzi, i ich posłuszeństwo.

Może być tak że problem jest nie w religii, ale w ludziach którzy jej nadużywają.

Na Ziemi jesteśmy tylko ludźmi, mamy wolną wolę i możemy decydować, jakie jest nasze postępowanie. Zdarzają się na pewno przypadki wykorzystywania pozycji, ale czy to ma automatycznie zmieniać nasz pogląd na sprawę, mamy się odwrócić albo zacząć postępować podobnie? To, że gdzieś występuje zło, nie może usprawiedliwiać negacji, raczej powinno wywołać naszą reakcję.

problem nigdy nie jest w religii, ale w ludziach, nie zależnie od religii

Blockchain Steema jest w pewnym sensie owocem nauki, a równocześnie połączyła Nas wiara. Ja wierzyłem, że ktoś przeczyta mój artykuł, że w lesie uda mi się złapać zasięg internetu, a mój laptop będzie działał. Ty wierzyłeś, że znajdziesz tu coś interesującego, może czegoś się dowiesz, zaspokoisz swoją ciekawość i Twoje narzędzia również zadziałają.

Zgadzam się konkluzją, ale inaczej bym sformułował ten przykład. W moim rozumieniu religia/moralność/wiara wyznacza cel działania, a nauka dostarcza narzędzi do implementacji tych celów. Steem (i w generalnie blockchain) powstał ponieważ wcześniej zaistniała potrzeba na tego rodzaju medium. A skąd się wzięła ta potrzeba? Potrzeby tego rodzaju biorą się z systemów wartości, a to już domena religii/moralności/wiary, nie nauki.

Więc religia/moralność/wiara nie jest mi potrzebna żeby wierzyć że Steem zadziała. Ona jest mi potrzebna żebym mógł wiedzieć, że Steem jest mi potrzebny. Że jest czymś dobrym i pożądanym, czymś wartym mojej uwagi.

Religia/moralność/wiara jest generatorem systemu wartości, czyli pewnego rodzaju filtrem na rzeczywistość, o którym poprzednio pisaliśmy. Bez tego filtra byłbym całkowicie bezradny w wyborze milionów opcji dla mojego postrzegania i działania.

Bardzo ciekawe sformułowanie, jak najbardziej istnieje tu pełna dowolność, fragment, który przytoczyłeś ma być właśnie takim trochę kluczem, prostym przykładem tej "wiary", czasami nie potrzebnie utożsamianej tylko i wyłącznie z religią. Ja podałem przykład z "niższej półki", takich najprostszych rozmyślań, a Ty ten sam przykład podniosłeś poziom wyżej, opierając się na wyższym celu naszego postępowania, bardzo fajnie to wyszło!

Teraz widzę, że implicite też o to zahaczyłeś pisząc:

Ty wierzyłeś, że znajdziesz tu coś interesującego, może czegoś się dowiesz, zaspokoisz swoją ciekawość i Twoje narzędzia również zadziałają.

Żeby móc dokonać wartościowania ("coś interesującego") potrzebny jest system wartości, ergo religia/moralność/wiara. Mógłbym się interesować liczbą pikseli na ekranie albo dokładnym określeniem koloru sufitu ale w zamian wybrałem przeczytanie twojego tekstu. Więc zadziałał system wartości.

Bardzo podoba mi się koncepcja, w której chrześcijaństwo jest jedną z ław fundamentowych, na których stoi cała cywilizacja zachodu. Można tej religii nie lubić, mieć do niej osobisty wstręt, problem z jej obecnością w codziennym życiu, nie rozumieć, komu jest potrzebna i jaką rolę rozgrywa w życiu człowieka, ale nie można zaprzeczać faktom.

Zgadzam się z tym. Tak jak zawsze wzbudzało moją niechęć posługiwanie się sloganem "wartości chrześcijańskie" przez polityków, to trzeba przyznać, że jest w tym głębsza racja.

To co niewątpliwie wniosło chrześcijaństwo do europejskiej kultury to dwie rzeczy: dążenie do prawdy (notabene fundament nauki) i ochrona jednostki przed przemocą grupy (koncepcja tzw. divine individual).

Odnośnie tego pierwszego (dążenie do prawdy) to nie jest tak, że ludzie nauki sami z siebie to wymyślili. Wręcz odwrotnie - to nauka wyrosła na fundamencie tego chrześcijańskiego postulatu.

Może być tak że chrześcijańskie wartości są dla nas tak głęboko zinternalizowane i oczywiste że ich już nie widzimy - uznajemy je za coś co zawsze było i będzie. A to wcale tak nie jest - one mają swoją genezę w religii.

