“Dawanie otwiera drogę do otrzymywania” - rozwinięcie

in #polish6 years ago (edited)

Inspiracją do napisania tego postu był @millionaire33, nieśmiało napomykający coś o dawaniu i otrzymywaniu, a właściwie o dzieleniu się. Ponieważ w naszych, dosyć “agresywnych” czasach sam tytuł trąci naiwnym idealizmem, a nawet ezoteryką, część czytelników ma prawo przypisać autorom takiego pomysłu (“Dawanie otwiera drogę do otrzymywania”) umysł poniekąd infantylny. Na taką konfrontację należy się dobrze przygotować, no i ktoś musi się wystawić na pierwszy ogień. millionaire33 odpalił sondę w oczekiwaniu na reakcję potencjalnego odbiorcy, a ja biorę na barki przeczołgania tematu, ryzykując przy tym utratę skalpu. A niech tam…laski i tak teraz lecą głównie na łysych, ewentualnie na łyse mięśniaki, jak ten oto.

adult-barbell-body-17840.jpg
Źródło Pexels

Na stronie (http://millionaire.pl/) można znaleźć bardzo mądre wypowiedzi autorytetów, na tematy w naszym życiu bardzo istotne, a które to w moim odczuciu spełniają w masach raczej jedynie ozdobniki myślowe. Bardzo przydatne do szpanowania w towarzystwie, ewentualnie do cytowania na wszelkiego rodzaju kursach doskonalenia agentów ubezpieczeniowych, akwizytorów, telemarketerów i innych ów-ów. Podobnie jak masowo produkowane orgonity, których w większości akceptowaną funkcją jest jedynie forma wizualna, z pominięciem meritum. A przecież są to zasługujące na uwagę „narzędzia”, które z założenia mają spełniać konkretne zadania – w tym przypadku kontrolować energie. To trochę tak, jakby do pięknego zegarka nie włożyć baterii, zadawalając się machaniem nim przed nosami równieśników.

Podobnie bywa ze słynnymi wypowiedziami mądrych ludzi – zachwycamy się ich głębią, cytujemy a nawet wieszamy ich cytaty na ścianie w formie dekoracji – i na tyle. Nasuwa się w tym miejscu określenie „profanacja” ponieważ, należałoby je traktować jak mentalne skarby, mające moc sprawczą inspiracji. Początkowo na poziomie jednostki, a w efekcie zmian w życiu całych społeczności. Najmądrzejsze, święte księgi, można powiesić na sznurku w wygódce, jeśli zawarte w nich nauki nie mają zastosowania w praktyce, w życiu codziennym a wreszcie w wymiarze globalnym, kontrolowanym rozwoju naszej cywilizacji. Tu się pojawia okazja do forku tego materiału, w postaci dyskusji na temat nieproporcjonalnej w stosunku do osiągnięć etyczno-duchowych eksplozji technologii. Która to, z oczywistych względów musi zakończyć ten akurat eksperyment. Jednak zostawię na przyszłość tę prowokację jako, że dzisiejsze skalpowanie powinienem dłuższy czas odreagować. Nabicia na pal za swoje dzikie poglądy mógłbym już nie przeżyć, a na blogu powiałoby nudą.

Postaram się wykazać, że hasło zawarte w tytule ma głębokie znaczenie, i może, a nawet powinno być wykorzystywane do celów praktycznych. Na najgłupszym nawet kursie doszkalania menadżerów, przekazywana jest wiedza, w jaki sposób rozmawiać z pracownikiem któremu delegujemy jakieś zadanie. Otóż zamiast prostego polecenia z uwzględnieniem systemu binarnego (0/1), wyjaśniamy najpierw okoliczności wymagające odpowiedniego działania. Umysł powinien osiąść w konkretnej sytuacji, a później dopiero szukać rozwiązania problemu. Błędem jest, jak to często bywa, wydawanie pracownikowi enigmatycznego polecenia, bez należnego uzasadnienia. Oczywiście, istnieją sytuacje nie wymagające dogłębnych analiz problemu, ale ważna tu jest sama idea.

Zgodnie z powyższym, postaram się przedstawić okoliczności w jakich się w większości obecnie znajdujemy i jak je wykorzystywać aby osiągać wyznaczane sobie cele (w domyśle – jak “otrzymywać”). Nie jest to żadna prywatna teoria jakiegoś trampmada, lecz uniwersalny, zawsze działający, sprawdzony mechanizm, a właściwie wzór skutecznego postępowania. Kwintensencją całego wywodu jest stwierdzenie, że naturą energii jest fluktuacja w, lub pomiędzy środowiskami, i jej niezmienne dążenie do zrównoważenia.
Celem doprecyzowania opisu zależności, jakie mogą występować podczas spontanicznej dystrybucji energii (ogólnie) przygotowałem trzy poniższe przykłady.

