P. #2 - Centrum

in #polishlast year (edited)

IMG_20221101_193628.jpg

O trzeciej nad ranem, zmęczony kieliszkami umysł lubi zadawać źle sformułowane pytania.

Dlaczego my się wciąż spotykamy? Siedzi nas tutaj ośmiu. "Starzy. "Dobrzy”. "Znajomi". Możliwe, że nawet sporo nas łączy. Pamiętamy wyblakłe wybryki, bujne czupryny i przekonanie o nieśmiertelności. Bywało podszyte świadomością przemijania, ale cóż to była za świadomość…

Zdjęcie na fejsie. Plaża. Banda facetów między dwadzieścia, a dwadzieścia sześć lat. Każdy napina mięśnie. Drabinka musi być. Podpis - „Nieźle się starzejemy.” Poniżej drugie. Przekrwione oczy. Trzy dni nieustającego maratonu między imprezą i pracą. Hasztag - „#jestemnatozastary”.

Ponad dekadę później wydaje się, że wiemy już coś więcej. O ile w ogóle można wiedzieć więcej. W kwestii tego, co kryję się dalej... przeważa metoda sokratejska. Nieśmiertelność została mimochodem wyparta bólami kręgosłupa. A w konfrontacji z rutyną i tak nie była już pociągająca.
Na pewno lepiej się znamy. Doskonale orientujemy się na kogo możemy liczyć. I co najważniejsze – w jakiej sytuacji. Są takie, w których protokół „licz na siebie” załączy się automatycznie. Kwestia doświadczenia.

Miałeś być świadkiem na moim ślubie! Dwójkę dzieci mam, człowieku! Trzy lata bez kontaktu! Znaleźć cię nie szło... Numer nie istnieje. Pan G nie pracuje - tutaj - od roku. Ja wiem, ja też kiedyś musiałem, ale żeś sobie czas wybrał. Stary jak ja za Tobą tęskniłem!

Bywa, że łączy nas więcej. Niektórzy, jako punkty styczne, muszą wskazać te same, dawno niewidziane, kobiety. Coś, co kiedyś wydawało się niewybaczalnym ciosem w plecy. Dziś jest najwyżej rzewnym tematem wspomnień. A i to rzadko.
Zwyczajowo zbywamy tamte historie wzruszeniem ramion.

Pozornie osiem to spora liczba. Zawsze pozwalała czuć drzemiącą za plecami siłę. Pozostaje jednak kwestia blizn na plecach. Sumując wszystko - uzbiera się niemała ich ilość. Wypuszczone poza anegdotę, mogłyby zmienić się w smutne świadectwo. Dla nas i dla owych uleciałych muz. Było. Przebrzmiało. A niech nie lubią nas ich mężowie! Wzruszamy ramionami.

A czemu wy mi przeszkadzacie? Ja czasem muszę milczeć. Co robię w P.? Mizernieję. Szarpię się. Zmieniam w podróbki Świetlickiego - ‘mam mówić o P.? No więc ja to wszystko p...’ - Może być? A daj mi spokój, sam zamulasz! Myślę. Jak zapraszałem was do Ż., to za Chiny Ludowe jednego terminu nie szło ustalić. A tutaj to żadna rozmowa. Siedzielibyśmy pod altaną. Nalewkę rozlali. Cały świat nasz. To się po nocach wydzieramy przez tłum i muzykę. I pytasz czego mi się gadać nie chce?

Tylko dlaczego my tu wciąż siedzimy? Być może dlatego, że - z perspektywy blisko dwóch dekad - większość emocji okazała się nieważna. Przeciętny poziom podłości pozostałych – akceptowalny.
Nasze standardy uległy dewaluacji podobnej do losów egzaminu dojrzałości. Wymagania obniżaliśmy, średnio, co cztery lata – liceum, studia, trzydzieste urodziny, poważna praca. Pierwszy kredyt. Ktoś musi podżyrować. Oczywiście było i kilku takich, którzy oblali nawet ten - uproszczony - sprawdzian. Wzruszenie ramion.

Gdzieś, w końcu, trzeba było się zatrzymać. Powiedzieć sobie wyraźnie, że wraz z kolejnym krokiem, życie z samym sobą może stać się nie do zniesienia. A potem na chwilę się wyłączyć.
Znaleźć prawdziwą żonę. Stabilną pracę. Przekonujące powody by o to dbać. Dopiero wtedy - z silnie nakreślonymi liniami nie do przekroczenia - opłacało się wrócić... Usiąść ponownie przy stoliku. Czasem nawet rzucić swawolnym błyskiem w oku, gdy przy ostatnim kieliszku coś tam nam się jeszcze przypomni.

