Pan Maruda, czyli dziwienie się jako immanentna cecha ludzi

in #engravelast year (edited)

Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami...
W styczniu 2022 roku pomarudziłam sobie o tym, że serwisy czytelnicze (i filmowe też) zostały zalane marketingowym bełkotem i równie marketingowymi a zupełnie bezzasadnymi maksymalnymi ocenami (Pan Maruda, czyli jak przestałam odwiedzać serwisy czytelnicze i pokochałam chaos). Podobnie jak papier, cyberprzestrzeń zniesie wszystko, ergo przydatność tych serwisów w doborze lektur czy filmów do obejrzenia dla mnie jest już od dawna żadna.

Cóż zatem zdziwiło mnie późną wiosną 2023? Krótko mówiąc był to moment rekcji internetów, który myślę, że możemy na potrzeby tego wpisu nazwać momentem oburzenia Kalego.

YouTube podpowiedział mi pewien filmik, w tytule którego pojawiały się dwa intrygujące słowa: lubimyczytać i trolling. Filmik został opublikowany na pewnym kanale książkowym. Kanału nie śledzę, bo zajmuje się książkami spoza mojego kręgu zainteresowań, ale ponieważ warto czasem wyjść poza swoją bańkę, a tytuł był intrygujący, kliknęłam. Okazało się, że imba trwa już w najlepsze, a autorki kanału relacjonują co kto napisał na temat plus dokładają swoje przemyślenia i ewentualne rozwiązania "problemu".

Dyskusja o trolażu. "Problem" ocen nieuczciwych, nieobiektywnych, wystawianych zarówno przez osoby całkowicie niezwiązane z wydawcą i autorem jak i osoby mocno związane został dostrzeżony w momencie, gdy "walenie dziesiątkami" to za mało. Prowadzące kanał oraz niszowi pisarze poruszeni jedynkami. Dlaczego nazwałam to momentem oburzenia Kalego? A dlatego, że całe towarzystwo było zadowolone tak długo, jak długo zabiegi marketingowe, opinie i oceny przedpremierowe czy nawet bziki na punkcie autorów lub gatunki obejmowały sztuczne zawyżanie ocen. Nagle okazało się, że nawet przedpremierowo mogą polecieć jedynki. Skąd zaskoczenie? Czyżby zakładano, że każdy egzemplarz rozesłany przed premierą celem uzyskania recenzji zawsze musi być oceniony znacznie powyżej średniej? Okazało się również, że ktoś może być tak zagorzałym antyfanem pisarza (lub psychofanem pisarza-konkurenta w danej niszy gatunkowej), iż skłonny jest założyć kilka kont, aby "jedynkować" tytuły. Skoro wiemy, że wydawnictwa vanity gwarantują swoim płacącym za wydanie autorom pozytywne opinie i wysokopunktowe oceny jako wsparcie w promowaniu tytułu, że ich pracownicy mają założone w tym celu konta, to chyba nawet naturalniej będzie wyglądało, gdy takie konto będzie wystawiało też niższe oceny? A komu? No cóż - is fecit, cui prodest. Skoro ktoś był skłonny działać nieuczciwie, aby nakłonić potencjalnego czytelnika do zakupu danej książki, to co miałoby go powstrzymać przed równie nieuczciwym powstrzymaniem go przed zakupem książki od konkurencji?

Propozycje ukrywania ocen negatywnych, jedna ocena z jednego adresu IP, weryfikacja konta numerem telefonu. Cuda na kiju. Brakowało tylko propozycji KYC z podaniem PESELu i biometrią twarzy. Bo łojojoj, ktoś nie kupi książki przez te niskie oceny. Przez siedem jedynek wystawionych z podejrzanych kont. A gdy ktoś kupił książkę przez fałszywie wysokie oceny, to wszyscy (poza nabywcą) byli spokojni i zadowoleni.
Niech oni się upewnią, że nie można tworzyć wielu kont!". Niech ten okropny portal coś zrobi, wprowadzi jakieś zmiany! Teraz - bo jedynki.
Oczywiście gadanie o hejcie i hejterach.

Skoro kilkunastolatek wystawiający jedynkę dla Jądra ciemności, bo lektura ta była dla niego męcząca i nic nie zrozumiał jest "dobrym" i wiarygodnym użytkownikiem serwisu, to skąd przeświadczenie, że aby wystawić jedynkę dla jakiegoś horroru, trzeba być pełnokrwistym trollem lub hejterem? A może taki użytkownik też przyczytał książkę - była dla niego męcząca i nic nie zrozumiał.

Zagraniczny serwis książkowy "lempszy". No cóż, efekt skali. Z milionów ocen wychodzi sensowniejsza średnia niż na małym polskim podwórku, na którym czasem średnią ocenę uzyskuje się z naprawdę niewielu głosów. Wielkość próby a istotność wnioskowania statystycznego się kłania.