Dystrybucja energii elektrycznej
Zadaniem sieci elektroenergetycznej jest transfer i dystrybucja energi elektrycznej pomiędzy większymi węzłami (sieci transformatorów?) i dalej do mniejszych tak, że mamy do niej dostęp nawet w cichym zakątku garażu, gdzie w ukryciu przed mało empatycznymi członkami rodziny, możemy spokojnie dłubać swoje modele stateczków. Jeśli jakiś bezdomny szczur spowoduje zwarcie w osiedlowym transformatorze, żarówka w naszym symbolicznym garażu zgaśnie (oczywiście akurat w momencie dogodnym do skutecznego sklejenia sobie palców super glue). W przypadku inteligentnego budynku powinno zadziałać awaryjne zasilanie, ale jeśli hipotetycznie, jakieś inne szczury w akcie desperacji dokonają dywersji, ewentualnie ze świadomym aktem samobójstwa, rzucając się na wszystko co elektryczne, to relaksująca się winda pomiędzy piętrami będzie najmniejszym problemem. Dzieci I mileniaski pozbawione sygnału z rutera – to dopiero wyzwanie. Nie wspominając o problemie spłuczki. Tak to bywa, gdy oprócz energii elektrycznej nie dysponujemy żadną dla niej alternatywną.

Ech, użyłem w tym miejscu dosyć prymitywnego uproszczenia, ale nie detale techniczne są tu ważne, lecz doniosłość bezpiecznego dostarczania energii do najmniejszej nawet komórki, czym by ona nie była. Do każdego garażu, bloku itd. Bez prądu jak to się mówi “leżymy i kwiczymy”. Tylko twardzieli, buszmenów z Kalahari te nasze problemy nie dotyczą.

Zasilanie organizmu energią subtelną
Analogiczna sytuacja dotyczy dystrybucji subtelnej energii w naszym (choć nie tylko) organiźmie. Co prawda wypadałoby wspomnieć co je zasila, ale musiałbym się odwołać w tym momencie do niestrawnej dla większości czytelników ezoteryki, a tym samym skutecznie obrzydzić resztę tego postu. Jeśli ocalę swoj skalp po tej publikacji, może zdobędę się na odwagę i rozwinę w przyszłości temat. Jak widać, nie istnieją tematy które występują jako samodzielne, zamknięte zagadnienia. Wszystko jest jest połączone zależnościami i rozpycha się na wszystkie strony w dążeniu do forkowania.

Ludzkie ciało zawiera subtelną, niewidzialną gołym okiem strukturę, składającą się z 72 tysiąca tzw. kanałów energetycznych, którą możemy rozumieć jako analog systemu limfatycznego lub krwionośnego. Ktoś, gdzieś, kiedyś nazwał je meridianami i tak już zostało. Ponieważ nie widać ich fizycznym narządem wzroku, zadufani w sobie mędrcy z siwymi bródkami, w okrągłych okularach, uznali je za wschodnie fanaberie, którymi nie wypada się interesować, a nawet jest to dla ich niebezpieczne. Nie chcę dociekać kto i jak te meridiany liczył, ale skoro nakłuwanie ich w odpowiednich punktach jest skuteczne jako metoda lecznicza (4000 lat praktyki - akupunktura i klawipunktura), to zgodnie z powiedzeniem, że w każdej bajce jest trochę prawdy, coś jest na rzeczy.

O co chodzi z tym nakłuwaniem? Jeśli na drodze pomiędzy dwoma punktami energetycznymi, zwanymi akupunkturowymi (analogia do transformatorów z przykładu powyżej) w wyniku jakiegoś zaburzenia występuje blokada, to pewne partie ciała narażone są na deficyt energii zasilającej dany obszar i w konsekwencji może sprowokować lokalny proces destrukcyjny - czyli chorobę. Niezbędnym warunkiem do prawidłowego funkcjonowania ciała, czyli zachowania zdrowia, jest utrzymywanie drożnej, subtelnej sieci wewnętrznej, odpowiedzialnej za dystrybucję tejże energi. Pobudzanie igłami ośrodków energetycznych w którym zbiegają się kanały, powodują przywrócenie pierwotnej cyrkulacji. Podobną w działaniu, ale z użyciem specjalnych gwoździ (klawików) jest tzw. klawipunktura, polegająca ma maltretowaniu określonych punktów na stopie. Metoda ponoć skuteczna w leczeniu stwardnienia rozsianego. Okazuje się, że praktyczne stosowanie klawipunktury nie grozi w Polsce spalenie na stosie. Uff, co za ulga, powoli zmiana świadomości pozwala ograniczać chemię metodami naturalnymi i głównie logicznymi.
Prywatnie uważam, że skuteczniejsza i prostsza (i głównie tańsza) jest metoda nakładania rąk (Reiki) ponieważ, pobudza ona i usprawnia całą siatkę połączeń i punktów akupunkturowych, znajdujących się pod dłonią. No i nie bez znaczenia jest tu obciążenie finansowe, w przypadku potrzeby wykonania kilkunastu sesji. W każdym razie terapia usuwa blokady w meridianach pomiędzy “transformatorami” czyli mikropunktami energetycznymi.
Z wielkim trudem oparłem się w tym miejscu pokusie wstawki o bioterapii i takich tam, jako alternatywy dla chirurgi i “leczenia” (czyli usuwania symptomów) farmakologicznego.