Błysk taki trochę lekceważący, trochę zawadiacki – bo „gdzieś nad ranem”, to czas, gdy wraca nieśmiertelność. Przez krótką chwilę każdy głęboko wierzy, że mógłby drugiemu, trzeciemu i piątemu „bez trudu jeszcze w mordę dać”.
I tak do siebie błyskamy. Błyskamy poza stolik. Z półuśmiechem na gębach. Nic za tym więcej nie idzie. Nauczyliśmy się po drodze rozróżniać, kiedy warto zaciskać pięści.

Przystanek na Alejach. Rozbity zegarek, zgubione okulary. Jedna komórka też gdzieś się zapodziała. Zdecydowana nadreprezentacja rozbitych warg i otarć. Podbite oko, drugie.
K. twierdzi, że rusza mu się ząb. Pewnie wcale nie. Kiedyś dostał numer od pielęgniarki na ostrym dyżurze. Każdy pretekst dobry, że coś jeszcze dzisiaj ugrać.
Słabo... P musiał akurat rzucać palenie. I oczywiście musiało go roznosić. Musiał zaczepić typa. Musiał mu wyjąć fajka z gęby. Musiał się zaciągnąć… i musiał dmuchnąć ziomkowi w twarz. Urządził nam sobotę...

No więc po jaką cholerę ciągle zbieramy się do kupy? Rozłazimy. Zmieniamy miasta, znajomych. Niektórzy nawet rodziny. A potem jednego wieczoru, okazuje się, że znów siedzimy wszyscy przy tym samym stole. I oczy nam lśnią w wolno pustoszejącej knajpie.

Było, nie wróci. Gorzej. Okazało się, że niektóre grzechy młodości i bez przypomnienia potrafią boleśnie skrobać po sumieniu. Dzień po dniu. Gdy tylko chce się złożyć głowę do poduszki. Po co rozbudzać ich więcej?

Trzydzieści pięć kilometrów wiosłowania ekstra bo Tobie pomyliła się mapa? I żeby to był pierwszy raz. Ale nie! Koleś, ty ,w zeszłym roku, pomyliłeś Złote Piaski ze Słonecznym Brzegiem! Przedzieraliśmy się przez jakieś chaszcze z tonowymi torbami. Spaliśmy na plaży. Zbierałem za friko arbuzy dla jakiegoś cygana, żeby nas podrzucił te 50km! A na koniec trafiliśmy do imprezowni ze średnią wieku 70. Czy Ty naprawdę mógłbyś zacząć zwracać uwagę na szczegóły?!?!

Dysonans przed zaśnięciem. Uwieranie, które ma swój zauważalny neoficki aspekt - uczucie przemijania. Przyjmuje coraz wyrazistszy kształt. Kształ oksymoronu – pokusa nawrócenia. W naszej piramidzie potrzeb pojawiło się nowe pojęcie. Rozpycha się i radykalizuje. Żąda statusu równego co najmniej potrzebie bezpieczeństwa. Radykalne odpuszczenie i wybaczenie win.
Czasem udaje się zbyć tę nachalność szczerym i prostym – „Tak byłem głupi. I gdzieś tam kogoś się skrzywdziło. Teraz bym tak nie zrobił.”. Czasem się nie udaje.
Święci nie byliśmy. Raczej umiarkowanie nieprzyzwoici. Z szerokim zakresem szarości. Dziś chcemy - wszyscy jednakowo - być zbawieni. Albo przynajmniej dostać zapewnienie, że obraz po prostu zgaśnie.

I to wszystko? Pijackie rozważania i wspólne „Rozumiem Cię. Mam tak samo”. To niemożliwe, żebyśmy zbierali się tu tylko po to. Przecież ten stan pseudowzniosłych dywagacji, niecenzuralnych wspomnień – to wszystko wyparuje przed piętnastą! Ibuprom, szklanka wody. Kac i obowiązki.

Post-sowiecki biurowiec. Pusta konstrukcja z płyty. Zero okien. Zero drzwi. Pozrywana klatka schodowa. Betonowe stopnie przeplatana drewnianymi kładkami. Między trzecim a czwartym piętrem zbita z odpadów drabina. Na piątym jedyne mieszkanie w całym budynku. Wstawili okna, drzwi. Jakieś meble. Na elewacji wypisali cyrylicą „Hotel”. Ogrzewania brak. Wody brak. Minus pięć na dworze. W środku nie lepiej – chociaż, przynajmniej śniegu nie ma. Łożek też brakuje. Tak ze trzech. Jest jedno. W najlepszym wypadku dwuosobowe.
Śpimy przytuleni do siebie tak szczelnie, że głupio mówić. Gdy tylko ktoś wykona ruch, wzbiera się fala przekleństw zgrana rozchodzącym się po kolejnych ciałach uderzeniem zimna.
Przedwczoraj zapłaciliśmy mniej za, naprawdę niesamowity, apartement w stolicy...

