Śpieszmy się kochać śnieg

in #polish3 years ago

IMG_20210117_152635.jpg

Czy jest coś piękniejszego w życiu niż obserwowanie nowych doświadczeń naszych dzieci? Hmm, no może pozwolenie sobie samemu na to by obudzić w sobie dziecko i poznać na nowo to co już dawno mamy za sobą.

Gdzieś tam głęboko marzyłam o tym, by zapisać gdzieś w pamięci telefonu czy laptopa przepiękne widoki białych asfaltów, bezlistnych drzew obficie oprószonych anielskim puchem, ciepłych świateł latarni wśród przestrzeni tak przepełnionej przez śnieg, że poza światłem ciężko dostrzec tam cokolwiek innego.
Dla mnie śnieg, to nie byle co. Upiększa on świat (utrudnia nieco życie), a fakt, że u nas utrzymuje się tak krótko sprawia, że nie chce marnować chwili i wszystko inne może poczekać, chce go troszkę doświadczyć.

Zdaje się, że widoki te zapiszę tylko w mojej głowie, bo moje wewnętrzne dziecko w ostatnim czasie nie pozwoliło mi marnować czasu na upamiętnianie tych tak niespotykanych w mojej okolicy zjawisk.
Nieznośne, małe, hałaśliwe i tupiące nóżkami dziecko, które krzyczy: SANKI! BAŁWAN! IGLOO!
A ta dorosła część mnie, pozwoliła temu dziecku wejść sobie na głowę. Całkowicie się poddałam. Nadal myślę jednak, że była to dobra decyzja, bo kto wie kiedy jeszcze będę miała okazję pozjeżdżać na sankach, spróbować ulepić igloo, zmajstrować kilka bałwanów?

No dobra, ja to ja, ale moje dzieci? Co prawda od kiedy się urodziły to co roku udawało nam się wyrwać na dwór i zrobić bałwana (prócz ich pierwszej zimy, bo wtedy były niemowlętami)... Na sankach w swoim pięcioletnim życiu były one jednak tylko jeden jedyny raz. Dwa lata temu.
Nie dlatego, że leniuchujemy, nie dlatego, że chorujemy. U nas po prostu nie utrzymuje się śnieg. Leci z nieba i szybko topi się przy gruncie. Przy odrobinie szczęścia masz szanse ulepić bałwana z tych ochłapów, nawet na dupolocie da się zjechać jak się bardzo pośpieszysz i bardzo postarasz, ale zjazd na sankach jest niemożliwy...

Życie jest jednak zaskakujące i przewrotne i tak oto pragnę pochwalić Wam się, że rok 2021 pozwolił mi przypomnieć sobie co to znaczy zima, a moim dzieciom pozwolił pierwszy raz w życiu tę prawdziwą zimę doświadczyć.

IMG_20201203_174237_1.jpg

Pierwszy raz śnieg uraczył nas w okolicach Barbórki. Mimo pamięci złotej rybki pamiętam to, choć było to w zeszłym roku. Jestem pewna, bo Barbórka to święto moich obu babć jak i imieniny narzeczonego.
Śnieg spadł późnym popołudniem. Spadł i nie topniał więc jeszcze tego samego wieczora pobiegałam z dziewczynami po podwórku, ciągnąc je za sobą na dupolotach.
Gdy małe ogrzewały się w domu, ja zabrałam się za budowanie igloo.
Jak widać powyżej budowli nie dokończyłam mimo, że ukradłam cały śnieg z podwórka wuja...
Miałam potem takie wyrzuty, że zamiast marnować śnieg na coś, co nie ma prawa się udać mogłam po prostu wraz z córkami zrobić bałwana, bo to nasza tradycja. I nawet jak w przyszłym roku śnieg nie spadnie wcale, to wymyślę coś by zimą go postawić. To dla mnie symboliczne.
Następnego dnia nie było już śniegu. Stały fundamenty igloo i stopniowo zmniejszały się dzień po dniu.

Święta również były bez śniegu. A gdzieś w tyle mojej głowy wciąż siedział ten bałwan, którego nie ulepiłam. Ten śnieg, który zmarnowałam...

IMG_20201203_174549.jpg

Pocieszała mnie jedynie myśl, że udało nam się tego jednego wieczoru wyrwać i wyszaleć. Przecież jeżeli tego popołudnia zrobiłybyśmy sobie kino, albo dzień planszówek czy układania puzzli to nie miały byśmy zielonego pojęcia o tym, że w tym roku spadł u nas śnieg. Na szczęście zauważyłyśmy i znowu udało nam się go zaliczyć.