Rzeka jako przykład medium
Wyobraźmy sobie płynącą swobodnie rzekę. Pokonuje bez przeszkód jakieś łąki i lasy. Przenosi swoją energię z miejsca na miejsce, czasem zwalnia na zakrętach, ale uparcie płynie, pragnąc wyrównać potencjały (podobnie jak w meridianach o których wspominam wyżej). Nadchodzi wyposażony w intelekt (niekoniecznie empatię) człowiek, i z pewnych, praktycznych dla siebie względów buduje na niej zaporę, której funkcję porównać można do opornika elektrycznego. Zgodnie z prawem Ohma (I=U/R) możemy stwierdzić, że dynamika strumienia jest wprost proporcjonalna do różnicy poziomów pomiędzy jego źródłem a ujściem i odwrotnie proporcjonalna do występujących na jego drodze schodów.

W przeciwieństwie do środowiska powyżej zapory, w glebie poniżej, występuje deficyt wilgoci, a wraz z nim zróżnicowanie w faunie i florze. Stworzeniom wodnego świata zablokowano w ten sposób możliwośc migracji, co w niektórych przypadkach może być wyrokiem na miejscowej populacji pewnych gatunków. Przykładowo, migrujące w górę rzeki do swoich tarlisk łososie, nie mogąc pokonać wysokiej zapory pozbawione są złożenia ikry w swoich tarliskach.. Niedźwiedzie, oczekujące jesienią ławicy tłustych ryb, pozbawiane są możliwości skumulowania energii w postaci tłuszczu, niezbędnego do przetrwania w stanie hibernacji do wiosny. Skutków podobnych ingerencji z pewnością jest więcej, np. wędkarz, który upatrzył sobie dogodne stanowisko pod tamą, nie znajdzie tam glizdy i używa nieskutecznej w tych warunkach muchy lub błystki. Inne, ewentualne skutki pozostawiam do wyobraźni czytelnika.
Blokowanie energii, niezależnie od jej formy i sytuacji powinno być świadomie kontrolowane, ponieważ może mieć bardzo poważne skutki, których bez dogłębnej analizy nie zawsze możemy przewidzieć.

Dzieci
Dziecko, któremu rodzice nie okazują miłości wtedy, gdy najbardziej tego potrzebuje (a więc znów blokada) często reaguje awersją na otoczenie, które go zawiodło. Kumuluje w sobie gniew, którego ujście (a więc pragnienie rozładowania) może się przejawiać w formie agresji werbalnej, a nawet fizycznej. Częściowym rozwiązaniem problemu może być kontrolowane popuszczanie wentylu, to jak przypuszczam zadanie psychoterapeuty. Ale kiedy mleko się rozleje, dywagacje nad wyborem odpowiedniej ścierki są nieco spóźnione.
Tu akurat nawinął mi się pomocny link, co prawda dotyczy krytyki polskich metod wychowawczych (a raczej tresury) ale osobiście uważam, że zawarte w materiale prawdy mają uniwersalny charakter.
link

adult-affection-baby-698878 Pexels.jpg
Źródło Pexels

Dziecko, poprzez obserwację rodziców, w dorosłym już życiu powiela ich zachowanie traktując je jako standard, nad którym nie warto specjalnie dywagować. Nie powinno więc nikogo dziwić, że będzie miało analogiczny stosunek do własnego potomstwa. Nauczane od małego, że przemoc jest narzędziem rozwiązywania problemów, będzie je stosowało gdy tylko jego mięśnie ukrzepną. Nawet wobec rodzica którego był w swoim czasie uczniem. Kolejny raz (to staje się już nudne) zauważamy w jaki sposób działa związek przyczynowo-skutkowy. Wychowanie dziecka, w odróżnieniu od jego hodowania, polega na pielęgnowaniu więzi (wzajemnym otwieraniu się), a nie na manipulowaniu tak, aby nam nie utrudniało życia.

adventure-boy-child-1416945.jpg
Źródło Pexels

Kreowanie bariery, czyli blokady przed brutalnym często światem dorosłych, nadużywających w stosunku do bezbronnych istotek przemocy, bywa najczęściej źródłem przyszłej patologii.

Kiedy w późnym już wieku naszym hobby będzie kuśtykanie z balkonikiem po kolejną receptę na lek na podagrę, to będzie akurat ten moment, symbolizujący ścierkę do wycierania wylanego za młodu mleka. Ponosimy skutek w postaci izolacji, odcięcia, blokady którą sami stworzyliśmy brakiem cierpliwości wobec dziecka, które gotowe było na branie, którego w tym czasie oczekiwało. Oczywiście, ten przerysowany obraz ma charakter czysto dydaktyczny i ma za zadanie uświadomienie faktu, że nasza (nie tylko) przyszłość jest funkcją dzisiejszych decyzji. Innymi słowy, sytuacja w jakiej się znajdujemy dziś ma swoje korzenie w przeszłości, a konkretnie w naszych decyzjach.