Ciężko mi tu cokolwiek dodać, zgadzam się z Twoim komentarzem w pełni. Może jedynie należy ponownie podkreślić, że trochę zapomnieliśmy od czego zaczęła się nauka, dlaczego zaczęliśmy poszukiwania i jakie były nasze motywacje.

No właśnie tu jest sedno sprawy: bez religii/moralności nauka zupełnie by nie wiedziała czym się zajmować. Dlaczego nauka woli zajmować się szukaniem wydajnych leków a nie wydajnych trucizn? Z punktu widzenia czystej nauki obie te dziedziny są równie fascynujące.

Nie mogę się nie zgodzić z twoim tekstem. Czekam na drugą część.

Sama religia nie jest w sobie zła. Chociaż sam bym się określił w połowie pomiędzy agnostykiem i ateistą, chrześcijaństwo kompletnie w niczym mi nie przeszkadza. Problem jest z ludźmi. Zawsze określam to tak: są kibice i są kibole, są katolicy i są katole.

Obecny problem polega chyba na tym, że religia nie nadąża za światem. Młodzi odwracają się od niej, a w zasadzie od Kościoła, bo on wciąż żyje w przeszłości. Do tego dorzućmy wszelkie afery pedofilskie, nadmierne bogacenie się i, przede wszystkim, narzucanie swojej opinii w sprawach polityki.

Nie zgodzę się z "narzucaniem". Kościół jak każda instytucja i każdy obywatel ma prawo wypowiadać się w sprawach polityki.

To ciekawe, bo ja również stosuję takie określenia, w sumie można je rozszerzać w nieskończoność. Problem odwracania się jest niestety bardzo złożony, jak sam doskonale o tym wiesz, te przykłady to niewielki wycinek. Ja natomiast zawsze byłem zwolennikiem zapoznania się ze źródłami, szukaniem u podstaw. Na zasadzie: dopóki sam się czegoś nie dowiem, nie mogę być pewien.

Zgodzę się, że dzisiaj jest zgrzyt również na płaszczyźnie polityki, ale nie może to usprawiedliwiać naszej niepamięci, jaki wpływ miał Kościół Katolicki na nasze aktualne przywileje, choćby dziedziczenie majątków. Może dodam o tym akapit do kolejnej części, aczkolwiek zastanowię się, czy nie napisać o tym oddzielnej.

Dzięki i miło mi, że artykuł się spodobał.

Przedstawię ci pewną historię z mojego życia. Gdzieś piętnaście lat temu, religia, szkoła średnia. Ksiądz się pyta Czy Kościół powinien się pchać do polityki?. Wszyscy jednogłośnie (poza jednym ultra-katolem), że oczywiście nie. Ksiądz aż zrobił się czerwony, że nie myślimy i jesteśmy durni. Wiesz, dlaczego? Bo przecież Kościół to wszyscy ludzie wierzący. Jak zatem mają się nie pchać do polityki, skoro to dotyczy każdego z nas?

Wspomnienie to mocno tkwi w mojej głowie, zatem musiało to mieć znaczy wpływ na moje dalsze podejście do życia. Czy to oznacza, że wszyscy wierzący mają mieć takie poglądy polityczne, jak im nakazuje Kościół?


Ah, zapomniałem też wspomnieć wcześniej o jednej rzeczy. Może to wszystko trochę nadinterpretuję, ale ogólnie mam wrażenie, że religia oraz sam Kościół dyskryminuje kobiety. Czy w chrześcijaństwie mężczyźni nie są lepsi?

Czy w chrześcijaństwie mężczyźni nie są lepsi?

Są istotnie różni od kobiet, ale według mojej wiedzy nie ma żadnego zapisu w Biblii który by dokonywał takiego wartościowania. Biblijny początek ludzkości ma wyraźnie dwóch bohaterów: Adama i Ewę.

Każda płeć ma swoją rolę i jest zależna od drugiej. Żeby móc dokonać takiego ogólnego wartościowania trzeba by założyć istnienie jednej wspólnej miary dla różnych cech.

A kobieta może zostać księdzem? Może poprowadzić mszę? Może zostać papieżem?

To jest kwestia tradycji i kultury stworzonej przez ludzi wokół religii a nie samej religii. Tradycja/kultura ma swoje wady i zalety, a jej istotą jest to, że jest zawsze totalitarna - tj. narzuca ograniczenia i dyskryminuje tych, którzy te ograniczenia naruszają.

Natomiast istotą religii jest założenie, że pewna część rzeczywistości jest niepoznawalna i niepoznawalną zawsze zostanie. Gdyby kobieta mogła być księdzem lub papieżem nic by się w tym zakresie nie zmieniło.