Sytuacja z możliwością przegapienia śniegu miała z resztą miejsce później. Nie wiem jaki to był dzień, nie było to żadne święto nikogo z moich bliskich więc za diabły sobie nie przypomnę.
W każdym razie pakując rzeczy w starym domu, będąc w trakcie przeprowadzki dostrzegłam niepokojącą rzecz.
W puzzlach z postaciami Myszki Miki był Kaczor Donald, w Śwince Peppie - Pidżamersi itd, żadne puzzle nie były w swoich kartonikach... Łucja szybko przyznała się, że był to jej pomysł i uważała, że to zabawne. Ja bardzo nie lubię takich głupich zabaw. Staram się by książki, planszówki i puzzle zawsze były uporządkowane.
Żeby się nie wściekać postanowiłam, że zrobimy sobie właśnie taki dzień układania puzzli. Po pierwsze by je odpowiednio pochować, po drugie dlatego by sprawdzić czy wszystkie są kompletne.
No i właśnie tego dnia spadł śnieg. I gdyby nie to, że mieszkałam wtedy z moją mamą to mogła bym go przegapić, bo było przed nami naprawdę sporo wciągającej roboty. Z resztą gdy mama zorientowała się, że pada śnieg to już całkiem spora warstwa leżała na ziemi, na szczęście w porę zauważyła i poinformowała nas o tym.
Puzzle musiały poczekać, ruszyłam w poszukiwania pochowanych już zimowych ubrań dziewczyn by zdążyć je wyszykować jeszcze przed stopnieniem.

IMG_20210112_163136.jpg

Tego wieczoru zrobiłam niezbyt udane pamiątkowe zdjęcie. W zasadzie zrobiłam wiele nieudanych zdjęć, a najbardziej udane wstawiłam powyżej. Bardziej niż na upamiętnieniu świetnej zabawy zależało mi jednak na tym, by móc wrócić do widoku tak grubej warstwy śniegu i z dumą móc powiedzieć, że w pełni wykorzystaliśmy ten niespotykany u nas prawdziwie zimowy dzień.

Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że akurat ten śnieg, nie będzie chciał nas tak szybko opuścić.
Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że ten konkretny dzień jest pięknym początkiem naszej śnieżnej przygody.

IMG_20210117_152659.jpg

Rano, wieczór, czy południe... Pora dnia nie miała znaczenia, bo były ferie.
W naszym samochodzie wciąż jeździły sanki, dupoloty, koce i zapas rękawiczek (nawet węgielki w razie gdyby zachciało nam się zmajstrować bałwanka).
Nie przeszkadzało nam to, że zakupy walają się pod nogami w trakcie jazdy i nawet gdy zamarzły nam przednie drzwi w samochodzie, zarówno kierowcy jak i pasażera, nie traciliśmy entuzjazmu.
W naszej okolicy nie ma żadnych górek, ale za każdym razem warto było przejechać te kilkanaście kilometrów by wciąż wracać w to jedno miejsce.
Wcześniej odwiedziliśmy kilka innych, ale to było wyjątkowe.
Zróżnicowanie kąta nachylenia stoków pozwalało nam za każdym razem próbować coraz to bardziej zaawansowanych tras.
Wysokie łagodne, wysokie strome, niskie łagodne, niskie strome, kręte, bardziej wyślizgane, z górki pod górkę, z górki - po płaskim - z górki - pod górkę, pomiędzy drzewami, prosto w studzienkę, prosto do głębokiej dziury...
Za każdym razem mogliśmy spróbować czegoś nowego.

IMG_20210117_153057.jpg

Zarówno zjeżdżanie z górek jak i wspinaczki i zdobywanie kolejnych z nich było super zabawą.

IMG_20210112_162757.jpg

Saneczkowe wypady zawróciły mi trochę w głowie, momentami czułam, że sama mam więcej frajdy niż moje dziewczyny.
W całym tym śnieżnym szaleństwie nie zapomniałam również o zabiciu mojego wyrzutu sumienia...

IMG_20210112_123826.jpg

Był też i bałwan!
W sumie to były nawet dwa! Czyli nasz rekord. Warto było gdzieś wśród walających się zakupów i rękawiczek trzymać te węgielki.


Być może dla niektórych wpis ten wyda się bezwartościowy... Wiem, że są na świecie miejsca gdzie śnieg jest czymś normalnym ;)
Dla tych, których średnio interesuje jak dorosła babka zachwyca się tym zjawiskiem wrzucam na pocieszenie zdjęcie Leona z nowym sąsiadem.

140121787_135821634950016_5110405665870637359_n.jpg

Sort:  

Całe szczęście, że milicja nie przerwała zabawy.

Dla osób które patrzą nie tylko oczami, ale sercem, wpis ten na pewno nie wyda się bezwartościowy :) Miło się czytało, obrazując sobie ile dla Ciebie znaczą tak na pozór proste rzeczy. Pozdrawiam ;)

W końcu mówisz jak człowiek ;)

Bo zwierzęta czasem rozumieją ludzki język, jesteś przykładem :D Mordko, zawsze tak mówiłem :)

Pięknie to ujęłaś, mam podobne "uczucia" do śniegu. Moje chłopy wyrosły i czego mi bardzo brakuje w związku z tym, to pretekstu do zjeżdżania z górek ;)

To zdjęcie to mistrzostwo świata, mówi więcej niż tysiąc słów :)

obraz.png

A może by potraktować śnieg jako wystarczający pretekst by pozjeżdżać? ;)
Mówię tak, ale wiem dobrze, że dzieciaki dodają dorosłym dużo "odwagi" by podejmować się różnych czynności tego typu :D
Dziękuję za miłe słowo co do zdjęcia, zauważam, że i mi coraz częściej bardziej przypadają do gustu te rozmazane i niewyraźne, ale za to te, które mają w sobie to coś.