Potomstwo powinno być owocem miłości i jego radosnego oczekiwania, a nie jedynie pożądania. Aby przerwać ten przykry, rozciągnięty w czasie międzypokoleniowy problem, powinniśmy dziecku dawać – a ono w przyszłości się nam odwdzięczy, gdy będziemy go potrzebować, np. przytrzymując nasz balkonik 😊.

O blokowaniu ogólnie
Z moich prywatnych obserwacji wynika, że większość ludzi, a więc całe społeczności, koncentrują się raczej na samych ścierkach, nie zawracając sobie głowy przewidywaniem skutków podejmowanych decyzji. W domyśle blokowania zróżnicowanych energii, np. inicjatyw społecznych, politycznych, o charakterze ekologicznym, międzykulurowym i innych. Rozwiązujemy raczej pojawiające się w życiu problemy, zamiast kreować w pożądanym przez nas kierunku przyszłość. Zgodnie z powiedzeniem – jak bóg da (lub w innej wersji - insz allach).
Moja opinia ma charakter subiektywny, wynikający z ograniczonej, indywidualnej optyki, w związku z czym sugeruję ją traktować jako propozycję formy ćwiczenia mentalnego, które może pomóc definiować własne wnioski, niekoniecznie zbieżne z moimi.

Jako istoty wyposażone w indywidualne ciała fizyczne, mamy naturalną skłonność do pewnego rodzaju akcentowania swojej indywidualności, nazywanej prywatnością. Niekiedy przyjmuje ona skrajną postać, której pierwotnym korzeniem jest zazdrość, wynikająca z konfrontacji z innymi „indywidualnościami”. Zazdrość o zajmowaną lub wyimaginowaną przestrzeń, dostęp i jakość do pożywienia, sposób spędzania czasu, partnera, no i głównie dostęp do środków finansowych, pozwalających zaspakajać jak realne tak i wyimaginowane potrzeby.

W tym miejscu czai się niebezpieczeństwo, polegające na kiełkowaniu w grzybni zazdrości gniewu, z przesłaniem „Inni mają, a ja nie”. Umiejętnie podsycany przez..., no powiedzmy ludzi o nieczystych intencjach, potrafi przerodzić się w gniew społeczny, np. jednego narodu przeciw drugiemu. Na tym polega podjudzanie – na ujawnianiu różnic pomiędzy społecznościami. Dlatego prywatnie uważam, że niekontrolowane pielęgnowanie w sobie poczucia przywiązania do konkretnej grupy społecznej tworzy w umyśle podprogram, wywyższający swoje i nasze cechy oraz wyjątkowe zasługi, a tym samym umniejszające cudze. Porównania zawsze prowadzą do oceniania, a to z reguły jest korzystne tylko dla jednej ze stron – tej oceniającej oczywiście. I tak oto w podstępny sposób tworzy się pierwsza, subtelna warstwa spełniająca rolę opornika, blokującego swobodny przepływ energii pomiędzy społecznościami.

Szlachetny z definicji i założenia patriotyzm, może znienacka ewoluować w nacjonalizm, np. jak ten który dał władzę Adolfowi. I dlatego jako idealista kibicuję lepszym sportowcom, a nie swoim. No, tu trochę przeginam, bo sport wyczynowy już mi nie imponuje, ale zdanie brzmi logicznie i oddaje sens który chcę przekazać. To znaczy, przypisywanie sobie, czy swojej grupie wyjątkowych cech w stosunku do innych, nie sprzyja integracji różnorodności. A to właśnie ta ogólnie pojęta różnorodność w swej mnogości cech jest elementem doskonalenia społeczeństw.

Zmierzam do tego, że dzielenie się z innymi, nie tylko z istotami ludzkimi, stawia często bardzo silny opór, choć powinno być zjawiskiem naturalnym. Współczesny umysł zbiorowy, sugeruje zaspokajanie wyłącznie indywidualnych (ew. rodzinnych) potrzeb, a szlachetne, altruistyczne zachowania, bywają często postrzegane jako naiwne, infantylne i niemęskie. Uważam takie myślenie za bardzo toksyczne, blokujące rozwój społecznej empatii. Przy czym dzieleniem się w tym wypadku rozumiem nie rozdawanie na ulicy ciężko wypracowanych pieniędzy, bo tak wypada i niby uszlachetnia, lecz ogólnie rozumianym nieblokowaniem wszystkiego, wszędzie i przy każdej możliwej okazji.

Jest w tym momencie okazja do powołanie się na trzecią zasadę dynamiki Newtona, stanowiącej co następuje:
Jeżeli ciało A działa na ciało B jakąś siłą, to ciało B działa na ciało A z tą samą siłą, ale przeciwnym zwrocie. Jakoś tak. A w języku ludzkim; każdej akcji towarzyszy reakcja. Ja to nazywam prawem przyczynowo-skutkowym. Innymi słowy – blokowanie energii musi skutkować adekwatną reakcją.
Powoli dochodzimy do meritum sprawy, czyli uzasadnienia prawdziwości i znaczenia hasła „Dawanie otwiera droge do otrzymywania”.
W tym miejscu chciałbym się wesprzeć dosyć ważnym dialogiem i obrazem z filmu
Niebiańska przepowiednia / The Celestine Prophecy (2006), a konkretnie zaczynającym się w 1:07.


