Bogactwo to zobowiązanie

in #polish4 years ago

Znacie jakiegoś milionera lub miliardera? Wiecie gdzie mieszka, jak żyje, znacie jego rodzinę? W życiorysach ludzi robiących kariery i zarabiających duże pieniądze bardzo często występuje moment zerwania z przeszłością, z korzeniami, z miejscem urodzenia. Jest to część pogoni za statusem, elitaryzmem, bardzo często przybierająca skrajne formy snobizmu czy nawet ojkofobii. Bogactwo dzisiaj znacząco różni się od tego historycznego, od tego jaki znali i zapamiętali nasi przodkowie.

Szybki i namacalny sukces jest najbardziej niszczący. Jeżeli ktoś budował biznes przez 40 lat, rzadziej skłonny jest do tak negatywnego nastawienia do otaczającego go świata. Większy problem ma drugie i trzecie pokolenie ludzi zamożnych, Ci dziedziczą duże przedsiębiorstwa lub duże ilości dóbr materialnych na które nie musieli pracować, co utrwala ich w przekonaniu, że są lepsi, bo skoro inni nie mają znaczy leniwi, albo durnie.

No i gdzie Ci wszyscy bogacze? Ano myślenie o sobie jako o „lepszym sorcie” sprzyja powstawaniu zamkniętych osiedli, czy całych miast zamieszkanych przez milionerów (Jak np. New Canaan w USA) Czyli żeby nie „pobrudzić” się zwykłymi ludźmi, zakładają swoje enklawy, by tam klepać się po pleckach jacy to są fajni, czasem tylko jadą na zakupy na miasto, by inni zobaczyli jacy to oni ładni i bogaci.

Nie zawsze tak jednak było. Historycznie bogactwo związane jest z konkretnym miejscem, z ziemią, bo to ona była źródłem dochodów od czasów antycznych. W rejonach ciepłych były to winnice czy sady oliwne, w zimnych nieprzemierzone lasy, z których można było rąbać drewno praktycznie bez ograniczeń, a w klimacie bliższym nam były to pola uprawne, sady, lasy, stawy itp. Był z takim sposobem zarobku jednak jeden duży problem, mianowicie zbiory są raz do roku, nie da się posiać w poniedziałek, zebrać w piątek i powtarzać przez cały rok, daje to dobry zarobek, jednak rozłożony w czasie.

Oznacza to, że tradycyjne bogactwo było nie tyle sztuką zarobienia, co przekazania majątku kolejnym pokoleniom i to te rody, które posiadły tą umiejętność stawały się najbardziej zamożne. Wobec tego jeżeli ród chciał żyć, budować majątek i rozwijać się przez pokolenia, musiał być w dobrych układach z ludnością wokół której żył, a trzeba pamiętać, że i ta ludność żyje na danym terenie przez pokolenia, więc miejscowi pamiętali z opowiadań i dziedzica i jego ojca, dziada i pradziada. Oczywiście zdarzały się przypadki nielubianych Panów i magnatów, ale Ci musieli się liczyć z mniejszymi zyskami z włości, czy też nieuczciwymi pracownikami i ogólną niesławą, co pomniejszało możliwości rozwoju.

Posiadający mieli więc moralny obowiązek dbania o swoje otoczenie. Byli fundatorami i organizatorami życia publicznego całej okolicy, w końcu jak chłopom na głowę kapie, to chorzy będą słabsi i słabiej będą pracować; jeśli kowalowi popękał piec i nie ma pieniędzy na jego naprawę to zamknie interes i żeby kupić podkowy czy naprawić kosę będzie trzeba jechać do najbliższego miasta nadrabiając drogi etc. Moralnym, finansowym i pragmatycznym obowiązkiem każdego bogatego była troska o wszystko wokoło.