Pauzuję kolejkę. Wychodzę z M na papierosa.

Nie zdążyłem jeszcze dobrze się zaciągnąć. Obok nas pojawia się dwóch łebków. Dwadzieścia, dwadzieścia kilka lat.
Żaden tam nie jest specjalnie przypakowany. Ułomki też nie. Tylko ten wzrost. Jak byłem w ich wieku to metr osiedziesiąt i trochę mieścił się raczej w górnych rejestrach. M jest wyższy ode mnie o dobre 5 cm. Trochę zaczął się już garbić, ale wciąż do małych nie należy. Oni obaj są od niego więksi.

-- Pchają sterydy do kurczaków. My przynajmniej mieliśmy dobre żarcie. - mruczę pod nosem, a nowi przestają się nam przyglądać. Podchodzą blisko. Bliżej niż jest to przyjęte na poziomie naszej nie-znajomości.

-- Jak myślicie… - zaczyna ten stojący koło M - … wpierdolilibyśmy wam?

Facet przebiera przy tym nogami jakby czerwone światło przerwało mu poranny trening. Musi dreptać w miejscu by nie zastygnąć.

Gromka salwa śmiechu. M krztusi się własnym chichotem i wypuszcza z płuc dym, odpowiadając równocześnie:

-- No, kurwa, stary! Bez dwóch zdań. Chłopie, ty byś nawet sam jeden wystarczył. Co ja mówię… osiemdziesięcioletni, emerytowany dozorca z mojego bloku. Ziomek też dałby radę.” - chłopaki chyba nie spodziewali się takiego obrotu sprawy. Wymieniają zaskoczone spojrzenia. – Bracie. My od prawie dwudziestu lat żywcem się muni…. mumiku... Kurwa!… Zmieniamy w mumie. O! Siedzimy za biurkami i zasychamy. Tu się nie ma co zastanawiać. To jest o-czy-wis-te!

M kręci głową. Nie możesz przestać się podśmiechiwać. Jak po dobrym żarcie.

Znów zerkają na siebie. Odchodzą. Bez słowa. Spodziewałem się czegoś więcej. „No to dajcie po papierosie” albo „Bawi cię to?”, ale nie. Po prostu sobie poszli.

Staromiejskie uliczki są krótkie. Nie mija naście sekund, gdy znikają za rogiem. Jak na komendę wyciągamy lewe ręce z kieszeni. Spocone, zdrętwiałe od zaciskania na pojemnikach z gazem. Pewnie nie zdążylibyśmy ich użyć.

Dowcip polega na tym, że obaj mamy przekonanie - zza szyby śledzą nas oczy pozostałej szóstki. Nie musimy się obracać. Nie ma czego sprawdzać. My to wiemy.

Potwierdzenie w postaci R wynurza się z wnętrza nim ponownie podniosę do ust papierosa.

-- A wiecie obaj, że to co M powiedziałeś… no to była... prawda?
-- No i ...wuj - kwituje M.

(Z zasady nie klnie, ale zasady nie są dla obcych. Dopiero wraca do porządku.)

-- A ty? Czegoś tak zastygł? - R patrzy teraz na mnie.
-- A zastanawiałem się…
-- Nie ma nad czym. Tobie też by wpierdolili! - przerywa mi z pijackim rechotem.
-- Nie, nie. Nie o tym. Zastanawiałem się nad tym, ...że Was lubię.
-- No chyba tej!

Wchodzą obaj do środka. Patrzę za nimi. Trochę swoi, trochę obcy. To przecież ten właśnie R zabrał moją (w sumie wtedy pewnie już od gdzieś dwóch miesięcy nie moją) A w góry. To ten sam M, który… nieważne. Widzę ich plecy, wiem gdzie mają blizny. Sam wbijałem noże.

A pamiętasz S? Jasne, że pamiętasz! Na moim kawalerskim tak ją z J wspominaliście, że ludzie z drugiej loży przychodzili pytać kto to jest i gdzie ona mieszka? No to muszę Ci...

Wzruszam ramionami.

Sort:  

Congratulations @staryeudoksji! You have completed the following achievement on the Hive blockchain and have been rewarded with new badge(s):

You distributed more than 500 upvotes.
Your next target is to reach 600 upvotes.

You can view your badges on your board and compare yourself to others in the Ranking
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word STOP

Check out the last post from @hivebuzz:

Feedback from the November 1st Hive Power Up Day - New Turnout Record
Take the Keychain Survey and get your Future Shaper badge
Hive Power Up Month Challenge 2022-10 - Winners List
Support the HiveBuzz project. Vote for our proposal!