Ż. #1 - Stare sady

in #polish2 years ago (edited)

ulica.jpg

Od furtki do krzaków jest czternaście kroków. Cztery przez pobocze, siedem przez drogę i jeszcze trzy po drugiej stronie. Tylko tyle potrzeba, żeby zniknąć w zapomnianym sadzie.

Zdziczałe jabłonie i śliwy powyrastały ponad miarę. Zakryły dostęp do nieba. Schodzące do jeziora zbocze pokryło się chaszczami. Gdybym miał mniej lat pokochałbym to miejsce całą wyobraźnią chłopca. Jego potencjał wykracza poza każdy las, w którym zdarzyło mi się budować kryjówki i szałasy. Ktokolwiek szedłby drogą nie zauważy mojej obecności, choć dzieli nas często ledwie kilka kroków. Raj!

14-krokow.jpg
wejście do sadu widziane z ulicy

Najpewniej jednak droga jest pusta. W stronę lasu są jeszcze tylko cztery domy. Latem zliczy się może ze dwudzieścia osób. Zimą pewnie połowę tego.
Chodzi się mało. Do sklepu, do kościoła, do sąsiada – na kawę lub z kwiatami na cmentarz. Nie więcej niż kilka spacerów tygodniowo. Rzadko jest przed kim się chować.

ukryte-wejscie.jpg
wejście z bliska

Uliczka jest niewielka. Jeszcze dwa lata temu była piaskową szosą. Później - przy okazji remontu pobliskiej drogi wojewódzkiej - przykryto piach żwirową imitacją asfaltu.
Gmina poczytuje to sobie za powód do dumy. Wójt osobiście przyjechał przespacerować się po drodze, a pani starsza referent poświęciła temu wydarzeniu osobny wpis w dziale „Aktualności”.

Niby przyjemniej teraz dojechać. Nie ma dziur. Przejazd samochodu nie wzbija już tumanów kurzu latem, ani nie chlapie wiosennym lub jesiennym błotem.
Pani Halina z ostaniego domu, tego jedynego nad samą wodą, nie musi już nosić drugich – kościelnych – butów w torbie. Wcześniej zmieniała je przed samym kościołem, żeby nie ubrudziły się po drodze. Karetka też – gdyby co - szybciej dojedzie nie musząc obawiać się uszkodzeń zawieszenia. Zważając na średnią wieku w okolicy jest to fakt niepozbawiony znaczenia.
Z drugiej strony – ludzie zaczęli gnać. Nikt już nie zwalnia, gdy przejeżdża. Trudniej przyjrzeć się obcym i swoim. Trudniej zagadać do uchylonego okna. Wszyscy już tylko machamy do siebie i kiwamy sobie głowami. Od tego czasu należy także pamiętać o zamykaniu furtek. Tak żeby dzieci i psy nie wybiegły nazbyt pospiesznie na środek drogi. Wszystko stoi, gdzie stało, a przestrzeń wspólna, jakbym nam się jeszcze skurczyła.

wejscie-widok-przez.jpg
zdziczałe jabłonie

Cywilizacja postępuje… ale wystarczy czternaście kroków, żeby zrozumieć, że to fikcja. Tu gdzie jeszcze trzydzieści lat temu kwitnęły sady - przycinano drzewa i doglądano owocowych krzaków - dzisiaj króluje gąszcz pokrzyw i dzikich jeżyn. Nikt już nie schodzi po wodę, ani nie wyleguje się nad brzegiem.

Pozbawione kontroli gospodarza jabłonie trudno rozpoznać na pierwszy rzut oka. Brakuje też chętnych aby poświęcić im i ich darom choćby drobinę uwagi. Nieodłączy aromat tego miejsca - intensywny zapach fermentująych na ziemi jabłek. Owoce pokrywają zbocze, aż do samiutkiej wody. To znaczy do samej rzęsy, bo wody nie widać.

Wszyscy we wsi pamiętają, jak kiedyś tu było kąpielisko. Rzęsą zbierano, czyszczono dno, była plaża jak się patrzy ("taka sama albo i lepsza jak za niemca"). Dzisiaj nie ma po tym śladu.

pomost.jpg
jezioro

W wietrzne dni, gdy silny podmuch rozwieje rzęsę ukazują się drobne połacie lśniącej wody. Miejscowi wędkarze kochają te chwile. Wychodzą domów, przedzierają się przez zarośla i jak najszybciej zarzucają tłumnie spławiki w odsłonięty kawałek jeziora. Trzeba korzystać póki można. Nie minie klika dni, a znów cała powierchnia pokryje się zielonym całunem.
Dziwnym trafem nikomu nie przyjdzie do głowy, żeby wypuścić na wodę kilka kaczek. One szybko uporałyby się z problemem. Widać problemu nie ma – są tylko wietrzne i bezwietrzne dni. Prawdziwie stoickie podejście do życiowego hobby.