Do tego dochodzi oczywiście Kościół i „Sojusz Pana i Plebana” czyli dbanie o doposażenie czy remonty lokalnego kościoła tak by ksiądz szeptął dobre słowo z ambony. Zachowanie statusu i dobrego imienia było najważniejszym „biznesem” tamtych ludzi, więc inicjowali targi, byli pracodawcami, troszczyli się o potrzebujących, byli mecenasami lokalnych artystów (by mieć pod ręką muzykantów, czy np. Malarza i nie musieć po takich posyłać do odległych miejscowości)

Najlepiej można to zobaczyć studiując historię zabytków w mniejszych miejscowościach. W moim mieście np. Ród magnatów ziemskich (a później i przemysłowych) oddał bardzo dobrze położoną działkę pod budowę kościoła i parafii, zlecił jej zaprojektowanie i sfinansował połowę budowy (resztę pokryto z dobrowolnych składek) Oddał kilka posiadłości na cele społeczne (parki, budynki administracji, szkoła i sierociniec) a także wspierał wiele innych inicjatyw co można przeczytać na tablicach upamiętniających w całym mieście.

W czasach postępującej globalizacji, gdzie nie wychodząc z domu można zostać milionerem w ciągu roku nie sądzę, by tradycyjny status osoby zamożnej powrócił do łask. Jedynie szaleniec mając miliony na koncie i mogąc opalać się na końcu świata będzie troszczył się o to, czy dzieci z podwórka na którym się wychował mają gdzie się bawić, a osoby starsze mają gdzie przesiadywać na ławce. Brakuje nam takich bogatych liderów-szaleńców.

Sort:  

Congratulations @bazan! You have completed the following achievement on the Hive blockchain and have been rewarded with new badge(s) :

You received more than 50 upvotes. Your next target is to reach 100 upvotes.

You can view your badges on your board and compare yourself to others in the Ranking
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word STOP

Do not miss the last post from @hivebuzz:

Feedback from the October 1st Hive Power Up Day
Hive Power Up Day - Introducing the Power Up Helper!

Tak to już teraz jest. Są "cisi" milionerzy, którzy nie chcą rozgłosu, są też ludzie, których zamożność jest powszechnie znana. Z racji udziału w kilku projektach społecznych czy charytatywnych, mam pewne obserwacje. Część bardzo zamożnych przedsiębiorców z zasady nie wspiera żadnych działań lokalnych, bo uważają, że skoro płacą ileś tam w postaci podatków, to są już niejako fundatorami wielu inwestycji. To ze strony średnich i małych firm częściej pochodzi wsparcie - czy to w postaci niewielkich kwot, czy (co często znacznie cenniejsze) - wykonania określonej pracy.

Historycznie i w moim miasteczku było podobnie. Pierwszy szpital, przytułek, apteka, duży nowy kościół, wsparcie rzemieślników osiedlających się w mieście (zwolnienia z podatków, a nawet materiały na budowę domu i warsztatu), nowe cechy i uzyskane przywileje to dzieło księżnej właścicielki.

Nie do końca tak jest jak piszesz we wstępie choć o dawnych czasach racja tak było. Rzucę kilka suchych faktów :
-80% milionerów dorabia się od zera a nie dziedziczy. Często są to ludzie z tzw marginesu lub osoby doświadczone przez los
-kilkadziesiąt % milionerów jeździ starym pickupem, a nie porshe czy lambo.
-Pieniądze nie powodują że ktoś staje się złym człowiekiem. pieniądze tylko potęgują to kim człowiek był przed wzbogaceniem się. złodziej będzie zawsze złodziejem cham chamem a poukładany pan Mietek poukładanym panem Mietkiem.
-Bogaci nie uciekają od swoich znajomych z dzieciństwa jest odwrotnie to znajomi, którzy nigdy nie opuścili swojej strefy komfortu mają żal że ich kolega ma miliony a oni nie. (info od 2-3 milionerów, z YT, którzy żałują że nie mogą spotkać się tak jak dawniej ze znajomymi z dzieciństwa na zwykłym grilu).
-Z analiz grupy docelowej przeprowadzonej przez firmę handlującą dobrami luksusowymi w USA wynika, że kupujący ich produkty robią to na kredyt (czytaj są biedakami i pozują na bogaczy)

