We wtorek, 7 czerwca, stworzyłem formularz zgłoszeniowy na lekcje polsko-ukraińskie i udostępniłem na Facebooku. Dzień później pojawiły się pierwsze zgłoszenia. Wszystkie trzy od Polaków. Chętnych, by uczyć się polskiego nie było. "Trochę dziwne. Trochę bardzo" - pomyślałem sobie. Uznałem, że Facebook nie jest dobrym medium, by dotrzeć do Ukraińców i spróbowałem innej metody: wydrukowałem plakaty z kodem QR i powiesiłem na oknach w KBK. Napisałem też do jednej organizacji ukraińskiej w Krakowie. Odpowiedź nie nadeszła. A była sobota...
W niedzielę (12.06) pojawiło się pierwsze zgłoszenie ukraińskie. W poniedziałek (13.06) kolejne 4. "O coś ruszyło" - pomyślałem. Zrobiłem szablon odpowiedzi, który @anialavender przetłumaczyła mi na ukraiński i rosyjski, połączyłem ludzi w pary i rozesłałem maile. Równocześnie zamknąłem zapisy na wtorek.
We wtorek do południa przyszły kolejne cztery zgłoszenia. Przed wyjściem na zajęcia z Kultury Polskiej XXI wieku odebrałem jeszcze maila:
Szanowni Państwo, czy organizują Państwo kurs języka polskiego/ konwersacje po polsku dla obywatelu Ukrainy?
Odpowiedziałem, że owszem, a dziwne przeczucie podpowiedziało mi, aby zamknąć zapisy na środę (15.06). Tak też zrobiłem. Okazało się to bardzo dobrym ruchem...
Z zajęć wróciłem przed 17.00. Zamiast 13 zgłoszeń w formularzu Google miałem 36. Co więcej: za każdym razem gdy odchodziłem od komputera i wracałem, to chętnych było jeszcze więcej. W ciągu zajęć, w których uczestniczyli @foggymeadow, @wawrzyniec i @edwinedwin, a które trwały od 19.00 do 21.00, liczba urosła do 150.
Dziś odbędą się kolejne kameralne zajęcia (dla 4 Ukraińców). Prawdopodobnie będą to ostatnie w tak małym gronie. Obecnie wszystkich zgłoszeń jest 171, z czego Polacy stanowią niecałe 5%. Oznacza to, że w ciągu tygodnia muszę pozyskać Polaków "do pary", więc łącznie trzeba będzie ogarnąć ponad 300 osób... Powstaje więc pytanie o przestrzeń. W KBK w jednym czasie może odbywać się jakieś 20 konwersacji. Teoretycznie przy ładnej pogodzie można skorzystać z dziedzińca lub Placu Biskupiego. Pogodę jednak trudno przewidzieć, więc jest to raczej rezerwowa opcja. 1,5-2h wydaje się optymalnym czasem na konwersację, więc 3 tury konwersacyjne to max. 20 x 3 = 60. 60 x 5 = 300. A zatem, aby pomieścić tylu chętnych zajęcia musiałby się odbywać od poniedziałku do piątku... Oczywiście zakładając, że wszystkim spasują terminy. Cóż, teraz muszę to dobrze przemyśleć, poszukać Polaków do par, rozesłać maile z informacją o zaistniałej sytuacji i zapewne udoskonalić system rejestracji.
PS. Artykuł ten pisałem nad ranem. Przez kilka godzin zdążył się zdezaktualizować, bo mamy już 195 zgłoszeń. Jest zatem pewne, że nie uda nam się pomieścić wszystkich, zwłaszcza, że zajęcia powinny odbywać się regularnie, a nie raz w miesiącu.
No i bardzo dobrze! Dobrze, żeby Polacy uczyli się języka ukraińskiego.
Jeżeli jest taka sytuacja, że w przeciętnej polskiej szkole publicznej jest nauczany jako język obcy język angielski,do tego jeszcze n.p. język niemiecki albo język francuski, a trudno jest znaleźć w tych szkołach możliwość nauki języka ukraińskiego, czy też białoruskiego jako języków obcych, to może powstać wrażenie, jakbyśmy lekceważyli te narody, których przodkowie współtworzyli przedrozbiorową Rzeczpospolitą. Wiadomo, że w wypadku nauki języków obcych odgrywają rolę także różne praktyczne względy związane n.p. z wyjazdami zarobkowymi. Nie możemy jednak lekceważyć więzów wynikających z przynależności do słowiańskiej rodziny narodów, jak i z przynależności do naszego państwa w granicach przedrozbiorowych. Tutaj także długofalowa polityka zagraniczna odgrywa rolę.
I żeby było jasne: Nie lekceważę, nauki żadnego języka! Nie lekceważę także nauki języka rosyjskiego. Wydaje mi się jednak, że w poprzednich latach widziałem stosunkowo dużo ofert nauki rosyjskiego w porównaniu z językiem ukraińskim. A nauka języka białoruskiego jako języka obcego w Polsce to jeszcze osobne zagadnienie.