Sad jest cichy, spokojny, chłodny pomimo przygniatającego wieś upału. Jest także pełen śmieci. Stara torba, utłoczone słoiki, butelki po piwie, niedopałki od papierosów i hałdy gruzu. Pośrodku tego ja. Pomimo – a być może i z powodu - zacnego już wieku, przychodzę tu jak do kryjówki. Palę papierosy – tak żeby żadne z dzieci mnie nie zauważyło.

wejscie-widok-od-srodka.jpg
wystarczy krok między bzy, aby schować się przed upałem

Lubię to miejsce. Czasem myślę, że chętnie kupiłbym jedną z działek zdziczałego sadu – bo tak naprawdę sad, to wiele różnych sadów. Każdy z okolicznych mieszkańców miał kiedyś swój jego kawałek.
System był prosty. Zboczem wzdłuż brzegu jeziora biegnie droga. Po jednej jej stronie stoją domy. Za każdym kawałek pola - przydomowy ogródek. A po drugiej stronie drogi - czternaście kroków - działka z sadem aż do samego brzegu.
Trzeba tu chwilę pomieszkać - najlepiej latem - żeby zrozumieć urok tej koncepcji. Osobiście pokochałem ją od samego początku. Lubię odwiedzać „mój sad”. Gdybym go kupił, mógłbym usunąć cydzusłowy – działki nigdy nie zostały oficjalnie przypisane do domów. Trudność tkwi w cenie. Niby nikt nie chce już tu mieszkać, a jednak każdy cudzysłów to grube tysiące. Może kiedyś.

jabłka-na-ziemi.jpg
wszechobecne jabłka

Dzisiaj mam inny problem. Zaciągam się i złorzeczę pod nosem. Złorzeczę pewnemu Ślązakowi.
„Liczę na Ciebie” - też sobie wymyślił. A może ja nie lubię jak się na mnie liczy? Nawet nie może. Ja naprawdę bardzo nie lubię jak się na mnie liczy. W ogóle nie lubię liczenia. A już tym bardziej takiego, za którym kryje się zobowiązanie
Nic przyjemnego.

Jakby nie mógł po prostu powiedzieć „Cześć, na razie!” wsiąść na rower i odjechać.
Wówczas to byłaby „zupełnie inna sytuacja”. Wyjazd do Krakowa byłby niezobowiązujący. Powrót lekki jak wniebowzięcie, dym w palarniach mniej zawiesisty, pewnie nawet lot by się nie opóźnił, a upał zelżał na czas podróży. Życie jest prostsze, kiedy nie trzeba liczyć. On jednak musi na mnie liczyć i jeszcze obdarować mnie Rycarami. I jak tu teraz czegoś nie napisać, nie dać podstawy do liczenia? Czuję się z tym liczeniem jak sąsiedzi z rzęsą na jeziorze, niby nie zawadza, ale spokojnie połowić się nie da.

Sprawa dodatkowo skomplikowała się wczoraj. Znalazłem kod do mojego starego konta – linku nie będzie. Uparci łatwo znajdą, a iluzoryczna anonimowość ma swój powab.
Dwa różne konta, to już nie są przelewki. Trzeba każde określić i nadać mu charakter. Wszystko, co chciałem napisać pasuje do starego konta, ale skoro mam też nowe, to jestem za nie odpowiedzialny. Coś należy z tym zrobić.

zbocze-widok-w-dol.jpg
w stronę jeziora

A gdyby tak stworzyć paradoks. Pomieszać na nowe ze starym. Tu właśnie pisać o zdziczałych sadach, drogach, które się nagle kończą przed ścianą lasu, zapomnianych, zardzewiałych liniach kolejowych pośrodku niczego. Kościele w którym otwarcie ogłoszono, że to już ostatni ksiądz na parafii – gdy jego zabraknie plebania opustoszeje. Domach, w których nikt nie mieszka i „ulicach” przy których średnia wieku przekracza osiemdziesiąt lat. O wysychającym jeziorze. O budynkach, które jednego dnia mają sto, a drugiego czterysta lat. Nawet o tym, jak tu trafiłem – choć bywam bardziej przejazdem niż na stałe. Konto poświęcone miejscu, które trzydzieści lat temu z dnia na dzień odcięto od świata. To jest jakiś pomysł...zobaczę, może i jest na co liczyć.

Sort:  

Congratulations @staryeudoksji! You have completed the following achievement on the Hive blockchain and have been rewarded with new badge(s):

You distributed more than 10 upvotes.
Your next target is to reach 50 upvotes.

You can view your badges on your board and compare yourself to others in the Ranking
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word STOP

To support your work, I also upvoted your post!

Check out the last post from @hivebuzz:

The Hive community is in mourning. Farewell @erikasue!
Support the HiveBuzz project. Vote for our proposal!

Tu właśnie pisać o zdziczałych sadach, drogach, które się nagle kończą przed ścianą lasu, zapomnianych, zardzewiałych liniach kolejowych pośrodku niczego.

A o Eudoksji gdzie będziesz pisać? :)

Tam, gdzie kiedyś pisałem. Znalazłem masterkey na penie.

Znalazłem masterkey na penie.

Zdążyłem zauważyć :)

Swoją drogą dobry tekst i dobre zdjęcia. Już rozumiem dlaczego opuściłeś miasto.

Dziękuję:) BTW "opuściłem" tak na 2/5, ale może kiedyś uda się bardziej.