Screen z filmu Niebiańska przepowiednia.
Niebiańska przepowiednia

Kilka minut dialogu w połączeniu z obrazem skuteczniej ode mnie wyjaśni istotę roztrzasanego tu zagadnienia.
Podsumowując, jeśli chcemy otrzymywać - musimy się odblokować przed dzieleniem się z innymi. Będąc otwartym kanałem na przepływ energii, jesteśmy skazani na bycie częścią tego obiegu. W ten sposób również działa uzdrawiająca energia Reiki.

Papierowy pieniądz nie jest tylko papierkiem, choć może nie mieć pokrycia w kruszcu. Może mieć go mieć w worku soli a nawet zaufaniu, jak to jest w przypadku kryptowalut. Odrzucając skrajne przypadki, np. inflacji, możemy powiedzieć, że fizyczny banknot reprezentuje energię, jaką ktoś musiał zapłacić aby go otrzymać. Np. dniówkę na zmywaku .

Tak przy okazji, ciekawostką wydaje mi się fakt, że dolar amerykański nie ma pokrycia w kruszcu, a mimo to jest akceptowany na całym świecie. Pomimo, że dług publiczny USA przekroczył 20 000 000 000 000 dolarów i wiadomo od dawna, że nie ma już możliwości jego spłacenia. źródło
Dodatkowo jest ciągle drukowany przez Bank Rezerw Federalnych FED i emitowany bez obawy o inflację. Ciekawe.

Kolejny raz odwołuję się do definicji trzeciej zasady Newtona. Coś za coś, akcja równa się reakcji lub prawo przyczynowo-skutkowe. Pieniądz, z towarzyszącą mu symboliczną energią, poprzez swoją zewnętrzną aktywność (obieg) jest w stanie zmieniać otaczającą nas rzeczywistość. Lub zmumifikowany pod ceratą kuchennego stołu czekać na zmianę ich właściciela, tzn. spadkobiercę. Krążący w obiegu przynosi wiele pożytku, zaspokaja ludzkie potrzeby a także bezsensowne choć miłe zachcianki. Jest uczestnikiem otwartego kanału, nośnikiem energii ze zdolnością pomnażania.
A teraz najważniejsze – jeśli nie wyrzucisz starych, nienoszonych już ciuchów czy butów, bo szkoda się ich pozbyć, bo za każdy z nich musiałeś zapracować, nie dorobisz się nowych. Szafa się rozkracza jak Melman w Madagaskarze, a i tak nie ma się w co ubrać. Aby coś zyskać, trzeba coś w zamian oddać. Podobnie jest z pieniędzmi – chcesz je przyciągać? Puszczaj w obieg, wydawaj ze świadomością, że sprawiasz sobie lub innym radość. Płacąc kartą w Żabce ćwicz wzbudzanie w sobie wewnętrznego zadowolenia ze zrobionych zakupów i wyobrażaj sobie, że wydane w tym momencie pieniądze ponownie pojawiają się w magiczny sposób na koncie. I nie wnikaj w jaki sposób. Raz uaktywniona energia pieniądza znajdzie na to sposób. Zamiast z rozpaczy nad uszczuplonym kontem szukać wolnych jeszcze miejsc na ciele pod nowe sznyty.

Brzmi jak wariactwo. Niech brzmi jak chce, ale skoro działa to niech sobie brzmi jak chce. Mam to sprawdzone, sam w życiu kieruję się zasadą – dajesz dostajesz, ściskasz coś w jednej kieszeni – i tak ci wyrwą z tej drugiej.
Niektórzy mogą sobie zadawać pytanie – po co ryzykować stratę dla jakiegoś szalonego, nieweryfikowalnego pomysłu? Zaproszę na kawę nudną emerytkę spod siódemki, wysłucham jej historii chorobowej od 1911 roku a zdrapka i tak mi nie wyjdzie. Albo tym razem zapłacę w toalecie. Wyjdę na frajera, bo jakiś niedoczesany trampmad mnie podpuścił i sprowokował do nierentownej inwestycji. Np. uśmiech do zatyranej kasjerki w Tesco. Za darmo? Za darmo to można tylko “dostać po ryju” mówiąc nieelegancko. To właśnie z powodu takiego myślenia nic nie ma zadarmo.

Zbyt ładnie to wszystko wygląda, więc zadajmy męskie pytanie – gdzie ten haczyk? Haczykiem jest warunek wzbudzenia w sobie szczerej empatii podczas samego aktu dawania. Mamy poczuć w sobie życzliwość, autentyczną chęć sprawienia komuś radości. Energia płynie na fali uczuć, więc półkanapka w postaci samej techniki, to znaczy wrzucenie z miną Buster Keatona banknotu do puszki dla obu stron nie będzie specjalnie pożyteczne, a my sami nie uruchomimy mechanizmu zwrotnego.
Złapmy teraz kota za ogon i obróćmy go o 180 stopni w kierunku zgodnym z ruchem wskazówek zegara. Skuteczność medytacji intencyjnych (np. uzdrawiających), lub jeśli zasoby karmiczne na to pozwalają – modlitwy bywa ewidentna. Budowanie w umyśle wizualizacji upragnionej sytuacji, obudowanie jej szczerym pragnieniem oraz czystą intencją i ciągłe utrzymywanie w umyśle, ma tendencję do materializacji w naszym świecie fizycznym. I wtedy marzenia się spełniają.