Pan Maruda spodziewał się tego, że marketing w serwisach pozwalających oceniać książki i filmy pokaże swoją drugą twarz. Skoro sobie daliśmy już wszystkie możliwe dziesiątki, to czas nakłaść jedynek konkurencji. Każdy kij ma dwa końce. Zupełnie naturalnym jest dla mnie również to, że pojawiają się użytkownicy, którzy niejako w kontrze do hurraoptymistycznych recenzji i ocen rzucają jedynki. W tego typu serwisach rzeczy naprawdę bardzo niskiej jakości potrafią mieć skandalicznie zawyżone oceny. Moim zdaniem jest to swoista samoregulacja ekosystemu i tyle.


Pierwotnie opublikowano na Lectorium. Blog na Hive napędzany przez dBlog.

Sort:  

Już kiedyś zaciekawiłaś mnie @bowess tym tematem i też zaczęłam bardziej się temu przyglądać i nie sugerować tymi wskaźnikami przy doborze książki.
Jak coś jest dobre to nie potrzebuje ustawki, pochlebnych komentarzy i najwyższych ocen bo i tak się sprzeda. A jeśli potrzebuje sztucznego szoł to znaczy że nie do końca ten produkt jest najlepszy.
Czasami ta jedynkowa książka okazuje się być lepszą pozycją od tej wysoko ocenianej. I tu przypomniała mi się książka - Antykruchość.
W jednym z rozdziałów autor w ciekawy sposób omawia ten temat i przedstawia inne spojrzenie na kruchość. To znaczy coś co z pozoru miało nam zaszkodzić jak zła ocena czy zły komentarz w rezultacie okazuje się że odnosi odwrotny skutek przez co staje się antykruche, gdyż wychodzi z tego coś dobrego.
Paradoks polega na tym że autorzy czy aktorzy sami czasami wystawiają sobie negatywne opinie, aby o nich mówiono i tym robią wokół siebie szum medialny i zainteresowanie.
Jeśli ktoś lubi czytać książki i sięga po tego autora i wie że jest on dobry. To z ciekawości kupi tą książkę żeby samemu przekonać się jaka ona jest, by móc wyrobić sobie o niej własne zdanie.

Być może idąc za tą myślą nagła zmiana trendu z wysokich ocen na niskie z dobrych komentarzy na niezbyt dobre są pewną formą reklamy i promocji :)

Rynek księgarski jest fascynujący. Książek można "skonsumować" dużo, więc literatura jest jedną z form sztuki/rzemiosła/partaniny, która najbardziej podlega wszelkim mechanizmom marketingu. Występuje tu jednocześnie swoista wielowątkowość rynku. Mamy to co tu i teraz - wydawców i pisarzy walczących (jak widać wszelkimi metodami i środkami) o sprzedaż książek prosto spod pióra. A co będzie dalej, tego nie wie nikt, a przecież poza tym tu i teraz jest jeszcze cały świat i kolejne lata, dekady, wieki. Większość wydanych dziś książek nigdy nie doczeka się wznowienia ani przekładu na jakikolwiek język obcy. Zważywszy na niską jakość papieru i równie niskie nakłady większość nie przetrwa również w jakiejkolwiek fizycznej formie (a i z cyfrową może być kiepsko). Ale jakieś przecież zostaną w kanonie - jako symbol epoki, głos pokolenia. Jestem ciekawa, jakie to będą książki, którzy autorzy. Pomyślałam o czterech twórcach, którzy są mniej więcej moimi rówieśnikami, a których proza jest w moim odczuciu poruszająca i prawdziwa - opisują współczesny świat tak, jak i ja odbieram go wszystkimi zmysłami, a przy tym opowiadają historie warte zapamiętania i mają swój oryginalny styl. Na LubimyCzytać wszyscy poniżej siódemki - 6,2, 6,4, i dwa razy 6,8.

A panowie pisarze, którzy zostali dotknięci niesprawiedliwymi jedynkami - 6,9, 8,3 i 7,2. :) Chyba tak jest - nieważne co mówią, ważne żeby nie przekręcali nazwiska.

Ja tam już nie bardzo wierzę, w to co widzę w mainstreamowym Internecie. Nie zmienia to faktu, że szukając informacji o czymkolwiek i tak właściwie pierwsze co robię, to szukanie opinii tamże. Jedyne co wyciągam z tej czynności to upewnienie się w fakcie, że na wszystko można spojrzeć z różnych perspektyw.
Koniec końców kupuję tam gdzie ten sam produkt jest najtaniej.
Pewnie nie pomogłem.
To była średniokiepska paralela.

