Narcos kontra El Chapo

in #polish4 years ago (edited)

Świat przestępczy nigdy specjalnie mnie nie interesował. Nic więc dziwnego, że gdy pierwszy raz usłyszałem o "Narcosie" to zupełnie nie zwróciłem na niego uwagi. Dopiero kolejne z rzędu polecenie znajomego sprawiły, że postanowiłem dać szansę serialowi Netflixa. No wpadłem po uszy. Pierwszy sezon wciągnąłem w dwa dni. Ponad to zacząłem się uczyć hiszpańskiego i myśleć o przemycie czekolady. Nigdy zresztą nie ukrywałem, że ten element mojego autorskiego świata Kartelu Bez Kresu to efekt "Narcosa". A konkretnie pierwszych dwóch sezonów z Pablo Escobarem. Kolejne też są ok, ale trzeci sezon i części meksykańskie są o poziom niżej. Escobar to Escobar. I tyle w temacie.

Gdy więc trafiłem na kolejny serial o baronie narkotykowym "El Chapo", to byłem lekko sceptyczny. Z góry założyłem, że jest wielce prawdopodobne, że to imitacja "Narcosa". Trwała jednak kwarantanna, ja byłem zmęczony po remoncie, obejrzałem więc tę "podróbkę". I okazało się, że "El Chapo" nie jest wcale taki zły. Pierwszy odcinek mnie nie powalił, ale oglądało się przyjemnie. Każdy kolejny jednak wciągał jeszcze bardziej. Sporo w tym zasługi samego Joaquína "El Chapo" Guzmána, którego historia jest równie interesująca co Pablo Escobara. Co prawda mniej fantazyjna, ale równie niejednoznaczna.

Zresztą jest to zupełnie inna historia i zupełnie inny model "rozwoju" organizacji. To opowieść o ambicji, pracy, konsekwencji i cierpliwości (tego ostatniego Escobarowi zdecydowanie brakowało). Jest to też inny czas. "El Chapo" to w zasadzie współczesność. I zdecydowanie nie jest to podróbka "Narcosa". To zupełnie odrębna produkcja, ze swoimi zasadami i sposobem prowadzenia narracji. "El Chapo" w zasadzie nie ma swojego narratora. W "Narcosie" był to agent DEA, który tłumaczył widzowi kto kim jest. Sytuacje często były "ilustrowane" archiwalnymi nagraniami. Zresztą tło historyczne zostało w "Narcosie" zarysowane po mistrzowsku. Był to jeden z mocnych punktów tej produkcji. Twórcy serii bardzo dobrze pokazali cały koloryt ówczesnej Ameryki Łacińskiej z różnymi partyzantkami i organizacjami paramilitarnymi. W "El Chapo" tych szczegółów jest mniej. Sporo jednak jest polityki. El Chapo miał talent do dogadywania się. I w zasadzie jedyna słaba strona tego serialu to rozdmuchany wątek homoseksualny. Dla mnie wstawiony na siłę, ale cóż... Takie czasy. Sam serial natomiast szczerze polecam. Wyprodukowano trzy sezony. Każdy ma trochę inny klimat. Podobnie jak produkcja o Escobarze. I jeśli miałbym jakoś go ocenić to "El Chapo" uplasowałby się gdzieś między 1 i 2 sezonem "Narcosa" a kolejnymi częściami. Pierwszych sezonów nie przebił, dorównuje jednak a nawet przebija kolejne (czyli sezon 3 i Meksyk*). Dla mnie 8/10. Ale chętnie poznam inne opinie.

*1-szy sezon, bo drugiego jeszcze nie widziałem

Sort:  

"El Chapo" nie oglądałem, ale "Narcos" faktycznie bardzo dobry - mówię tu o seriach z Escobarem, bo kontynuacji już nie znam.

Jak podobały Ci się sezony 1 i 2, to kolejne (i El Chapo) też pewno się spodobają. Ja w najbliższych planach mam Meksyk. I w sumie zapomniałem napisać, że El Chapo ma nieco krótsze odcinki. Dla mnie to akurat plus, bo zwykle jeśli coś oglądam to przed snem.

"El Chapo" słabsze i to dużo. Ale i tak da się obejrzeć