Zainteresowała mnie kiedyś informacja o pewnym trendzie, który się pojawił w kręgach small business. Jeśli dobrze kojarzę, w towarzystwie pojęcia „synergia”, ale mogę się mylić. Polegał on na zmianie priorytetów firmy z czysto finansowego na takie, które satysfakcjonują głównie pracowników. Myślę, że pomysłodawca takiej rewolucji miał świadomość, że zysk firmy powinien być funkcją wysiłku załogi, która wyposażała go w energię wdzięczności. To właśnie ta wdzięczność miała wracać do właściciela ale już w formie fizycznej (zwiększone obroty, marka, pozycja na rynku i etc.). Obie strony wymieniają pomiędzy sobą odmienne formy energii, np. korzyści socjalne, okazywanie szacunku pracownikowi oraz zainteresowania jego rodziną w zamian za profity firmy. Przy czym zarządca nie musi ciągle używać lornetki i pejcza, celem kontroli i wymuszania oczekiwanych zachowań.

Nie znam zakończenia tej historii, ale osobiście jestem przekonany, że jeśli nie był to zabieg czysto techniczny, to znaczy wyposażony w szczere intencje obu stron, to nie mógł nie odnieść jakiegoś sukcesu. Z tego co pamiętam, japońscy przedsiębiorcy byli prekursorami tego wynalazku i z pewnością miało to wpływ na ich rezultaty technologiczno-finansowe. Może to zaszło za daleko i do dziś zarówno japońscy jak i koreańscy pracownicy, mają tendencje do pracoholizmu. Może tego kota znów trzeba przekręcić za ogon, ale tym razem ruchem przeciwnym do poprzedniego, i tylko o 90 stopni.

Dlaczego więc pomysłu tego nie stosuje się powszechnie? Nie tylko w przedsiębiorstwach ale i na szczeblu np. zarządzania państwem? Ano dlatego, że empatia jest towarem zbyt ekskluzywnym i jeśli już jakimś cudem zdolna do wykrzesania, to zostaje w odwodzie dla członków najbliższej rodziny. W znanym mi kraju, w centrum Europy, umierają ludzie, ponieważ brak empatii decydentów, dla których życie i zdrowie ludzkie nie jest na tyle ważne, aby przesuwać na ich ochronę środki z budżetu przeznaczone na budowy świątyń czy chociażby rozwój infrastruktury. Zawsze wydawało mi się, że życie ludzkie jest wartością najwyższą, nadrzędną, której nie wolno przeliczać na pieniądze. Jak widać myliłem się. Brak środków finansowych w budżecie na ochronę życia i zdrowia postrzegam jako skutek zbiorowego, zwyrodniałego umysłu. Ratownik, wyciągający semi-topielca z wody nie interesuje się jego ubezpieczeniem i czy odprowadził ostatnią składkę do ZUS, tylko ratuje mu życie, bo do tego został powołany. Na nieszczęście społeczeństwo zaakceptowało już fakt, że brak pieniędzy usprawiedliwia zgodę na zgon pacjenta. W moim pojęciu to jest totalna, ideologiczna patologia, wręcz barbarzyństwo. I takie ot są skutki blokowania energii.

A teraz w drugą stronę. Jak można liczyć na wdzięczność społeczeństwa w stosunku do administracji która ma je w nosie? Ano podobnie, zgodnie z zasadą akcja = reakcji czy jak kto woli prawem przyczynowo-skutkowym. Skarbówka (nasza) z założenia traktuje obywatela jak potencjalnego oszusta, a ten mu się odwdzięcza (jeśli może) kombinacjami w zeznaniach podatkowych. Tak dla zachowania równowagi i aby trzecia zasada Newtona się nie przewaliła. W rezultacie podatki zamiast być ofiarą na szczytne, wspólne cele, pozbawiane energii, wyrywane nawet kosztem bankructwa, nie przyczyniając się do powiększania ogólnego dobrostanu. obywateli. Mam taką prywatną, nieweryfikowalną teorię, że pieniądze w ten sposób ściągane są w dużej mierze rozkradane, a w pozytywniejszym wariancie mało sensownie inwestowane.

Oczywiście, powyższy przykład dotyczy skrajnych sytuacji, i użyłem go do celów poglądowych. Zauważmy, że tam gdzie nie istnieje przemoc wymuszania środków finansowych, środowisko łożące na wspólny cel w sposób świadomy i odpowiedzialny rozwija się i funkcjonuje sprawniej.

Zakończę ten post stwierdzeniem, że przyczyną wszelakich cierpień jest powszechny deficyt empatii. Czyli blokowanie czego się da, kiedy się da, jak się da, i tak wogóle dla zasady. Na wszelki wypadek.