Czasem wręcz trudno nie spojrzeć na oceny czy gwiazdki. Z racji młodego wieku samochodu, miałam spokój z przeglądami technicznymi. No ale latka lecą, trzeba było w końcu pojechać. Sprawdzałam godziny ich pracy i okazało się, że stacja kontroli, w której bywał wcześniej mój mąż i do której mogę pojechać przed pracą ma jakieś świeże jedynki. W tym takie w stylu "pan jest nie miły". Tak merytoryczne opinie mnie nie zniechęciły, ale mąż powiedział, że pojedzie ze mną, bo chyba chciał zobaczyć jak wygląda ktoś "nie miły". I dobrze, że pojechał, bo stacja dostała dla równowagi dwie piątki - ode mnie i od niego. :)

W Google często jest tak, że najbardziej zmotywowani do wystawienia oceny są użytkownicy niezadowoleni z usług. Wyjątkowo niskie oceny mają na przykład szkoły czy publiczne przychodnie. :D

Nigdy nie sugeruję się średnią oceną w tym serwisie. Zwykle zwracam uwagę na recenzje, podświadomie jak w skokach narciarskich z automatu odrzucam skrajne oceny :) i skupiam się na tych bardziej realnych.
Co do recenzji przedpremierowych, to miałem dwie lub trzy propozycje, ale tylko w jednym przypadku taką poczyniłem. W innych przypadkach nie byłem w stanie przebrnąć przez kilka pierwszych rozdziałów. Wolałem darować sobie czytanie i recenzowanie, bo przecież nie przeczytałem całej książki.

Im mniejsza próba, tym mniej sensowne jest wyliczanie średniej. Jeżeli mamy geniusza i debila, to średnio wyjdzie nam półgłówek. :)

Czasem już styl i język recenzji może wskazać, że autor jest nam bliski, zatem zrecenzowana przez niego książka może być dla nas podobnie atrakcyjna/nieatrakcyjna. I nie wiem, czy obniżenie średniej przez te demonizowane w filmie trollerskie jedynki może wpłynąć na decyzję o nieczytaniu jakiejś książki. Nie znam osoby, która zwracałaby na to uwagę (co nie znaczy, że takich osób nie ma, ale podejrzewam, że nie jest to szczególnie liczna grupa) - rozmawiam o tym z uczniami, zwłaszcza gdy tak jak obecnie mamy fundusze na zakup nowości, a ponieważ nie możemy kupić "wszystkiego", to trzeba wybierać "lepsze" książki. Młodzież też sprawdza recenzje i doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że średnia nie jest dobrą miarą "czytliwości".

Również nie wystawiałam ocen negatywnych książkom, które nie były dla mnie interesujące, które uznałam za trywialne, grafomańskie czy jałowe po przeczytaniu fragmentu tekstu. Jednak aby te legendarne średnie były jakkolwiek miarodajne, tak naprawdę należałoby to robić i zapewne są osoby, które tak czynią.

Kolejne symptomy kończenia się modelu Web 2.0

Jak recenzja jest dobrze i ciekawie napisana to jakoś tak bardziej jej ufałem, przynajmniej do niedawna. Mam natomiast ten przywilej, że mam potężne zaległości w klasyce, więc jak już wybieram coś do czytania (czy w moim przypadku częściej słuchania) to częściej niż rzadziej jest fajnie.

Bywa i tak, że recenzja jest napisana znacznie lepiej niż recenzowana książka. :)

Przy obecnym tempie "produkowania" nowości wydawniczych nawet nie próbuję nadążyć. Ostatnio postanowiłam nadrobić twóczość noblistów, bo również mam tu spore czytelnicze dziury. "Sto lat samotności" już czeka aż dokończę "Ziemię obiecaną". Lubię też powroty, więc książek raczej mi nie zabraknie.
Jednak zarówno w poprzedniej pracy w bibliotece publicznej jak i w szkolnej obserwuję, że to właśnie nowości najsilniej przyciągają czytelników. Weźmy na przykład kryminał. Jednostki sięgają po rewelacyjne książki Agathy Christie, Arthura Conan Doyle'a czy Joanny Chmielewskiej, tłumy czekają na najnowsze produkty od Bondy czy Mroza.

Ciekawsze od opinii jest poznawanie ocen od osób, które się zna lub ceni. Odpada wtedy cały ten efekt masy.

Pamiętam jak przyjemnie (w czasach słuchania MP3) dział kiedyś serwis last.fm pokazujący czego słuchali ostatnio nasi znajomi. Przyjemnie i szybko można było otwierać się na nowe światy muzyczne - światy naszych znajomych. Choć w sumie tak samo teraz działa Filmweb. Wychodzi mi więc, że za dużo się nie zmieniło

Oczywiście! To zdecydowanie bardziej miarodajne niż opinia lub ocena losowej osoby. :)

Nigdy nie szukam i nie czytam recenzji ale też sama ich nie piszę.
Wybieram według tytułu, autora, okładki, spisu treści i ewentualnej ekranizacji.
Jeśli nie trafię, to trudno, ale w sumie nie trzymam się sztywno jakiejś tematyki więc z reguły jest ok.
Po co szukać recenzji skoro można już zacząć czytać? Przecież każdy ma inny gust i odmiennie odbiera treść. Jednak czasami korzystam z polecajek znajomych.

Dlatego uważam, że darcie szat nad jedynkami w serwisie za przesadne. Naprawdę mało kto sugeruje się średnią ocen. Chodzi o czytelników, którzy jednak potrafią i lubią czytać, więc przeczytanie kilku recenzji a jeszcze lepiej fragmentu książki raczej nie jest dla nich czymś uciążliwym. :)