Czy mogę powiedzieć że znam milionera osobiście? trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, bo to zależy kto co rozumie przez "znać milionera"według mojej definicji nie znam. Nie znam bo nie bylem u niego w domu i nie piłem z nim whisky w jego basenie czy jakuzi.
Piłem za to whiskey z osobą sprzedającą tulipany do Tesco dile na kilka milionów obrotu. Piłem też whisky z jego znajomymi każdy z nich ma jakiś biznes w stylu fabryka dżemów soków czy coś tam. Czy są milionerami? nie wiem, nie pytałem w każdym razie wszyscy są bardzo inteligentni mają ogromną wiedzę i wydają się bardzo kulturalni.
Bywałem też na różnych konferencjach czy wykładach biznesowych gdzie bywali mityczni milionerowie ;) pewnie wielu z nich podawałem rękę i zamieniłem 3 zdania czy mogę powiedzieć że ich znam? raczej nie.

Jeśli chcesz poznać kilku milionerów po kosztach to za 10zł za wstęp polecę Ci klub ;) wpisz na FB Klub Asbiro i dopisz swoje miasto wojewódzkie co kilka tygodni jakiś milioner przyjeżdża pogadać, słuchacze, to też czasami milionerzy. Więc łatwo poznasz swojego pierwszego milionera ;)

Oczywiście w tekście mocno uogólniam, celem było rzucenie pewnej idei. Związane jest to wszystko z całkowicie innymi realiami, historycznie „dorobienie się” zajmowało o wiele więcej czasu, hierarchie społeczne były bardziej widoczne i miały większe znaczenie, no i ta pokoleniowość: skoro 80% to tacy „self made man” to znaczy że fortuny są mniej trwałe/ nieumiejętnie przekazywane.

Nie chcę też być źle zrozumiany: pieniądze są osobiste i za nic nie mówię, że człowiek zamożny musi komukolwiek pomagać, zauważam tylko, że mając pieniądze mamy również nieporównywalnie większe możliwości. Faktem też jest, że na każdym kroku zamiast tabliczek „ufundowano przez iksińskiego” są tabliczki „ufundowano ze środków unii europejskiej” albo z „budżetu obywatelskiego” więc gdyby ktoś chciał pomóc to czasami nie dość że musiałby wypełnić 500 druczków i zabiegać o zgodę to jeszcze zewsząd informowany jest że każda wiata autobusowa, szkoła czy inna ławeczka jest fundowana, więc i mniejsza jest potrzeba takiego patrona, który i tak płaci już astronomiczne podatki.

W swoim życiu spotkałem jednego człowieka zamożnego, który wykorzystywał swoje pieniądze w słusznej sprawie, miał firmę budowlaną gdzie połowę pracowników stanowili alkoholicy, byli to ojcowie, albo wujowie znajomych czy też losowe osoby, które spotykał. Dawał im szansę: możesz pracować u mnie za pomoc murarza, tynkarza, kogoś tam jeszcze, ale będziesz trzeźwy i pójdziesz na odwyk. Wielu się udawało. Jest też w moim mieście milioner-przedsiębiorca, który jest bardzo miły, uczciwy i szczodry (wspierał OSP, sierociniec etc.) a jego syn o mało nie miał sprawy w sądzie, bo kazał sprzątaczce wiązać sobie buty, a ludzi traktuje na tyle źle, że menadżerowie nie pracują tam więcej niż 2 lata, a i zarządza tak, że może i firma długo nie pociągnie.

Przekaz brzmi: „Z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność” a pieniądze to wielka moc.

Temat sam jeszcze zgłębiam, a i oglądam czasem "Uczelnia ASBIRO" na YT, więc myśl może jeszcze kiedyś rozwinę .