Women select men. That makes them nature, because nature is what selects. And you can say "Well it's only symbolic that women are nature", it's like no, it's not just symbolic. The woman is the gatekeeper to reproductive success. And you can't get more like nature than that, in fact it's the very definition of nature.

To spostrzeżenie w wykonaniu Jordana Petersona mi się strasznie podoba, bo ono pokazuje jak ogromną rolę pełnią kobiety - są implementacją natury (która ma moc bo dokonuje selekcji). Podczas gdy mężczyźni są implementacją kultury (która ma moc bo jest totalitarna).

Obie te rzeczy - natura i kultura - są sobie potrzebne, i w zasadzie cała historia ludzkości kręci się wokół tych dwóch pojęć.

Bardzo dobre spostrzeżenie, kiedyś wystarczyło kobieta władcą domu, bo bez niej nie ma sensu, ale świat ruszył do przodu na oślep, a potem traci czas na tłumaczenie oczywistości.

Ja również miałem wszelakie perypetie z przedstawicielami Kościoła, nie twierdzę, że jest krystaliczny, trochę napisałem o tym w części II, w przyszłości będzie więcej. Na pewno pamiętasz Naszą dyskusję pod Twoim artykułem dotyczącym filmu. Tam objąłeś twarde stanowisko i broniłeś go, a w opowiadanej historii występował przecież jakby nie patrzeć lekarz. Nie zraził Cię swoimi wypowiedziami do całej koncepcji medycyny, nie zaburzył poszukiwań i dążenia do prawdy, tego, że jest potrzebna. Odrzuciłeś tylko jego zdanie, uważając za niesłuszne. Byłeś młody i szukałeś autorytetów, to normalne, on zaburzył Ci wpajaną oczywistość, choćby przez rodzinę, dlatego zrozumiała jest Twoja reakcja. To nie znaczy, że masz negować, reaguj :)

Przenosząc to na politykę, ludzie zapomnieli, że istotą Kościoła Katolickiego od zawsze w kwestiach prawno-politycznych był właśnie podział na władzę świecką i władzę duchową, Boską. Dawało to możliwość społeczeństwu wędrowania pomiędzy nimi, tzn. jeżeli Król, rząd (wstawić dowolne) popełniał błędy, skracając "nie radził sobie", istniała możliwość zwrócenia się w kierunku władzy Boskiej, oparcia się o nią. Działało to oczywiście również na odwrót, gdy księża przesadzali, ludzie mieli do wyboru inną władzę. Taka "równowaga". Ponownie skracając, gdyby Kościół Katolicki był równie silny jak kiedyś, nie był skażony modernizmem (celowo moim zdaniem, ale jeszcze to zgłębiam, na pewno z czasem opiszę bo to efekty między innymi II Soboru z części 2) nie byłoby dzisiaj sytuacji, jakie obserwujemy. W czasach Solidarności ludzie mieli do kogo się odwrócić, dzięki temu trzymał się ten ruch, nauki tam było niewiele :P Bez żartów oczywiście, rozbuduję to w kolejnych częściach, już wkrótce pokażę, jaki jest cel podkopywania wiary w ludziach, ogólnie będzie dużo, bo i tak aktualnie pracuję nad tym tematem, dlaczego miałbym nie wrzucać tego przy okazji na Steem.

Hipokryzja kościoła, to powód, dlaczego ludzie odwracają się od religii

Ludzie odwracaja sie od religii rowniez dlatego ze w dzisiejszych czasach czuja sie mniej zastraszeni i maja wiecej na talerzu. Trend jest taki ze czym wieksze osobiste bezpieczenstwo i dostatek, tym mniej wiary w nadprzyrodzone zjawiska.

Rzeczywiście hipokryzja kościoła jest dużym utrudnieniem. Dlatego podziwiam ludzi którzy potrafią doświadczyć mszy świętej mimo że prowadzący ją ksiądz pierdoli głupoty. Ja tego nie potrafię i w ogóle nie chodzę na msze.

Ale można na to spojrzeć w ten sposób: koncepcje religijne są na tyle silne, że nawet nieprzytomny ksiądz nie jest w stanie ich wykoleić.

Ocieram się o to w części II, Kościół otworzył się szeroko na ludzi, musiał dostosować się do poziomu, jak z nauką równającą w dół. Nigdy nie powinien, to moje zdanie, a jako doświadczenie polecam wybrać się na Mszę Św. Trydencką, w tak zwanej nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego. Zobaczysz pewne istotne różnice.