Sort:  

Świetny tekst :--) Naprawdę! Rzadko mi się chce czytać tak długie teksty do końca, ale ten jest tego warty.

Tak wyszło, jak już wspominałem w poście, jeden temat prowokuje następny - wszystko z wszystkim jest związane i wszystko jest ważne. Nie mogłem przestać pisać, dlatego jest taki długi. No i przez forka miałem dużo czasu.

RE-WE-LA-CJA!!!
Jestem zachwycony, a wręcz zafascynowanym tym słowotokiem, który ani przez chwilę nie zatracił sensu. Cóż za "ekwilibrystyka" słowna, cóż za przekąs, cóż za mądrość i trafność stwierdzeń!
Jestem zarazem rozchichrany, jak i rozgorączkowany świadomością, że przynajmniej jeszcze ze trzy razy będę musiał przeczytać ten tekst, by wyłapać wszystkie smaczki!
Gorąco pozdrawiam i przebieram w miejscu nóżętami, wyczekując kolejnych takich perełek :)

Dla takich ocen warto pisać. Po tym głaskaniu głupio będzie się schować pod kamień. Czekam na na przebłysk inspiracji co do następnego tematu bo Twoja pieszczota, choć niemęskia jest bardzo przyjemna. Dzięki na za miłe słowa, choć te, zawarte w moim poście są szczere.

Świetny tekst, dziękuję.
Obecnie mam okazję wyjątkowo mocno doświadczać tego, jak mój stan wewnętrzny wpływa na to, co do mnie przychodzi. Jeszcze się miotam pomiędzy starym, wyuczonym systemem opartym głównie na strachu i "zaciskaniu" a nowym, budowanym na zaufaniu i otwieraniu się - i tak mi się raz kran obfitości otwiera, a raz zamyka, w odstępach kikunastotygodniowych. Dokładnie skorelowanych z moim wewnętrznym stanem. Uczę się dopiero i to jest fascynujące.

Problem z adaptacją do tego świata polega na tym, że nasze decyzje polegają w większości przypadków na informacji, docierającej do nas przez zmysły fizyczne, z pominięciem zdegenerowanych już tych, pozafizycznych. Świat subtelny istnieje, ale ponieważ podobnie jak w przypadku upośledzonego postrzegania przez nas całej gamy barw w naturze, odrzucamy go przypisując mu cechy bajki dla dzieci. Niektórzy hobbyści bawią się dokumentowaniem zjawisk w paśmie dla nas niewidzialnym ale to tylko zabawa.

Dostęp do tajemniczego świata energii mają jedynie osoby wyjątkowe, i to od nich docierają do nas szczątkowe informacje, uznawane za niekoniecznie wiarygodne, i w efekcie bezużyteczne. Dzięki umysłom podobnym do Twojego, niektórym można zaszczepić jakieś refleksje, w efekcie których zdejmą ze sznurka bezużyteczne dotąd cenne nauki aby je weryfikować na podstawie indywidualnego doświadczenia.

Chyba wszystko zostało już powiedziane na temat tego artykułu. Zaczyna brakować ohów i ehów ale muszę, na prawdę muszę wtrącić swoje trzy grosze. Jestem bardzo szczęśliwa mogąc przeczytać tak mądre i bliskie mojej naturze spostrzeżenia i bardzo się cieszę, że jest więcej osób, które myślą podobnie bo świat robi się coraz bardziej paskudny z powodu braku empatii u ludzi. Szerzmy więc te idee gdzie się da a może uda się zmienić myślenie niejednemu zablokowanemu nieszczęśnikowi.

Dziękuję za wprawienie mechanizmu w ruch. Swoją działalność zaczynałem na Instagramie :p

Tu, w odróżnieniu od Instagramu mamy bardziej dojrzałą publiczność, ukierunkowaną na jakość (mam na myśli umysł). Jak na razie nie widzę tu gwaru związanego z wkopywaniem pala na dziedzińcu, więc dla mojego czuba na głowie wygląda to dobrze. Wręcz wyczuwam atmosferę, że będzie dopieszczany brylantyną. Oby tak dalej a pójdziemy za ciosem.

Następny więc post - będzie o umyśle.

Ah ten millionaire33, znów prowokuje. Najpierw marchewka aby zainteresować wierzchołkiem góry a teraz ładujemy ostrą amunicję. Rozumiem, że znów to ja mam przyjąć na klate? A może jakieś pomysły z podziałem ról? Temat super ważny, ale należy się zastanowić jak uniknąć roli katechety. Zacznę coś dziobać w szkicowniku ale ostrożnie i z wyczuciem a później zobaczymy.

