Nie pozostaje mi nic tylko się zgodzić.
Dodatkowo, dane ile testów zostało wykonanych nie są dostępne. Widziałałam taki komentarz dzisiaj (dane dla USA):
Also, a lot of people will never be tested, because they won't show or have minimal symptoms.
Therefor, I think the numbers are increasing due to people who are actually getting more tests.
US totals
Positive: 121,468
Negative: 640,547
Hospitalized : 16,983
Death : 2,045
Total test results
762,015 of which only 15.94% are positive.
źródło
15.95% przebadanych ma virusa. 1.68% z tych pozytywnych to przypadki śmiertelne.
Nie wiem skąd są dane, ale wydaje się to być bardzo prawdopodobne. Ludzie widzą tylko dwie liczby: Liczba zakażonych i zmarłych. I to wszystkich przeraża. Ale nie widzą już, że więkość zarażonych to nie przypadki śmiertelne. Nie wiemy ile ludzi zostało przebadanych z wynikiem negatywnym.
Nawet patrząc na Włochy, które strasznie oberwały, to osoby z potwierdzonym wirusem to 0.16% społeczeństwa. Reszta pewnie przchodzi całość bezobjawowo.
Nie znaczy to że mamy sobie wroga lekceważyc. Spowolnienie procesu i uniknięcie zachorowań pomoże służbie zdrowia nad wszystkim zapanować.
Ale siania paniki nie zrozumiem.
Słuszna uwaga sprawdzę te informacje. Dziękuję to może być kolejny klocek do układanki.
O proszę, są dane :)
To z dzisiaj: "W ciągu doby wykonano ponad 3,8 tys. testów"
źródlo
Co ciekawe w komentarzach widzę, że dla ludzi jedyne co się liczy to to by wykonywać więcej testów, które mało znaczą (prawie nic).
Też zauważyłam. Pewnie, że fajnie by było przebadać wszystkich. Ale jak zobaczyłam, że robi się ich około 4000 dziennie, to chyba nie tak źle. Tym bardziej że 96% wychodzi negatywnie.
Jakoś tak mi lepiej widząc te dane.
Jakby Cię interesowało, tu można poszperać w danych:
https://www.worldometers.info/coronavirus/
https://www.worldometers.info/
https://www.worldlifeexpectancy.com/poland-life-expectancy
Nikt nie umiera na koronkę tylko z koronką. Te testy nic nie znaczą moim zdaniem. Testowanie nie ma sensu z tego względu, że powinno się testować wszystkich od pierwszego pacjenta 0, który to nie wiadomo kiedy był (może to ja, a może to ty lub ktoś inny np listopadzie). Patrzenie na testy nic nie znaczy. Zamiast tego (moim zdaniem) powinniśmy się skupić na tym nie tylko co ten koronawirus nas nauczy ale jaką cenę przyjdzie nam zapłacić za te lekcję (już moim zdaniem mamy neokomunizm także chyba się nam ta panika i to wszystko nie opłaca).
Wg mnie testy jak najbardziej. Bez nich to trzebaby wszystkich skarżących się przyjmować do szpitala i podejmować decyzje na ślepo. Sytuacja byłaby o wiele gorsza.
No chyba, że przyjmujemy sytuację, że nikt o koronie nie wie i jakiekolwiek dolegliwosci leczone są jak grypa, lub powiklania posiadanych już chorób.
Dodatkowo to jest to jednak jakiś punkt odniesienia co do skali.
No fakt leprze nieskuteczne testy niż żadne. Zgodzę się również z Tobą, że można odnieść te dane i poznać pewien wycinek skali koronki ale pełnego obrazu mieć nie będziemy (jak zawsze przy każdej chorobie). Nie mniej jednak ten test moim zdaniem nie jest wyznacznikiem niczego poza tym, że masz bądź nie koronkę co nic nie oznacza. Bardziej obchodzą mnie koszty koronki.