Serial „Rząd” (Netflix) zadebiutował kilka tygodni temu na sieci i jest o nim bardzo cicho. A szkoda. Bo jak mało który pokazuje polityczne intrygi, knucia, sprzedawczość, szantaż. Jest tego autentycznie dość sporo, a sama fabuła jest zdrowo wyważona przez co nie mamy uczucia, że „jakoś nas tu oszukują” (jak na przydkład w późniejszych sezonach House of Cards). Jest to dobre, wciągające widowisko, które potrafi zaskoczyć i pokazać uroczy stan brudu politycznego. Ale dlaczego go obejrzałem (1 sezon)? Otóż wciągało mnie co innego…
W tym serialu, pełnym intryg i podejrzanych biznesów przede wszystkim zaznaczono wyraźny rozdział między polityką (zawodem) i domem. Ale nie to jest najważniejsze. Zaznaczono jak ważne są w tych intrygach instytucje państwowe. I jak umowa społeczna, która nakazuje przestrzegać ich działania buduje lepszy świat.
Politycy skaczą sobie do gardeł, ale wiedzą, że ważne są wolne media, wymiar sprawiedliwości i konieczność zrównoważonego rozwoju państwa. Po prostu tak jak powinno działać państwo. Nie ma tutaj z tym nikt problemów. Gdy pojawia się wątek więzień CIA – jest duża sprawa. Gdy pojawiają się więźniowie polityczni, którym grozi ekstradycja do republik bananowych rodzi się pytanie – kto ma mu pomóc. I jak na tym ma skorzystać państwo.
Jak ktoś zapomniał czym jest zdrowy spór w państwie demokratycznym – gorąco polecam