Ostatnim artykułem zawiesił Pan tak wysoko poprzeczkę, że bardzo niezręcznie byłoby mi się tylko ot tak, przeczołgać...
Dziękuję za mistrzowską lekcję :)

@trampmad uwielbiam takie teksty. Wzbogacone przemyśleniami i doświadczeniem autora. Zauważyłam też jedną rzecz. Pisząc o energii i blokadach, sam na początku postawiłeś jedną. Jednak zamiast "blokada" użyłabym tu słowa "projekcja". Tu cytat:
"Jednak zostawię na przyszłość tę prowokację jako, że dzisiejsze skalpowanie powinienem dłuższy czas odreagować. Nabicia na pal za swoje dzikie poglądy mógłbym już nie przeżyć, a na blogu powiałoby nudą. "
Mam też spostrzeżenie na ten temat. Twoich tekstów i tak NIE PRZECZYTA 95% osób. ;) Ktoś kto ma inny światopogląd widząc już pierwsze zdania czy nawet sam tytuł zrezygnuje w przedbiegach. Nie piszesz o promocji w Biedronce czy innych pierdołach - nie jesteś "mainstreamowy".
Twoje teksty przyciągają mniejszość, która jest otwarta na Wszechświat. Dlatego uważam, że na miejscu tej blokady dobrze gdyby znalazła się otwartość na czytelnika, który "ogarnia" i interesuje się czymś więcej niż komercyjnym gównem. Ale oczywiście to tylko moje spostrzeżenie.

Odnośnie otwierania się na przekazywanie energii mogę polecić "medytację miłującej dobroci".
Celem medytacji jest wejście na tak wysokie, empatyczne i przepełnione zrozumieniem wibracje jak to jest tylko możliwe. Wymaga praktyki co jest oczywiste. Sama korzystałam z nagrań mnicha, którego kocham - Ajahna Brahma. Link do przykładowej medytacji zamieszczam poniżej:


Jestem ciekawa też Twoich sposobów, które pozwalają Tobie stać się lepszym "przekaźnikiem".
Szalenie interesuje mnie medycyna "dalekiego" wschodu. Czy planujesz publikacje na ten temat?

Muszę to jeszcze przemyśleć. Moja ostrożność wynikają z obawy, że bezpardonowe, publiczne walenie biblią po głowie może zaszkodzić tym, którzy są blisko, ale ciągle ostrożni. Z drugiej strony biorąc pod uwagę, że to nie moja sprawa, bo każdy nosi swój krzyż (karma) powinienem rzeczywiście koncentrować się na tych 5%. Jestem introwertykiem, a to oznacza, że nie czułbym się komfortowo w roli apostoła. Na razie więc przyjmuję tchórzliwą postawę wyczekującą. Zobaczymy co będzie.
O medytacji zamierzałem wspomnieć w poście który aktualnie przygotowuję, powinien ukazać się wkrótce. Moją intencja jest niepodawanie faktów bez odpowiedniego przygotowania kontekstu. W ten sposób przekazywane informacje są bardziej czytelne i mają więcej więcej czasu na osadzenie w umyśle. I o tym jak zdbać o higienę umysłu, jak używać medytacji do podwyższenia wibracji a tym samym empatii i nasiąkania inspiracją. Ajahn Brahma nie jest jedynym nauczycielem, jest ich wielu i wszyscy oni mają bardzo czyste umysły. Aby móc przekazywać wiedzę jako lamowie, bite trzy lata medytują wg. Instrukcji na ścisłym odosobnieniu bez kontaktu z rozpraszającym światem zewnętrznym. Zadnych książek pozadarmicznych, spotkań towarzyskich, gazet, internetu itp. Po tym okresie Rinpocze ma wgląd u umysł adepta i jeśli jest taka potrzeba okres odosobnienia jest przedłużany. Dopiero wtedy taki lama otrzymuje prawo do nauczania. Tak więc, jeśli zaufałaś Ajahnowi Brahmie to wiedz, że reprezentuje on te same nauki co wszyscy pozostali lamowie. Medytacji jest całe multum a ta o której wspominasz jest bardzo przystępna dla większości i jest godna polecenia.
Jestem ciekawa też Twoich sposobów, które pozwalają Tobie stać się lepszym "przekaźnikiem".
Szalenie interesuje mnie medycyna "dalekiego" wschodu. Czy planujesz publikacje na ten temat?
Jeśli chodzi o dwa powyższe zdania to wolałbym o tym poromawiać na chacie, i myślę, że będzie ciekawie. Podpowiem tylko hasło; Sandzie Menla.

Wiem, że nauczających jest wielu. Jednak to do jego wystąpień, oglądanych na razie tylko przez internet, mam duży sentyment. Jak to mówią nie patrz na palec, który pokazuje księżyc ale na sam księżyc. Jednak jako zwykły człowiek lepiej przyjmuję nauki od kogoś, kto ma zbliżone do mojego poczucie humoru, podobne zachowania czy po prostu w jakimś stopniu mnie przypomina.
Też jestem introwertykiem i uważam, że introwertycy mogą być świetnymi apostołami. Może po prostu lepiej nauczają np pisząc, a niekoniecznie stojąc wśród tłumu czy na mównicy.
Według mnie nie znaczy to jednak, że powinni się kajać i biczować zanim opowiedzą o swoich doświadczeniach czy obserwacjach. Co też nie jest równoznaczne z edukacyjnym terrorem i narzucaniem innym swojego zdania.
Czekam na wpis o medytacji i wkrótce się odezwę.